Reklama

Liczbę vanliferów w Stanach Zjednoczonych oszacowano na ponad trzy miliony (2022 rok, za: statistica.com). Vanlife w Polsce nie jest aż tak powszechną praktyką, by komuś zechciało się policzyć ludzi żyjących w ten sposób, ale zyskuje na popularności. Widać to przede wszystkim w rozwoju społeczności internetowych stwarzanych przez i dla entuzjastów vanlife'u. Podobnie jak w innych krajach, w Polsce vanlife nie jest bezpośrednio uregulowany prawem - zamieszkiwanie kampera na stałe nie jest nielegalne. Dostęp do Internetu i rozwój infrastruktury turystycznej umilają życie w podróży. Poza tym szeroki jest zakres możliwości wprowadzenia nowoczesnych rozwiązań i miniaturyzacji wszelkich udogodnień, ale nie każdego na to stać. Zresztą vanliferzy z definicji nie są wygodniccy.

Współcześni nomadzi

Podczas gdy latem kempingi pełne są biwakowiczów, nikogo nie dziwi widok ludzi zamieszkujących przyczepy, kampery lub vany. Jednak jesienią, kiedy kempingi pustoszeją, oni kontynuują vanlife. "Współcześni nomadzi". Nie gonią za pożywieniem, nie poszukują pastwisk, ani nie uciekają przed zmianą pogody. Zatem dlaczego porzucili stabilne życie i pracę od 8.00 do 16.00 na rzecz swobody przemieszczania się?

Reklama

- Raptem pół roku po tym jak się poznaliśmy, wyruszyliśmy w pierwszą wspólną podróż. Był to trzytygodniowy roadtrip po USA, który odbyliśmy wypożyczonym samochodem - opowiadają Zosia Samsel i Kuba Tolak. - Spaliśmy w bagażniku, który w ciągu dnia pełnił rolę kuchni. Po tym doświadczeniu poczuliśmy, że dotykamy wspólnie czegoś nowego i ekscytującego. Czegoś, co powoduje rosnącą potrzebę zmiany. Zaczęliśmy zastanawiać się nad tym, czy dzień świstaka, którego doświadczaliśmy, pracując na etat i żyjąc w dużym mieście, jest naszym wyborem, czy może pochodną standardów, w których zostaliśmy wychowani. Myśleliśmy nad tym, ile tak naprawdę pieniędzy i przedmiotów potrzebujemy do szczęścia. Uznaliśmy, że jedyną drogą do zdobycia nowych informacji o sobie i właściwą próbą odnalezienia odpowiedzi na nurtujące nas pytania, jest diametralna zmiana warunków, w których żyjemy. W końcu, cytując Einsteina: "Tylko wariat oczekuje nowych rezultatów, powtarzając ten sam eksperyment". Nie chcąc przecież wyjść na szaleńców, podjęliśmy decyzję, by "rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady".

Wtedy postanowili przeprowadzić eksperyment, jak mówią: "operację na otwartej codzienności". Zosia i Kuba dzielą się swoimi przygodami, a przede wszystkim przemyśleniami, w mediach społecznościowych jako "Lisy w Edenie". Nie podróżują sami. Już po trzech miesiącach życia w drodze dołączyła do nich suczka Hipi. Natomiast w czerwcu 2022 roku na świat przyszła ich córeczka, Tosia i tak od ponad roku podróżują całą rodziną.

Jeśli liczyć przejechane kilometry, Ziemię objechali już ze trzy razy.

- Poznaliśmy sporą część Starego Kontynentu. Dotarliśmy do paru miejsc "naj". Mianowicie do najbardziej na południowy zachód wysuniętego punktu Europy, czyli przylądka św. Wincentego, do przylądka północnego i zachodniego. Zjeździliśmy dużo Hiszpanii i Portugalii. Poznaliśmy włoską Sardynię, estońską Saremę i niezliczone wyspy i fiordy Norwegii. Zwiedziliśmy Bałkany, odczarowaliśmy dla wielu ludzi Albanię i Serbię. Odwiedziliśmy trochę nieoczywistej Polski. I sprawdziliśmy, gdzie w Europie policja naprawdę pomaga w potrzebie. Spotkaliśmy mnóstwo dobrych osób, które przywróciły nam wiarę w to, że "ludzi dobrej woli jest więcej". Reasumując, przebyliśmy dużo więcej, niż kilometry na liczniku.

Vincent Van

15 lat temu obejrzał film o człowieku, który sam przerobił własnego vana na kampera i przepadł.

- Nie pociągnąłem wtedy tematu głównie przez moją ówczesną pracę oraz partnerkę, ale ziarenko zostało zasiane. Wiele lat później, gdy wypaliłem się w pracy, a mój związek się rozpadł, pomyślałem, że jest to najlepszy czas na spróbowanie - opowiada Marcin Janicki znany również jako Vincent. - Kupiłem używanego dostawczaka i weekendami zacząłem go przerabiać, posiłkując się filmikami z YouTube’a. Zajęło mi to rok. W międzyczasie zacząłem sprzedawać i oddawać większość moich rzeczy oraz zmieniłem swoją pracę tak, żeby móc pracować zdalnie.

Marcin tworzy strony internetowe, zajmuje się pozycjonowaniem, od czasu do czasu publikuje na YouTube filmy o samodzielnej budowie vana i swoich podróżach. Sam opracował zestawy do budowania toalet separujących w kamperach i sprzedaje je na swojej stronie.

- Vanlife jest dla mnie możliwością mieszkania w prawie każdym zakątku Europy - mówi. - Mieszkanie w kamperze to brak rutyny i spontaniczność. Ten tryb życia można w pewnym sensie nazwać wolnością.

Ksywka Marcina - Vincent, nie dziwi nikogo, kto go widział i kojarzy "Autoportet" Vincenta van Gogha.

Tak jak on jest chodzącym Vincentem, tak jego van jest jeżdżącą "Gwieździstą nocą" (obraz Vincenta van Gogha 1889 r.). Za grafikę i estetykę vana odpowiedzialna jest Anna Kacprzak - graficzka i ilustratorka "z wielkimi pomysłami i umiejętnością ich urzeczywistnienia", jak sama o sobie pisze. Patrząc na "Vincent Vana" , nie da się nie przyznać jej racji.

Podobnie jak Lisy w Edenie, Vincent również podróżuje z psem.

- Chociaż istnieją głosy, że jest wiewiórką polarną, skrzyżowaniem lisa z kotem albo tym zwierzakiem z Epoki Lodowcowej, który ganiał za orzeszkiem, z dużą dozą prawdopodobieństwa Menel jest miksem Chihuahua z Papillonem. Został znaleziony w rowie przy jezdni z uszkodzonym kręgosłupem i niesprawnymi tylnymi łapkami - wspomina Marcin. - Trafił do weterynarza, skąd miał trafić do schroniska, ale ostatecznie jest ze mną. Wyzdrowiał, ma się już całkowicie dobrze. Na początku miał się nazywać Idefix tak jak pies Asterixa i Obelixa, ale z racji tego, że jako byłemu bezdomnemu psu zostały mu nawyki typu wszystkożerność czy chodzenie po śmietnikach, zapracował sobie na imię Menel.

- Jeżdżę za słońcem. Głównie po Europie: południowej Hiszpanii i Portugalii. Natomiast ostatnią zimę spędziłem w Maroku. Na lato wracam do Polski, bo gdy świeci słońce, nasz kraj jest bardzo fajnym miejscem do życia.

Stereotyp a rzeczywistość

- Vanlife to ciągła podróż w kierunku nieznanego. Nie tylko fizycznie, gdy szukamy nieoczywistych miejsc poza utartymi szlakami. Psychicznie również. Wtedy poznajemy swoje reakcje na sytuacje, których dotychczas nie doświadczyliśmy - definiują Zosia i Kuba.

Nie każdy to rozumie. Opinie o życiu w drodze są różne, a niemal wszystkie najpopularniejsze nie są prawdziwe.

Najbardziej powszechny stereotyp przypisywany vanliferom, to ten, że są hipsterami na ciągłych wakacjach, lansują się w stylowych kamperach, starając się stworzyć idealne kadry na Instagram. Inny, że są bezrobotni, nie myślą o przyszłości, żyją z dnia na dzień, nie mają oszczędności i nie dbają o higienę.

Fakty przytoczone w raporcie "Wędrowcy - o współczesnych nomadach" Infuture Hatalska Foresight Institute, świadczą, że jednak pracują. Są freelancerami, przedsiębiorcami, właścicielami start-upów i etatowcami pracującymi zdalnie. 83% z nich to ludzie w przedziale wiekowym 25-44 lat, którzy mają świadomość tego, że życia nie należy zmarnować, goniąc za pracą czy odpoczynkiem. Vanlife balansuje im jedno i drugie.

Ci, którzy znają vanliferów osobiście twierdzą, że stereotypy niewiele mają wspólnego z prawdą. "Taki styl życia wymaga nie tylko pracowitości, ale też doskonałej organizacji pracy i samozaparcia. Przecież życie w podróży też kosztuje i niesie ze sobą wiele niezaplanowanych sytuacji, z którymi nomadzi muszą sobie radzić. Te osoby posiadają nie raz wyższe zdolności organizacyjne i są bardziej przedsiębiorcze, niż osoby na etacie" - pisze Maciej Straus, przedsiębiorca z branży turystyki mobilnej.

Natomiast dbanie o higienę nie różni się znacznie od życia stacjonarnego.

- Mamy łazienkę z prysznicem i toaletą, mamy zlew. Czasem bywa, że musimy opóźnić prysznic ze względu na poszukiwanie wody do napełnienia kamperowych zbiorników. Z drugiej strony nauczyliśmy się, bez negatywnego wpływu na stan higieny, oszczędzać wodę. Całość zdecydowanie na plus - oceniają Zosia i Kuba.

Oczekiwania a rzeczywistość

Miłośnikom outdooru trudno jest nie fantazjować o swobodzie i przygodach życia w vanie. Widoki i wycieczki to jednak jedynie ułamek takiego życia. Kiedy sama chęć przygody, podziwianie widoków lub inne romantyczne powody są głównymi motywacjami do przyjęcia stylu życia "vanlife", zderzenie z rzeczywistością może okazać się bolesne.

- Z jednej strony vanlife jest dla każdego, bo nie ma żadnych obiektywnych cech tego stylu życia, które dyskwalifikowałyby go w oczach jakiejś znacznej większości. Równocześnie wymaga rezygnacji z typowego komfortu, pogodzenia się z nieprzewidywalnym i akceptacji chaosu. Jeśli ktoś lubi gładko, prosto i przyjemnie płynąć przez życie, to raczej w vanlife’ie tego nie odnajdzie - zapewniają Zosia i Kuba.

Życie w vanie to nie tylko zachody słońca na Insta i przejażdżki po otwartych drogach. Można mieć wątpliwości czy życie w vanie w ogóle różni się jakoś drastycznie od stylu życia wszystkich innych. Czy po prostu nie robimy tego co inni, tylko co rusz w innych okolicznościach przyrody i na mniejszej przestrzeni mieszkalnej. Nie da się całkowicie porzucić wszystkich obowiązków.

Mnóstwo ludzi ma zabarwione na różowo sny, napędzane filmami z YouTube'a, które dokumentują najciekawsze momenty, a przecież to nie są stałe wakacje. Ludzie tak mieszkający muszą zarabiać pieniądze, dbać o swoje zdrowie, mają swoje życiowe zmartwienia. Tak jak w "normalnym" domu, wszystko może pójść nie tak - przeciek, przebita opona, samochód może się zepsuć. Prędzej czy później nastąpi taki poranek, kiedy pompa wodna w tajemniczy sposób przestanie działać lub grzejnik zatrzyma się bez wyraźnego powodu. Vanlife to po prostu van i life.

Można zastanawiać się, czy życie w vanie się opłaca, ale nie ma na to jednoznacznej odpowiedzi. I nie jest to związane wyłącznie z naprawianiem ewentualnych usterek.

- Jeżeli przebywasz w jednym lub kilku niezbyt odległych od siebie miejsc, to będzie taniej niż w mieszkaniu. Ale jeżeli jeździsz dużo, vanlife może kosztować więcej. Podczas ostatniej, prawie 3-miesięcznej podróży, głównie po Maroku, wydałem około 10 tysięcy złotych, z czego połowa na paliwo, a kolejne 30% na jedzenie - bilansuje Marcin.

- Trudno o wyborze stylu życia mówić w kontekście "opłacalności" - mówią "Lisy". -  Nasza decyzja była podyktowana potrzebą zmiany, doświadczenia czegoś nowego, czegoś więcej, niż praca od-do i powrót do domu, a nie opłacalnością. Potrzebą, która w teorii mogłaby nauczyć nas czegoś nowego. Owszem, żyjąc tylko i wyłącznie w kamperze, w drodze, zyskuje się nieco większą kontrolę nad wydatkami, ale równocześnie dla każdego istnieje pewne minimum finansowe, poniżej którego będzie czuł się niekomfortowo. Vanlife dał nam możliwość poznania własnych oczekiwań między innymi również w tym zakresie.

"Nie spróbujesz, to się nie przekonasz". 

- Polecam, żeby każdy spróbował vanlife’u, chociażby przez miesiąc, i przekonał się na własnej skórze czy taki styl życia jest dla niego czy też nie - sugeruje Marcin.

Gromadzić doświadczenia, nie rzeczy

Zosia i Kuba przyznają, że parkując na dziko czują się już jak "u siebie". Jednak droga do tego stanu rzeczy, czy raczej stanu umysłu, trochę im zajęła.

- Pierwsza noc w kamperze była dużym wyzwaniem, mimo że nocowaliśmy na dość oczywistym parkingu przy drodze. Po głowie snuły się jednak czarne scenariusze: atakujące hordy złodziei, dzikich zwierząt i las, który pochłania kamper. Tego rodzaju emocje towarzyszyły nam przez początkowe miesiące, ale z czasem przekonaliśmy się, że natura jest pasywna, złodzieje wolą miasta, a naszym głównym wrogiem jest wyobraźnia - zapewniają. - Nauczyliśmy się obserwacji rzeczywistości, zamiast uczepiać się fantazji.

Fantazją jest też zerojedynkowe myślenie o vanlife’ie. Zarówno wtedy, kiedy uważamy, że albo się kocha albo nienawidzi życia w drodze, jak i wtedy, kiedy słysząc "vanlife", myślimy "sposób na życie" - całe życie. Vanliferzy nie traktują swojego stylu życia jako deklaracji, że nigdy nie osiądą gdzieś na stałe.

- W naszym przypadku głównym celem była nauka o nas samych, a nie życie w samochodzie - mówią "Lisy w Edenie". - Dlatego, gdy w podróży okazało się, że najlepiej czujemy się, dzieląc rok pomiędzy życie w drodze, a życie stacjonarne, zaczęliśmy dążyć do takiego stanu rzeczy. Poczuliśmy, że lubimy mieć dokąd wracać i lubimy dbać o stałość relacji, które w trasie w większości przypadków skazane są na tymczasowość.

Marcin aktualnie jest vanliferem "na pełnym gazie", jednak również w jego przypadku nie jest to plan na całe życie.

- Marzy mi się siedlisko z malutkim domkiem, żebym miał dokąd wracać. Myślę, że zimą zawsze wyjeżdżałbym gdzieś, gdzie jest ciepło, a lato spędzałbym w Polsce. Pół na pół to dobre proporcje.

Wielu vanliferów, choć przywiązuje się do stylu życia w drodze, nie wyklucza utworzenia swojego małego ogniska, do którego może powrócić i mieć poczucie stabilności. Dla wielu osób podróżowanie i zamieszkiwanie w kamperze lub vanie jest sposobem na eksplorację i odkrywanie, ale jednocześnie chcą stworzyć miejsce, do którego mogą powracać, utrzymywać trwałe relacje i cieszyć się pewną formą stałości. Często widzą swoje doświadczenia vanlife jako okazję do nauki o sobie, odkrywania swoich preferencji i budowania równowagi między wolnością a potrzebą stabilności. Dla niektórych marzeniem jest znalezienie odpowiedniego miejsca, gdzie mogą osiąść na stałe, jednocześnie czerpiąc korzyści z okresowych wypraw i przygód.

Czy chcą domu na kółkach na stałe, czy okazyjnie, ich liczba rośnie. Coraz więcej osób uświadamia sobie, że nie chce uczestniczyć w tzw. wyścigu szczurów, dąży do redukcji konsumpcji i docenia prostotę życia, w tym życia w drodze. Jak przewiduje Maciej Straus: "Prawdopodobnie na przestrzeni następnych lat będziemy świadkami jeszcze większej mobilności społeczeństwa".