Reklama

Karolina Olejak: Czego możemy się dowiedzieć, badając księżyce Jowisza?

Łukasz Wiśniewski - kierownik projektu JUICE, Atronica:- Ten system można nazwać miniaturą układu słonecznego. Jowisz jest centralnym punktem, a otacza go blisko 90 księżyców. Naukowcy wiedzą, że na największych z nich znajduje się woda w stanie ciekłym. Na tej podstawie przypuszczają, że może tam istnieć jakaś forma życia.

Reklama

Jowisz już odwiedzano. Do tej pory śladów życia nie znaleziono.

- Każdą taką misję można porównać do szkiełka powiększającego. Odkrywamy coraz bardziej fascynujące szczegóły. To pierwsza misja, która będzie w pełni skupiona wokół poszukiwania śladów życia.

Jak się ich szuka?

- Naukowcy wykonają 10 eksperymentów. W jednym z nich Polacy mają kluczowy udział. Chodzi o dokonanie pomiarów pola magnetycznego i kierunku pola elektrycznego.

Brzmi skomplikowanie.

- Jowisz jest wielkim magnesem, który wchodzi w interakcje z Ganimedesem, czyli największym księżycem Układu Słonecznego. Pole magnetyczne tego księżyca jest bardzo podobne do ziemskiego. Naukowcy szukają tego co może przypominać mechanizmy, które rządzą naszą planetą.

Co oznaczałoby odkrycie śladów życia na innej planecie?

- Trudno o większy przełom w nauce. Oznaczałoby to, że nie jesteśmy wyjątkowi. To rodzi wiele pytań nie tylko naukowych, ale i filozoficznych.

W pewnym sensie przerażające.

- Ale możliwe! Na księżycach Jowisza są bardzo głębokie zbiorniki wodne. Nikt ich do tej pory nie badał. Istnieje szansa, że tak jak w głębinach naszych oceanów rozwijało i ewoluowało tam życie.

Pierwotnie planowany start opóźnił się. Jakie były powody?

Pogoda. Niestety gęste chmury zalegające nad portem kosmicznym w Gujanie Francuskiej pokrzyżowały plany. Było ryzyko uderzenia piorunów. Na szczęście obecne okno startowe potrwa jeszcze około dwóch tygodni. Lepiej poczekać na idealne warunki niż zaryzykować utratę efektów kilkunastoletniej pracy setek ludzi.

Jak wyglądały przygotowania do tej misji?

- To bardziej maraton niż sprint. Pierwszym etapem jest rywalizacja pomysłów naukowców. Ten etap trwał od 2012 roku. Gdy w 2016 zapadł konsensus i szczegóły były już dobrze zdefiniowane, został przekazany do przemysłu. Między innymi do naszej firmy - Astroniki. My realizujemy modele kwalifikacyjne i lotne, to znaczy takie, które ostatecznie zostaną zamocowane na sondzie kosmicznej i trafią na rakietę, która będzie leciała kolejne 8 lat.

Kawał czasu.

- Od powstania koncepcji misji do dotarcia do Jowisza minie około 20 lat. Można powiedzieć, że to dwa pokolenia naukowców, inżynierów, specjalistów. Dlatego bardzo ważne jest stabilne finansowanie, które w tym przypadku było zrealizowane przez ESA Prodex i koordynowane przez Ministerstwo Edukacji i Nauki.

Trzeba cierpliwości.

- Czasem zdążymy zapomnieć, że pracowaliśmy przy którymś z projektów. "Budzimy się", gdy staruje misja i myślimy "o to już!"

Jakie to uczucie, widzieć jak efekt twojej pracy leci w kosmos?

- Praca inżyniera bywa żmudna. Czas przygotowań wynika z tego, że każdy element musi być wielokrotnie testowany. Powodem tego są trudne warunki atmosferyczne, które panują w kosmosie. Na co dzień nie widzi się ostatecznych efektów swojej pracy. Ostatnie elementy do tej misji pakowaliśmy 2 lata temu i zajęli się nimi kolejni inżynierowie. Czasem brakuje tego namacalnego "produktu". No, ale w momencie gdy misja już wystartuje i wiesz, że twoja praca przyczyniła się do tego, że było to możliwe i że nikt wcześniej nie projektował czegoś takiego, to jest duma. Fajnie się na to patrzy. Dlatego proszę o trzymanie kciuków.

Na jakie skrajne warunki musieliście przygotować sprzęt?

- To było ogromne wyzwanie dla inżynierów. Każdy z instrumentów musiał zostać przygotowany, tak by stawić czoła wymaganiom, z którymi nie mierzyły się dotychczas inne europejskie misje. Chodzi tu przede wszystkim o promieniowanie w układzie Jowisza. Jego poziom osiąga gigantyczne wielkości i może zwyczaj "ugotować" elementy konstrukcji. Zmienna jest temperatura, która waha się plus 250 stopni C, podczas przelotu obok Wenus, do -230 stopni C  w okolicach Jowisza. Skonstruowanie odpowiednich elementów wymagało bardzo dużych nakładów pracy.

Kto był zaangażowany w ten projekt?

- Bardzo wielu polskich podwykonawców, naukowców, uczelni i prywatnych firm. To misja bez precedensu. Największa, jaka dotychczas została stworzona przez Europejską Agencję Kosmiczną.

Jak wygląda test takich komponentów?

- Trochę jak w filmach. Naukowcy w fartuchach testują każdy z takich elementów na specjalnych stołach i wytrząsarkach. Te próby są wielokrotnie powtarzane. Ważne jest również, żeby zapewnić odpowiednie mocowania. Dopiero gdy mamy absolutną pewność, że wszystko działa, to wykonujemy modele lotne.

Z tego wszystkiego powstaje całość. Jak duża?

- Sonda JUICE po rozwinięciu paneli słonecznych ma szerokość 27 metrów. To rozpiętość jaką ma przykładowo 10-cio piętrowy budynek. Natomiast masa instrumentów, które my realizowaliśmy jest bardzo mała. Przykładowo każdy z wysięgników LP-PWI waży około 1,3 kilograma, to mniej niż butelka wody. Proszę sobie wyobrazić, że taki lekki element musi wytrzymać prędkość lotu z Ziemi. Ogromne wstrząsy. Pomieszczenie się w tych parametrach wymagało sporo sprytu.

Rzeczywiście można powiedzieć, że ta rola Polski jest w tej misji kluczowa? Czy to trochę przesadzone oceny?

- Na sondzie jest sześć mechanizmów, które otwierają się podczas lotu. Dwa z nich, składające się z anten i wysięgników, zostały stworzone przez Polaków. Można więc powiedzieć, że to 1/3 całej konstrukcji. To ogromne wyróżnienie, ale i dowód zaufania, że to właśnie nam przyznano możliwość pracy nad nimi.

Rozwój polskiej branży kosmicznej był do tej pory raczej tematem żartów. 

- W porównaniu do wielu państw faktycznie dopiero raczkujemy. Jednak z wieloma branżami jest tak, że ci, którzy nadrabiają, muszą wykonać duży skok i trafiają do czołówki. Liczymy, że tak będzie z nami. Wykonujemy bardzo wyrafinowane mechanizmy i nie mamy się czego wstydzić.

Kobiety w branży kosmicznej to wciąż wyjątek?

- W naszej firmie pracuje 40 osób. Z tego 6 to kobiety. Można powiedzieć, że Astronika, ze względu na swoją nazwę, jest kobietą. Chcemy brać to pod uwagę w rozwoju firmy. Jednak od samego początku w zarządzie Astroniki zasiada Marta Tokarz. To między innymi ona odpowiadała za instrument i antenę, która znalazła się w sondzie.