Reklama

Ślimak gajowy, zwany też wstężykiem gajowym (Cepaea nemoralis), jest jednym z bardziej pospolitych gatunków ślimaków i jednym z trzech wstężyków występujących w Polsce. Gajowy jest z nich największy i najbardziej w Polsce rozpowszechniony. Dorosłe osobniki osiągają razem z muszlą wysokość 20 mm, a szerokość sięga 27 mm.

Naturalnym wrogiem wstężyka jest drozd śpiewak (Turdus philomelos). Małe ślimaki połyka w całości, a z większym radzi sobie rozbijając ich muszle o twarde podłoże, by dostać się do miękkiego. O jego obecności w ogrodzie świadczą tak zwane kuźnie - miejsca, w których składa szczątki ślimaczych muszli.

Reklama

Wracając do gajowego. Z pochodzenia jest obywatelem zachodniej i środkowej Europy. W Polsce występuje na Dolnym Śląsku, Małopolsce, Pomorzu i Wielkopolsce. Spotykany często w ogrodach, w parkach, na cmentarzach, najbardziej lubi zaszywać się wśród krzewów.

Do Szwecji na truskawki

Dawno temu emigrował do Ameryce Północnej, gdzie uznano go za gatunek inwazyjny. W drugiej połowie XX wieku pojawił się na południu Szwecji, występował głównie w Skanii, regionu z władza w Malmö. Nie zdziwi nikogo, a zwłaszcza Polaków tłumnie ruszających niegdyś do Skandynawii "na zarobek", że nasz ślimak też wybrał się na truskawki, które uwielbia.

Przez wiele lat żył tam sobie spokojnie, nie niepokoił nikogo, ani też nikt nie przejmował się jego obecnością. I nagle coś się zmieniło.

W ostatnich latach wstężyk ruszył na północ, można powiedzieć, że gajowy wyruszył na łowy. Nie dość tego, że wędrował coraz wyżej w górę Szwecji, to na dodatek gwałtownie zaczęła rosnąć liczba przedstawicieli gatunku.

Szybko dotarł aż do regionu Västerbotten i opanował jego stolicę Umeå, port nad rzeką Ume, w pobliżu jej ujścia do Zatoki Botnickiej.

W raporcie "Faunistical news from the Göteborg Natural History Museum" sprzed paru lat dr Ted von Proschwitz, malakolog (ekspert badający mięczaki) w Muzeum Historii Naturalnej w Göteborgu,  donosił o odkryciu populacji tego gatunku w dzielnicy mieszkalnej Hälsingeberg w mieście Falun (prowincja Dalarna). Był to jak dotąd najbardziej wysunięty na północ zapis występowania wstężyka na lądzie Szwecji.

Jednak w strefie przybrzeżnej Morza Bałtyckiego pojawienie się Cepaea nemoralis potwierdzono znacznie dalej na północ, w mieście Härnösand (w strefie przybrzeżnej prowincji Ångermanland)

Ślimak, jak donosił ekspert, szybko rozprzestrzeniał się w południowej i środkowej Szwecji w ciągu ostatnich dziesięcioleci. Teraz prze na północ.

Przed paroma laty w hrabstwie Örebro doszło do prawdziwej eksplozji wstężyków. - Przerażający przypadek. Były tam dziesiątki tysięcy okazów - mówi cytowany przez "Sweden Herald" dr Ted von Proschwitz. Gajowy szybko zyskał przydomek "ślimak zabójca".

Wstężyk gajowy ma ogromny potencjał, by wyprzeć rodzime szwedzkie ślimaki i stać się szkodnikiem w ogrodach i parkach. Ale Ted von Proschwitz uspokaja jednak, że daleko mu do zabójcy.

Od razu porównuje go do ślimaków nagich, które takie właśnie ciągoty mają. - Różnica między gajowym a ślimakami nagimi polega na tym, że muszla ślimaka musi w pełni urosnąć, aby osiągnął on dojrzałość płciową. W Szwecji nie robi tego w ciągu jednego roku, potrzebuje co najmniej dwóch lat.

- Nagie są bardziej agresywne i jest ich więcej. Ale ślimaki gajowe rzeczywiście przyczyniają się do niszczenia roślin ozdobnych i upraw.

Muzeum Historii Naturalnej w Göteborgu zaapelowało o pomoc w ustaleniu faktycznej skali inwazji Cepaea nemoralis w Szwecji. Proszono o przesyłanie zdjęć i lokalizacji. Najlepszym okresem do obserwacji są miesiące od maja do października. Zwłaszcza po deszczu, kiedy są najbardziej aktywne. Im bardziej jest sucho, tym trudniej je znaleźć. 

Gajowy rozprzestrzenia się oczywiście również w innych krajach, które dotychczas były od niego wolne. Wszystko za sprawą ocieplenia klimatu i importu roślin wraz z glebą.

"Ślimacze problemy" Szwedów

Ale wstężyk nie jest jedynym "ślimaczym problemem" Szwedów. Innym mało pożądanym gatunkiem jest śródziemnomorski Massylaea vermiculata. Przed sześciu laty po raz pierwszy znaleziono dwa stanowiska tego ślimaka na Słowacji. Podejrzewano, że skupisk w Europie Środkowej jest znacznie więcej, ale jeszcze nie zostały wykryte. Na podstawie dynamiki podobnych inwazji mięczaków lądowych eksperci spodziewali się, że w ciągu dwóch, trzech dekad gatunek ten może stać się lokalnie liczny i szeroko rozpowszechniony w Słowacji.

Nikt jednak nie spodziewał się, że zaczną tak szybko wędrować daleko na północ. Żywy okaz tego gatunku znaleziono już bowiem w centrum targowym w Löderup (wrzesień 2019 roku). Choć przyznać trzeba, że doniesienia o nim pojawiły się w Szwecji już wcześniej: w ogrodzie w Askim, na południe od Göteborga (1998), tureckim sklepie spożywczym w Göteborgu (2004), kwiaciarni w Uppsali, gdzie trafił wraz z pochodzącą z importu rośliną cytrusową (2016) i na zewnątrz szkółki roślin w Hemmeslöv (2018).

Von Proschwitz wątpi jednak, by Massylaea vermiculata był w stanie przetrwać zimę na zewnątrz. - To w Szwecji nadal wydaje się mało prawdopodobne. Mimo cieplejszego klimatu.

Jednak wykluczyć niczego się nie da. Co wiedzieli już kardynałowie z Latającego Cyrku Monthy Pythona wykrzykujący: "Nikt nie spodziewa się hiszpańskiej inkwizycji!".

Czy jest groźny? Nawet w gorącej Australii gatunek uznano za szkodnika, a jego import i hodowla jest zakazana bez uzyskania specjalnego zezwolenia Departamentu Rolnictwa. Te zaś wydaje się jedynie organizacjom badawczym, które mają odpowiednie warunki do ich bezpiecznego przechowywania.

Także Egipt ostrzega przed tym ślimakiem. Massylaea vermiculata (dawniej znany jako Eobania vermiculata), stanowi poważne zagrożenie dla upraw. Szkodnik atakuje wszystkie części roślin na różnych etapach ich wzrostu, co prowadzi do ich skażenia odchodami i śluzem, przez co obniża zarówno jakość, jak i wartość rynkową produktów rolnych.

Innym przypadkiem inwazyjnego mięczaka jest Mytilopsis leucophaeata. Słonowodny małż, który dotarł także do Polski. Przed 15 laty znaleziono go na twardym podłożu (PCV) na głębokościach od 3,5 do 6 metrów w Zatoce Gdańskiej.

W Szwecji pierwsze wzmianki o nim pojawiły się w 2011 roku, kiedy to zaobserwowano go w pobliżu wylotów wody chłodzącej z elektrowni jądrowej Forsmark, w prowincji Uppland. Parę lat później pojawił się w okolicach Älvkarleby. W ostatnich latach zgłoszeń o nim jest coraz więcej. - Można się spodziewać, że gatunek ten będzie się dynamicznie rozprzestrzeniał wzdłuż szwedzkiego wybrzeża Bałtyku - uważa von Proschwitz.

Inwazyjny mięczak tworzy gęste skupiska na nowo zaatakowanych obszarach, co prowadzi do wpływu na lokalne organizmy i środowisko. Wprawdzie Mytilopsis leucophaeata skutecznie wpływał na zwiększenie przejrzystość wody, to jednak zaburzał równowagę ekologiczną i funkcjonowanie zaatakowanych ekosystemów. 

Malakolog Ted von Proschwitz opisał w swojej publikacji kilkanaście innych ślimaków, które zostały znalezione w Szwecji, a które występować tam nie powinny. Wśród obcych gatunków znalazły się m.in.: pochodzący z basenu Morza Śródziemnego Rumina decollata (jeszcze w czasach Imperium Rzymskiego dotarł na tereny dzisiejszego Izraela i Egiptu, a współcześnie do Ameryki Północnej i południowej Brazylii), nagi ślimak trzonkooczny z rodziny pomrowikowatych Deroceras invadens (w Polsce został stwierdzony w 2001 roku w pobliżu Ogrodu Botanicznego we Wrocławiu), również nagi najeźdźca żywiący się zielonymi częściami roślin i owocami Deroceras sturanyi, czy też szkodnik, z którym właściciele szklarni walczą już niemal na całym świecie - Ambigolimax valentianus.

Ślimak atakujący pisklęta

Wśród najbardziej niepokojących Szwedów odkryć jest Arion lusitanicus - ślinik luzytański. Ślimak ten jest jednym z najbardziej niszczycielskich w całej Europie. Zaczął zdobywać Stary Kontynent w latach 50. XX wieku i dotarł już do krajów skandynawskich. Stanowi zagrożenie dla wszystkich rodzimych gatunków zwierząt i roślin. Może być niebezpieczny nawet dla zwierząt domowych - kotów i psów. A to za sprawą nicieni (Angiostrongylus vasorum), które pasożytują w tętnicach płucnych i sercach zwierząt. Arion lusitanicus jest jednym z kluczowych roznosicieli tego pasożyta, gdyż żeruje na odchodach zarażonego zwierzęcia i zjada larwy pierwszego stadium nicienia, działa jako żywiciel pośredni.

Ślinik luzytański, zmora wielu ogrodników, występuje także w Polsce, choć nie jest do końca jasne skąd do nas przybył. Eksperci spierają się, czy gatunek pochodzi z zachodniej Francji, czy może jednak z Półwyspu Iberyjskiego. Długo błędnie nazywano go ślimakiem hiszpańskim. Wszystko przez to, że należy do tzw. kompleksu ARVC obejmującego trudne w identyfikacji, podobne do siebie morfologicznie gatunki bliźniacze z rodzaju Arion: Arion rufus, Arion ater i Arion lusitanicus (lub Arion vulgaris).

Pewne jest natomiast, że do naszej części Europy nikt go nie zachęcał. A ten, niezrażony brakiem zaproszenia, co roku dociera do nowych regionów. W związku z tym, według DAISIE (baza inwentaryzacyjna obcych gatunków inwazyjnych w Europie) jest zaliczany do 100 najbardziej inwazyjnych gatunków w Europie.

Nieproszony gość wszędzie znajdzie sobie coś do zjedzenia. Kukurydza, rzepak, słoneczniki, ogrody kwiatowe, rośliny doniczkowe, ogórki, marchew, fasola, maliny i kapusta to tylko kilka z wielu roślin, którymi się żywi. Ale już na przykład na Wyspach Owczych z rozkoszą pałaszuje rabarbar i ziemniaki. W Szwecji, co oczywiste, upodobał sobie truskawki, podobnie zresztą jak i w Niemczech.

Jeśli ktoś ma wątpliwości co do jego morderczych możliwości, to wystarczy zauważyć, że luzytańska bestia potrafi zaatakować żywe pisklęta.