Reklama

Złośliwy los chciał, że w ostatnich dniach zbiegły się ze sobą dwa zdarzenia, które mogą mieć dla technologicznego giganta dramatyczne skutki. Chodzi o wspomnianą wielką awarię, która na całe długie sześć godzin zdjęła z planszy Facebooka, Instagrama i Whatsappa. Druga to przesłuchanie w amerykańskim Senacie byłej pracownicy firmy, Frances Haugen.

Zaognianie podziałów i osłabianie demokracji

- Jestem tutaj, bo uważam, że produkty Facebooka szkodzą dzieciom, zaogniają podziały, osłabiają naszą demokrację i wiele więcej. Przywódcy firmy wiedzą, jak uczynić Facebook i Instagram bezpieczniejszymi, ale nie wprowadzą koniecznych zmian, bo przedkładają swoje ogromne zyski ponad ludzi - powiedziała Haugen podczas wtorkowego wysłuchania przed komisją ds. handlu w amerykańskim Senacie.

Reklama

Dziś 37-letnia Haugen po ukończeniu studiów pracowała w Google’u, potem w Yelpie, Pintereście, zaś od 2019 roku była menedżerką produktu w dziale uczciwości obywatelskiej Facebooka. Jak twierdzi, trafiła tam po tym, jak bliska jej osoba uległa radykalizacji pod wpływem treści pokazywanych w serwisie.

Haugen przestała pracować w Facebooku w maju 2021 r. Kilka tygodni później zaczęła spotykać się z członkami Kongresu Stanów Zjednoczonych, w tym z senatorem Richardem Blumenthalem i senator Marshą Blackburn.


Na łamach dziennika "Wall Street Journal" pojawiła się niedawno cała seria artykułów na temat Facebooka. Okazało się, że to właśnie Haugen jest informatorką. Zuckerberg i reszta od jakiegoś czasu wiedzieli, że zbliża się tąpnięcie. W Senacie poznali twarz przecieków, które na zawsze mogą zmienić oblicze Facebooka.

W tekstach "WSJ" wyjaśniono m.in., w jaki sposób Instagram jest toksyczny dla młodych ludzi.

Z dokumentów otrzymanych przed redakcję wynikało także, że pracownicy alarmowali, iż handlarze ludźmi na Bliskim Wschodzie wykorzystywali tę witrynę, aby zwabić kobiety do nadużyć związanych z zatrudnieniem. Firma o tym wiedziała i nic nie zrobiła.

- Nikt spoza Facebooka tak naprawdę nie wie, co się dzieje wewnątrz Facebooka, i to musi się zmienić - stwierdziła Haugen. Zasugerowała, że prawodawcy powinni wprowadzić regulacje i nadzór nad Facebookiem podobne do tych, które mają nad przemysłem tytoniowym.

- Podczas mojej pracy dla Facebooka, najpierw jako główna product manager ds. dezinformacji obywatelskiej, a później ds. kontrwywiadu, widziałam, że Facebook wielokrotnie napotykał konflikty między jego zyskami i naszym bezpieczeństwem. Facebook konsekwentnie rozwiązywał te konflikty na korzyść własnych zysków - powiedziała Haugen.

Jak podkreśla Karolina Iwańska, prawniczka w Fundacji Panoptykon, doniesienia Haugen nie są zaskakujące dla tych, którzy śledzą kolejne afery związane z Facebookiem. - Dokumenty, które ujawniła, potwierdzają jednak to, co organizacje społeczne, dziennikarze śledczy i badacze akademiccy mówią od lat. A co ważniejsze - pokazują, że zarząd firmy doskonale wie o tym, jak Facebook, choćby częściowo, wpływa na patologie, które widzimy w sieci, ale mimo to nie zdecydował się nic z tym zrobić - mówi Iwańska.


Sześciogodzinny kataklizm


W poniedziałek po godzinie 17:40 polskiego czasu Facebook siadł. Razem z nim inne produkty firmy, Instagram i Whatsapp. Słowem - 3,5 miliarda ludzi na całym świecie nie miało kontaktu z używanymi na co dzień mediami społecznościowymi. Co znamienne, szefowie platformy musieli komunikować o tym za pośrednictwem konkurencyjnego Twittera.

Akcje firmy zaczęły tego dnia niebezpiecznie spadać. Najgorszy dzień w życiu Marka Zuckerberga, odkąd stoi na czele tego okrętu, zakończył się spadkiem wartości majątku założyciela portalu o prawie 7 miliardów dolarów.

Być może jeszcze kilka lat temu taka awaria nie spowodowałaby aż takiego hałasu. Jednak dziś, gdy choćby logowanie do kont na wielu innych platformach połączone jest z Facebookiem, a wiele firm opiera swoją promocję głównie na tym narzędziu, takie tąpnięcie musiało zrobić naprawdę duże wrażenie.


A zwykli użytkownicy, odcięci od codziennych kontaktów przez ulubione sieci społecznościowe i komunikatory, musieli szukać innych rozwiązań. Choćby na te kilka godzin.  

- Awaria Facebooka unaoczniła wielu osobom na całym świecie, jak wiele ważnych życiowych i społecznych procesów zależy od dostępności usług jednej firmy, a jednocześnie, jak ta firma jest krucha. Tak nie powinno być. Dla użytkowników Facebooka, a zwłaszcza dla biznesów i organizacji społecznych, które prowadzą swoją działalność za jego pośrednictwem, to przestroga przed tym, by polegały na kanałach komunikacji i narzędziach kontrolowanych przez jedną firmę - mówi Karolina Iwańska.

Z kolei według doktora Konrada Maja z Uniwersytetu SWPS, dla wielu osób ta sytuacja powinna być poważnym sygnałem, że jesteśmy zbyt mocno uzależnieni od mediów społecznościowych. I to na kilku płaszczyznach. - I sygnałem, że platforma, na której niektórzy polegają także w kwestiach biznesowych, może jednak taka pewna nie jest. Zbytnie poleganie na niej może spowodować perturbacje - dodaje Maj.

I przypomina, jak wiele osób każdego dnia po przebudzeniu w pierwszym odruchu sięga po telefon:  

Instagram dla najmłodszych

Facebook miał plan stworzenia wersji Instagrama dla dzieci. Jednak po przesłuchaniu Haugen zrezygnował z tego. Według byłej pracownicy firmy, Mark Zuckerberg i cała spółka ma świadomość tego, że jej algorytmy promują treści zawierające nienawiść i dezinformację, zaś Instagram promuje m.in. szkodliwe nawyki żywieniowe i anoreksję.

Podczas wysłuchania w Senacie republikańska senator Marsha Blackburn przytoczyła wewnętrzne badania Facebooka ujawnione przez Haugen, mówiące m.in. że 66 proc. nastoletnich użytkowniczek Instagrama doświadcza "negatywnych porównań społecznych", a w przypadku 13 proc. korzystanie z serwisu pogarsza ich problemy z myślami samobójczymi.


Nie jest tajemnicą, że czas spędzany przez młodych ludzi w sieci rośnie. "Obecnie nastolatki spędzają w sieci średnio 4 godziny i 50 minut dziennie" - czytamy w raporcie polskiego instytutu NASK (Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa - Państwowy Instytut Badawczy) zatytułowanego "Nastolatki 3.0", opublikowanego pod koniec września.

"Blisko co dziesiąty (11,5 proc.) nastolatek jest aktywny w sieci ponad 8 godzin dziennie, a co piąty (21,3 proc.) spędza tyle czasu przed monitorem w dni wolne od edukacji. Co szósty nastolatek (16,9 proc.) intensywnie korzysta z internetu w godzinach nocnych (po godzinie 22)" - czytamy dalej.

Autorzy raportu dodają, że co trzeci nastolatek nastolatek (33,6 proc.) wykazuje się wysokim natężeniem wskaźników problematycznego użytkowania internetu, tzw. (PUI), a trzech na stu - bardzo wysokim (3,2 proc.). 

Rodzice mają świadomość problemu, ale nie wiedzą, jak mocno ich dzieci uzależniają się od smartfonów i internetu.


Co dalej?

- Frances Haugen w swoich zeznaniach doskonale pokazuje, że problem z Facebookiem, ale też z innymi big techami, polega przede wszystkim na tym, jak działają ich algorytmy personalizujące treści i na jakich motywacjach biznesowych się opierają. Są nastawione na maksymalizację zaangażowania, bo im więcej czasu ludzie spędzą na Facebooku, tym więcej zostawią danych o sobie i tym więcej zobaczą reklam, a to na tym Facebook zarabia - mówi Karolina Iwańska.

A ponieważ, jak zauważa, najbardziej angażujące są często treści sensacyjne czy żerujące na naszych czułych punktach, model biznesowy oparty na ciągłym śledzeniu i promowaniu klikania niechybnie będzie prowadził do problemów, które udokumentowała Haugen.

Jej zeznania zgrywają się zresztą z ważnym momentem prac Unii Europejskiej nad pakietem regulacji dotyczących cyfrowych gigantów. W grudniu 2020 Komisja Europejska zaproponowała dwa akty: o usługach cyfrowych (Digital Services Act) i o rynkach cyfrowych (Digital Markets Act).

- Wraz z doniesieniami Frances Haugen unijni regulatorzy dostali do ręki dowody, że te regulacje są pilnie potrzebne - mówi Iwańska. - Potrzebujemy prawa, które domyślnie zabroni wielkim platformom śledzić nasze zachowanie po to, żeby na nas wpływać i zwiększy przejrzystość i rozliczalność algorytmów dobierających treści - dodaje.

Prawniczka zauważa, że rynek potrzebuje też równowagi, którą mogą zapewnić alternatywy broniące nas zarówno przed konsekwencjami szkodliwego modelu biznesowego, ale też przed awariami gigantów. 

- Wyjściem z tej sytuacji byłoby wymuszenie na platformie pełnej interoperacyjności, która umożliwiłaby dopuszczenie uczciwej, otwartej konkurencji w ramach tej największej sieci społecznościowej. W takim otwartym ekosystemie inne aplikacje i platformy społecznościowe mogłyby rozwijać alternatywne usługi "podpięte" pod Facebooka, oparte na wartościach, które są bliższe użytkownikom i dające im większą kontrolę nad tym, co widzą. Na przykład: alternatywny algorytm szeregujący treści premiujący zróżnicowane wartościowe artykuły zamiast tych nastawionych na klikalność - mówi Iwańska.

Póki co jednak, po zażegnaniu przez Facebooka kryzysu, większość użytkowników powróciła na platformy Zuckerberga, co tylko pokazuje, jak silne jest uzależnienie od cyfrowego giganta z Kalifornii.

- Powiem ci, jaka jest różnica między Facebookiem a wszystkimi innymi. "My się nigdy nie wieszamy! Jeśli serwis nie działa nawet przez jeden dzień, cała nasza reputacja zostaje nieodwracalnie zniszczona" - krzyczy filmowy Zuckerberg w jednej ze scen "Social Network". W prawdziwym życiu, w 2021 roku, reputacja firmy jest dziurawa jak sito. Co udowadnia tylko, że sprawa uregulowania działalności rynku big techów jest paląca jak nigdy.