Reklama

W Polsce możemy jechać na wakacje zarówno tropem bohaterów światowego kina, jak i rodzimego. Przy czym tych pierwszych będzie jednak - uwzględniając potencjał kraju - stosunkowo mało. Nie zmienia to faktu, że kilka głośnych filmów u nas kręcono i ładnie pokazano w nich nasz kraj. Twórcy "Gry o Tron" Polskę niestety ominęli. Niestety, bo serial ten - jeśli wierzyć mediom - rodzi największy ruch turystyczny. Mniej znany jednak niż fakt, że krwawe sceny rodu Lannisterów odbywały się w Dubrowniku, jest ten, że ekipy kręcące kolejne części “Opowieści z Narni" chętnie korzystały z polskiej przyrody. W filmach można zobaczyć Góry Stołowe, Tatry i Puszczę Białowieską. Dużą część filmu kręcono, co dość typowe dla kina science-fiction i fantasy, w Nowej Zelandii, ale i tam zawędrowały polskie Błędne Skały, bo zostały odtworzone według fotografii i modeli tworzonych w Polsce, w tamtejszym studiu filmowym. Będąc więc w Dusznikach Zdroju czy Polanicy Zdroju możemy wybrać się w plener, który został skopiowany w najbardziej oddalonym od Polski kraju świata.

Wajda kontra Lynch

Jeśli chodzi o polskie miasta w 2015 roku Wrocław odegrał rolę Berlina w "Moście Szpiegów" Stevena Spielberga, a w cichym i omijanym, ale urokliwym Piotrkowie Trybunalskim kręcono akcję "Jakuba kłamcy" z Robinem Williamsem w roli głównej. Jeśli chodzi o światową kinematografię to jednak - mimo upływu ponad 30 lat - wciąż najbardziej znanym filmem kręconym u nas jest "Lista Schindlera". Jej akcja ma oczywiście także miejsce na terenie dzisiejszej i przedwojennej Polski, aczkolwiek w tym czasie okupowanej przez Niemcy. Film Stevena Spielberga jest niewątpliwie jednym z najbardziej wpływowych w historii kina. Sprawił, że tematyka Holocaustu stała się znana na całym świecie włącznie z Azją czy Ameryką Południową, a zarazem sprawiła, że były niemiecki obóz Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu stał się dla wielu najbardziej rozpoznawalnym miejscem w Polsce i celem, niestety niekiedy jedynym, dla części turystów. Cel numer dwa, położona nie tak daleko, a uwielbiana przez turystów, kopalnia w “Wieliczce" nie doczekała się filmu światowej sławy, nie licząc kilku bollywoodzkich produkcji kręconych przez hinduskich producentów. Polakom za to znana jest wciąż z “Seksmisji" z bardzo charakterystycznych scen z tekstem “nasi tu byli" (po znalezieniu papierosów i wódki w kaloszu), a także bitwy o obóz “dekadentek" w rytmie przedwojennego jazzu dixieland.

Reklama

To dlaczego czołowi światowi producenci tak rzadko trafiają na nasze plenery, jest chyba kwestią wartą poważniejszej analizy. W Polsce kręcone są przede wszystkim filmy bezpośrednio związane z tematyką miejsca. Gdańsk odnajdziemy w “Blaszanym bębenku" na podstawie powieści noblisty Gunthera Grassa. Volker Schlöndorff, który film nakręcił, po trzech dekadach wróci do Gdańska i nakręci film “Strajk" zbudowany na postaci Anny Walentynowicz (która skądinąd była filmem oburzona). W Polsce kręcono także europejskie koprodukcje poświęcone losom Marii Skłodowskiej-Curie (Warszawa) i Jana Pawła II (Wadowice, Kraków).  

Mieliśmy także filmy kręcone przez polskich reżyserów światowej sławy tak jak filmy Holland, Wajdy czy Polańskiego. Co ciekawe, jeśli chcemy trafić na "filmową" przedwojenną Warszawę, choćby z “Pianisty", najlepiej udać się na drugą stronę Wisły na Pragę lub Grochów. Film o Władysławie Szpilmanie kręcono ulicach Stalowej i Małej. Przyczyna jest prosta. Wiele kamienic i zaułków niewiele się zmieniło. Zauważano to już w głębokim PRL, choćby gdy pod koniec lat 70. warszawskie sceny wojennej epopei “Polskie drogi" kręcono na ulicach Kamionkowskiej i Rybnej na Kamionku, czyli Pradze Południe. Na tym tle bardzo konsekwentny jest film "Rezerwat" Łukasza Palkowskiego poświęcony bezpośrednio miłości na Pradze, dziejący się przy słynnej ulicy Stalowej i na Stalowej kręcony. Film ma kilkanaście lat i w czasach jego kręcenia okolica była jeszcze bardziej autentyczna niż dziś.   

Jeszcze łatwiej pod tym względem miał Andrzej Wajda, kręcąc w latach 70. "Ziemię obiecaną", która okazała się wielkim, światowym sukcesem i przyciągała potem do Łodzi kolejne pokolenia filmowców. Łódź po prostu od przełomu poprzednich wieków do 1975 roku w wielu miejscach nieznacznie się zmieniła. Dobra wiadomość dla miłośników filmu, zła dla łodzian, że po kolejnych pięćdziesięciu latach wciąż w wielu miejscach nadal jest podobnie. “Ziemia obiecana" przez prawdziwych łódzkich nerdów jest co prawda krytykowana za odziedziczone częściowo po książce Reymoncie, a ahisotryczne ukazanie relacji społecznych i narodowościowych. A także za naplucie na wizjonera i filantropa Karola Scheiblera. Ale gdzież indziej tak pięknie pokazano pałac Izraela Poznańskiego? Choć z Wajdą konkurował miłośnik Łodzi David Lynch w filmie "Inland Empire", także kręconym w “Poznańskim" oraz w łódzkim, ni to modernistycznym,  ni to secesyjnym, Grand Hotelu. 

Patent na Złoty Pociąg i Harry’ego Pottera

Polskie kino daje nam fantastyczny przegląd zamków i pałaców. Pozostając między Łodzią, a Warszawą, "Akademia Pana Kleksa", ta stara, z 1983 roku, kręcona była w położonym pomiędzy tymi miastami pałacu w Nieborowie i sąsiadującym z nim parku Arkadii. Jest to zresztą jeden z ulubionych plenerów pałacowych kina PRL. To tam znajdował się Koborów, własność Leona Kunickiego vel Kunika, akuszera kariery Nikodema Dyzmy i tam pan Nikodem niecnie się zabawiał się z żoną Kunika budząc zazdrość jego pasierbicy. W Nieborowie dawno temu Wajda kręcił między innymi “Popioły" i “Lotną", a całkiem niedawno pałac posłużył za piękną siedzibę aroganckiej hrabiny w remake’u “Znachora".

Nowa "Akademia Pana Kleksa" (2023) jest zupełnie inna niż stara, więc i pałac inny - tym razem zagrał zamek w Gołuchowie niedaleko Kalisza. Twórcy netflixowskiego “Wiedźmina" preferowali przede wszystkim węgierskie plenery, ale też Ogrodzieniec, który wypadł rewelacyjnie. Nawet osoby nieprzepadające za serialem, jak niżej podpisany, muszą to przyznać. Urodziwość i groza perły Jury Krakowsko-Częstochowskiej sprawia, że miłośnik ruin z miejsca ma ochotę się pakować do drogi. Jest chyba też mocnym argumentem w toczonych niedawno debatach, czy ruiny zamku odbudować do ich historycznego, niezniszczonego kształtu sprzed potopu szwedzkiego, a potem rabunkowej działalności dziewiętnastowiecznych właścicieli zamku. W dzisiejszej polskiej kulturze Ogrodzieniec to najpiękniejsze z naszych ruin i chyba dobrze by właśnie takimi zostały.

Ekipa "Wiedźmina" zawitała także do dolnośląskiego zamku Czocha, w którym kręcono kilka innych seriali, między innymi “Tajemnicę twierdzy szyfrów". To zresztą miejsce dziś modne, sprawnie promowane, starające się sprytnie podpiąć pod legendę o widmowym, nazistowskim "złotym pociągu" pełnym zrabowanych przez Niemców skarbów, który rozsławił na cały świat Wałbrzych. Gdy wreszcie Hollywood spojrzy dobrym okiem na tę popularną na całym świecie legendę, zamkowi na pewno nie zabraknie konkurentów, przede wszystkim, eleganckiego zamku w Książu. Zupełnie inny patent promocyjny znalazł położony już bliżej Opola, faktycznie wyjątkowy, zamek w Mosznej. Został mianowany “najbardziej przypominającym Hogwart i Harry’ego Pottera"miejscem w Polsce". Nie trzeba dodawać, że oznacza to konkursy, turnieje graczy, imprezy i pieniądze. I jeszcze więcej pieniędzy.

Dom zły istnieje naprawdę!

Krajowy ruch turystyczny kręcą jednak także popularne seriale. Sandomierz, ważny hitorycznie i piękny, ale zapomniany, miał swój wielki come back do masowej świadomości Polaków dzięki  "Ojcu Mateuszowi". Ciekawe były losy "Eryni" na podstawie serii Marka Krajewskiego. Historia toczy się we Lwowie, a potem we Wrocławiu, ale kręcona była w wielu polskich miastach, w tym bardzo wiele scen w Przemyślu, Jeleniej Górze, wielu innych miastach położonych na Ziemiach Odzyskanych. Ciekawe jest także to, że wiele ze scen pedantycznego wizualnie "Polowania na ćmy" poświęconego Warszawie początku ubiegłego wieku kręcono w podłódzkich Pabianicach. Raczej nie jest to częsta destynacja turystyczna, ale jeśli ktoś chce zobaczyć robotnicze ulice wyglądające jak sto kilkadziesiąt lat temu, nieupiększane i nie lukrowane, jedna z lepszych.

Są także miejsca, które znane są już tylko z ekranu, albo w ogóle dzięki niemu nabrały symbolicznej mocy i turystycznej atrakcyjności. Tak jak mały, wiejski domek w Krzywej w Beskidzie Niskim, w którym kręcono niewesołą akcję “Domu złego" Wojciecha Smarzowskiego. Z kolei porzucona cerkiew w Kniaziach tuż przy granicy z Ukrainą odrodzenie zawdzięcza “Zimnej Wojnie" Pawła Pawlikowskiego, to w niej główni bohaterowie, brali swój samozwańczy ślub. Dziś scena ta może uchronić murowaną świątynię przed całkowitym zniszczeniem, a być może zapewnić jej turystyczną przyszłość.    

Dobrą zabawą dla osób, które nudzą się na plaży czy przy grillu może być odnajdowanie miejsc pamiętanych z kina głębokiego PRL i porównywanie ich z kształtem obecnym. Po Ogrodzieńcu i kilku innych polskich zamkach hasał ze swoją bandą “Janosik", dużą mobilność i różnorodność plenerów wykazywał, jak przystało na ksywę “Pan samochodzik". Z polskich plaż najciekawszą rolę odegrały wydmy w Łebie, bo w dwóch ważnych filmach (“Faraon", “W pustyni i w puszczy") grały północno-afrykańską pustynię. W tatrzańskej Dolinie Strążyskiej kręcono jedną z najważniejszych scen “Potopu". Pudło! Nie tę, w której górale ratują króla Jana Kazimierza, a tę, w której Kmicic wysadza szwedzką kolubrynę - wielką armatę. W filmie działo się to oczywiście pod murami Jasnej Góry w Częstochowie. Z kolei Dolina Chochołowska i jej drewniane szałasy były góralskimi wioskami ze wspomnianego “Janosika". 

A gdzie powinni udać się prawdziwi miłośnicy Barei? W wiele miejsc na świecie, ale w stolicy przede wszystkim. Mogą znaleźć nawet resztki klubu Tęcza. Zresztą warto się śpieszyć, bo wkrótce ich już nie będzie. Podobnie, jak wielu innych miejsc, które znamy z filmów.