Reklama

Czym jest sztuka? Większość z nas stwierdzi z pewnością, że są nią obrazy, rzeźby, oraz wszelakie rękodzieło, które można zobaczyć w muzeum. Pod tym słowem umieścić można także fotografię, a nawet bardziej ulotne formy, taniec, śpiew, czy teatr. Marina Abramović poszła o krok dalej, wykraczając poza ramy płótna, kartki papieru, czy ogólnie przyjętych form występów artystycznych. Już w dzieciństwie zauważała, że dzieła mogą powstawać nie tylko za pomocą farb i pędzli. Do tworzenia wykorzystała przestrzeń, publiczność, jak i własne ciało. Jej performansy, bo właśnie tak określa się ten rodzaj sztuki, przybierały często brutalne, okrutne i naturalistyczne formy, wzbudzając w widzach zdziwienie i wstręt.

Sytuacja artystyczna

Próba wytłumaczenia samego pojęcia jest nie lada wyzwaniem. Jak w jednym z wywiadów przyznała sama Marina, performans jest niematerialny, istnieje tylko wtedy, gdy artysta jest obecny. Performans w języku angielskim oznacza "występ", "przedstawienie", określany jest jako sytuacja artystyczna, w której artysta jest zarówno jego przedmiotem, jak i podmiotem, osobą przeżywającą
i odczuwającą. Odbywa się on w danej przestrzeni i czasie zaaranżowanym przez twórcę.

Reklama

Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że występy podczas performansów, to tak naprawdę sztuka teatralna wystawiana w muzeum. Te dziedziny sztuki, choć na pozór podobne, różnią się. W swojej biografii Marina wspomina "(...) zawsze wierzyłam, że performans jest prawdą, a teatr fałszem. W performansie nóż jest prawdziwy, prawdziwa jest też krew. W teatrze nóż jest atrapą, a krew to keczup". Warto zaznaczyć jednak, że w późniejszych latach, podczas realizacji swoich kolejnych projektów przekonała się, że odgrywanie wyreżyserowanych sztuk teatralnych również wymaga poświęcenia.

Szarość dzieciństwa w Jugosławii

O twórczości, dzieciństwie i życiu Mariny Abramović dowiadujemy się za sprawą biografii "Pokonać mur. Wspomnienia", w której szczegółowo zdradza najintymniejsze chwile ze swojego życia. Urodziła się 30 listopada 1946 roku w Belgradzie. Była córką partyzantów. Dorastała w powojennej Jugosławii, którą wspomina jako miejsce przygnębiające, przepełnione szarością i często po prostu brzydkie. Warto jednak wspomnieć, że w odróżnieniu od większości ówczesnego społeczeństwa, warunki życia, w jakich żyła rodzina Abramovićów, można uznać za luksusowe.

Rodzice Mariny byli uhonorowanymi bohaterami wojennymi, po II wojnie światowej przystąpili do partii, obejmując tym samym wysokie stanowiska. Ojciec pracował w elitarnej ochronie marszałka Tity, natomiast mama została kierowniczką instytutu nadzorującego zabytki i zaopatrującym państwowe budynki w dzieła sztuki oraz obejmowała stanowiska dyrektora Muzeum Sztuki i Rewolucji. Pomimo dobrobytu, zajmowali siedmiopokojowe mieszkanie, dom artystki nie był miejscem ciepłym i przytulnym, a raczej pozbawionym bezpieczeństwa tak potrzebnego w dzieciństwie. Dziewczynka znajdowała ukojenie w ramionach babci, u której mieszkała przez pierwsze lata życia. Powojenna trauma mocno odznaczyła się na wychowaniu Mariny. Rodzice spali z pistoletami przy wezgłowiu, panowała dyscyplina, matka karała ją za przewinienia przemocą, niejednokrotnie ją bijąc.

Marina za jeden z najszczęśliwszych okresów w swoim dzieciństwie uważa roczny pobyt w szpitalu.  Do którego trafiła z powodu częstych krwotoków, jak się później okazało, ich powodem była przemoc stosowana przez matkę. Przebywając w placówce, nie musiała obawiać się kar cielesnych, dodatkowo wszyscy byli dla niej mili i obdarowywali ją prezentami.

Młodzieńcze lata

Matka od najmłodszych lat bardzo dbała o edukację Mariny. Miała więc dostęp do wszelakich książek, materiałów plastycznych, uczyła się języków obcych, oglądała także sztuki teatralne. W mieszkaniu stworzono dla niej nawet pracownię malarską. Jednocześnie stosowała względem niej przemoc fizyczną i liczne kary, odreagowując frustracje związane ze złymi relacjami z mężem, który nie był jej wierny. Ojciec Mariny był w jej oczach bohaterem, w dzieciństwie uważała go za przyjaciela, pomimo tego, że opuścił rodzinę, do samego końca stanowił dla niej inspirację, czego odzwierciedleniem były jej niektóre performansy.

Jedno z jej bardziej znaczących zetknięć za sztuką nastąpiło, gdy miała 14 lat. Ojciec zakupił dla niej farby olejne i zorganizował naukę malarstwa u swojego przyjaciela. Lekcja wywarła na niej ogromne wrażenie, które było podwaliną jej późniejszych działań artystycznych.

Pierwszy pomysł na performans pojawił się w jej głowie, gdy miała zaledwie kilkanaście lat. Już wtedy zrozumiała, że sztuka to coś więcej niż tworzenie na papierze. Na niebie zobaczyła 12 wojskowych odrzutowców, które przelatując, namalowały na nim białe smugi. To właśnie ten obraz sprawił, że postanowiła tworzyć za pomocą wszystkiego, co ją otacza. Stwierdziła, że ogień, woda, oraz ludzkie ciało mogą stać się tym samym co farby i ołówki. "Bycie artystą oznacza bezgraniczną wolność, jeśli zechcę stworzyć coś z kurzu czy śmieci, mogę to zrobić. To uczucie było niewiarygodnie wyzwalające, szczególnie dla kogoś wychowanego w domu na każdym kroku ograniczającym swobodę" - pisze w swojej biografii "Pokonać Mur. Wspomnienia". Udała się do bazy lotniczej w Belgradzie, prosząc o udostępnienie 12 samolotów, chciała za pomocą wytwarzanych przez nich smug stworzyć kompozycję na niebie. Oczywiście ambitny plan spełznął na niczym, a dziewczynkę odesłano do domu.

Marina Abramović studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Belgradzie, ostatecznie w 1972 roku ukończyła kształcenie na Akademii w Zagrzebiu. Odbywała praktyki pod okiem ówczesnych mistrzów malarstwa. Jednak samo malowanie nigdy jej nie wystarczało, prawdziwą wolność artystyczną miał dać jej performans.

Początkowe prace

Sam debiut, "Rytm 10", który odbył się w Edynburgu, wzbudził spore kontrowersje. Zainspirowała się rosyjską pijacką zabawą, w której na stole należy położyć rozłożoną dłoń, a w przestrzenie pomiędzy palcami jak najszybciej uderza się końcem ostrego noża. Każde zranienie to kolejny kieliszek, który tym samym zmniejsza koncentrację i celność grającego. Artystka postanowiła odtworzyć grę, modyfikując nieco jej zasady. Użyła 10 noży oraz białego papieru, na którym ułożyła dłoń, podczas szybkich ruchów plamiąc go własną krwią. Jednocześnie nagrywała dźwięk, magnetofon rejestrował zarówno rytmiczne uderzenia, jak i jęki bólu podczas nacinania skóry. Gdy się kaleczyła, używała nowego noża. Kiedy wykorzystała już wszystkie 10, cały proces powtórzyła od nowa, wsłuchując się w pierwsze nagranie i próbując trafiać nożem w tym samym rytmie. Całość nagrywała drugim magnetofonem. Na koniec odtworzyła podwójny zapis, gdy nagrane dźwięki się skończyły, Abramović wyszła. Publiczność milczała przez cały występ, gdy Marina zakończyła swój występ, na sali pojawiły się gromkie oklaski. Artystka twierdzi, że lęk, który jej towarzyszył, stworzył niepowtarzalne połączenie i platformę wymiany energii z widzami, co pozwoliło na bycie razem z nią tu i teraz.

Nie można nie wspomnieć również o wystawianym w Neapolu w 1974 roku "Rytmie 0", w którym artystka postanowiła oddać się w ręce publiczności. Przygotowała 72 przedmioty, od róży, perfum, szminki, aparatu polaroid, melonika, przez jedzenie (miód, wino, chleb), po nóż, metalowy pręt, skalpel, siekierę, a także pistolet i kulę. Przez sześć godzin stała nieruchomo, a publiczność mogła zrobić z nią, cokolwiek chciała. Zaczęło się niewinnie, Marina milczała, a zgromadzeni podchodzili do niej z rezerwą. Widzowie podawali jej różę, otrzymywała pocałunek w policzek, stopniowo jednak zaczęło być niebezpiecznie. Rozerwano jej koszulkę, zaczęto ustawiać ją w różnych pozach oraz pisać szminką po jej ciele. Abramović całkowicie poddawała się działaniu publiczności. Pozwoliła ułożyć się na stole, a pomiędzy jej nogi wbito nóż. Nie obyło się bez przemocy, nacięto jej szyję, oblano wodą, ostatecznie jeden z mężczyzn załadował pistolet i włożył jej go w dłoń. W końcu nadszedł koniec performansu, a Marina spojrzała publiczności w oczy. Okazało się, że widzowie poczuli się speszeni i zawstydzeni. W tym przypadku przekaz tego występu jest dość jasny. Brak granic i reguł może wyzwolić w ludziach ogromne pokłady okrucieństwa. Marina chciała zobaczyć, jak daleko mogą posunąć się ludzie, gdy dostaną na to przyzwolenie. Gdy po tym wydarzeniu spojrzała rano w lustro, we włosach znalazła siwe pasmo, które pojawiło się prawdopodobnie ze stresu.

W kolejnych performansach również poddawała swoje ciało bolesnym próbom. W "Sztuka musi być piękna. "Artystka musi być piękna" ("Art Must Be Beautiful/Artist Must Be Beautiful") z 1975 roku czesała swoje długie, czarne włosy, coraz mocniej i mocniej, raniąc się przy tym, oraz wyrywając sobie całe pasma. Z kolei w "Rytmie 4" klęczała nago nad wentylatorem przemysłowym, nabierając w płuca napierające powietrze. Kamera skierowana na nią filmowała obraz, który wyświetlany był dla publiczności w pokoju obok. Po pewnym czasie Marina zemdlała.

Wśród jej występów znalazło się mnóstwo dziwnych, niepokojących i wręcz odstręczających performansów. Jej początkowa twórczość opierała się na bólu fizycznym. Kaleczyła swoje ciało, wycinając na nim wzory, poddawała je działaniu niskiej i wysokiej temperatury (kładła się na blokach lodu, lub leżała nad zapalonymi świecami), czy uderzała się biczem. W jednym z nich przez kilka godzin leżąc na plecach, nieprzerwanie krzyczała - performans "Uwalnianie głosu" ("Freeing the voice"). Czytając o jej ekstremalnych działaniach, w odbiorcy pojawia się uczucie niezrozumienia. Jednak jak wynika z relacji Abramović, nie chodziło o szokowanie, a o przekraczanie granic własnego ciała i całkowite oddaniu się sztuce.

Ulay

Przełomowym momentem w jej karierze, a zarazem życiu prywatnym, było poznanie w 1975 roku Ulaya, czyli Franka Uwe Laysiepena, niemieckiego fotografa. Para zakochała się w sobie od pierwszego wejrzenia. Jak opowiada w biografii sama Marina, było między nimi niezwykłe porozumienie, uważali się za jedność. Wzajemnie kończyli swoje wypowiedzi, tak samo spinali włosy (robili to za pomocą pałeczek do ryżu), nawet urodzili się tego samego dnia, 30 listopada. Stali się nie tylko parą w życiu prywatnym, ale i artystycznym. Ich występy niejednokrotnie szokowały, wzbudzały niepokój, a momentami były niebezpieczne. Warto pamiętać, że artystka w tym czasie była zamężna.

Wśród ich najsłynniejszych performansów znalazły się między innymi "Relacja w przestrzeni" wystawionym podczas Biennale w Wenecji w 1976 roku. Para nago biegła ku sobie, początkowo się mijając, potem jedynie ocierając, by ostatecznie zderzać się z pełną mocą. Cały performance rejestrowany był przez mikrofon. 

Ich pierwsze wspólne urodziny uczcili performansem "Rozmowa o podobieństwie" ("Talking about similarity"). Podczas prezentacji Ulay zszywa sobie usta grubą nicią, a Marina odpowiadała za niego na pytania publiczności. Para chciała ukazać tym samym zaufanie i miłość, jakim obdarza drugą osobę, oddając jej swój głos.

We "Wdech, wydech" ("Breathing In, Breathing Out") Ulay i Marina połączeni za pomocą ust, do nosa wetknęli sobie papierosowe filtry, dźwięk rejestrowany był przez mikrofony. Połączeni ustami naprzemiennie wymieniali się porcją powietrza, przerywając dopiero przed utratą przytomności.

Nie można nie wspomnieć o "Imponderabiliach" z 1977 roku, w których para nago stanęła w drzwiach twarzami ku sobie. Osoby odwiedzające galerię, aby przejść, musiały przecisnąć się pomiędzy ich ciałami. Artyści wcielili się w rolę wrót do muzeum, stając się jego integralną częścią.

W "Trzy" ("Three") pełzali po podłodze wraz z ponad trzymetrowym pytonem. Marina od dzieciństwa bardzo bała się węży. W swoim wystąpieniu chciała przekraczać granice bólu i strachu, który podczas performansu przekształcał się w zupełnie nowe emocje, tym samym ją umacniając.

Ich ostatnim performansem (1988 rok) jest wyprawa przez Wielki Mur Chiński, początkowo nosząca tytuł "Kochankowie" ("The Lovers"/"The Great Wall Walk"). Pomysł powstał aż 8 lat przed jego ostateczną realizacją. Chińskie władze kilkukrotnie odmówiły im zgody, ponieważ według nich takiej przeprawy jako pierwszy powinien dokonać Chińczyk. Ostatecznie uzyskali pozwolenie, wyprawa trwała trzy miesiące, codziennie przez 10 godzin maszerowali w obstawie strażników i tłumacza, każde z nich wystartowało z innego końca muru. Początkowo spotkanie pary na środku muru, miało zakończyć się zawarciem związku małżeńskiego. Ostatecznie jednak zakończyło się ich rozstaniem. Spędzili razem 12 lat. Abramović dowiedziała się, że Ulay zdradził ją ze swoją chińską tłumaczką, która spodziewała się dziecka. Ze względu na wspólny dorobek artystyczny Ulay jeszcze kilka razy pojawiał się w jej życiu, jednak ich drogi artystyczne, jak i prywatne, już nigdy na dobre się nie połączyły.

"Artystka obecna"

Co ciekawe, z awangardową twórczością Mariny Abramović wiele osób nieświadomie pierwszy raz styka się za sprawą popularnego serialu "Seks w wielkim mieście". W jednym z odcinków główna bohaterka wybiera się do galerii sztuki, aby obejrzeć kobietę, która przez 16 dni ma pościć i nic nie mówić. Okazuje się, że wątek ten nie był stworzony jedynie na potrzebę fabuły. Inspiracją stał się performans Abramović "Dom z widokiem na ocean" ("House with the Ocean View"). Artystka spędziła 12 dni w przestrzeni składającej się z trzech otwartych "pokoi" umieszczonych na platformie, z których można było zejść jedynie za pomocą drabin, które zamiast szczebli miały noże. Przez ten czas nie jadła, nie odzywała się, a do picia miała jedynie wodę. Podczas performansu przemieszczała się pomiędzy trzema pokojami, w jednym z nich spała, w drugim siedziała bez ruchu na krześle, w trzecim (łazience) brała prysznic, oraz korzystała z toalety. Wszystko na oczach publiczności, z którą starała się utrzymywać kontakt wzrokowy. Wszystkie czynności wykonywała wolno, w pełnym skupieniu. Tu pojawić się może pytanie, dlaczego podjęła się tego dziwacznego wyzwania? W jednym z wywiadów zamieszczonych na kanale YouTube Marina Abramović Institute opowiada, że performans zadedykowany był Nowemu Jorkowi, zrozumiała jak bardzo miasto zmieniło się pod wpływem tragedii 11 września. Performans miał pokazywać kruchość życia oraz ulotność naszej egzystencji.

Jednak największą sławę przyniosła jej "Artystka obecna" ("The artist is present") z 2010 roku. Wydarzenie odbyło się w Muzeum Sztuki Współczesnej (MoMA) w Nowym Jorku, gdzie przez trzy miesiące, każdego dnia Abramović siedziała na krześle, nie wstając, nie ruszając się, ani nie jedząc. Przed nią ustawiono krzesło, na którym mógł usiąść każdy odwiedzający muzeum. Osoby, które postanowiły zetknąć się z artystką, spoglądały jej w oczy, nic nie mówiły. Kolejny raz może pojawić się pytanie, gdzie w tym sztuka? Okazało się, że spotkaniu towarzyszyły ogromne emocje, niektórzy spędzali na krześle jedynie kilka minut, inni przesiadywali tam przez długie godziny, a nawet kilkukrotnie wracali. Jeden z mężczyzn aż 21 razy, co opisał w książce pt. "75", znalazły się w niej historie 75 osób, które podzieliły się z nim przeżyciami związanymi ze spotkaniem z Mariną. Wśród odwiedzających znalazła się nawet Lady Gaga. Łącznie w performansie wzięło udział ponad 850 tysięcy osób. Jak mówi sama artystka, każdy uczestnik pozostawiał jej jakąś cząstkę swojej energii, także ona starała się być ciągle obecna, oddając im siebie. Chwile spędzone przed performerką były momentem, aby zajrzeć w głąb siebie, wówczas emocje puszczały, a wiele osób zaczynało płakać. Wszystko zostało sfilmowane, a nagrania obejrzeć można w sieci. Jedną z najbardziej przejmujących scen było spotkanie z Ulay’em. Abramović wspomina, że wówczas przebiegły jej przez myśl wszystkie spędzone razem lata. Tu artystka złamała swoje reguły, chwycili się za ręce, nie zabrakło również łez i braw ze strony otaczających ich publiczności.

Inspiracje czerpie ze świata

Mówi się, że podróże kształcą, w przypadku Mariny Abramović można powiedzieć, że są źródłem artystycznych inspiracji. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że podczas swojego życia zjeździła świat wzdłuż i wszerz. Początkowo podróże obejmowały Europę, chorwacki Zagrzeb, gdzie studiowała, czy bliższe wyjazdy na festiwale artystyczne do Włoch, Niemiec, czy Holandii. Kilka lat raz z Ulayem podróżowała w przerobionej furgonetce, która stała się ich domem na kółkach.

Wśród wypraw, które miały największy wpływ na jej sztukę, jest bezsprzecznie wyjazd do Australii. Gdzie miała okazję przyjrzeć się kulturze jej rdzennych mieszkańców, aborygenów. Przez kilka miesięcy żyła tak jak oni, w ciężkich pustynnych warunkach, gdzie brakowało wody i jedzenia, a wysokie temperatury utrudniały funkcjonowanie. Wspólne z miejscowymi praktykowała ich rytuały, zgłębiając kulturę, zaczynając dostrzegać i czuć więcej. Wynikiem tej podróży był między innymi performans oparty na bezruchu i milczeniu, czyli "Złoto odnaleziono przez artystów" ("Gold found by the artist"). Para siedziała naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy, przed sobą mając stół, na którym znajdował się żywy wąż i złoto, które faktycznie odnaleźli na pustyni. Całość trwała 8 godzin.  

Dużą rolę odegrał w jej życiu również buddyzm, kilkukrotnie odbywała podróże do Azji. Podczas jednej z samotnych podróży u stóp Himalajów, aby poradzić sobie z problemami, milion sto jedenaście tysięcy sto jedenaście razy powtarzała mantrę. Żyła wówczas w ubogiej chatce, w całkowitym odosobnieniu, całość zajęła jej około trzech miesiący.

W jej biografii możemy sporo przeczytać na temat jej relacji z mężczyznami, przez których wielokrotnie została zraniona. Nigdy nie zdecydowała się również na założenie rodziny. Sztuka była jej całym życiem, jak sam o sobie mówi, urodziła się artystką i to właśnie pracy poświęciła swoje życie. Trzykrotnie poddała się aborcji.

Sporą inspiracją było także dziedzictwo narodowe, lata spędzone w komunistycznej rzeczywistości, a także rodzice, którzy swoją partyzancką przeszłość przełożyli na jej wychowanie. Widać to w szczególności w późniejszych pracach Mariny, często nawiązujących do brutalności wojny.

Obecnie Marina Abramović ma 77 lat i sama żartobliwie nazywa się "babcią performansu". Nadal udziela się artystycznie, przede wszystkim tworząc Marina Abramović Institute (MAI), którego zadaniem jest wspieranie i rozwijanie twórczości artystów performatywnych. Przez lata zajmowała się również nauczaniem na uczelniach wyższych, stworzyła warsztaty Cleaning the House, w których uczestnicy w milczeniu, oddają się poznawaniu siebie, przygotowując swoje ciała i umysły do wielogodzinnych performansów.

Artystka niejednokrotnie była niezrozumiana, przekraczała granice dobrego smaku i przyjętych konwenansów. Wątpiono w jej artyzm, nazywano ją ekshibicjonistką, masochistką, a nawet satanistką. W jej performansach często pojawiała się także nagość i samookaleczenie, co również wzbudzało mnóstwo kontrowersji. To, czy twórczość Mariny Abramović przemówi do konkretnego odbiorcy, jest kwestią bardzo indywidualną. Niezaprzeczalnie jednak nie można przejść obok niej obojętnie.