Reklama

Lato 1992 było wyjątkowo upalne. Temperatury dochodziły do 40 st. C. Nie inaczej było 26 sierpnia, kiedy słupki rtęci pokazały nawet 34 st. C w cieniu. Nikt jednak nie podejrzewał, że prawdziwe piekło miało się dopiero zacząć.

Iskry, które rozpętały piekło

Była środa, tuż przed godz. 14, kiedy niemal jednocześnie z dwóch wież obserwacyjnych napłynęły meldunki o dymie, który został zauważony wzdłuż torów kolejowych linii Racibórz - Kędzierzyn. 

Reklama

W ciągu kilku minut pojawiły się trzy pożary - pierwszy w leśnictwie Nędza (południe od Kuźni Raciborskiej) na długości ok. 1,1 km, drugi w leśnictwie Kiczowa (na północ od Kuźni Raciborskiej) na długości ok. 800 m, a trzeci w leśnictwie Lubieszów (na północ od Solarni) na długości ok 1,4 km. 

Spowodował je snop iskier, który posypał się spod kół hamującego w pobliżu pociągu towarowego.

Do akcji gaśniczej przystąpiono natychmiast. W kwadrans od alarmu brało w niej udział już 10 jednostek. Strażacy skupili się przede wszystkim na ogniu, który pojawił się w leśnictwie Kiczowa - tam skierowano aż osiem zastępów.

Szybko okazało się, że sytuacja jest dramatyczna. Linia ognia w zastraszającym tempie przesuwała się w stronę dużego lasu, mimo starań strażaków.

Oprócz potwornego upału ich wrogiem okazał się dodatkowo wiatr, który wiał w porywach do 85 km/h i gwałtownie zmieniał kierunki. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się w tempie nawet 4 km/h. Stało się jasne, że żywiołu nie uda się powstrzymać w krótkim czasie. 

- Był olbrzymi wiatr. To wszystko przenosiło się z miejsca na miejsce. Myśmy musieli momentami gonić ten pożar, ale udawało się nam go opanowywać - wspominał w 2021 roku gen. bryg. Zbigniew Meres w portalu naszraciborz.pl. Strażak w 1992 roku jako Komendant Wojewódzki PSP w Katowicach był dowódcą działań ratowniczo-gaśniczych.

Po czterech godzinach od pojawienia się dymu pożar objął około 600 ha lasów, kolejne cztery godziny to już 2200 hektarów trawionych przez ogień.  

A to był dopiero początek największego pożaru w historii powojennej Polski i całej Europy Środkowej.

Największa ofiara

Trudne warunki raz pozwalały na gaszenie pożaru, innym razem ogień błyskawicznie pojawiał się za plecami i zmuszał strażaków do ucieczki.

Tak właśnie było po godz. 16 w okolicy Kuźni Raciborskiej, kiedy grupa 20 strażaków zaskoczona niespodziewaną zmianą kierunku wiatru i gwałtownym rozwojem pożaru w gęsto zarośniętych młodnikach, musiała porzucić sprzęt i ratować swoje życie.

Podczas odwrotu mundurowi zauważyli, że brakuje ich dwóch kolegów - st. asp. Andrzeja Kaczyny z PSP w Raciborzu (pośmiertnie awansowany na starszego kapitana), który jako jeden z pierwszych pojawił się na miejscu i przystąpił do akcji gaśniczej oraz druha Andrzeja Malinowskiego z OSP w Kłodnicy.

Grupa poszukiwawcza ruszyła im na ratunek, jednak ze względu na trudne warunki dopiero drugiej formacji udało się do nich dotrzeć.

Na miejscu ratownicy zastali jednak wstrząsający widok - cztery wraki wozów strażackich i zwęglone ciała kolegów. 38-letni Kaczyna zginął w kabinie wozu, a niespełna 33-letni Malinowski około 40 metrów od auta.

Strażacy byli jedynymi bezpośrednimi ofiarami śmiertelnymi tragicznego pożaru z 1992 roku. Ponadto 50 osób trafiło do szpitali, a około 2000 odniosło drobne urazy.

Pośrednio z powodu pożaru śmierć poniosła również 23-letnia kobieta. Gabriela Dirska prowadziła wózek z dzieckiem, kiedy pędzący do akcji gaśniczej wóz strażacki wpadł w poślizg. Na chwilę przed wypadkiem 23-latka zdążyła odepchnąć wózek. Niemowlę doznało niewielkich obrażeń, ale Gabriela zginęła na miejscu. 

26 dni walki

Do walki z żywiołem angażowano kolejne jednostki. Mimo dramatycznej walki, o godz. 7 rano w czwartek (27 sierpnia) ogień trawił już ok. 3800 ha.

- Wysiłek był z naszej strony bardzo wielki, a nie było widać efektów tej pracy. To, co aura wyprawiała z nami, to nie jest do opisania - wspominał w itvm.pl w 30. rocznicę pożaru asp. sztab. w stanie spoczynku Stefan Kaptur, który w 1992 roku był na stanowisku zastępcy dowódcy JRG PSP w Raciborzu. 

Nadzieja pojawiła się dopiero w niedzielę, 30 sierpnia, w godzinach porannych. Wówczas żywioł opanowano. 

Dwa dni później - 1 września - z pomocą przyszedł upragniony deszcz. - Ludzie się cieszyli jak małe dzieci. Łącznie ze strażakami. Ten deszcz pomógł zdławić pożar - powiedział w itvm.pl asp. sztab w stanie spoczynku Jerzy Jarosz, który w 1992 roku był na stanowisku technika w JRG PSP w Krapowicach.

Nie oznaczało to jednak końca działań. Akcja gaśnicza m.in. palących się torfowisk trwała przez kolejne trzy tygodnie. Sztab rozwiązano 20 września.

Lasy Państwowe informują, że w szczytowej fazie pożaru w akcji brało udział prawie 11 tys. osób. Z ogniem walczyło 4700 strażaków z 34 województw (istniało wówczas 49), 3200 żołnierzy, 650 policjantów, 1220 osób z obrony cywilnej, 1150 pracowników Służby Leśnej. W pomoc zaangażowała się także niezliczona liczba cywilów.

Do walki z żywiołem wykorzystano m.in. 860 wozów bojowych straży pożarnej, cztery helikoptery, 27 samolotów, 48 ciągników ciężkich i specjalistycznych, 25 ciągników rolniczych oraz 36 kolejowych cystern na wodę.

Koszt akcji gaśniczej Lasy Państwowe oszacowały na 12 mld zł.

Apokaliptyczny obraz

Kiedy piekielny ogień udało się ugasić, z dymu wyłonił się apokaliptyczny obraz. 

Pożar ostatecznie objął powierzchnię 9062 ha - w nadleśnictwach Rudy Raciborskie (4480 ha), Rudziniec (2352 ha) oraz Kędzierzyn (2230 ha), a żywioł strawił 8461 ha powierzchni leśnej. 

Całkowitemu spaleniu na całej powierzchni pożarzyska uległy poziomy próchniczne gleb, stanowiące naturalny rezerwuar składników pokarmowych. Dodatkowo zmiana chemiczna gleb przyniosła zdecydowane pogorszenie się warunków siedliskowych. W pożarze zginęły również liczne leśne zwierzęta.

Lasy Państwowe oszacowały, że straty (według obowiązującej w LP metodyki i stawek z 1992 r.) w drzewostanach wyniosły 354,6 mld zł, a w infrastrukturze technicznej 13,1 ha. Doliczając do tego wspomniane wcześniej koszty akcji gaśniczej, daje to łącznie kwotę 397 mld zł! 

W samym Nadleśnictwie Rudy Raciborskie zniszczonych zostało 75 km dróg, 15 przepustów, 15 km rowów przydrożnych.

Ogromne straty poniosła również Straż Pożarna. Spłonęło 15 wozów, 26 motopomp oraz 70 km węży strażackich. 

Od pożaru mija w tym roku 32 lata. Dziś w tym miejscu znowu rośnie las, dzięki wielkiemu wysiłkowi leśników. Doświadczenie z dramatycznej akcji posłużyło z kolei strażakom do tworzenia krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego, który powstał w 1992 roku. 

Reportaż Henryka Szymury z pożaru lasu w Kuźni Raciborskiej, nagrany amatorską kamerą w 1992 roku.