Reklama

Żaden z nich nie nadawałby się na amanta filmowego w rodzaju Marlona Brando czy Ala Pacino. Tony Soprano miał ewidentną nadwagę i łysiał. To pierwsze, niestety, dotyczyło także Gandolfiniego i w połączeniu z problemami z sercem doprowadziło do przedwczesnej śmierci aktora w wieku 52 lat. Śmierci symbolicznej, bo Gandolfini zmarł w 2013 roku podczas wakacji we Włoszech, kraju pochodzenia i nieustannych odniesień bohaterów serialu (choć po włosku nie umieli już mówić). Pingwin tym bardziej nie jest adonisem. Jest zdeformowanym brzydalem, ubierającym się w drogie, krzykliwe i jednoznacznie wskazujące na parweniuszowskie kompleksy garnitury. Ale jest też postacią skomplikowaną, głęboką. Trudno, żeby było inaczej, skoro jego rolę powierzono Colinowi Farrellowi, aktorowi niekojarzącemu się z "gębą filmowego twardziela", a raczej z psychologiczną zagadką.

Wszystko przez te mamy

Tony i Oswald mają dużo ze sobą wspólnego. Obaj mają kluby nocne, które są przykrywką do innych działań. Obaj wywodzą się z dołów społecznych, choć ojciec Tony’ego był już szefem rodziny mafijnej, bracia Oswalda zginęli, gdy zaczynali swoją karierę. On doszedł dalej, realizując marzenia mamy i tu jest bardzo ważny punkt wspólny.
Obaj mają niezdrowe relacje z zaborczymi, egoistycznymi i dość psychopatycznymi staruszkami - matkami. To może i najmocniejsze podobieństwo. W "Rodzinie Soprano" kręconej od końca lat 90. widziano ewidentną kpinę z wszechobecnej w Nowym Jorku psychoterapii i postfreudowskiego tłumaczenia wszystkiego relacjami z rodzicielką. Tony więc nietypowo jak na gangstera, chodził do pani psycholog, która jego problemy widziała właśnie głównie w okropnej matce. Matka "Pingwina" nadmiernie jej nie ustępuje, zarazem będąc jedyną słabością syna. Ten za wszelką cenę ją chroni, w pewnym momencie nawet testując spostrzegawczość widza, bo dopiero po chwili zastanowienia łapie on, dlaczego Oz wplata w opowiadaną przez siebie historię śmierć matki.

Reklama

Podobieństwo jest również fizyczne. Oz ma nieco zbliżoną do Tony’ego fizjonomię. Podobieństwo jest nawet w sposobie promowania obu seriali przez serwis HBO. "Pingwin" wykorzystuje więc nie tylko popularność serii o Batmanie i jej ambitną ewolucję, choćby w postaci poruszającego "Jokera" sprzed pięciu lat. Wykorzystuje też sentyment i tęsknotę widza za Soprano, po którym mimo wielu prób i wielkich nakładów nigdy nie nakręcono już lepszego serialu gangsterskiego.

Uliczny Nietzsche

W Tonym Soprano najlepsza była jego pozorna zwyczajność. Zwykły dom, żona, dzieci na studiach, a nie w mafii, praca. Nawet nieustanne zdrady małżeńskie to codzienność dzisiejszego wielkiego miasta. "Sopranos" tak dobrze oddali realia życia włoskiej społeczności w okolicach Nowego Jorku, że do statystowania garnęło się młodsze pokolenie gangsterskie. Organizacjom walczącym o dobre imię Włochów zakneblowano usta... obśmiewając je w serialu, włącznie z genialną sceną, kiedy na spotkaniu tamtejszej "ligi kobiet", czyli żon gangsterów, nieznająca publiczności prelegentka potępia "krzywdzące Włoszki" stereotypy w kinie, a uczestniczki patrzą na nią ze złością.
Tony Soprano to gangster, ale zarazem zwykły facet, żyjący w zwykłym świecie. Pingwin też jest bliski realiom. Najlepszy i najbardziej prawdziwy jest jego brak wzniosłości. Ideologia, czyli samousprawiedliwienie, które przedstawia, to gadka szmatka każdego bandziora. Uliczny niczeanizm. Rodzicom było ciężko, nie chciał się zaharować w fabryce, świat jest brutalny, a tylko silni i sprytni mają rację. Zarazem Pingwin jest realistycznie wręcz nieuczciwy, nawet w stosunku do samego siebie i stanowionych przez siebie zasad. Co prawda, jest nieco lepszy niż dotychczasowe przedstawienia, szczególnie to z filmu Tima Burtona "Batman Powraca" z 1992 roku, gdzie bandzior grany przez Danny’ego DeVito był uosobieniem zła z horrorów science-fiction o herodowskim rozmachu (plan mordu pierworodnych synów).

Najnowszy Oz kocha mamę, głosi bandycką lojalność i wprowadza w świat młodego Vicka. Ale jak przychodzi co do czego, jest gotów bezlitośnie zdradzać sojuszników, błagać na kolanach o litość, a młodego chłopaka po prostu wykorzystuje do brudnej roboty.

Oglądając tę postać, miałem w głowie autentyczne historie, które przed laty opowiadali mi policjanci z Centralnego Biura Śledczego, a potwierdził w rozmowie ze mną choćby Paweł Cwynar, dziś pisarz, niegdyś bandyta. Czołowi polscy gangsterzy, twardzi bohaterowie pierwszych stron gazet, ulubieńcy niektórych aktorów i filmowców, głoszący podobne zasady, gdy za nich się wzięto, zdradzali się wzajemnie na wyprzódki. Sypali kolegów, ustalali wersję z prokuraturą, dogadywali się ze śledczymi na zasadzie: "to wezmę, jak tamto mi zdejmiecie, a to morderstwo wlepicie temu, który nie współpracuje". Tak zrobiłby Pingwin. A i bezwzględny dla kolegów-zdrajców Tony miał chwile wahania, ale nie chciał porzucać jako świadek koronny swojego wygodnego świata i swojej władzy.

Ojciec chrzestny to ściema

Czy o gangsterach lub przez gangsterów można opowiedzieć jeszcze coś, czego do dziś nie opowiedziano? W sumie to kilka tych samych opowieści, na których ciąży duch wielkiego Francisa Forda Coppoli, a także oczywiście Mario Puzo. To zresztą ten pisarz, zafascynowany walkami oligarchów renesansowych Włoch, w rodzaju papieża Aleksandra VI i jego syna, Cezara Borgii. W gruncie rzeczy Puzo świat przestępczy przedstawił jako współczesną emanację tamtego świata - ambicji, które zawsze wygrywają z etyką, i wahań moralnych, które zawsze źle się kończą. A zarazem zasad, które tworzą swoisty alternatywny kodeks moralny, bliski wskazówkom Niccolò Machiavellego, autora "Księcia", mającego wielki wpływ na nowojorskiego pisarza włoskiego pochodzenia.

Jego wizjonerski Vito Corleone biadał nad tym, że jego syn nie został prezydentem, a szefem mafii, i liczył na kolejne pokolenia. Zmieniał świat, w swoim mniemaniu na lepsze, a wielu widzów też tak zapewne uznało, i miał więcej w sobie idei, ambicji, a nawet moralności niż sprzedajni politycy, inspektorzy, dziennikarze. Używał siły, by bronić swoich, a brutalnych metod nauczył go świat; zawsze jednak potrafił okiełznać emocje. Taki też był Michael, jego syn.

Pingwin taki nie jest. Jest jak Tony, który mówi koledze hazardziście: "zabiorę ci wszystko, bo taki jestem". Jego nabyta "kultura", szczególnie na tle wcześniejszych wcieleń Oza, jest bardzo na pokaz i bardzo świeżo nabyta. To prosty, ale bardzo sprytny, ambitny i brutalny bandzior, kupujący za skradzione pieniądze najdroższe auta i garnitury. Lubiący przemoc i łatwo poddający się przyjemności krzywdzenia innych. Czy nie tacy właśnie byli Al Capone, Lucky Luciano czy Pablo Escobar? Wyrafinowani koneserzy sztuki i subtelni erudyci kierujący wielkimi gangami to raczej pociągający autorów i filmowców paradoks niż prawdziwe postaci.

Kasa czy władza

Może więc profesorami Harvarda ani Tony, ani Pingwin nie są, ale w jednej dziedzinie są mistrzami - manipulacji swoim otoczeniem. Cały czas muszą zachowywać kontrolę. U Soprano ta nieustanna praca intelektualna sprawia, że scenariusz serialu jest małym arcydziełem. Tony nieustannie wszystkimi manipuluje - swoją rodziną, rodziną mafijną, kochankami, politykami. Jest tego tak dużo, że czasem potyka się o własne sieci, jak ma to miejsce w przypadku Carmeli.

Pingwin jest ciut prostszy. Po prostu wszystkich na siebie wzajemnie szczuje, zapewniając o własnej przyjaźni - przynajmniej tak długo, jak się da. Osoby, które otarły się o politykę, realną politykę, muszą mieć tu skojarzenia. Dlatego "Pingwin" przypomina jeszcze inną serialową postać - Franka Underwooda z "House of Cards", który nieustannie wszystkich na siebie napuszcza i kłamie, a jak trzeba, to też zabija. Poświęca, nawet gdy trzeba, nieszczęsnego restauratora "mistrza żeberek", prostego człowieka, który wydawał się jego najlepszym przyjacielem. I w sumie chodzi mu przede wszystkim o władzę.

Pingwin chce po pierwsze władzy, bo musi spełnić marzenia mamy; po drugie - pieniędzy, bo dają mu godność. Underwood ludźmi kochającymi pieniądze gardził. Dla niego liczyła się władza, a kasa była tylko środkiem. Tony Soprano zapewne i w tej sprawie ulokowałby się gdzieś bliżej Pingwina. W dodatku z największym urokiem osobistym, który sprawia, że dla wielu osób to on na zawsze pozostanie serialowym gangsterem numer jeden. Pingwin może walczyć ewentualnie o drugie miejsce.