Reklama

Trwa inwazja Rosji na suwerenną Ukrainę. Każdego dnia pociski spadają na ukraińskie wsie i miasta. Giną żołnierze. Giną zwykli ludzie. Giną bezbronne dzieci. Rosjanie ostrzeliwują domy, szkoły, przedszkola, szpitale. Jedna z najdramatyczniejszych sytuacji panuje w oblężonym Mariupolu. Śmierć, ciała na ulicach, brak prądu, jedzenia, a nawet wody i rosyjskie radio wzywające do kapitulacji - tak sytuację w mieście opisywali fotoreporterzy AP tuż po jego opuszczeniu.

Na zajętych terenach rosyjska armia terroryzuje ludność. Ukraińcy donoszą o gwałtach, plądrowaniu sklepów i mieszkań.

Reklama

Rzeka uchodźców płynie na Zachód, w tym głównie do Polski. To przede wszystkim kobiety i dzieci uciekają przed ogniem wojny. Przeklinają Putina, który gradem pocisków wypędził ich z ojczystej ziemi.

To jest wojna. Ukraina krwawi. Ukraina stawia zaciekły opór agresorom. Ukraina nie zamierza się poddać. 

Komsomolska "prawda"

Jest też inna "prawda" - pełna propagandowych kłamstw i dezinformacji, w której na słowo wojna nie ma miejsca.

Stronę internetową "Komsomolskiej Prawdy" - największego rosyjskiego dziennika, będącego niegdyś oficjalnym organem prasowym komunistycznej młodzieżówki w ZSRR - przepełniają artykuły o sytuacji w Ukrainie.

Czytelnikowi tego popularnego dziennika, nazywanego nierzadko tubą propagandową Władimira Putina, proponuje się treści dotyczące "wyzwalania Mariupola". "Personel wojskowy wykazuje odwagę w wyzwalaniu osiedli w Ukrainie od nielegalnych grup zbrojnych neonazistów" - czytamy. Tytuł informuje o sukcesach rosyjskiej armii podczas "specjalnej operacji militarnej".

Inny artykuł. Gen. Władimir Czirkin, były dowódca rosyjskich wojsk lądowych, tłumaczy, że naziści, przeciw którym walczy Rosja, dążą do unicestwienia ukraińskich miast. Nie baczą na cywilów i wykorzystują ich jako żywe tarcze. Co innego armia rosyjska. "Prowadzimy operację wojskowo-humanitarną, można powiedzieć chirurgiczną" - opowiada gen. Czirkin. Po co? "By ratować ludzi, ich życie, ich domy, drogi, mosty, fabryki".

Przedłużające się działania zbrojne są w interesie ukraińskich władz - cytuje Siergieja Ławrowa "Komsomolska Prawda". Szef rosyjskiego MSZ przekonuje, że dotychczas nie osiągnięto porozumienia, bo Ukraina wciąż zmienia stanowisko podczas negocjacji.

Na odbiorcę czeka też felieton o "rychłej kapitulacji prezydenta Zełenskiego". Poza tym artykuły o tym, jak Rosja przyjmuje uchodźców z Ukrainy oraz dostarcza do miast i wsi pomoc humanitarną. Dział gospodarczy przekonuje z kolei, że Rosja produkuje wystarczającą ilość cukru. Bez obaw, nie zabraknie go.

Na koniec sondaż: w Ukrainie większość popiera prezydenta Władimira Putina.

Systemowa walka o rząd dusz

To tylko mały wycinek narracji, którą każdego dnia karmieni są rosyjscy odbiorcy.

- Propaganda w Rosji ma charakter systemowy i ten system jest spójny. W jego skład wchodzą nie tylko państwowe środki masowego przekazu, ale też np. system edukacyjny, w tym także programy nauczania oparte o swoistą mitologię narodową, czyli własną wersję historii nie tylko rosyjskiej, ale i powszechnej, a także kultura popularna. Wszystko to, włączenie z organizacjami paramilitarnymi jak Junarmia, czy też programami przysposobienia obronnego w szkołach, służy mobilizacji społecznej wokół pojmowanej na sposób rosyjski idei patriotycznej. Trwająca od dwóch dekad militaryzacja społeczeństwa koncentruje się bowiem wokół narracji o oblężonej twierdzy, broniącej tradycyjnych, konserwatywnych wartości, której rzekomo zagrażać mają wrogowie zewnętrzni - wyjaśnia prof. Robert Rajczyk z Uniwersytetu Śląskiego, badacz współczesnej propagandy i dezinformacji.

Według rosyjskiej narracji główni wrogowie zewnętrzni podczas aktualnej "operacji militarnej"  to ukraińscy faszyści, banderowcy (ani słowa o ukraińskiej armii) i Zachód, który nastaje na bezpieczeństwo Rosji.

Kto wierzy?

Jak mówi prof. Rajczyk, ze względu na systemowy charakter, rosyjska propaganda jest wysoce skuteczna w odniesieniu do Rosjan.

- Krótko mówiąc, pokolenia mieszkańców Rosji wychowywane były i są w poczuciu mocarstwowości najpierw ZSRR, a teraz Rosji. To skuteczne zwłaszcza wobec wspomnień o dekadzie lat 90. XX wieku i niespokojnych czasach rządów Borysa Jelcyna. Do tego pamiętać trzeba również o tym, że Rosja nie ma tradycji demokratycznych, poza dekadą na początku XX wieku, kiedy to próbowano demokratyzować państwo, ale modernizacja ta wykształciła de facto demokrację oligarchiczną. I właśnie taki konstrukt psychologiczny wynikający z kompleksu niższości skutkował zbiorowym poczuciem wyższości Rosjan, dodatkowo wzmacnianym mitami narodowotwórczymi takimi jak zwycięstwo w II wojnie światowej, czy pierwszy lot człowieka w kosmos - tłumaczy badacz.

- Co do zasady, to osoby powyżej 70. roku życia wierzą rosyjskiej propagandzie praktycznie bezgranicznie, a te powyżej 45 lat czerpią wiadomości o otaczającym świecie wyłącznie z telewizji, która jest państwowa. Młodzi ludzie korzystali z mediów społecznościowych, najczęściej z aplikacji VKontakte, Instagram i Telegram - kontynuuje.

Korzystali, bo niespełna trzy tygodnie po wybuchu wojny w Ukrainie, Rosja zablokowała Twittera i Facebooka, a wreszcie Instagrama. Powód? W Rosji nie ma miejsc na kłamstwa. Potrzebna jest "prawda", choćby komsomolska. Jak oświadczyły władze, wymienione media społecznościowe zezwalały na nawoływanie do nienawiści wobec Władimira Putina i samych Rosjan.

Tak naprawdę były źródłem informacji, o tym co dzieje się w Ukrainie.

Roskmonadzor czuwa

Rosja nie mogła kontrolować kanałów, będących w rękach zagranicznych koncernów, więc je zamknęła. Jednocześnie sama wykorzystuje te media, by siać dezinformację poza Rosją, utrzymując w tym celu tzw. farmy trolli jak np. Internet Research Agency. Ich zadaniem jest podszywanie się pod "zwykłych obywateli" i zamieszczenie w internecie kontrowersyjnych, zazwyczaj nieprawdziwych, nienawistnych komentarzy. Wszystko po to, by manipulować odbiorcami, siać dezinformację, antagonizować. Niewykluczone, że trolle mogą być wykorzystywane także na użytek wewnętrzny.

Poza tym Roskomnadzor - państwowy regulator mediów i internetu w Rosji - pracuje nad wdrożeniem tzw. "suwerennego internetu". Co to znaczy?

- Chodzi o funkcjonowania sieci w Rosji w razie odcięcia od globalnych serwerów. Rozwiązanie to pozwala na scentralizowane kierowanie ruchem internetowym, filtrowanie i blokowanie dostępu - wyjaśnia prof. Robert Rajczyk.

Odkąd trwa wojna Roskomnadzor coraz bardziej zaciska pętlę cenzury na szyjach Rosjan. W ostatnich dniach stracili oni dostęp do serwisu Google News, gdzie można przebierać w informacjach ze światowych mediów. Jak argumentował Roskomnadzor, decyzja zapadła na wniosek prokuratury. Google News oskarżono o rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat przebiegu "specjalnej operacji wojskowej na terytorium Ukrainy". Już wcześniej rosyjski regulator oskarżał firmę Google i jej serwis YouTube o "działalność terrorystyczną". Zdaniem komentatorów jest to krok do całkowitej blokady tych platform w Rosji.

Koniec igrzysk udawanej demokracji

Niezależne media w zasadzie przestały istnieć. Jednym z pierwszych, które zlikwidowano, było Echo Moskwy. Potem Duma uchwaliła poprawki do kodeksu karnego, zgodnie z którymi za rozpowszechnianie fałszywych informacji o operacjach wojskowych, wzywanie do nałożenia sankcji na Rosję i dyskredytację sił zbrojnych grozi do 15 lat pozbawienia wolności. Zmiany szybko weszły w życie.

- W Rosji Władimira Putina to sytuacja bez precedensu. Pokazuje, że prezydent nie ma wyjścia. Jeśli chce wygrywać i kontynuować tę wojnę, musi stosować coraz bardziej drastyczne środki - mówi prof. Mikołaj Iwanow z pochodzenia Białorusin, były radziecki dysydent i współpracownik Radia Wolna Europa, obecnie historyk Uniwersytetu Opolskiego.

Jego zdaniem, poza kryzysem ekonomicznym Rosjan czekają dalsze represje. - Władza będzie uciekać się do coraz drastyczniejszych aktów terroru. Kto stawi opór, dotkliwie ucierpi - stwierdza.

Trwa  eksodus niezależnych dziennikarzy. "Lepiej być wolnym i próbować nadawać coś z zagranicy, niż siedzieć w więzieniu" - powiedział irlandzkiemu radiu RTE Tichon Dziadko, redaktor naczelny Dożd, niezależnej stacji telewizyjnej, którą zablokowano w Rosji 2 marca. Jak dodaje, Putin zdecydował, by skończyć "igrzyska udawania demokracji".

"Rosyjski system medialny przeniósł się z miejsca o ograniczonym spektrum poglądów do jednomyślnej propagandy" - uważa z kolei Felix Light, dziennikarz "Moscow Times".  

Bohaterowie

498 - Rosja tylko raz podała informację o liczbie rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli w Ukrainie. Z niezależnych szacunków wynika, że realna liczba ofiar może sięgać 10 tys. Rosyjskie media nie informują o skali, ale opisują historie kolejnych bohaterów, którzy "oddają życie, niszcząc nazistów" i ratują kolegów.

- Duma Państwowa Federacji Rosyjskiej przez aklamację przyjęła projekt ustawy zgłoszony przez deputowanych rządzącej partii Jedna Rosja o nadaniu statusu weterana walczącym w Ukrainie. Oznacza to priorytetowe traktowanie przez służbę zdrowia, szereg ulg i dodatków pieniężnych do opłat komunalnych czy też darmowe przejazdy koleją podmiejską - mówi prof. Robert Rajczyk.

Prof. Nikołaj Iwano przyznaje, że jest zaskoczony podejściem do ofiar.

- W przypadku wojny w Afganistanie, czy w Czeczenii pochówek odbywał się potajemnie, a rodzice zabitych żołnierzy podpisywali papiery, że dochowają milczenia. Dziś Putin postawił na coś zupełnie innego. Z tego ataku robi nową wojnę ojczyźnianą - mówi.

Wielka wojna ojczyźniana to propagandowy termin stosowany w radzieckiej i rosyjskiej literaturze i historiografii. Określa tę część II wojny światowej, od kiedy Związek Radziecki przyłączył się do koalicji antyhitlerowskiej. Po raz pierwszy określenia użył Józef Stalin w trakcie przemówienia radiowego w lipcu 1941 roku. Odwoływał się do patriotyzmu narodów tworzących ZSRR w obliczu ataku faszystów.

- Myślę, że Putin chce odrodzić tego ducha II wojny światowej. Masowo rozdaje ordery, pogrzeby odbywają się z wielkimi uroczystościami. Próbuje w ten sposób, podnosząc ducha narodu, wywołać niechęć wobec Ukraińców czy jak mówi - ukraińskich nacjonalistów. Niestety po części mu się to udaje - stwierdza historyk.

Ogłupianie osiąga niesamowite rozmiary

- W tej chwili Rosja intensyfikuje bezpośrednie oddziaływanie propagandowe, czyli wykorzystuje agitację do mobilizacji społecznej. Przykładem jest wiec na kilkadziesiąt tysięcy uczestników na stadionie na Łużnikach. Temu samemu celowi służy propaganda medialna - mówi prof. Robert Rajczyk.

- Media są tak samo ważne w tej wojnie jak armia. Ogłupienie narodu rosyjskiego osiąga niesamowite rozmiary. Propaganda działa skutecznie. To, co widzimy, kiedy rosyjska artyleria i lotnictwo bombardują Kijów, Charków, Sumy, przeciętny Rosjanin widzi w lustrzanym odbiciu, gdzie agresorami są Ukraińcy - mówi prof. Iwanow.

Zdaniem badaczy moc medialnej propagandy, w walce o kontrolę nad umysłami i sercami Rosjan jest niezaprzeczalna.

Prof. Iwanow: Podam przykład: Wołodymyr Zełenski wystąpił z odezwą do Rosjan. Padły następujące słowa: "czy możecie uwierzyć waszej propagandzie, że ja, prezydent Ukrainy, mogę niszczyć Donieck, skoro to niemal moje rodzinne miasto. Wielokrotnie tu byłem, mam tu wielu przyjaciół, tu mieszka część mojej rodziny". Ten fragment pokazano w pierwszym programie rosyjskiej telewizji. Obraz podzielono jednak na dwie części. Obok wystąpienia prezydenta pokazywano ofiary ostrzału w centrum Doniecka, którego miała dokonać armia ukraińska. Sceny były drastyczne: ludzie z pourywanymi rękami i matki płaczące nad ciałami ich maleńkich dzieci.

Czy możliwe jest wewnętrzne przebudzenie?

Propaganda dzieli też rosyjskie rodziny. Olga Irisova, analityczka polityczna, redaktor naczelna "Riddle", Rosjanka dla RTE: Społeczeństwo jest coraz bardziej podzielone. Słyszałam od znajomych mieszkających za granicą, jak ich rodzice padają ofiarą propagandy. Niektórzy dostawali wiadomości od krewnych z pytaniem, czy z nimi wszystko w porządku, bo słyszeli w rosyjskich mediach, że w Berlinie, czy Londynie ludzie są bici za bycie Rosjanami.

"Dzieci mieszkające na Zachodzie, słyszą od rodziców mieszkających w Rosji, że nic nie wiedzą o nazistach, bo zachodnia propaganda pierze im mózgi" - dodaje Olga Irisova.

Czy wewnętrzny opór Rosjan przeciw wojnie w Ukrainie jest możliwy?

- Myślę, że tak, ale jeszcze nie teraz. Jeśli wierzyć rosyjskim środkom masowego przekazu, wszystko idzie wedle planu. Wojska osiągają zamierzone cele. Zwycięstwo jest tuż za rogiem. Wróci normlana, czyli neutralna Ukraina, która nie będzie zagrażać Rosji. Sankcje niedługo  zostaną zniesione. Jednak jeśli będzie odwrotnie - wojna się wydłuży, Ukraińcy nie złożą broni, a sankcje mocno dotkną zwykłych Rosjan i obniżą ich poziom życia, rosyjski naród zorientuje się, że jest okłamywany. Wówczas opór zacznie wzbierać i stanie się masowy - prognozuje prof. Mikołaj Iwanow.