Reklama

Cała rodzina ślimaków olbrzymich Achatinidae liczy ponad 200 gatunków. Wszystkie łączą dwie cechy: są ogromne i pochodzą z tego samego regionu subsaharyjskiego.

Ale od dawna już ich zasięg nie ogranicza się do kontynentu afrykańskiego. Ślimaki olbrzymie szybko zdobyły nowe tereny. Oczywiście przy znaczącym udziale człowieka.

Reklama

Achatina fulica to jeden z największych inwazyjnych i niebezpiecznych dla zdrowia i życia gatunków. Przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody (IUCN) umieszczony na szczycie 100 najgroźniejszych. Jest pośrednim żywicielem kilku gatunków nicieni, w tym Angiostrongylus cantonensis, wywołującym m.in. zapalenie opon mózgowych i mózgu, które może zakończyć się śmiercią.

Plaga roznosząca pasożyty

Żeby nie było wątpliwości, inne gatunki z tej rodziny także roznoszą pasożyty, ale akurat Achatina fulica zdobywa błyskawicznie nowe tereny. Od lat z plagą afrykańskich ślimaków olbrzymich walczą kolejne kraje Ameryki Południowej i Północnej. W 2019 roku stały się wrogiem nr 1 dla kubańskich epidemiologów i rolników, którzy obawiali się ataku na swoje uprawy. Bo te mięczaki są niewybrednymi fitofagami - żerują na różnych gatunkach roślin.

Po raz pierwszy zostały zaobserwowany na Kubie w 2014 roku, by po pięciu latach opanować niemal całą wyspę włącznie ze stolicą Hawaną. Kubańska prasa rozpisywała się o zagrożeniach, jakie niesie kontakt ze ślimakami olbrzymimi.  Donoszono, że wiele rodzin zabrania dzieciom zabawy na świeżym powietrzu, ponieważ afrykańskie mięczaki przenoszą groźne choroby, takie jak zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, zapalenie oskrzeli czy schorzenia jelitowe.

 - Ludzie dotykają ślimaków, a potem jedzenia i to wystarczy, by się zarazić - wyjaśniał stacji BBC prof. Luz Elena Velasquez z Kolumbii.
Zagrożenie jest więc realne. Ślimaki są obwiniane o przypadki śmierci na zapalenie mózgu w Ekwadorze, Wenezueli, Peru i Brazylii, a także w USA. W 2017 roku epidemiolog stanu Hawaje Sarah Park stwierdziła, że kiedyś nie było żadnego przypadku przez wiele lat, obecnie ma około dziesięciu stwierdzonych zarażeń Angiostrongylus cantonensis rocznie.

Od pierwszych obserwacji afrykańskich ślimaków olbrzymich mija zwykle parę lat i... W ubiegłym roku długotrwałe deszcze ułatwiły w Wenezueli ich rozprzestrzenianie się. Ogromne kolonie subsaharyjskiego mięczaka odkryto na początku listopada na brzegu jeziora Maracaibo w zachodniej części kraju. Od tego czasu znaleziono więcej Achatina fulica na obszarach rolniczych w regionie, a także w sąsiednim stanie Tachira.

- Zweryfikowano konkretne miejsca, w których zbiera się od 350 do 400 ślimaków dziennie - przekazywał wówczas Rafael Ramirez, burmistrz miasta Maracaibo, w rozmowie z reporterem AFP.

Jose Sandoval, dyrektor ds. dzikiej przyrody w organizacji pozarządowej Azul Ambientalista przyznał, że ślimak w Wenezueli jest obecny od 1997 roku, a ostatnią plagę wykryto w 2017 roku, choć jej skala była znacznie mniejsza. - Ta jest nie do powstrzymania, ponieważ ślimaki są już duże, dorosłe: Złożyły też już jaja.

A zdolności reprodukcyjne całej rodziny Achatinidae są ogromne. Potrafią jednorazowo złożyć 400-600 jaj. W sprzyjających warunkach w ciągu roku jeden osobnik składa ich do 1800. Przy tym długość jego życia nierzadko przekracza 6 i więcej lat.

Jeśli ktoś myśli, że inwazja afrykańskich gigantów to nie nasz problem, ten się myli. Zadomowiły się już bowiem w Europie m.in. na Teneryfie i na południu Hiszpanii. A hodowcy ściągnęli je do innych krajów, także do Polski. Znalazło się bowiem wielu zapaleńców, których zachwyciły rozmiary i ładne ubarwienie muszli tych mięczaków. Za 50 - 70 złotych, bo takie są ceny w sklepach, kupują przyjaciela na kilka lat.

I choć sprzedawcy ze sklepów zoologicznych zapewniają, że ślimaki do hodowli są sprawdzone i nie mają pasożytów, to jednocześnie sami przyznają, że 100 proc. pewności nigdy nie ma. Jest za to pewne, że wśród hodowców nie brak ludzi nieodpowiedzialnych, którzy potrafią, jeśli znudzi im się zwierzak, porzucić go. Nie powstrzyma ich fakt, że uwalnianie obcych gatunków do środowiska jest prawnie zabronione i obwarowane wysokimi karami. A puszczenie ślimaka luzem to gotowy przepis na katastrofę podobną do kubańskiej czy wenezuelskiej.

Ślimaki olbrzymie - wielki biznes

Ale nie wszędzie ślimaki giganty są tępione, przede wszystkim dba się o nie tam, skąd pochodzą, w Afryce. Są nawet dobrodziejstwem dla rolników, choćby z Wybrzeża Kości Słoniowej. Hodowla na skalę przemysłową tych ważących do 500 gramów mięczaków okazuje się też świetnym biznesem.

Ludzie przypisują im nawet właściwości lecznicze. W krajach afrykańskich są jednak przede wszystkim uważane za przysmak ze względu na smaczny miąższ. Ale śluz i muszle również są wykorzystywane, na przykład do produkcji kosmetyków.

W naturze są coraz rzadsze, gdyż w ciągu ostatnich 60 lat blisko 90 procent lasów w Wybrzeżu Kości Słoniowej zniknęło, co w połączeniu z powszechnym stosowaniem pestycydów zdziesiątkowało naturalne siedliska dzikich ślimaków.

Większość lasów została utracona w wyniku produkcji rolnej u największego na świecie producenta kakao - ze szkodą dla stworzeń, które naturalnie rozwijają się w gorącym i wilgotnym środowisku.

W miarę jak liczba dzikich ślimaków stale spada, pojawiło się coraz więcej gospodarstw specjalizujących się w ich hodowli - na samym wilgotnym południu jest ich około 1500.

Ślimaki, popularna przystawka na Wybrzeżu Kości Słoniowej, hodowane są w gospodarstwach takich jak jedno z wielu w mieście Azaguie, około 40 kilometrów na północ od stolicy handlowej, Abidżanu.

Wewnątrz 10 pojemników z cegły i cementu zwieńczonych pokrywkami z siatki znajduje się warstwa ziemi i druga warstwa liści. A w nich pełzają tysiące ślimaków, młodych i rozrodczych - niektóre znacznie większe niż te występujące w Europie. Zazwyczaj to reprezentanci gatunku achatina zwyczajna (Achatina achatina). Ślimaki są podlewane i karmione co dwa dni.

Puryści przysięgają, że mięso dzikiego ślimaka schwytanego w lesie jest smaczniejsze. Jednak Bernus Bleu, założyciel i dyrektor Ivory Coast Snail Expertise (CIEE), jednej z największych firm produkujących, przetwarzających i sprzedających gigantyczne ślimaki, zapewnia, że to nieprawda, że różnicy nie ma. Hasłem przewodnim jego firmy jest: "Ten sam ślimak, ten sam smak".

- Ślimak jest dziś zdecydowanie kawiorem, to dość cenione mięso, którego nie można porównać z wołowiną - stwierdza 43-letni biznesmen. - W kraju, w którym kilogram wołowiny kosztuje około 2500 franków CFA (waluta używana w niektórych krajach Afryki) - równowartość niespełna 4 euro, kilogram ślimaków może kosztować dwa razy więcej.

- Na farmach odtwarzamy naturalne środowisko ślimaków z lasów deszczowych, które jedzą wyłącznie liście, owoce, warzywa, kukurydzę, proso i soję. Nie stosuje się żadnych pestycydów, są one całkowicie organiczne - przekonuje Alexis Famy, koordynator techniczny CIEE.

Nic się nie marnuje

Czy się opłaca? Bardzo. Jean-Norbert Akesse, były handlarz na przedmieściach Abidżanu, który zarządza jedną z około 30 ferm Azaguie, nie żałuje. Po ukończeniu szkolenia zawodowego zainwestował w przedsiębiorstwo dwa miliony franków CFA, czyli ok. 3000 euro. Dziś gospodarstwo przynosi 12 milionów franków rocznie (pamiętać należy, że płaca minimalna Wybrzeżu Kości Słoniowej wynosi 75 000 franków miesięcznie, czyli zaledwie 115 euro). Akesse sprzedaje całą swoją produkcję wyłącznie firmie CIEE.

Według rządu w ciągu pięciu lat produkcja wzrosła z 25 do 250 ton ślimaków miesięcznie.

Utworzony sześć lat temu CIEE zrzesza 50 gospodarstw i zakładów przetwórczych, zatrudnia 75 pracowników, szkoli około 200 osób miesięcznie i pomaga w ich założeniu.

Z około 25 000 gospodarstw rolnych sektor zamierza w ciągu najbliższych kilku lat zwiększyć liczbę producentów do 100 000.

- W przypadku ślimaka nic się nie wyrzuca - powiedział Bernus Bleu. Miąższ, który jest bardzo popularny wśród mieszkańców Wybrzeża Kości Słoniowej, a także w sąsiednich krajach Zatoki Gwinejskiej, jest zazwyczaj spożywany z pikantnym sosem lub grillowany na szaszłykach. To niedrogie danie, często podawane w popularnych barach i restauracjach zwanych maquis.

Ze śluzu wytwarza się mydło, żel pod prysznic czy maść, natomiast sproszkowaną muszlę wykorzystuje do produkcji innych kosmetyków lub paszy dla zwierząt.

W siedzibie CIEE w Azaguie kobiety robią mydło i żel pod prysznic ze śluzu ślimaka zmieszanego z olejem kokosowym, zielonym barwnikiem i perfumami. - Śluz ślimaka nawilża skórę, usuwa zanieczyszczenia i zapobiega jej starzeniu się - wyjaśnia kierownik jednego z warsztatów Nelly Blon.

Podobne zakłady powstają również w innych krajach, jak choćby Liberii, Ghanie i Nigerii. 

Ślimaki w rosyjskich wodociągach

Jednak największym zaskoczeniem może być sposób wykorzystania ślimaków olbrzymich wymyślony przez Rosjan. Ponad 10 lat temu wodociągi z Petersburga zwerbowały gigantyczne mięczaki, by działały jako żywe czujniki monitorujące zanieczyszczenie powietrza w oczyszczalni ścieków.

Kiedy państwowe przedsiębiorstwo Wodkanał informowało o tym pomyśle w 2011 roku w zakładzie, w którym spala się szlam - pozostałości ścieków - na obrzeżach Petersburga, wykorzystywano sześć ślimaków.

Stworzenia z rodziny Achatinidae, zostały wybrane, ponieważ "mają płuca i oddychają powietrzem jak ludzie" - podawała spółka.

- Ślimaki zostały wyposażone w monitory serca i czujniki ruchu podczas wdychania dymu z zakładu, a ich odczyty są porównywane z grupą kontrolną - wyjaśniała wówczas rzeczniczka wodociągów Oksana Popova.

Eksperci mieli co do tego pomysłu mieszane odczucia. Wprawdzie żywe organizmy często są wykorzystywane do monitorowania zanieczyszczeń, ale sięgnięcie po ślimaki wielu nazwało chwytem reklamowym.

- Spalanie szlamu emituje toksyczne dioksyny - powiedział Dmitry Artamonow, który kieruje petersburskim biurem grupy Greenpeace. - Nie wiem, czy ślimaki chorują na raka, ale nawet jeśli tak, to nie stanie się to od razu i nie usłyszymy o tym od Wodkanał.

Aktywiści Greenpeace próbowali pobrać próbki wody z petersburskiej oczyszczalni ścieków, jest jedną z największych w kraju, ale Wodkanał odmówił im dostępu.

Jak długo nietypowi "pracownicy" przeżyli na usługach rosyjskich wodociągów? Nie wiadomo. Jednak inicjatywa z pewnością była kontynuowana. W 2016 roku na stronach internetowych firmy opisywano wycieczki uczniów, którym pokazywano doświadczalne stanowiska monitorowania zanieczyszczeń. Tym razem jednak do aparatury podpięte były nie tylko ślimaki, ale również... raki. 

Na łamach rosyjskiego "Water Magazine" z listopada 2019 roku cytowano Stanisława Pietrowa, głównego specjalistę Wodkanał, który zapewniał o ogromnej roli, jaką odgrywają mięczaki.

- Na ich muszlach umieszone są czujniki, które rejestrują najmniejsze zmiany w biorytmach. Ślimaki są bardzo wrażliwe, więc jeśli coś pójdzie nie tak, zaczną się niepokoić, a my od razu o tym wiemy. Można oszukać każdą technikę, ale nigdy ślimaka - przekonywał podczas specjalnej konferencji prasowej.

Konferencję zwołano po tym, jak media obiegły informacje o wpływie spalarni na środowisko i zaczęto zastanawiać się, czy działalność zakładu nie ma związku ze wzrostem liczby chorych na nowotwory w Petersburgu. Pracownicy Wodkanał zapewniali, że spalanie osadów jest metodą sprawdzoną i bezpieczną. A jednym z gwarantów bezpieczeństwa miał być właśnie tzw. biomonitoring przy użyciu afrykańskich ślimaków olbrzymich.  

Czyszczenie i gotowanie koniecznością!

Sprawa największych mięczaków lądowych na świecie jest więc złożona, z jednej strony szkodniki, z drugiej pożyteczne stworzenia. Jak w przypadku każdego zwierzęcia należy podchodzić do nich z ostrożnością. A jeśli nie jesteśmy pewni tego, co z nimi zrobić...

Podajemy przepis na pikantne afrykańskie ślimaki olbrzymie z warzywami.

Składniki: ałun (środek usuwający śluz ślimaka), szklanka soku z cytryny szklanka soli, 12 afrykańskich ślimaków olbrzymich, 3 łyżki oleju kokosowego, 1/4 szklanki wody, 1/4 średniej cebuli (w plasterkach), 1/2 szklanki pokrojonej papryki (czerwonej, zielonej, żółtej), ostra papryka do smaku, 1/2 szklanki pokrojonego w kostkę pomidora, 1 łyżeczka pikantnego imbiru w proszku, 1 łyżeczka pikantnego czosnku w proszku, sól i pieprz do smaku, bulion (opcjonalnie).

Sposób przyrządzenia: umyj żywe ślimaki, wyjmij z muszli, wytnij wnętrze, zachowując tylko część mięsną (część w kolorze czarnym), a nożem usuń macki wraz z głową.

Do dużej miski wypełnionej ciepłą wodą (tyle, aby przykryć ślimaki, dodaj ałun, sól i sok z cytryny i umyj ślimaka, aż przestanie być śluzowaty. Może to zająć 40 minut (jeśli ałun, cytryna i sól nie wystarczą, usuwanie śluzu może potrwać dłużej).

Opłucz oczyszczonego ślimaka.

Doprowadź ślimaka do wrzenia w osolonej wodzie przez około godzinę lub do momentu, aż będzie miękki (i prawdopodobnie zabije pasożyty), a następnie wyjmij go z wody.

W woku na średnim ogniu dodaj ślimaka, czosnek, imbir do oleju kokosowego i zacznij smażyć ślimaki, mieszając.

Gotuj przez około 3 minuty, następnie dodaj pomidory, cebulę, paprykę, ostrą paprykę, bulion i 1/4 szklanki wody.

Dodaj sól i pieprz do smaku. Gotuj przez 10 minut.

Wyjmij i podawaj z chlebem, ryżem, ziemniakami...

Mięso ślimaka - przysmaku powszechnie spożywanego w Afryce - jest, jak twierdzą smakosze, pyszne i stanowi doskonałe źródło białka. Ważne jest jednak, aby nigdy nie jeść surowych lub niedogotowanych ślimaków ani nie połykać pozostałości śluzu. Dokładne czyszczenie i gotowanie ślimaka jest koniecznością!