Szymon i Miłosz na co dzień są uczniami szkoły specjalnej w Łodzi. Przy okazji jednej ze szkolnych wycieczek wybrali się do pobliskiego Teatru Pinokio. W repertuarze znana opowieść o trzech świnkach i wilku. Spektakl, który na teatralnych deskach łączy konwencje westernu i musicalu, a jak przekonują jego twórcy "pełen jest humorystycznych sytuacji oraz porywających piosenek". - Obcowanie ze sztuką i kulturą dla dzieci z deficytami jest bardzo ważne w ich codziennym rozwoju. To z jednej strony aspekt terapeutyczny, ale z drugiej także typowo edukacyjny. Mogą zobaczyć i nauczyć się, jak zachować się w takich miejscach, jakie tam panują zasady - mówi jedna z nauczycielek nastolatków, oligofrenopedagog Agnieszka Nalepa.
To jednak nie była zwyczajna wizyta w teatrze. - Okazało się, że panie z teatru nas obserwują - wspomina z uśmiechem Magdalena Gułaj, która także jest nauczycielką w szkole specjalnej. - Przyszły na widownię, żeby zobaczyć, jak reagują nasze dzieci. Te reakcje generalnie nie różnią się bardzo od tego, jak reagują osoby w normie intelektualnej, ale mogą być nadmierne. To wynika z tego, że pewne bodźce, które do nich docierają, są dla nich zbyt intensywne - wyjaśnia.
Razić może to, co dla przeciętnego widza stanowi o atrakcyjności spektaklu. Feeria barw, różnorodne dźwięki, efekty, dynamiczne światła, reflektory... To, co dla jednych jest źródłem rozrywki, dla osób z nadwrażliwością słuchową, wzrokową, czy z szeroko rozumianymi zaburzeniami sensorycznymi - może powodować dyskomfort, poczucie chaosu i lęku, ale nie tylko. - Czasami trudno nam sobie wyobrazić, nam osobom pełnosprawnym, które bodźce i w jaki sposób mogą oddziaływać na osoby, które mają z tym kłopot. Nadmierne bodźcie mogą nawet wywoływać reakcje podobne do tych bólowych - zauważa Agnieszka Nalepa. Zaburzenia sensoryczne, rozumiane jako nietypowe odbieranie i przetwarzanie bodźców, mogą być widoczne w zachowaniu. Wskazują na to takie gesty, jak zatykanie uszu, mrużenie oczu, czy nagłe nerwowe zachowania. Wizyta w teatrze, czy kinie dla takiej osoby może więc nie być przyjemną okolicznością.
Takie wnioski płyną też z doświadczeń Marty Magalskiej, koordynatorki projektu "Pokój Spokój" w łódzkim Teatrze Pinokio. To między innymi ona "obserwowała" reakcje szkolnej wycieczki z udziałem Szymona i Miłosza na prezentowany na scenie spektakl. - Wielokrotnie widziałam, że dzieci na warsztatach, czy na spektaklach w pewnym momencie chciały wyjść. I nie chodzi tutaj tylko o dzieci nieneurotypowe, ale po prostu o dzieci, czy osoby dorosłe, dla których tych bodźców było za dużo. Oni wychodzili do foyer. To przypominało mi sytuację, kiedy uczeń wysyłany był do kąta, bo prowadzący zajęcia uznał, że był niegrzeczny. To podwójne stygmatyzowanie, dlatego pomyślałam, że dobrze byłoby stworzyć taką przestrzeń, gdzie można byłoby w spokoju zebrać myśli, wziąć dziesięć głębokich oddechów, a potem wrócić do rzeczywistości teatralnej. Żeby każdy wiedział, że może wyjść, że nikt nie będzie go trzymał na siłę i że nie będzie wytykany palcami - tłumaczy Marta Magalska.
Do tworzenia tego miejsca zaprosiła Szymona, Miłosza, ich koleżanki i kolegów ze szkoły przy wsparciu nauczycielek i oczywiście profesjonalnych projektantów i wykonawców. I tak powstał "Pokój Spokój" w popularnej instytucji kultury. Z myślą przede wszystkim o osobach w spektrum autyzmu, nieneurotypowych. Ale - co ważne, dostępny dla wszystkich, którzy potrzebują zwyczajnie odpocząć.
Najważniejsze były pomysły uczniów - młodych projektantów. To oni wskazywali, co w takim pokoju powinno się znaleźć, jak poszczególne elementy powinny wyglądać i z czego powinny być zrobione. Tak, by jak najlepiej spełniały oczekiwania tych, którzy z tego pokoju będą korzystać. - Trochę obawiałyśmy się, czy sobie poradzą, czy będą współpracować z obcymi osobami. Szybko się okazało, że nie mają z tym żadnego problemu, bo byli też dobrze poprowadzeni. Przede wszystkim przez panią projektantkę Joannę Jurgę. Zadawała im konkretne, kierunkowe pytania - o barwy, kształty, fakturę. Nasi uczniowie narysowali to, co powinno znaleźć się w tym pokoju, a profesjonaliści zrobili resztę - mówi Magdalena Gułaj.
Jedną z szafek zaprojektował Szymon. - Jest duża, ma szuflady. Tam schowane są klocki, jakieś samochody, słuchawki wygłuszające. Nic się nie pałęta, wszystko jest uporządkowane. Jak ktoś lubi się bawić i przy tym się wycisza, to super - opowiada, a Miłosz od razu chwali się swoim projektem. - Ja wymyśliłem duży czerwony głośnik. Można słuchać muzyki relaksacyjnej, albo klasycznej, na przykład Beethovena - dodaje.
W "Pokoju Spokoju" jest też namiastka polskiego wybrzeża. Ściana z morską tapetą i prawdziwy piasek, w którym szukać można muszli. To pomysł między innymi Jagody. Jest kanapa z odpinanymi, kolorowymi elementami, łózko na kółkach, pufa w kształcie kota i poduszki przypominające pizzę. - Zaprojektowali to właściwie od podstaw. Wymyślili tu każdy mebel i to, jak ona ma wyglądać, czy ma być sensoryczny, czy ma być jasny, czy ciemny, jakie ma być natężenie światła. My ze swojej strony dodaliśmy tylko kilka elementów. To na przykład miękkie dywany, żeby było przyjemniej. Ale nie ingerujemy w tę przestrzeń. To jest przestrzeń, w której można odpocząć, a jak to zrobić wiedzą najlepiej ci, którzy tego odpoczynku potrzebują - dodaje Magalska.
Każdy z elementów "Pokoju Spokoju" jest podpisany imieniem jego autora. Wspólnie stworzyli różnorodny, fantazyjny wręcz wystrój, który wskazuje na to, jak różnorodni są ci, którzy o nim decydowali. Bo choć odbieramy świat przez te same zmysły, to każdy może go zobaczyć, usłyszeć i poczuć inaczej. - Z jednej strony nasi uczniowie z różnymi rodzajami niepełnosprawności intelektualnej w większości potrzebują pewnej przewidywalności, schematów działania, to im daje poczucie bezpieczeństwa. Z drugiej strony to indywidualności, każdy z nich ma różne potrzeby i różnie reagują. Jedni chcieli radosnych kolorów - żółtego, różowego. Inni wręcz przeciwnie. Mówili: tylko czarny - wyjaśnia Agnieszka Nalepa. Jeden wyciszy się z muzyka w tle, inny potrzebuje działania, jakieś aktywności.
Prace nad "Pokojem Spokojem" w łódzkim Teatrze Pinokio trwały pół roku. Dziś jest już dostępny dla publiczności. - W każdej chwili w trakcie trwania spektaklu, albo warsztatów w teatrze, można zgłosić potrzebę wyciszenia się. Każdy, kto poczuje się przebodźcowany, dla kogo tych wszystkich efektów będzie za dużo, albo poczuje, że jest już zmęczony i że wytracił swoje zainteresowanie głównym tematem, zostanie zaprowadzony przez jedną z animatorek do tej szczególnej przestrzeni - podkreśla Magalska.
Stworzenie tego pokoju, poza podstawową funkcją miejsca wytchnienia, dało uczniom ze szkoły specjalnej jeszcze jedno doświadczenie. Poczucie sprawczości, którego często im brakuje. - Okazało się, i to było bardzo ważne, że oni traktowani są bardzo poważnie, po partnersku. Poczuli się jak twórcy. To my projektujemy pokój, ktoś pyta nas o zdanie, a nasze decyzje są uwzględniane. Oni się poczuli docenieni. Co więcej, jak poszliśmy na otwarcie tego pokoju, oni chyba do końca nie wierzyli, że tak naprawdę to miejsce będzie wyglądało tak, jak oni to wymyślili. Praktycznie jeden do jednego wszystkie ich pomysły zostały uwzględnione i zrealizowane. Zobaczyli koc swojego projektu, poduszkę z wybranym przez siebie wzorem. Dla nich to nie jest codzienna sytuacja. Zazwyczaj decyduje za nich ktoś inny. Tu byli sami w stanie wymyślić, zaprojektować, zdecydować i na koniec zobaczyli efekty swojej pracy - podkreślają nauczycielki.
- Oni mają takie poczucie, że to jest miejsce dla nich otwarte, ale też mają świadomość, że będą tu przychodziły inne dzieci, nastolatkowie, czy osoby dorosłe. Wszyscy ci, którzy poczują, że muszą odpocząć. Choć nie ukrywam, że mam takie marzenie, żeby ten pokój nigdy nie był nikomu potrzebny. Ale to jest utopia - mówi Marta Magalska.
To pierwsza tego typu przestrzeń w instytucji kultury w Łodzi, ale podobnych inicjatyw w miejscach publicznych w kraju jest więcej. Popularne są między innymi "Niebieskie Strefy" w kinie, teatrze, czy w muzeum w Kielcach. Pojawiają się pokoje wyciszenia i relaksu. Coraz więcej wielkopowierzchniowych sklepów, galerii handlowych wprowadza tzw. godziny ciszy dla osób w spektrum autyzmu. Wyciszana jest muzyka, wyłączone są komunikaty dźwiękowe, przyciemniane są światła, uruchamiane dodatkowe kasy obsługi klienta. Tak, by ograniczyć liczbę różnorodnych bodźców, zmniejszyć poziom stresu i stworzyć komfortowe warunki do wykonywania codziennych czynności. To przekłada się na większe uczestnictwo tych osób w życiu publicznym, na dostępność kultury i rozrywki, w końcu na ich pełnoprawną obecność w życiu społecznym i jednocześnie na większą świadomość i wrażliwość pozostałej części społeczeństwa. Choć to dopiero początek długiej drogi. - Ja się chyba po prostu przyzwyczaiłem do pewnych sytuacji. Mam swoje sposoby i jakoś sobie radzę - kończy Szymon, a przytakuje mu siedzący obok Miłosz.