Reklama

- Gdy dowiedziałem się,  że jedziecie nam pomóc, dostałem gęsiej skórki - mówi Bill Sprenger, gdy zatrzymuje przy nas dostawczaka. Auto jest śnieżnobiałe. Wygląda jak z innego, starego świata, bo wokół nas jest teraz tylko czerń. Ogień wypalił tu tysiące hektarów lasów i  wypala kolejne. I to ten żywioł mają zatrzymać polscy strażacy. 

- Nie potrafię gasić pożarów, więc robię, co mogę, żeby pomoc. Rozwożę wodę i jedzenie - dodaje. Z auta wyciąga jeszcze jeden kolor: to żółć melonów. Przywiózł je dla polskich strażaków.  - Wasza  pomoc tak chwyta za serce, że mam łzy w oczach. Bardzo wam dziękuje. Francuz ma szkliste oczy. - Jeśli kiedyś będę mógł się odwdzięczyć, przyjadę do was. Bill Sprenger składa tę obietnicę we francuskich Landach 2 tysiące kilometrów od granicy z Polską.

Płoną Landy

Reklama

Landy to największe sztuczne lasy zasadzone przez człowieka w Europie.  Przez tysiące lat, były to tereny bagniste. XVIII wieczni malarze uwiecznili chłopów chodzących tu na szczudłach przez mokradła. Wraz z rewolucją francuską, a potem przemysłową postanawiano bagna zalesić. To dlatego rosną tu tylko lasy sosnowe i to one teraz płoną.

- Tu bywało gorąco, ale w tym roku: trzy miesiące bez ani jednej kropli deszczu, to jednak wyjątkowa sytuacja - mówi Danielle, która mieszka tu od 50 lat. - Cały czas temperatura oscylowało koło 40 stopni. Wszystko spalone słońcem, rośliny przestały rosnąć, drzewa zaczęły zrzucać  liście na początku wakacji. Gdy wybuchł pożar, lasy płonęły więc jak pochodnia.  

Danielle uciekła tu przed zgiełkiem Paryża, a Landy latami gwarantowały spokój.  Nie ma tu nic poza lasami i kilkoma wsiami. Spokój był do tych wakacji.

- Mnie to naprawdę zszokowało, że przyjechaliście nam pomóc.  Dla mnie to oznacza, że Europa potrafi się zmobilizować:  odpowiedziała na naszą prośbę o pomoc. Przyjechaliście z tak daleka, bo dla nas Polska to naprawdę daleko. Wspólna europejska mobilizacja na wypadek kryzysu. Robi mi się ciepło na sercu, jak o tym myślę. Obok Polaków Francuzom pomagają strażacy z Rumunii, Niemiec, Austrii, Holandii i Grecji, a nawet z Polinezji Francuskiej.

Płonie Żyronda

Landy graniczą z departamentem Żyrondy. Stolicą jest Bordeaux, miasto wina. Ten  historyczny region też płonie. Ogień oszczędza miasto i przedmieścia, ale 30 km od tego najpiękniejszego miasta Francji  (Stendhal), znów pojawia się kolor czarny. - Moi przodkowie kupili tę winnicę od Monteskiusza -  mówi YVES Mireille Guitet. Twierdzi, że jego winnica to jedna z trzech najstarszych we Francji.  Winogrona mieli tu uprawiać już Rzymianie. Tajemnica sukcesu to białe kamyczki, które YVES Mireille Guitet trzyma teraz w dłoniach. Nagrzewają się w ciągu dnia, chroniąc przed wysokimi temperaturami korzenie winorośli, a nocą oddają ciepło ziemi. W tym roku ciepła jest za dużo. Winogrona są mniejsze. W Żyrondzie nie pada od miesiąca, a afrykańskie temperatury utrzymują się od maja.  - Pożary już były w tym rejonie, ale nigdy nie następowały po sobie i nie były tak wielkie.  Przyjazd waszych strażaków to czysta polityka. Dlaczego nie było Was tu wcześniej? Teraz jest już za późno.  

Płonie Francja

We Francji trwa największa susza w historii pomiarów. Na Korsyce kończy się woda pitna, Dolinę Loary można w kilku miejscach przejść suchą stopą, po Wielkim Kanionie Europy (Verdon) nie można pływać kajakami, bo poziom wody obniżył się o 6 metrów (!). Sucha Francja jest jak podpałka. Spłonęło już ponad 60 tysięcy hektarów, ponad 50 tysięcy Francuzów ewakuowano.  Najtrudniejsza sytuacja jest teraz w Landach i Żyrondzie.

 Strażacy nazywają to Wildfire, czyli pożarami obszarów naturalnych. Każdy ma inną dynamikę, ale jedną cechę wspólną - potrafią się błyskawicznie rozprzestrzeniać i niszczyć wszystko na swojej drodze. Ogień przenoszący się czubkami drzew i może osiągać prędkość nawet 150 kilometrów na godzinę.  W Żyrondzie i w Landach jednego dnia spłonęło 7 tysięcy hektarów. Co minutę ogień powiększał się o przestrzeń  jednego boiska piłkarskiego. Francuzi rzucili do walki z żywiołem ponad tysiąc strażaków, ale ogień trawił kolejne hektary, a potem zaczął "wyskakiwać spod ziemi". Lasy w Landach leżą na torfowej glebie, a ta może płonąc tygodniami. Ogień rozpala się więc pod stopami nawet do 200 stopni i szuka ujścia.  Nie widać go, wydaje się, że sytuacja jest opanowana, po czym pożar wybucha 200 metrów dalej.  Francuzi uznali, że to jest moment, w którym trzeba poprosić o pomoc Europę. 

Europo pomóż!

Francuski rząd zdecydował się uruchomić Unijny Mechanizm Ochrony Ludności. Państwo unijne sięga po niego, gdy katastrofa naturalna przerasta możliwości obronne danego państwa.  I tak jest w tym wypadku. - Kończą nam się nam środki w ludziach i sprzęcie - słyszę od francuskich strażaków.  Państwa unijne nie mają obowiązku pomóc, ale mogą. Polska do Francji wysyła 146 strażaków i 49 wozów bojowych. Najwięcej z całej Europy.  Claire Kowalewski, reprezentująca Unię Europejską na miejscu pożaru mówi mi:   - To piękny przykład tego, jak Unia Europejska może działać. Wykorzystuje mechanizm, który sama stworzyła 21 lat temu. Długo wydawała się, że nigdy go nie użyje, a przecież zespoły strażaków z całej Europy od lat ćwiczyły i ustalały wspólne procedury. To właśnie umożliwiło przyjazd polskiej ekipy do Francji. Polacy rok temu pomagali w Grecji, wcześniej w Szwecji. Polska zawsze angażuje się  i jest dobrze z tego znana.

Polski strażak, chcący zachować anonimowość - Wielu z nas nie wierzyło, że kiedykolwiek doczeka, żeby unijne procedury sprawdzić w praktyce. Myśleliśmy, że skończy się to na ćwiczeniach, a tu proszę: trzeci rok z rzędu gasimy pożary poza granicami Polski.

"Z takim sprzętem w kosmos można lecieć"

- Od miesiąca walczymy dzień w dzień z ogniem, zastrzyk świeżej strażackiej krwi, to ogromne wsparcie - general   Marc Vermeulen
komendant strażaków w departamencie Żyrondy.  Mówi to na godzinę przed przyjazdem Polaków, gdy pytam o sens polskiej pomocy. Na Polaków czekają francuscy strażacy i mieszkańcy Hostens, miejscowości, która stała się siedzibą międzynarodowego sztabu i obozem dla strażaków z 7 krajów Unii Europejskiej. Leży dokładnie pośrodku spalonych lasów.  

- Polacy są tak  zmotywowani, że gdy stanęli w korkach na trasie, byli zmartwieni, że to opóźni ich prace. Uspokoiliśmy ich że tu będzie co robić jeszcze przez kilka dni - Claire Kowalewski. We Francji trwa długi weekend, na autostradach utworzyły się stukilometrowe korki,  a Polacy mają do pokonania w sumie 2 tysiące kilometrów przez całą Europę.

Wreszcie są. Sznur aut rozciąga się na ponad kilometr.  Mieszkańcy Hostens machają i przecierają oczy ze zdumienia. Polacy przyjechali najnowszy sprzętem. - Z takim sprzętem można by ich wysłać w kosmos i też by sobie poradzili - mówi mi z dumą Władysław Ślepowron-Jaruzelski.  W trakcie tegorocznych pożarów musiał 4 razy ewakuować się z rodziną. Tyle razy pożar podchodził pod jego dom.  Mieszka we Francji od urodzenia, ale mówi piękną przedwojenną polszczyzną. Zgłosił się jako wolontariusz na tłumacza. Gdy teraz widzi Polaków, w oczach ma łzy wzruszenia i dumy.

Brygadier Grzegorz Borowiec, dowódca Polaków: - Jechaliśmy "na pusto" (auta nie miały wody) - by nie niszczyć opon i by szybciej tu przyjechać.  Jak tylko uzupełnimy wodę, ruszamy od razu do akcji. Nasze zadanie: zatrzymać  pożar, tak by nie przedostał się na druga stronę linii wyznaczonej przez Franzów.  Dowódca polskich strażaków mówi płynnym angielskim. Robi wrażenie na francuskich dziennikarzach. Polacy jechali tu trzy dni i już rwą się do pracy.

- Mamy wsparcie od francuskiej ludności. Francuzi machali do nas na trasie, wywieszali transparenty.  To nas jeszcze bardziej motywuje do ciężkiej pracy i udowodnienia, że możemy im pomoc - Grzegorz Borowiec.

Polacy przywożą zmianę pogody. Nadciąga front burzowy. To tak zwane suche burze. Mało deszczu, dużo wiatru i grzmotów. To nie są dobre informacje, tłumaczy dowódca.  - Musimy być czujni.  Burze z piorunami mogą inicjować pożary, w miejscach, które nie zostały spalone do tej pory.  Możemy się spodziewać, że coś zapali się nagle za naszymi plecami.  

Strażacy przyjeżdżają o 19.00. Dwie godziny później pierwsze zespoły ruszają do walki z żywiołem, reszta buduje obóz.

Smak życia

Smak życia to francusko-hiszpański film sprzed 20 lat. Opowiada o programie międzynarodowej wymiany studentów Erasmus. Według francuskich dziennikarzy to co dzieje się teraz w Hostens, gdzie stacjonują strażacy z całej Europy, to  strażacka wersja Erasmusa. Tylko że tu walczy się nie o oceny w indeksie, ale o życie.

Polacy rozbijają obóz. Mają namioty i kontenery. Wciągają na maszt biało-czerwoną flagę. Idea takich akcji: każdy zagraniczny moduł strażacki musi być samowystarczalny przez pierwsze 72 godzin akcji. Musi mieć wystarczającą ilość paliwa, wody i jedzenia. Tak by, od razu był gotowy do akcji. Dowodzi państwo, które poprosiło o pomoc, ale w sztabie biorą udział dowódcy każdego z krajów. Francuzi pozwalają mi wejść do sztabu i objaśniają.  - Nawet jeśli nie mówimy tym samym językiem, to gdy stajemy przed mapą i ustalamy cele akcji, to się rozumiemy. Wszyscy jesteśmy strażakami i  mamy taką samą misję: ratować ludzi  - wyjaśnia mi generał   Marc Vermeulen.   - Strażacy z Unii Europejskiej podlegają pod dowództwo francuskie, ale każdy z zespołów ma  swojego oficera łącznikowego, który bierze udział w sztabie.  Wspomagają nas oficerowie z unii europejskiej   - Fabien Buccio prefekt departamentu Żyrondy.

Każde państwo ma też swój własny sztab i swoje dowództwo. Polacy są świetnie przygotowani. W namiocie dowództwa: komputery, rzutnik, mapy. Obok auto z łącznością satelitarną. Mają nawet klimatyzacje. Francuzi przecierają oczy ze zdumienia.  Polacy przywieźli też pralki. Są samowystarczalni.

Misja Francja (tak nazwano wyjazd Polaków) została zaplanowana na 10 dni.  To od państwa, które prosi o pomoc i uruchamia unijną procedurę, zależy czy misja się wydłuży. Państwa, które pomagają, mogą, ale nie muszą   zgodzić się na przedłużenie pobytu strażaków. 

W samym centrum obozu mieszkańcy Hostens organizują kuchnię. Są świetnie przygotowani. Wyzwanie ogromne: wyżywić ponad 1000 strażaków. Gotują w domu, przywożą ciepłe dania w termicznych pudełkach. Lokalni przedsiębiorcy dostarczają wodę, owoce, słodycze.  To w tej prowizorycznej stołówce spotykają się strażacy z całej Europy. Przy jednym z deserów kartka. "Dziękuję za uratowanie mojego domu. Nina lat 12". 

Tuż obok jadalni prowizoryczny salon fizjoterapeutyczny. Mieszkańcy znający się na masażu, lokalni osteopaci i fizjoterapeuci.  -Oni kładą się i zasypiają od razu ze zmęczenia - mówi jedna z masujących.

"Wypalić swój las"

- Zna pan dorobek Vauban’a? - pyta mnie prefekt Żyrondy i pochyla się nad mapą departamentu.  Znam dzieła inspektora twierdz Ludwika XIV, ale nie wiem, co ma to wspólnego z pożarami w XXI wieku.   - Robimy to, co Vauban, budujemy fortecę. Otaczamy nasze lasy pierścieniem przecinki. To naturalna forteca. Francuzi, by walczyć skuteczniej z żywiołem, wycinają lasy, tak by ogień nie mógł się już dalej przenosić.  To wyścig z czasem. Muszą wycinać szybciej, niż ogień się rozprzestrzenia - wyjaśnia.

Druga metoda jest równie trudna. To kontrolowane wypalenie lasów. Cel ten sam, pozbawić ogień paliwa, czyli drewna i tlenu. Trzeba to robić niezwykle umiejętnie, by nie pogorszyć sytuacji. Francuscy dziennikarze nagrywają wypowiedź strażaka, który podpala drzewa i płacze do kamery: - To wbrew naturze. Pochodzę stąd, wypalam własny las!  To pokazuje, w jak dramatycznej sytuacji znalazł się człowiek w starciu z żywiołem.

Polacy otrzymują mniej spektakularne zadanie, ale równie ważne. Muszą lokalizować podziemne pożary i zalewać je wodą. Na ogromnych przestrzeniach co chwilę spod ściółki leśnej wyłania się dym, to znak, że 20 centymetrów niżej, jest zarzewie kolejnych pożarów. To przypomina syzyfowe prace, bo torf wypala się tygodniami. Temperatura powietrza dochodzi do 40 stopni, gorąc bije też od ziemi. Przyglądam się tej walce z boku i doznaję przedziwnego uczucia, czuję, jak grzeją mi się stopy. Najpierw myślę, że to złudzenie, ale po chwili dotykam piasku, parzy.  Tu musiałoby padać dwa tygodnie bez przerwy, by zgasić pożar - mówią strażacy.

Night Watch

Jest już wieczór. Jedziemy przez lasy i nagle zatrzymujemy się. Znów wiatr rozpalił kolejny ogień. Mój operator robi ostatnie ujęcia tego dnia.  Zaraz będą tu strażacy, ale najpierw podjeżdża do nas osobowe auto. W środku dwóch mężczyzn, ubranych są w żółte kamizelki. I seria pytań: Co tu robimy? Gdzie nasze legitymacje prasowe? Czy wiemy, że las może zapalić się, jeśli nie wyłączymy silnika auta zaparkowanego na leśnej drodze? To mieszkańcy Landów, którzy zorganizowali własną leśną straż.  - To my naprawdę walczymy z pożarem - mówią mi. Według francuskich policyjnych statystyk: 9 na 10 pożarów wybucha przez człowieka, co trzeci wywołany jest celowo.  Od początku wakacji złapano już 25 piromanów. 

Gorąca pointa

Bill Sprenger wręczył polskim strażakom melony i wodę. Wsiada do auta i rusza szukać kolejnych zastępów. -Musimy szybko cos zrobić z ociepleniem klimatu!! Mamy bombę pod nogami, która zaraz wybuchnie.  Niech Pan zobaczy na Hiszpanie, Portugalie, tam wszystko płonie - mówi.

Od początku roku w całej Europie wypaliło się już ponad 650 tysięcy hektarów lasów.  W całej Europie do końca lipca spadło 40 procent mniej deszczu niż rok wcześniej. Francuzi już mówią, że woda staje się towarem równie deficytowym, jak teraz gaz czy ropa.

Starszy kapitan Adam Gieras gasił pożary w Grecji, teraz gasi we Francji:  - Klimat się zmienia tak szybko.  Wszystko, co się tu dzieje we Francji, z czym tutaj walczymy - pożary tej wielkości, za dwa trzy lata, mogą pojawić się u nas.  To niestety boleśnie realistyczne spojrzenie.