Natalia Grygny, Interia: "Psie Sucharki", czyli małe komiksy o psach, ludziach i ich wspólnych perypetiach. Nikogo nie powinno więc chyba dziwić, że inspiracją do ich powstania był pies. Mianowicie: pies Kapsel.
Maria Apoleika: - "Psie Sucharki" jako strona w mediach społecznościowych powstały dziesięć lat temu. I dokładnie tak, wszystko zaczęło się od mojego psa Kapsla. Niestety, nie ma go już z nami, teraz na pokładzie znajduje się mój kolejny piesek, pudel o imieniu Misio. "Psie Sucharki" powstały dość spontanicznie, a inspiracją były dla mnie przede wszystkim zabawne zachowania zwierzaków wobec swoich opiekunów, jak i ich relacje ze światem. A jak wiemy, to prawdziwy samograj! Chciałam to wszystko jakoś komentować, a że internet to medium pozwalające działać metodą prób i błędów, zaryzykowałam. Zaczęłam tworzyć obrazki. Uznałam, że jeśli obrana przeze mnie metoda nie przyniesie efektów, zrezygnuję. A jeśli się sprawdzi, to będę tworzyć je dalej. Projekt spodobał się na tyle, że jesteśmy dziesięć lat później i trzy książki dalej.
Strony w mediach społecznościowych i publikacje to połączenie pani miłości do psów i pasji, jaką jest ilustracja i grafika.
- Przed "Psimi Sucharkami" byłam tak zwaną "młodą artystką zapowiadającą się". Miewałam wystawy indywidualne i w ważnych galeriach, ale "Psie Sucharki" poniekąd mi to zabrały. Wydaje mi się, że ludziom trudno zaakceptować następujące połączenie: forma lekka i popularna, zabawno-obrazkowa i do tego poważna artystka galeryjna. Nie umiem się na to obrazić, ponieważ projekt dał mi niesamowity przywilej pracowania w moim ulubionym zawodzie. Nie dość, że mogę robić ilustracje książkowe i prasowe, to jeszcze mogę się z tego utrzymywać. A to - w przypadku artystów zajmujących się sztukami wizualnymi - nie zdarza się wbrew pozorom dość często. Nim powstały "Psie Sucharki" byłam pogodzona z tym, że moje życie będzie polegało nie tylko na tworzeniu ilustracji, ale i pracy w różnych innych zawodach.
W swoich ilustracjach przedstawia pani humorystyczne perypetie dotyczące psów i ich opiekunów. Z drugiej strony "Psie Sucharki" to też platforma ukazująca, jak wygląda odpowiedzialność za pupila. W końcu to relacja trwająca nieraz przez wiele lat.
- Edukacja jest istotna, psie zdrowie i to, by nasz pies nie stanowił zagrożenia dla siebie i otoczenia. Jest to bardzo ważne, ale muszę przyznać, że chodziło mi przede wszystkim o celebrowanie tego, jak przyjemnie jest przebywać z psem. I zabawnie! Nikt z nas, zapraszając do życia psa, nie robi tego, by siebie i jego skazywać na udrękę dążenia do perfekcji, wiecznego korygowania zachowań i zamartwiania się, że ani my nie jesteśmy idealnymi opiekunami, ani piesek nie jest perfekcyjnym wychowankiem. Często opiekunom zdarza się zapominać o tym, co bardzo ważne - delikatności, czułości i zabawie. Oczywiście zabawa i relaks są możliwe tylko wtedy, kiedy pies ma spełnione swoje potrzeby behawioralne i zdrowotne. O tym jak najbardziej staram się mówić, ale też nie zapominać o tym - co jest główną myślą "Psich Sucharków" - że pies jest z nami po to, aby jemu i nam było dobrze. Zależało mi na tym, aby w trzeciej książce "Psie Sucharki idą na spacer" zamiast "rób to czy tamto" wybrzmiało: "Hej, masz prawo dobrze się bawić. Twój pies też".
Czyli pozwolić psu na bycie psem?
- Oczywiście jesteśmy stuprocentowo odpowiedzialni za psy i tu nie ma pola szarości. Na nas spoczywa cała odpowiedzialność za to, aby nasz pies nie skakał po ludziach, nie gryzł łydek rowerzystów, nie gonił dzikich zwierząt. Ale jesteśmy odpowiedzialni też za to, by nasz piesek miał przestrzeń na samego siebie - eksplorację, głuptasowanie i zabawę. Esencja tkwi w tym, aby widzieć psa, a nie widzieć psa poprzez pryzmat tego, co przeczytaliśmy w poradnikach. Nie zawsze należy sugerować się tym, co mówi - załóżmy - jakaś apodyktyczna pani lub apodyktyczny pan, niezależnie, czy radzi nam psa musztrować, czy wręcz przeciwnie, trzymać luzem w swobodnym stadzie. Ważne, by w tym wszystkim widzieć naszego pupila, jego potrzeby i nasze potrzeby.
- Prawdę mówiąc, w psich praktykach opiekuńczych martwią mnie postawy radykalne. Wykluczają indywidualną specyfikę zwierząt i opiekunów. Zakładają, że jeśli coś sprawdza się świetnie w przypadku jednego psa, to zadziała też na innego. Zarówno my, jak i psy, jesteśmy elastyczni. Możemy być częścią wielkiej rodziny albo dwuosobową komórką rodzinną, mieszkać na biegunie czy równiku. Jeśli mamy spełnione podstawowe potrzeby, możemy swobodnie kombinować, co zrobić, by dobrze się bawić, niezależnie od tego, jak wygląda nasze otoczenie.
Tej jesieni ukazała się pani trzecia książka "Psie Sucharki idą na spacer". Gdy oglądałam ilustracje i czytałam zawarte w niej opisy, przez cały czas miałam przed oczami własne spacery z moimi psami. O ile Ares najchętniej aportowałby patyki i piłeczki, to Brunon wędruje ze stoickim spokojem i obserwuje teren.
- To pokazuje, że ile psów, tyle charakterów. Dlatego do każdego warto mieć indywidualne podejście. Dla mojego Kapselka radością życia była współpraca. Kapsel chciał zadań, skoków przez przeszkody, działania z człowiekiem. Misio natomiast zupełnie nie jest tym zainteresowany. Sądziłam, że jeśli zapraszam pudla, psa rasy słynącej z wykonywania sztuczek, wspólne treningi będą dla Misia atrakcyjną formą spędzania czasu. On jednak od początku dawał sygnały, że nie jest nimi zainteresowany. Zrobi, co chcę, bo mnie lubi, ale jeśli o niego chodzi, to wolałby spacerować i węszyć. Co zrobiłam? Uszanowałam to. Nasza w tym rola, by przyglądać się uważnie psim potrzebom i rozsądnie za nimi podążać.
Od nas zależy, jak dla naszego psa wygląda świat. Opowiadamy teraz o tej jaśniejszej stronie medalu. Niestety, dla części czworonogów w Polsce rzeczywistością nadal są łańcuch i buda.
- Mam przeświadczenie, że moment, w którym możemy żądać całkowitego zakazu trzymania psów na łańcuchach, już nadszedł. Osiągnęliśmy etap rozwoju cywilizacyjnego, w którym możemy interesować się dobrostanem piesków. Czy to się uda przeprowadzić? Czy zrobi to ten rząd, a następny go nie cofnie? Nie wiem, ale sądzę, że większość społeczeństwa odbiera trzymanie psów na łańcuchu jako barbarzyństwo i przemoc. Obecnie istniejące regulacje prawne, mające zapewnić psom łańcuchowym względny dobrostan są za słabe, a ich przestrzeganie nie jest egzekwowane przez instytucje. Czas na jednoznaczne przepisy!
- Chciałabym, aby udało się zmienić przepisy dotyczące użycia narzędzi awersyjnych [np. kolczatki, obroże elektryczne - przyp. red.]. W ostatnich latach zaliczyliśmy kilka kroków do tyłu w tej kwestii, prawdopodobnie przez format tik-tokowo-rolkowy - ludzie chcieliby szybkich i spektakularnych zmian w zachowaniu psa. W każdej dziedzinie postęp to pięć kroków w przód, dwa w tył i niestety - zauważalne są tendencje powrotu do praktyk wychowawczych opierających się na sprawianiu psom bólu i dyskomfortu. Dla mnie to trudne do zaakceptowania. Przez dziesięć lat pracy w tematyce około psiej zetknęłam się z wieloma osobami skutecznie i bez przemocy szkolącymi psy wszelkich ras, wyprowadzającymi je z problemów związanych z agresją, lękiem, uciekaniem, obroną zasobów, nadmierną reaktywności. Wiem, że wbrew narracji osób głodzących, bijących, podduszających psy jest to możliwe i praktykowane przez specjalistów.
Chociaż zapewne nie jesteśmy w stanie zmienić świata dla wszystkich piesków, to możemy zmienić chociażby dla jednego. Adopcja zwierzaków w ostatnich latach to temat odmieniany przez wszystkie przypadki.
- Nie jestem przeciwna kupowaniu psów z hodowli. Nigdy nie kupię psa, ale rozumiem, dlaczego inni to robią i nie potępiam. Ważne, by wybierać hodowle, w których psy są zadbane i zaopiekowane. Ludzie często nie mają świadomości, że pseudohodowle, bezlitośnie eksploatujące suczki, nie zawsze wyglądają jak brudna mordownia w piwnicy. Czasem to czyste mieszkania starszych pań, "domowe hodowle", w których suczki w typie rasy cierpią w wiecznej ciąży i połogu, a szczenięta sprzedawane są natychmiast, gdy są w stanie pobierać stały pokarm. Pies to decyzja na kilkanaście lat, dlatego przed zakupem warto dokładnie sprawdzić, skąd go bierzemy. Mamy fora, możemy pytać opiekunów psów z danej hodowli, czy trafił do nich zwierzak zdrowy fizycznie i psychicznie, jak wyglądał kontakt z hodowcą. Jednak ja zawsze będą zachęcać do adopcji psów, również tych dorosłych.
- Wszystkie moje psy pochodziły z adopcji. Najbezpieczniejszą metodą na zaproszenie psa do domu, zwłaszcza kiedy jesteśmy osobami niedoświadczonymi w opiece, jest wzięcie psa z doświadczonego domu tymczasowego. Wbrew pozorom w takiej sytuacji może czekać nas mniej przygód i problemów, niż przy zakupie szczenięcia, nawet z dobrej hodowli. Tutaj mamy do czynienia z "zawodnikiem", którego ktoś wstępnie przystosował do życia w społeczeństwie. Wziął pod lupę czy dobrze dogaduje się z psami, kotami, dziećmi. Dobry dom tymczasowy pomoże nam dobrać odpowiedniego towarzysza, dopasowanego do naszego trybu życia.
Czy po tylu latach czuje się pani - w pewnym sensie - przewodniczką po psim świecie?
- Na pewno wiem już, kogo pytać. Znam naprawdę fantastycznych ekspertów z różnych dziedzin: prawników, lekarzy weterynarii, zoopsychologów. Wiem, że jeśli pojawiają się tematy budzące moje wątpliwości czy wątpliwości moich czytelników, mogę z tej wiedzy skorzystać. Sądzę też, że jestem w stanie wiedzę ekspercką przekazać w przystępnej formie. Myślę, że to już dużo i to właśnie moje zadanie.
Wskazówki podane właśnie w takiej formie znajdziemy w najnowszej książce.
- Tylko troszkę, nie więcej, niż to absolutnie konieczne. Starałam się, by wybrzmiał komunikat: "rób jak uważasz" i "bawcie się dobrze".
"Spokojnie, bez presji".
- Otóż to! Bardzo mi na tym zależało. Przeczytałam nieco opinii o książce, które zamieścili czytelnicy. Cieszą mnie, bo wynika z nich, że cel osiągnięty.
Pani książka to też przesłanie: każdy uważa, że jego pies jest najwspanialszy na świecie. I każdy ma rację.
- Większość psich opiekunów lubi inne pieski. Ale wygląda to mniej więcej tak: "fajna ta wasza Nuka, ale mój to jest dopiero". I tak każdy pies jest najwspanialszy na świecie, jedyny i unikatowy. Bo właśnie z tym psem mamy relację, to jego widzimy, gdy budzi się, ziewa, zaczepia nas łapką, szczeka na słupek, a następnie udaje, że wcale nie o to chodziło. Jest śmieszny, wzruszający i nasz, niezależnie, czy to kundelek, czy pies rasowy.
Wróćmy jeszcze na tytułowy spacer. Jedną z zalet jest to, że opiekunowie i opiekunki piesków rzadko mijają się bez słowa. Czasami nawiązują się nowe relacje, powstają małe kółka dyskusyjne w plenerze. Zdarza się, że dana osoba jest identyfikowana poprzez imię pupila. Na przykład "Ta od Maksia", "Ta od Saby", "Ten od Majora". Nawiązuję tu do jednej z ilustracji, jaka znalazła się w książce.
- Miewamy różne sytuacje życiowe, pracujemy zdalnie, zmieniamy miejsca zamieszkania. Spacery z psem są okazją do nawiązywania kontaktów towarzyskich. Zdarza się, że nawet podczas przechadzki po parku psy aportują nam prawdziwych przyjaciół, a nawet jeśli nie, miło widzieć znajome twarze, albo wymienić się przyjaznym "dzień dobry" z innym opiekunem. Mam takie przypuszczenie, co prawda niepotwierdzone jakimiś badaniami, że jeśli pies jest w stanie zaprzyjaźnić się i bawić z innym psem, istnieje duża szansa, że ich opiekunowie często są w stanie porozumieć się i zakolegować. Jeśli pies jest komunikatywny, zdolny do swobodnej zabawy, zapewne ma człowieka, który mu to umożliwił. Czyż to nie jest dobry punkt zaczepienia, aby się z kimś zapoznać?
Na pewnym etapie spaceru pojawia się moment: "Człowieku, dalej musisz iść sam". Moim zdaniem najtrudniejszy, bo już nie takiego po parku, ale przez życie.
- Owszem, to trudny moment, ale w psiej starości, chorobie, odchodzeniu może nam towarzyszyć poczucie, że życie naszego ukochanego zwierzaka było satysfakcjonujące, takie, jakie powinno być dla wszystkich psów. Pełne przygód, drzemek i smacznych przekąsek.
Obecnie odejście pupila jest w wielu przypadkach traktowane już jako odejście najbliższego członka rodziny.
- Mogę podzielić się osobistym doświadczeniem. Kapsel zmarł na ostrą białaczkę limfoplastyczną. Choroba miała dynamiczny przebieg - piesek był zdrowy, a po ośmiu tygodniach już go z nami nie było. Bardzo kochałam Kapsla, był pierwszym psem mojego dorosłego życia. Podróżowałam z nim, studiowałam, pracowałam. Czułam się chora, gdy umarł. Myślałam, że na kolejnego psa zdecyduję się najwcześniej za kilka miesięcy. Kapsel przez lata wyznaczał rytm mojego życia. Gdy Kapsla już nie było, mój mózg był na tyle przyzwyczajony do obecności psa, że słyszałam fantomowe "cyk cyk cyk" pazurków o podłogę. Bardzo potrzebowałam psa. Napisałam ogłoszenie na stronie dotyczącej adopcji zwierząt, nieco nieśmiałe, że "za jakiś czas, że gdyby ktoś słyszał". Okazało się, że dom dla pieska potrzebny jest nie za kilka miesięcy, tylko natychmiast. I tak w naszym życiu pojawił się Misio. Misio w poprzednim domu był nieudanym prezentem, dla mnie był ulgą i radością.
I wypełnił pustkę.
- Każdy z nas w inny sposób radzi sobie ze stratą. Dla mnie cudownym rozwiązaniem było to, że w miejsce Kapselka, którego bardzo kochałam, przyszedł Misio, całkiem inny i niepodobny piesek, którego bardzo kocham, któremu mogę zapewnić dom, spacery odpowiednie warunki. Kilka osób uznało, że to nieczułe, że żałoba powinna wyglądać tak, jak oni sobie ją wyobrażają. Myślałam wtedy tylko: "dobra, jakoś to dźwigam, Misio ma dom, ja mam pieska".
Żałoba po pupilu niejedno ma imię. Ale równie trudny jest ten czas, gdy pies zaczyna dawać nam pewne znaki, że szykuje się do odejścia.
- Gdy nasz pies daje nam sygnały, że to już końcówka jego życia, przed nami ważne zadanie. I bardzo trudne. Towarzyszenie mu do końca. Gdy rozmawiam z lekarzami weterynarii, czasami opowiadają, że opiekunowie psów mówią im, że są zbyt wrażliwi, by towarzyszyć psu w ostatniej drodze. W takich sytuacjach pies, zamiast odejść w spokoju, w otoczeniu bliskich osób, zostaje sam. W ostatnich momentach życia jest zaniepokojony i przerażony. Nie mam na takie zachowanie wewnętrznej zgody. To nasz ostatni obowiązek względem bliskiej istoty, która nam ufa. A emocje i łzy zostawmy na później, bo w tych ostatnich momentach, istotny jest piesek, my trochę mniej. Najważniejsze, by na ostatnim etapie życiowego spaceru po prostu przy nim być.