Pomysłodawcą tego odważnego przedsięwzięcia jest Eric Vazzoler artysta-fotograf na co dzień mieszkający w Strasburgu. To on we współpracy z Alexandrem Dayet z Fundacji Kamera zaangażował się w pracę z uczniami i podopiecznymi szkół i ośrodków specjalnych. Pierwsze, skromne próby podjęli w Łodzi jeszcze 15 lat temu, a w 2020 roku powtórzyli je, ale już w pełni profesjonalnej formie. Wtedy właśnie do projektu dołączyła Hania - uczennica Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 6 w Łodzi. - Po prostu któregoś dnia powiedział mi o tych zajęciach mój nauczyciel plastyki. Zgłosiłam się, ja i 15 innych osób ze szkoły i tak to się zaczęło - mówi Hania.
Poza uczestnikami z Łodzi, do projektu zgłosiła się także młodzież ze Stuttgartu i Strasburga. To osoby z różnym stopniem niepełnosprawności. Niewidomi od urodzenia, ci, którzy stracili wzrok na skutek choroby, ale także osoby słabowidzące. Najmłodsi mają 10 lat, najstarsi - ponad 20. Każdy z nich wziął udział w kilkumiesięcznym kursie. Na początek absolutne podstawy - zapoznanie z aparatem i zasadami fotografii. Potem praca w terenie. Uczestnicy portretowali swoje miasta i swoją codzienność. Z jednej strony z pandemicznymi obostrzeniami w tle, z drugiej w obliczu wojny, która wybuchła w Ukrainie. Mogli też liczyć na wsparcie jednego z najbardziej znanych niewidomych fotografów świata. - My, osoby niewidzące przez wieki pozostawaliśmy dla widzących całkowicie pasywnymi modelami, pozbawionymi możliwości odpowiedzi na siłę wszechobecnego spojrzenia. Dlatego nauczenie niewidomych dzieci fotografowania stanowi pierwszy krok ku równouprawnieniu w świecie, gdzie obraz jest wszechwładny i wszechmocny - tak Evgen Bavcar komentuje ideę projektu.
W przypadku Hani nauka fotografii zaczęła się jednak nieco wcześniej. Jako mała dziewczynka podpatrywała swojego tatę, który prawie zawsze miał przy sobie aparat. Po latach sama wzięła do ręki aparat, ale to, co chciała uchwycić i pokazać - to nierzadko obraz jej wyobraźni. - Jeżeli chcę zrobić zdjęcie obiektu, który da się dotknąć, to jestem w stanie go ustawić, mniej więcej wiem, gdzie jest, więc mogę nakierować aparat. Ale często jest tak, że fotografuję spontanicznie i nawet nie wiem, co jest przede mną. I często wychodzą bardzo ciekawe zdjęcia - opowiada Hania.
Na blisko 60 prezentowanych na wystawie fotografiach widzimy kadry z centrów i obrzeży miast, parków, szkół, prywatnych mieszkań. Nie brakuje zdjęć przyjaciół i zwierząt. Jest na przykład labrador Galade, którego sfotografowała Caroline Foechterie, 18-latka ze Strasburga. Jest kot Findus. - Jest bardzo przytulaśny i często miauczy, co nas czasem denerwuje - napisał w katalogu towarzyszącym wystawie właściciel kota i autor zdjęcia 21-letni Johanees Lorey ze Stuttgartu. Hania z kolei sfotografowała kury swojej babci. - Nadałam im wszystkim imiona. Najstarszą z nich nazwałam Karmelcia. Jest w dobrej formie i nadal znosi jaja - opisuje Hania. Są także autoportrety, często bardzo przejmujące. Na jednym zdjęciu widzimy twarz chłopaka, który wącha kwiaty na drzewie. Vincent Henk - 17-latek ze Stuttgartu, bo o nim mowa, podpisał zdjęcie wymownym zdaniem "czuć to, co widzą inni".
- Ja wiem, że to brzmi trochę paradoksalnie. Zdaję sobie również sprawę, że jest to pewnego rodzaju eksperyment, ale tak naprawdę to pozwala postawić też pytanie - czym w ogóle jest fotografia? Czy robienie zdjęć to praktyka, która odnosi się tylko do wzroku? Czy jednak jest w tym coś innego? A z drugiej strony to jest też projekt, który dedykowany jest osobom często wykluczonym społecznie, dla których nie ma takich propozycji - wyjaśnia Alexandr Dayet z Fundacji Kultura, współorganizator wystawy.
Z lekkim dystansem do idei tego projektu podeszli rodzice 11-letniej Hani. Szybko jednak okazało się, że było to zupełnie niepotrzebne. - Na początku ten pomysł był dla nas troszkę dziwny. Byliśmy przekonani, że fotografia jest typowo wzrokową sztuką. Pomyślałam jednak, że skoro mojej córce sprawia to radość, to powinna wziąć w tym udział. Kompletnie jednak nie spodziewałam się tak spektakularnego efektu, wernisażu i wystawy z prawdziwego zdarzenia i tego, że te zdjęcia zaistnieją nie tylko w Łodzi, w Polsce, ale także w innych europejskich miastach - mówi mama Hani - Agnieszka Skrodzka.
Pomysłodawcy wystawy, jego uczestnicy, ale także osoby im towarzyszące nie ukrywają, że obok frajdy i zabawy, która niewątpliwie wpisana jest w ten projekt - warto też zauważyć jego inne wymiary. Ten oczywisty - czysto techniczny, związany ze sztuką fotografii, ale też społeczny i terapeutyczny. - Chodzi o dowartościowanie tych osób, o ich poczucie wartości. Widzę, że Hania bardzo dużo na tym zyskała na przykład jeśli chodzi o kwestie społeczne. Łatwiej nawiązuje kontakty, czuje się swobodniej, nie jest już taka wyobcowana, potrafi stawić czoła mentalnym barierom - dodaje mama Hani.
Wykluczenie i bariery - te mentalne i te fizyczne - obecne w życiu codziennym osób z dysfunkcją wzorku, też widoczne są na wystawie. Wśród prezentowanych zdjęć jest na przykład jedno przedstawiające fragment charakterystycznej białej laski na tle stromych schodów. Jego autorem jest wspomniany już Vincent Henke. - W weekendy muszę jeździć autobusem i pociągiem do domu, tam i z powrotem. Nadal potrzebuję dużo wsparcia, na przykład, aby znaleźć drogę, wsiąść i wysiąść z pociągu, przesiąść się, znaleźć miejsce siedzące, a zwłaszcza gdy coś pójdzie nie tak i pociąg zostanie odwołany. W miarę możliwości pomagają mi moi rodzice i obsługa dworcowa, ale często muszę też zwracać się do obcych ludzi w pociągu o pomoc. To jest dla mnie wyzwanie. Czasem boję się, że coś pójdzie nie tak. Kiedy w końcu docieram na miejsce, jestem wyczerpany i czuję ulgę, ale też odrobinę dumy, ponieważ do tej pory zawsze wszystko się udawało - czytamy w katalogu wystawy.
Na ten projekt można też - nomen omen - spojrzeć jeszcze z jednej, niemniej ważnej, perspektywy. Z perspektywy osoby widzącej. Zwraca na to uwagę między innymi mentor młodych artystów Evgen Bavcar. - W świecie, w którym króluje obraz, fakt wzięcia do ręki aparatu fotograficznego i zrobienia zdjęcia przez niewidomego stanowi próbę sięgnięcia po równouprawnienie. Wśród natłoku wizualnych znaków zapytania porównywalnych z pytaniami stawianymi zwierciadłu w "Królewnie Śnieżce", gest fotografowania w ciszy oznacza technologiczną odpowiedź na pytanie drugiej osoby: kim jestem? Jaki jestem? - podkreśla Baycar. - Liczę na to, że ten projekt przyczyni się do ustanowienia demokratycznej równowagi spojrzeń na świat - dodaje.
W edukacyjną moc takich przedsięwzięć wierzą też ci, którzy na własnej skórze doświadczają społecznych podziałów. - Jest szansa na to, że właśnie poprzez takie projekty, poprzez kulturę, sztukę łatwiej będzie mówić o tolerancji, akceptacji. Wciąż mamy z tym problem. Wciąż na naszej drodze pojawią się przeszkody, wciąż ktoś nam współczuje. A tu nie chodzi o współczucie, tylko po prostu o zwyczajnie funkcjonowanie obok siebie - dodaje Agnieszka Skrodzka.
Teraz zostanie przeniesiona do strasburskiej biblioteki im. André Malraux. W planach są też kolejne prezentacje, w tym w Stuttgarcie. Poza wystawą i wydanym w trzech językach katalogiem wyprodukowano także film dokumentalny, który niebawem rozpocznie swoją drogę festiwalową. - Chcieliśmy po prostu oddać tym osobom głos. To oni sami mówią, kim są. Nikt nie mówi za nich. Chodzi o to, żeby pokazać ich świat i żeby ten świat zobaczyli widzący - podkreśla Alexandre Dayet, reżyser filmu. Tak, by postawić w centrum tych, którzy zazwyczaj stoją na uboczu.
- Wiem, że wszystko mogę. Wiem też, że widzącym się wydaje, że skoro nie widzę, to pewne rzeczy nie są dla mnie, a tak nie jest. Mogę wszystko - zaznacza Hania, zabierając do plecaka aparat fotograficzny na wakacje.