Kontynuatorem działalności tego wikińskiego portu i osady jest Gdańsk. Ale odnalezienie tego miejsca wcale nie było łatwe. Mimo pewnych wskazówek sprzed ponad tysiąca lat.
O tym, że Truso (bo tak nazywała się osada, o której będzie ta historia) istniało - było wiadomo dzięki średniowiecznym zapiskom. Miejsce to opisał anglosaski podróżnik Wulfstan, który dotarł tam około roku 890. Wulfstan działał na dworze króla Wessexu - Alfreda Wielkiego. Ten - jeden z najwybitniejszych królów wczesnej historii Anglii - zlecił Wulfstanowi przygotowanie opisu basenu Morza Bałtyckiego. Chciał wiedzieć jakie ludy żyją po obu stronach Bałtyku. I jego wysłannik wywiązał się z zadania. Docierając do dzisiejszego Zalewu Wiślanego, opisał osadę, która się tu znajdowała. Wysłannik królewski zanotował, że w pewnym momencie wpłynął na Zalew Estyjski (dziś Wiślany). Od południa miała do zalewu wpływać rzeka Wisła, a od wschodu rzeka Ilfing (dzisiejsza Elblag, która wtedy miała nieco inne koryto). - Opis był dość precyzyjny - mówi mi Marek Jagodziński, archeolog, który Truso odkrył. Na pytanie jak doszło do zlokalizowania miejsca, gdzie leżała osada mówi: - Mieliśmy Jezioro Drużno przylegające do wysoczyzny Elbląskiej. Na zachodzie są Żuławy Wiślane i tereny depresyjne, więc tam nie spodziewałem się znaleźć czegokolwiek. Teren gdzie pozostałości Truso odkryliśmy, wydawał się najdogodniejszy do założenia osady. Ale dokładne położenie Truso było przez długi czas nieznane. Teren Żuław Wiślanych zmienił się topograficznie przez ostatnie tysiąc lat. - Wikińska osada funkcjonowała tu od początku VIII, aż do wieku X - mówi Marek Jagodziński. Znajdowała się na pograniczu prusko-słowiańskim. Na wschód od niej mieszkały plemiona pruskie, a na zachód Słowianie. Dlaczego Wikingowie zdecydowali się osiąść właśnie tu? Archeolog wyjaśnia, że w okresie wikińskim powstało wiele tego typu osad - portów handlowych. Truso zbudowali najprawdopodobniej Duńczycy. Choć na terenie osady znaleziono przedmioty wskazujące na to, że mieszkali tu także przybysze ze Szwecji czy Norwegii.
Marek Jagodziński dobrze pamięta moment odkrycia osady. - To było wiosną 1981 roku. Robiłem wtedy objazd rowerem wokół Jeziora Drużno. Wjechałem na taki niżej położony teren i tam wtedy zaczęły w słońcu błyskać na polach bursztyny. Było sporo zwykłych bryłek, ale był też pionek do gry w skandynawską grę planszową, kości zwierzęce i ceramika. Archeolog wstępnie oszacował powierzchnię osady na 5 hektarów. Dziś wiemy, że zajmowała ona powierzchnię prawie cztery razy większą. Ale nie od razu wiedziano, że odkryta osada należała do Wikingów. Przypuszczano, że mogli tu mieszkać Prusowie. Jednak razem z postępem badań wykopaliskowych odkrywano coraz więcej takich obiektów, które pozwoliły określić czas, w jakim powstała osada, jaką funkcję pełniła i kto w niej mieszkał. Wszystko mówiło, że osada należała do przybyszów ze Skandynawii. Do Wikingów...
Kiedy słyszymy "Wiking" - w naszej głowie powstaje obraz masywnego mężczyzny, w rogatym hełmie na głowie, często z brodą. Wiemy, że byli waleczni i bezwzględni. Łupili sąsiadów i siali postrach. Ale to obraz dość stereotypowy. W Truso było inaczej. Marek Jagodziński przyznaje, że Duńczycy rzeczywiście poczynili duże spustoszenia w państwie Franków i tam mówiono o ich krwawych wyprawach. Podobne doświadczenia z Wikingami mieli średniowieczni mieszkańcy dzisiejszej Anglii. Ale Wikingowie z Truso zajmowali się....handlem i rzemiosłem. Podczas wykopalisk okryto wiele warsztatów rzemieślniczych. Mieszkańcy osady zajmowali się obróbką poroża i bursztynu, wytwarzano tu grzebienie i szklane paciorki. Była pracownia złotnicza. Wyroby, jakie tu znaleziono, miały zdobienia nawiązujące do mitologii skandynawskiej. Przedstawiały one Odyna - boga, który jest centralną postacią w mitologii nordyckiej, Thora - syna Odyna, a boga burzy i piorunów, patronującego ognisku domowemu. Był też Loki - olbrzym, zaliczany w poczet bogów, który potrafił zmieniać się w zwierzęta. Były i Walkirie - córki Odyna, które z pól walki sprowadzały dusze poległych, dzielnych wojowników do Walhalli, czyli krainy wiecznego szczęścia. - Truso było dość dużą osadą - mówi Marek Jagodziński. Mieszkało w nim około tysiąca osób - co jak na czasy wczesnego średniowiecza i warunki basenu Morza Bałtyckiego było niezłym osiągnięciem.
Zabudowa była charakterystyczna dla Skandynawii. Domy w strefie portowej były szczytami (czyli węższymi bokami) zwrócone do linii brzegowej. Domy budowano z drewna i miały one konstrukcję słupową. Średni budynek miał 5 na 10 metrów, w ale były też i znacznie dłuższe. Dachy były kryte prawdopodobnie trzciną. Rekonstrukcje takiego domu z Truso można obejrzeć na dziedzińcu muzeum w Elblągu. Wikingowie z Truso handlowali także z mieszkańcami odległych terenów. W odkrytej koło Elbląga osadzie produkowano miecze, broń, przygotowywano skórki ze zwierząt futerkowych. Ale handlowano tu także niewolnikami, co przynosiło spore zyski. Na terenie Truso znaleziono kajdany do skuwania rąk. Niewolnikami byli Bałtowie, Słowianie, ale także Skandynawowie. Ten proceder był dość powszechny w tamtym czasie. Towary wędrowały na północ, do Starej Ładogi i dalej, a w drugim kierunku, na południe - Wisłą, Bugiem i Dnieprem nad Morze Czarne. Trafiały do Bizancjum i do Kalifatu Arabskiego. W Truso odkryto ponad tysiąc arabskich monet.
Dotychczas przebadano niewielki fragment Truso. Przez strefę peryferyjną osady przebiega droga krajowa numer 7. Tę część badano 2 lata. Prace idą wolno ze względu na ogromną liczbę znalezisk. Badania są kosztowne - znalezione artefakty trzeba zakonserwować, opracować, przeprowadzić badania chemiczne i inne. - Dziś jest i tak łatwiej niż na początku poszukiwań - mówi odkrywca Truso. Mamy nowocześniejszy sprzęt. Drony, georadary. Nie musimy szukać w ciemno. Jednym z najbardziej wartościowych przedmiotów, jakie tu znaleziono, jest amulet odkryty w 2007 roku. To dwa rozdzielacze pasa w formie medalionu, ze srebrnym pierścieniem w środku. Można je obejrzeć w muzeum w Elblągu. Podobnie jak i inne znaleziska. W jednym z miejsc, gdzie stał budynek mieszkalny, znaleziono 100 monet srebrnych i 100 odważników. - Musiał tu mieszkać bogaty jarl - mówi Marek Jagodziński. Na terenie tego domu odkryliśmy też pionki do gry w Hnefatafl. Kilka było wykonanych z fiszbiny wieloryba, których w Bałtyku nie ma, a na które polowali Norwegowie. Oni też korzystali z kompasów słonecznych. Fragmenty takiego przyrządu znaleziono w Truso. Czy bogaty jarl był członkiem królewskiego rodu - naukowcy pracują nad tym, by go zidentyfikować. Czy wykorzystywał grę Hnefatafl tak jak inni Wikingowie? - Ta gra była podobna do szachów czy warcabów. Była ważna dla Skandynawów - mówi Marek Jagodziński. Rozumni mężowie nie tylko musieli umieć pisać runy, jeździć konno i strzelać z łuku. Musieli też umieć grać w Hnefatafl. A służyła ona nie tylko rozrywce. Tę grę traktowano jako przepowiednię. Zasiadano do gry przed wyprawą - ten, kto wygrał, mógł bez obaw ruszać na tak zwany wiking. Jeśli przegrał - wyprawę odkładał. Co ciekawe w tę grę grano także podczas żeglugi - służyła do tego plansza z dziurkami, w które wkładano pionki, które miały pod spodem małe kołeczki. Planszy do gry (takiej jak odkryta na przykład w Irlandii) w Truso nie znaleziono. Nie udało się tu znaleźć żadnego przedmiotu z drewna, ponieważ uległy one zniszczeniu w wyniku melioracji tych terenów, które prowadzono w wieku XIX. Poza tym archeolodzy mają, niestety, w Truso konkurencję - czyli poszukiwaczy skarbów. Tereny gdzie leżało Truso są dziś własnością prywatnej osoby - rolnika. Nie uprawia on ziemi. Ogranicza się jedynie do koszenia trawy. Udostępnia też teren naukowcom. To, co zostanie tam znalezione - należy do państwa. - Niestety w wyniku nielegalnych poszukiwań straciliśmy część przedmiotów - mówi Marek Jagodziński. Na przykład złoty królewski pierścień, jaki widziałem tylko na zdjęciu, które ktoś mi kiedyś pokazał - mówi archeolog. Szczęśliwie mieszkańcy pobliskiego Janowa - sami dbają o zabezpieczenie terenu i intruzów przeganiają. Chcieliby, żeby powstało tu kiedyś muzeum - może na wzór Biskupina.
Truso upadło pod koniec okresu wikińskiego, czyli w X wieku. W tej części Europy pojawia się chrześcijaństwo. I jego pierwsze - na ziemiach dzisiejszej Polski - ślady znaleziono właśnie w Truso. W osadzie Wikingów. Są to pochodzące z pierwszej połowy IX wieku bursztynowy krzyżyk, moneta przerobiona na medalik i figura Chrystusa z rozłożonymi rękami w typie wielkomorawskim. Odkryto także naczynia liturgiczne. A wszystko pochodzi z okresu o sto lat wcześniejszego, niż czas, w którym na tych terenach działał Święty Wojciech - patron Polski. Czy przebywał także w Truso? - To dość prawdopodobne - mówi Marek Jagodziński. Mieliśmy tu pogranicze słowiańsko-pruskie. Dodajmy, że jako miejsce śmierci Świętego Wojciecha część badaczy wskazuje okolice niegdysiejszej, pruskiej osady Cholin, która znajdowała się na południowym brzegu ....Jeziora Drużno.
W Truso znaleziono ślady chrześcijaństwa, ale okolica wydaje się też ściśle związana z wierzeniami ludów północy. W tak zwanej Eddzie Młodszej - czyli dziele islandzkiego poety i pisarza - Snorrego Sturlusona (pochodzącej z XIII wieku) jest pewna wzmianka, którą przywołuje Marek Jagodziński. - W tym utworze bóg Odyn jest pytany, czy wie, jak nazywa się rzeka oddzielająca kraj Bogów, od kraju Olbrzymów. A Odyn uśmiecha się i mówi: Ifing. Wulfstan w swoim przekazie o Truso nazywa te rzekę Ilfing. Dziś to rzeka Elbląg - podkreśla archeolog i dodaje, że nazwa Truso zachowała się w nazwie jeziora, nad którym osada leżała - Jeziora Drużno. Jeśli chcielibyście rzucić okiem na dawne Truso, na teren gdzie się znajdowała - pojedźcie do pobliskiego Janowa. Tam można zobaczyć fragmenty osady Wikingów. Jedynej odkrytej do dziś na terenie ziem Polski. Jedynej, bo - jak podkreśla Marek Jagodziński - Wolin - wbrew popularnym opiniom - był słowiański, założony przez Słowian, a nie wikiński. Choć mieszkali w nim także przybysze ze Skandynawii.