Reklama

Gdy dokładnie 30 lat temu - 24 lipca 1991 roku - w nadmorskim miasteczku Surfside (niedawno zasłynęło katastrofą budowlaną - zawaleniem się apartamentowca, w którym zginęło prawie 100 osób) na Florydzie umierał pisarz Isaac Bashevis Singer, od jego wyjazdu z Polski do USA minęło przeszło pół wieku.

Nigdy nie wrócił - po latach niespecjalnie było zresztą do czego, bo świat w którym żył i który potem z takim uznaniem opisywał - zdefiniowany przez recenzenta "The New York Review of Books" jako "przedwojenna Polska, a dokładniej - bo to ważne - chasydzki świat przedwojennej Polski, w którym się urodził", po Zagładzie już nie istniał.

Reklama

Po latach na spotkaniu w Polsce jego syn Izrael Zamir mówił, że Singer nigdy do końca się z tym nie pogodził:

Gdzie indziej pisał: "Mój ojciec nigdy nie zapomniał Biłgoraju. Któregoś dnia w latach osiemdziesiątych zapytałem go, czy potrafiłby jeszcze opisać miasteczko. 'Oczywiście' - odparł. 'Każdy dom. Każdą ulicę'". Sam Singer w 1986 roku mówił w filmie dokumentalnym: "Pisarz potrzebuje adresu. Tam są jego korzenie. Kiedy jadę dorożką w Montrealu, to tak jakbym był w Warszawie i jechał dorożką po Krochmalnej. Zawsze wracam do ulicy Krochmalnej. Nawet jeśli opowiadam o innych ulicach, to patrzę na nie z punktu widzenia ulicy Krochmalnej".

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

W 1978 roku Szwedzka Akademia przyznała mu Nagrodę Nobla w dziedzinie literatury za "pełną uczucia sztukę prozatorską, która wyrastając z polsko-żydowskich tradycji kulturowych, porusza jednocześnie odwieczne problemy".

Kilka lat wcześniej inny mieszkający w Ameryce Żyd, który później zostanie uhonorowany w ten sam sposób - Bob Dylan - mówił o jego powieści "Niewolnik" (opowiadającej o tragicznej miłości wykształconego Żyda i niewykształconej Polki w czasie Powstania Chmielnickiego) po jej przeczytaniu: "myślałem o niej miesiącami". Jego dzieła cytowane są w jednym z ostatnich hitów Netfliksa - serialu "Shtetl" o rodzinie ortodoksyjnych Żydów. U wielu uznanie budzi też jego walka o prawa zwierząt (twierdził, że "dla zwierząt wszyscy ludzie to naziści, a ich życie to wieczna Treblinka"). Pośmiertnie nagrodziła go PETA, a Paul McCartney w 2018 roku prosił Pawła Kukiza, żeby z uwagi na promowanie wegetarianizmu przez tego jak to nazwał "wybitnego polskiego pisarza", uhonorował go polski Sejm.

Polski czy nie?

Niektórym użycie słowa "polski" przy Singerze przychodzi jednak dużo trudniej niż byłemu liderowi Beatlesów albo komitetowi noblowskiemu. Jego nazwisko rzadko pojawia się na spisach "polskich noblistów" obok Tokarczuk, Szymborskiej, Miłosza, Reymonta i Sienkiewicza. W bibliotekach jego książki leżą z reguły obok dzieł Amosa Oza i Davida Grossmana, a nie Bruno Schulza albo Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. W 2004 roku władze i mieszkańcy Leoncina, wsi pod Warszawą, gdzie Singer miał się urodzić, tłumaczyły reporterowi "Gazety Wyborczej", że setna rocznica jego narodzin (zresztą błędna, o czym więcej później) nie będzie tu świętowana. Głównie dlatego, że był Żydem, a to "budzi kontrowersje".

Jego najsłynniejsza powieść - "Sztukmistrz z Lublina", o Jaszy Mazurze, żydowskim magiku podróżującym po zaborze rosyjskim pod koniec XIX wieku i jego zmaganiach z buntem, akceptacją i tradycją, może być nieobowiązkową lekturą w szkole średniej, ale jako przykład literatury powszechnej, a nie polskiej (czyli nauczyciel może ją zastąpić dziełem Orwella albo Marqueza, a nie Lema albo Konwickiego). Witold Gombrowicz albo Czesław Miłosz, chociaż byli zaledwie kilka lat starsi niż Singer, gdy podobnie jak on wyemigrowali z Polski, raczej nigdy nie są tak traktowani.

Nie oznacza to, że jest on w naszym kraju zupełnie zapomniany. W jednym z podręczników dla klas 6. fragmenty opowiadania Singera "Dzień, w którym się zgubiłem" są wykorzystywane na lekcji, podczas której dzieci mają się nauczyć, co robić, gdy gdzieś zabłądzą. Właśnie na Lubelszczyźnie trwa festiwal Śladami Singera, w ramach którego w miejscowościach związanych z jego twórczością organizowane są przedstawienia i inne wydarzenia kulturalne. Za miesiąc w stolicy odbędzie się natomiast Warszawa Singera, w ramach której zaplanowane są m.in. spotkanie z wnuczką autora Meirav Hen i tłumaczką oraz badaczką jego twórczości prof. Moniką Adamczyk-Garbowską. W wielu miastach związanych z Singerem są pomniki, tablice i ulice upamiętniające go - jedną z nich ma nawet nieszczęsny Leoncin. W Biłgoraju w ramach Miasteczka na Skraju Kultur zrekonstruowano dom dziadka Singera, miejscowego rabina. I chociaż projekt idzie do przodu bardzo topornie (w 2018 roku stracił 34 mln zł dofinansowania z PARP, bo nie był w stanie uzyskać wymaganych kredytów bankowych; rok temu zmarł Tadeusz Kuźmiński, lokalny przedsiębiorca i pomysłodawca budowy) i jest projektem raczej komercyjnym (można tam kupić sobie mieszkanie), to trudno odmówić mu rozmachu - docelowo ma tam powstać coś na kształt dawnego miasta wraz z dzielnicą żydowską.

- Sądzę, że i tak jest w Polsce bardziej upamiętniany i znany niż w Stanach, gdzie raczej należy go uznać za trochę zapomnianego. Widzę to, jak mam wykłady od ponad 30 lat dla cudzoziemców z literatury i kultury żydowskiej. Dawniej jak wspominałam Singera, to każdy czytał, znał, bez względu na wiek. Obecnie większość nawet nie czytała jego utworów - mówi prof. Monika Adamczyk-Garbowską, literaturoznawczyni z Uniwersytetu im. Marie Curie Skłodowskiej w Lublinie i autorka książki "Polska Isaaca Bashevisa Singera - rozstanie i powrót", dodając: - Moim zdaniem jest lepiej znany, nawet w powszechnej świadomości, niż np. piszący po polsku Julian Stryjkowski. Trudno powiedzieć nawet, którzy pisarze polscy z tego okresu cieszą się jakąś większą popularnością. Najlepiej funkcjonują ci, którzy są na listach lektur szkolnych, jak Różewicz, Miłosz, Borowski. Trudno się spodziewać, żeby dany pisarz był znany ciągle.

- Nie jestem skłonny uważać, że Singer jest świetnie rozpoznawalnym pisarzem i na Lubelszczyźnie, i w Polsce. Myślę, że nawet w Lublinie jest to na takiej zasadzie: "Singer? Aha, 'Sztukmistrz z Lublina'. Ale jak się podrapie głębiej, zapyta: "A co myślisz o tym dziele?" to usłyszysz: "... nie czytałem, ale zamierzam". Mam osobiste doświadczenie, bo ja też jestem storytellerem, opowiadam moje ulubione teksty Singera w Polsce i na świecie. "Sztukmistrz z Lublina" rozpoznawalny jest praktycznie wszędzie, ale ludzie są zdziwieni, że autorem innych opowiadań, które zaadaptowałem jest Singer - uważa natomiast Witold Dąbrowski, dyrektor artystyczny festiwalu Śladami Singera. Jak dodaje, jest jednak dobrej myśli: - Moim zdaniem świadomość jest coraz większa, jestem optymistą. W tym roku po raz pierwszy odwiedziliśmy Lubartów, byłem szczęśliwy i zdumiony, na spektaklu było przeszło 600 osób. Na pewno niektórzy przyszli dlatego, że jest to letnie wydarzenie kulturalne, a w tego typu miasteczkach nie ma ich zbyt wiele, więc są osoby, które przychodzą na zasadzie "coś się dzieje na rynku, więc idę". Natomiast z całą pewnością część publiczności doskonale wiedziała na co przychodzi - mówi.


Polska młodość, która go uformowała

Chociaż był autorem niezliczonej liczby dzieł autobiograficznych, to wiele elementów jego życia, szczególnie najmłodszych lat, otoczonych jest tajemnicą. Długo wierzono, że Singer urodził się jako Icek-Hersz Zynger 14 lipca 1904 roku. On sam za życia miał obchodzić rocznicę tej daty, chociaż czasami w dokumentach podawał inną (np. 27 lipca). Obecnie większość badaczy uważa, że odjął sobie kilka lat (prawdopodobnie, aby uniknąć poboru do wojska), ale nie ma wśród nich konsensusu, co do prawdziwej daty narodzin (np. polska i angielska Wikipedia podają różne, oddalone od siebie o 11 miesięcy) i podają różne dni w 1902 lub 1903 roku (najpopularniejszą jest chyba 21 listopada 1902). Nieco lepiej jest z miejscem narodzin - długo przyjmowano, że był to Radzymin, tak miał też wpisane w dokumentach, ale obecnie uznaje się, że jednak Leoncin, wieś na północnym skraju Puszczy Kampinoskiej. Był trzecim dzieckiem miernego chasydzkiego rabina i Baszewy - córki innego, dużo bardziej poważanego rabina z Biłgoraju (jej imię wykorzysta, tworząc swój pseudonim literacki w Stanach). Jego starszy brat Izrael Joszua (który, podobnie jak jego starsza siostra Ester też pisał) opisywał Leoncin jako "bolesny, monotonny i bezbarwny" (albo takie przynajmniej wrażenie miał recenzent "The New York Times", omawiając w 1971 roku jego niewydane po polsku wspomnienia z tamtych lat). W 1907 roku rodzina przeprowadziła się do Radzymina, gdzie ojciec został kierownikiem jesziwy (szkoły). Singer pamiętał, że tam "światli młodzi mężczyźni mówili sprośne dowcipy, a panny oblewały się rumieńcem". On sam zaś bawił się "na stercie kloców, które leżały na dziedzińcu" z widokiem na "zielone pola i lasy, a także drogę wiodącą do Wisły".

Nie zabawili tam długo. Rok później, po pożarze, przeprowadzili się do Warszawy. "Pod nami rozciągała się szeroka rzeka, w której odbijało się słońce, przepływały statki. Przez most o wymyślnej, kutej z żelaza konstrukcji jechały tramwaje. Dotarliśmy do wysokich budynków o nierównej linii dachów, z żelaznymi balkonami. Ludzie pędzili w różne strony, jakby w mieście wciąż szalał pożar. (...) Nie miałem czasu zadawać pytań, wszystko było dla mnie nowością" - opisywał swój przyjazd do stolicy.

Centrum Warszawy 90 lat temu nie było łatwym miejscem do życia dla dziecka. Singer wspomina ulicę Krochmalną, gdzie dorastał jako taką gdzie "wałęsali się chuligani i złodziejaszki, zaś paserzy prowadzili różne interesy". "Domy, stojące frontem do placu były siedzibą licznych burdeli. Nawet normalny handel prowadzono oszukańczo (...) Jednakże w tych samych domach mieszkali też uczciwi ludzie, nabożne kobiety, przyzwoite panny. Mieściło się tam nawet kilka chasydzkich szkół" - pisał.

Najnowsze wydanie Tygodnika co sobotę w Twojej skrzynce. Zapisz się do newslettera >>

Warunki, w których mieszkał też nie należały do dobrych. Chociaż u sąsiadów były "dywany, obrazy na ścianach, miedziane miski, lampki i figurki", to mieszkanie Singerów "nigdy nie było urządzone". "Gabinet ojca zapełniały tylko książki. W pokoju sypialnym stały dwa łóżka i nic więcej. Matka nie trzymała żywności w spiżarni. Kupowała tylko tyle jedzenia, ile było potrzeba na jeden dzień, często z powodu braku pieniędzy" - wspominał autor. W jednej z kamienic, w których mieszkał "nie było gazu i używaliśmy lampy naftowej oraz dzieliliśmy z wszystkimi lokatorami wspólny wychodek na podwórku". "Ten wychodek stanowił udrękę mego dzieciństwa. Było tam zawsze ciemno i brudno. szczury i myszy latały wszędzie, zarówno nad głową, jak i pomiędzy nogami. Drugą udręką była klatka schodowa, gdyż niektóre dzieci wolały ją od wychodka, a co jeszcze gorsze, niektóre kobiety traktowały ją jak wysypisko śmieci" - opisywał kamienicę przy ul. Krochmalnej 10.

Drugim ważnym miejscem dla jego dorastania w Polsce był Biłgoraj, gdzie jego dziadek był wpływowym rabinem. Po raz pierwszy dłużej był tam w czasie I wojny światowej. "Okazał się piękniejszy niż nam opisała (...) Wszędzie wokół domów były ogródki i sady, a od ulicy rosły potężne drzewa kasztanowe, jakich nie widziałem nawet w Ogrodzie Saskim. W miasteczku panował nieznany mi dotąd pogodny nastrój, unosił się zapach świeżego mleka i jeszcze ciepłego pieczywa. Wojny i epidemie wydawały się odległe" - pisał.

Do emigracji w 1935 roku to z tymi dwoma miastami (głównie stolicą) był najbardziej związany. W latach dwudziestych rozpoczął karierę pisarską w żydowskiej prasie. W 1935 roku wychodzi jego debiutancka i jedyna wydana w czasie mieszkania w Polsce powieść (wcześniej publikowana była w odcinkach w gazecie) "Szatan w Goraju". Opowiada o tych samych czasach co "Niewolnik", który zachwycił Boba Dylana -  o pogromie Żydów w czasach Powstania Chmielnickiego (czyli także czasie akcji "Ogniem i Mieczem" Henryka Sienkiewicza), w mieście inspirowanym pobytami w Biłgoraju.

Napisana była, podobnie jak większość jego dzieł (chociaż w późniejszych latach mocno angażował się też w wersje tłumaczone na angielski, poprawiając je i modyfikując) w jidysz - języku dziś już mocno zapomnianym. Wtedy nie było to nic dziwnego, powszechnie porozumiewali się w nim polscy Żydzi, a kinach pojawiały się wysokobudżetowe filmy w jidysz, takie jak "Dybuk". W nim publikowano liczne tytuły prasowe, takie jak np. "Der Moment", którego nakład sięgał 150 tys. egzemplarzy.

W odróżnieniu od swojego brata Izraela, któremu powieść "Josie Kałb" w 1934 roku przyniosła relatywną sławę w środowisku literackim, również w USA, "Szatan w Goraju" nie przyniósł popularności. Niewiele lepiej sytuacja wyglądała już po emigracji do Stanów, gdzie związał się z "Forwerts", wydawaną w jidysz wersją progresywnego żydowskiego dziennika ukazującego się po angielsku jako "The Jewish Daily Forward" (obecnie "The Forward"). Mimo że żył raczej skromnie, żeby się utrzymać musiał pisać bardzo dużo (również pod pseudonimami). Sama emigracja przyniosła też inne dramaty - Singer musiał się rozstać z konkubiną Rachelą i synem (jak się potem okazało jedynym) Izraelem, którzy z Polski wyemigrowali przez Związek Radziecki do Palestyny (kontakt odzyskali dopiero po 20 latach, Izrael później mocno angażował się w promocję spuścizny swojego ojca; Singer w USA związał się z inną kobietą).

To w "Forwerts" przez następne lata w odcinkach ukazują się jego dzieła. Potem będą pojawiać się w tłumaczeniach i wersjach książkowych, a na końcu przyniosą mu sławę i nagrody. W latach siedemdziesiątych dwukrotnie dostaje National Book Award, jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich w Stanach - za niewydaną w Polsce książkę dla dzieci o dorastaniu w Warszawie "A day of pleasure" ("Dzień przyjemności") i za zbiór opowiadań "Korona z piór". W 1983 roku wyreżyserowana przez Barbrę Streisand ekranizacja jego opowiadania "Jentl" o młodej Żydówce, która udaje chłopca, aby móc się uczyć, zdobywa dwa Złote Globy i Oskara. Recenzenci doceniają u Singera zmysł opowiadania i pełne emocji historie. Z czasem poza opowieściami inspirowanymi Warszawą i Biłgorajem pojawiają się też inne wątki, amerykańskie. Jak to opisywał "The New York Times" pisał o: "samotności w bezbarwnych kawiarniach, przyziemności plaż Miami, przypadkowych znajomościach z chodników górnego Broadwayu".


W Polsce dopiero po Noblu

Polscy czytelnicy na zapoznanie się z jego twórczością musieli poczekać do uhonorowania przez szwedzką akademię. - Przed Noblem, w 1977 roku przełożyłam jeszcze z angielskiego dwa jego opowiadania i zaproponowałam w kilku miejscach. Powiedziano mi: "Świetne opowiadania, niestety cenzura nie przepuści". Tak zareagowała, m.in. "Literatura na Świecie". On był cenzurowany także za antykomunistyczne poglądy. Dostał Nobla, to natychmiast do mnie zadzwonili, żeby przysłać te opowiadania, bo teraz trudno to ignorować. Później, w latach osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku, wyszło dużo jego dzieł po polsku. To się pokrywa z modą na literaturę i kulturę żydowską, której pierwsza fala była po "Solidarności", a druga po '89 roku. Ale ta fala opadła - mówi prof. Monika Adamczyk-Garbowska.

Niektóre wydarzenia planowane z okazji 30. rocznicy śmierci pokrzyżowała pandemia. Z ważniejszych, związanych z twórczością Singera (niekoniecznie związanych z tą datą), jest film dokumentalny kanału Arte, który ma się ukazać jesienią, a do którego zdjęcia powstawały w Polsce latem. Od dawna trwają też prace nad wydaniem zbioru jego opowiadań tłumaczonego bezpośrednio z jidysz w serii "Biblioteka Narodowa" wydawnictwa Ossolineum. Do tej pory wyszła w niej zaledwie jedna książka tłumaczona z jidysz i to w 1958 roku - zbiór opowiadań Icchoka Pereca. - Znakomicie by było, gdyby miał swój tom w tej prestiżowej serii jako jedyny noblista z ziem polskich tworzących w jidysz - mówi Adamczyk-Garbowska.


Jak szacuje, do tej pory niedostępne w języku polskim jest mniej więcej ⅓ jego twórczości i niewiele wskazuje, że to się zmieni. - Wśród młodych jidyszystów zainteresowanie jest niewielkie. Teraz modne jest badanie modernizmu, literatury popularnej. Uznano, że trudno powiedzieć coś nowego o Singerze. On utorował dla wielu drogę do poznania innych pisarzy. To samo mogę powiedzieć o sobie, dzięki Singerowi nauczyłam się jidysz, ale później zainteresowałam się innymi twórcami jak Warszawski, Cajtnin. Wielu polskich młodych badaczy też zdaje sobie sprawę, że jest tylu pisarzy jidysz do tej pory nietłumaczonych, nieznanych, że trzeba się też nimi zająć - mówi  Adamczyk-Garbowska.

Biorąc pod uwagę jak płodnym pisarzem był Singer oraz to, że regularnie się w swoich pracach powtarzał albo dorabiał nisko ocenianymi chałturami, badacze nisko oceniają wiele z nieprzetłumaczonych prac. Ale zdarzają się też perełki. W dalszym ciągu po polsku nie można przeczytać "Grzesznego Mesjasza" (wydawanego w odcinkach w latach 1935-36) i "Marzyciela" (1970-71). Obie te powieści traktują o Jakubie Franku - tym samym, który jest bohaterem uważanej za jedną z najważniejszych powieści laureatki Nobla, dokładnie 40 lat po Singerze - Olgi Tokarczuk i jej "Ksiąg Jakubowych".

W tekście wykorzystano fragmenty "Urząd mojego ojca" w tłumaczeniu Ireny Wyrzykowskiej.