Reklama

Starzy wyjadacze zwykli mawiać, że dwie rzeczy decydują o tym, czy dana edycja wielkiego festiwalu filmowego przejdzie do historii: po pierwsze - odkrycia - czyli głośne debiuty, nieznanych wcześniej filmowców, po drugie - skandale wszelkiej maści. Najlepiej rzecz jasna, związane z pokazywanymi kontrowersyjnych dzieł, choć tymi czysto obyczajowymi, które wybuchają na skutek odważnych zachowań filmowców, (najczęściej gwiazd i pomniejszych gwiazdeczek) także nie gardzą ich organizatorzy.

Gdy mowa o tych drugich najstarszy na świecie festiwal filmowy na weneckim Lido, (31 sierpnia rozpoczęła się jego 79. już edycja) nie może równać się z francuskim Cannes, gdzie łamanie obyczajowego tabu jest codziennością. W przypadku filmów, które pokazać światu mogą jedynie ludzie gardzący polityczną poprawnością, włoska impreza dzierży jednak palmę pierwszeństwa.

Reklama

Początki festiwalu filmowego w Wenecji sięgają roku 1932, kiedy to w Hotelu Excelsior przy XVIII Biennale Sztuki wyświetlono na inaugurację film "Dr Jekyll i Mr Hyde". Już wtedy było to znaczące święto kina, gdzie pokazano dzieła tak uznanych twórców, jak Frank Capra czy Rene Clair. Impreza miała być europejską odpowiedzią na wręczane od 1929 roku Oscary, i zarazem artystyczną alternatywą dla sterującego od początku w stronę przemysłu, a nie czystej sztuki, Hollywood.

Na początku wenecka impreza nie miała charakteru konkursowego, ale już podczas drugiej edycji, w 1934 roku, wprowadzono nagrody dla najlepszego filmu włoskiego i zagranicznego. Włochy były wówczas krajem mocno faszyzującym, co sprawiło, że przyznawaną w nagrodę statuetkę, nazwano Pucharem Mussoliniego (z nazwy zrezygnowano po ośmiu latach, w 1942 roku).

Do historii kina edycja festiwalu z 1934 roku przeszła jednak z innego powodu. Był nim wielki skandal, jaki wywołał czechosłowacko-austriacki obraz z nazwaną "najpiękniejszą kobietą świata" Hedy Lamarr, (wtedy jeszcze Hedwig Evą Marią Kiesler), w roli głównej. Warto o niej wiedzieć, bo była postacią niezwykłą.

"Ekstaza" bez udręki

Filmem, o jakim mowa była "Ekstaza" Gustava Machatýego, nieskomplikowana  opowieść o urodziwej Evie, która poślubia starszego od siebie bogacza-impotenta. Wkrótce porzuca go i nawiązuje gorący romans z nowo poznanym młodym mężczyzną. Obraz uchodzi za pierwszą produkcję komercyjną pokazującą sceną nagości na ekranie. Na tym jednak nie koniec, bo mimika twarzy i ruchy bohaterki, sugerowały przy tym wyraźnie, że przeżywa podczas aktu seksualnego z kochankiem orgazm. To znacznie bardziej oburzyło i zszokowało publiczność niż goły biust wynurzającej się z jeziora Hedy. (Zabawnie brzmi fakt, że po latach aktorka w książce nomen omen noszącej tytuł "Ekstaza i ja" opisywała, jak reżyser kłuł ją szpilką, by osiągnąć  efekt sugerujący potężny orgazm).

Michelangelo Antonioni, obecny wtedy na pokazie w Wenecji jeszcze jako krytyk, napisał w recenzji: "W ogrodzie Excelsiora tego wieczoru słychać było oddech uważnych widzów, słychać było dreszcz przebiegający po plecach publiczności". To zapewniło filmowi rozgłos, który pozwolił mu wygrać nagrodę dla najlepszego reżysera i zdobyć głosami publiczności tytuł najlepszego filmu zagranicznego. "Ekstaza" zyskała też aprobatę wyjątkowego sponsora: Benito Mussoliniego. Ale już nowy kanclerz, Rzeszy Adolf Hitler zakazał jej wyświetlania w kraju. Obraz potępił publicznie sam Papież Pius XI, nazywając "niemoralnym i szkodliwym", a w większości krajów, do których trafił, wycięto scenę w jeziorze. W purytańskiej Ameryce został w całości zakazany.

Pikanterii wydarzeniu dodaje fakt, że aktorka przed premierą "Ekstazy" poślubiła jednego z najbogatszych Austriaków Fritza Mandla, który trudnił się handlem bronią i utrzymywał kontakty z faszystami. Okazał się chorobliwie zazdrosnym mężem. Próbował wykupić wszystkie kopie "Ekstazy", by nikt nie mógł oglądać wdzięków jego żony. Gdy mu się nie udałozabronił jej grać. Wtedy uciekła, wprost do Hollywood, gdzie w wytwórni MGM narodziła się po raz drugi. Jako Hedy Lamarr.

Choć dzięki urodzie stała się popularna, nie znosiła celebryctwa. Okazała się za to zdolną wynalazczynią. Wraz z kompozytorem Georgeem Antheilem opracowała m.in. system sterowania torpedą za pomocą fal radiowych, znany jako FHSS i udostępniła marynarce wojennej USA. Był jednak na tyle skomplikowany, że nie zbudowano prototypów. Wrócono do niego dopiero w latach 60., a znacznie później wykorzystano też podczas pracy nad bezprzewodowym internetem.

W 1997 roku Lamarr otrzymała nagrodę amerykańskich wynalazców za zasługi dla rozwoju elektroniki. Za wynalazki nie dostała jednak ani grosza.

Miłość w Wenecji

Pierwszy głośny romans na Lido sławnej pary miał miejsce w 1937 roku. To wtedy w Wenecji pojawiła się, już po raz drugi Marlene Dietrich. Piękna Niemka robiła już karierę w Hollywood i była znana na całym świecie, jako jedna z najsłynniejszych femme fatale. Ponoć samotnie usiadła przy stoliku kawiarnianym w hotelu Excelsior, prowokacyjnie eksponując wspaniałe nogi, i wtedy pojawił się on.

Nazywał się jak Erich Maria Remarque i był niemal tak znanym niemieckim pisarzem, jak ona aktorką, za sprawą swojej najgłośniejszej powieści "Na zachodzie bez zmian". Po prostu podszedł do stolika, przy którym siedziała Marlene, przedstawił się... i tak to się zaczęło. Spędzili z sobą kilka romantycznych tygodni, podróżując wspólnie po Europie. Nie dopadli ich paparazzi, bo pojawili się dopiero dwie dekady później, ku udręce gwiazd. Potem Marlene przyzwyczajona do licznych romansów, po prostu wróciła za ocean. Pisarz miał się jednak zakochać się bez pamięci i do końca życia pisał do niej listy miłosne.

Historia wyszła na jaw dopiero dekadę później, gdy aktorka po raz trzeci odwiedziła Wenecję. Pod jej drzwi, w tym samym co przed laty hotelu, ktoś podrzucił fotografię - przedstawiała Marlenę i Remarque’a w gondoli podczas romantycznej przejażdżki. Dopiero wtedy wybuchły plotki, a włoska prasa zastanawiała się na pierwszych stronach, czy romans nadal trwa. "Nie rozpoznaję już pana na tym zdjęciu" - miała odpowiedzieć Dietrich.

Także w weneckim Excelsiorze zaczął się związek pięknej Grace Kelly i księcia Monaco Rainiera III Grimaldiego. Tę historię jednak wszyscy znamy i nie kończy się happy endem.

"Żyd Süss", czyli antysemityzm w roli głównej

W 1936 roku  festiwal przeniesiono z centrum na wyspę Lido, na której odbywa się do dziś. W latach 30. i na początku 40. należało się spodziewać, że zależna od faszystowskiego rządku impreza, zacznie w mniej czy bardziej jawny sposób propagować tę ideologię. Organizatorzy próbowali tuszować wymowę niektórych filmów, ale dla wielu twórców udział w imprezie w kraju, będącego koalicjantem III Rzeszy, był nie do przyjęcia. Gdy w 1938 roku nagrodzono słynną "Olimpiadę" Leni Riefenstahl i "Pilota Luciano Serrę", którego powstanie nadzorował Duce, zaczęto postulować utworzenie nowego, tolerancyjnego festiwalu. Tak narodziło się Cannes, którego pierwszą edycję w 1939 roku, uniemożliwił wybuch wojny.

Tymczasem wenecki festiwal odbywał się nawet w jej trakcie. Najchętniej pokazywano włoskie lub niemieckie filmy. Wszystkie granice zostały jednak przekroczone w 1940 roku, gdy do konkursu trafił "Żyd Süss" niemieckiego propagandzisty, Veita Harlana. Opowiadał historię Josepha Süssa Oppenheimera, niemieckiego kupca żydowskiego, związanego z dworem wirtemberskim w XVIII wieku. Bohater jest wcieleniem zła i modelowo pokazuje tendencje nazistowskiej kinematografii - nieskrywany szowinizm i antysemityzm. Charakterystyczna jest finałowa scena, w której Żyd zostaje stracony za gwałt na Niemce. Harlan sugeruje widzom, kogo należy zabić, by oczyścić Europę z "podludzi".

"Żyd Süss" stał się jednym z najgłośniejszych filmów antysemickich wyprodukowanych przez propagandę III Rzeszy. Po jego projekcji postanowiono zbojkotować Wenecję. Kolejne jej dwie edycje jeszcze się odbyły mimo wojny, ale publiczność już nie dopisała.

Harlan wsławił się jako twórca wielu filmów propagandowych dla Rzeszy. Ciekawe, że jego pierwsza żona - śpiewaczka kabaretowa, Dora Gerson, była Żydówką. Po dwóch latach małżeństwo zakończyło się rozwodem. Gdy w czasie wojny Dora z rodziną trafiła do Auschwitz, nie kiwnął palcem, by jej pomóc. Została zagazowana. Po wojnie Harlan stanął przed sądem w Hamburgu oskarżony o zbrodnie przeciw ludzkości. Tłumaczył się, że został zmuszony przez Goebbelsa do nakręcenia "Żyda Süssa" i uwolniono go od zarzutów.

Dekada bez Złotego Lwa

Po wojnie wenecki festiwal powrócił w 1947 roku. Złoty Lew jako główna nagroda pojawił się w 1949. Trzy lata później Wenecja nagrodziła głośne dzieło Akira Kurosawy "Rashomon", które pokonało m.in. "Tramwaj zwany pożądaniem" Eli Kazana z Marlonem Brando. To było odkrycie, które zapoczątkowało karierę Japończyka. Otwarcie na kino azjatyckie Europa zawdzięcza właśnie Wenecji.

W 1968 roku niespodziewanie wybuchł skandal, który doprowadził do tego, że przez kolejną dekadę Złotego Lwa wcale nie wręczano. Jury przyznało go wówczas mocno awangardowemu, rozumianemu przez niewielu obrazowi "Artyści pod kopułą cyrku: bezradni" Alexandra Kluge’a. Całość miała być alegorią przedstawiającą dylematy młodych twórców niemieckiego kina w owych czasach, paradoksalnie jednak żaden z zainteresowanych tematem artystów nie zostawił suchej nitki na reżyserze.

Film opowiada o kobiecie, która po śmierci ojca dostaje w spadku cyrk. Postanawia go zreformować  - przedstawienia mają nieść przesłania i być wypowiedziami na temat życia społecznego. W tym celu stara się kupić słonie. Nikt nie jest zainteresowany jej pomysłami i nie chce jej pożyczyć pieniędzy na zakup zwierząt. Bankructwo zbliża się wielkimi krokami.

Nawet w momencie premiery nikt nie miał pojęcia, o co chodziło Kluge’owi. To obraz tak hermetyczny, że wybór jury oprotestowano. "Lepiej nie przyznawać wcale Złotego Lwa niż dawać je pozbawionemu sensu obrazowi"- postulowali konkursowi twórcy. W efekcie aż do 1980 roku Lew nie był w ogóle wręczony, a kolejne edycje imprezy były niekonkursowe. Impreza straciła prestiż i po 11-letniej przerwie trzeba było niemal od nowa ją budować.

Ostatecznie jednak to wyszło festiwalowi na dobre - wymusiło na imprezie wciąż mającej niechlubny statut z czasów faszystowskich, dość nagłe zerwanie z przeszłością.

Nie wolno wadzić się z Bogiem?

Największe skandale, wynikających często z niezrozumienia dzieł, wywołują zwykle obrazy oscylujące wokół kwestii wiary i interpretacji Ewangelii. Zwłaszcza gdy festiwal odbywa się w jednym z najbardziej katolickich krajów Europy.

W 1964 roku przed pokazem własnego filmu "Ewangelia według Mateusza" kontrowersyjny włoski reżyser Pier Paolo Pasolini został obrzucony pomidorami, a pod salą kinową pojawiły się tłumy z transparentami nawołującymi do bojkotu. Był to wynik wcześniejszego skandalu, jaki wybuchł po jego krótkim utworze "Ricota" będącym częścią, nakręconej przez 4 reżyserów produkcji "RoGoPaG". Film ukazał się na ekranach po procesie sądowym, w którym Pasolini skazany został za "obrazę religii katolickiej" na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu. Jak w wielu swoich dziełach nie atakował religii, lecz hipokryzję części chrześcijan. Ludzi, którzy stali się zaprzeczeniem wyznawanych idei.

W Wenecji jednak pokazał "Ewangelię według św. Mateusza", film, którym wprawił w osłupienie wielu widzów. Reżyser dość wiernie i zgodnie z kanonami wiary, której sam nie był wyznawcą, przedstawił bowiem żywot Chrystusa. Jezus jako największy rewolucjonista miłości, zagrany świetnie przez amatora, nie ma w sobie niczego, co byłoby elementem drwiny czy kontrowersji, jak się spodziewano. Z pietyzmem reżyser oddał atmosferę Jerozolimy, udowadniając, że jest nieodrodnym dzieckiem włoskiego neorealizmu. Nauki Jezusa, mimo iż podane w duchu rewolucyjnym, nie kolidują z tym, co znamy z Ewangelii. Pasolini niekryjący swojej niechęci do Kościoła Katolickiego, tego, iż jest ateistą, marksistą i homoseksualistą, odkrył przed widzami wyjątkowość nauczania Chrystusa, składającego ofiarę z życia w obronie uciśnionych. Odniesienia twórcy do dzieł malarskich (obrazy Giotta, freski Piero della Franceski), w połączeniu z oprawą muzyczną (Bach, Mozart) uczyniły ten obraz dziełem sztuki.

Finalnie "Ewangelia..." nakręcona przez ateistę, została doceniona przez Watykan i umieszczona na liście "wielkich filmów o szczególnych wartościach humanistycznych". Zdobyła w Wenecji Nagrodę Specjalną Jury oraz Nagrodę Katolickiego Biura Filmowego, dziś - Jury Ekumenicznego. Kuriozalnie na tym tle wypadły protesty towarzyszące projekcji, po którym spodziewano się skandalu.

"Najlepszym filmem o Chrystusie jest dla mnie ‘Ewangelia według Mateusza Pasoliniego’. Kiedy byłem młody, chciałem zrobić współczesną wersję historii Chrystusa, której akcja rozgrywa się w budynkach i na ulicach Nowego Jorku. Kiedy zobaczyłem film Pasoliniego, zdałem sobie sprawę, że ten film już powstał"- wyznał kiedyś Martin Scorsese. I jak wiemy, nakręcił "Ostatnie kuszenie Chrystusa", z którym w 1988 roku przyjechał do Wenecji.

Film jest ekranizacją powieści Nikosa Kazantzakisa. To historia Jezusa z Nazaretu uczłowieczonego, w której, podobnie jak św. Józef, jest cieślą wykonującym dla Rzymian krzyże. Mesjaszem zostaje niejako wbrew sobie - jeszcze umierając, marzy o życiu zwyczajnego człowieka, u boku Marii Magdaleny. Nie jest wolny od grzechu, wyrzutów sumienia, ale też od pokus. Scorsese pokazuje Chrystusa, który wątpi.

"Jezus nie siedział w świątyni. Żył wśród zwykłych ludzi na ulicach" - tłumaczył  reżyser. I chciał to pokazać. Ceniony episkopalny biskup Paul Moore z Nowego Jorku uznał, że to film "chrystologicznie poprawny". Liczył, że wzbudzi zdrową dyskusję. "Ktoś mnie spytał: Dlaczego chcesz nakręcić ten film? Byliśmy w hotelu w Nowym Jorku. Odparłem: Ponieważ chcę bliżej poznać Jezusa. Oczekiwałem, że będą jakieś kontrowersje, ale że atak będzie inteligentny. Oczekiwałem dyskusji i dialogu".

Tymczasem pod kinami, podczas projekcji, pojawiły się koktajle Mołotowa. I głosy oburzenia. W Wenecji niektórzy obraz bojkotowali, nie doceniło go też jury. Na otarcie łez reżyser przywiózł z Lido nagrodę włoskich krytyków, a potem dostał nominację do Oscara. Prawie 20 lat później powstało "Milczenie", kolejny wykład z teologii wątpienia. Ciekawe, że czas pracował na rzecz tego filmu, dziś ocenianego wysoko.

"Gwałt w DNA" i polityczny skandal

Do politycznego, międzynarodowego skandalu doszło na festiwalu w Wenecji z powodu rumuńskiego filmu "Francesca". Padły w nim obraźliwe, wulgarne słowa pod adresem prawicowego burmistrza Werony oraz przywódczyni partii skrajnej włoskiej prawicy - Alessandry Mussolini, wnuczki Benito.

"Francesca" to historia młodej Rumunki, która chce otworzyć we Włoszech przedszkole dla dzieci imigrantów z jej kraju i zmienić sposób postrzegania rodaków przez Włochów - w ich oczach to  najczęściej przestępcy. Reżysera zainspirowało tragiczne wydarzenie w Rzymie przed laty, kiedy Włoszka została w brutalny sposób zamordowana przez romskiego imigranta z Rumunii. Wywołało to falę niechęci do licznej we Włoszech społeczności i zaostrzenie przepisów walki z przestępczością.

W filmie przedstawiającym społeczne tło tych nastrojów słyszymy wulgaryzmy pod adresem oskarżanego o ksenofobię burmistrza Werony, Flavio Tosiego, z Ligi Północnej oraz wnuczki faszystowskiego przywódcy Włoch, która stwierdziła, że Rumuni mają "gwałt w DNA". Po proteście obojga polityków, zapowiadających kroki prawne, zablokowano nawet festiwalowe pokazy, tuż po pierwszym premierowym. Nigdy dotąd na Lido to się nie zdarzyło. Właściciele kin zapewnili też, że nie trafi on na ekrany we Włoszech.

Włoski dystrybutor filmu, który bronił jego praw do wolności słowa, kilka miesięcy walczył o to, by "Francesca" ukazała się w jego kraju. Ostatecznie w listopadzie 2009 roku film trafił w niezmienionym kształcie do włoskich kin.

Polański i nieobyczajność

Bohaterem ostatniego, głośnego skandalu w 2019 roku był nasz rodak, Roman Polański. Argentyńska reżyserka Lucrecia Martel, wówczas przewodnicząca jury, powiedziała, że nie rozumie udziału jego filmu "Oficer i szpieg" w konkursie głównym i nie zgadza się, by oceniać filmy Romana Polańskiego z pominięciem ciążącym na nim zarzutów. Dodała, że nie wybiera się na pokaz, by "nie musieć mu klaskać".

Włoski producent filmu, Luca Barbareschi, był oburzony jej słowami. Twierdził on, że świadczą one o jej uprzedzeniach wobec dzieła i domagał się przeprosin, grożąc wycofaniem go z konkursu. W obronie filmu Polańskiego stanął wieloletni dyrektor festiwalu, Alberto Barbera. "Musimy tu oddzielić artystę od mężczyzny. Historia sztuki jest pełna artystów, którzy popełniali różne występki, a mimo to podziwiamy ich dzieła. To samo dotyczy Polańskiego, który moim zdaniem jest ostatnim aktywnym mistrzem europejskiego kina"- przekonywał.

Ostatecznie Martel wycofała się ze swoich słów, przyznając: "Odnalazłam wiele człowieczeństwa w poprzednich filmach Polańskiego. Nie mam uprzedzeń w stosunku do tego filmu i obejrzę go jak wszystkie inne. Gdybym miała, zrezygnowałabym z funkcji przewodniczącej jury". Słowa te okazały się wystarczające dla producentów.

"Oficer i szpieg" przedstawia historię francuskiego żołnierza artylerii żydowskiego pochodzenia, Alfreda Dreyfusa, niesłusznie oskarżonego w 1894 roku o szpiegostwo na rzecz Niemiec. Okazało się jednak, że dowody zostały spreparowane. Scenariusz został oparty na powieści Roberta Harrisa. Do uwolnienia Alfreda Dreyfusa skazanego na dożywocie i zesłanego do kolonii karnej w Gujanie przyczynił się Marie-Georges Picquart. Więzień został zrehabilitowany dopiero po 12 latach.

Film okazał się najlepszym obrazem od lat Romana Polańskiego. Otrzymał Nagrodę Specjalną Jury oraz Nagrodę FIPRESCI. Reżyser nie pojawił się i na festiwalu w obawie przed ekstradycją. Nagrodę odbierali producenci wraz z żoną artysty - aktorką  Emmanuelle Seigner.

Czym w tym roku zaskoczy nas trwający właśnie 79. już wenecki festiwal? Patrząc na konkursowe tytuły, można obstawiać, że najwięcej kontrowersji wzbudzi opatrzony kategorią "tylko dla widzów dorosłych" najbardziej oczekiwany tytuł - "Blondynka" Andrew Dominika z Aną de Armes w głównej roli. Opartą na głośnej książce Joyce Carol Oates biograficzną opowieść o Marilyn Monroe, sam reżyser bowiem zapowiada: "To wymagający film. Jeśli publiczność go nie lubi, to jest problem piep....j publiczności. Film nie ubiega się o urząd publiczny. Nie musi się wszystkim podobać".

Dla wielu przewrażliwionych widzów już sama wypowiedź Dominika zapewne brzmi skandalicznie.