Reklama

Wrzesień to dla studentów nie tylko ostatni miesiąc wakacji, ale też ostatni dzwonek na znalezienie lokum na nadchodzący semestr. Świadomie, czy nie, to właśnie oni na początku jesieni nadają kierunek rynkowi nieruchomości. W Krakowie, okrzykniętym mianem miasta studentów, stanowią koło zamachowe rynku najmu. - Już na początku wakacji widać przyspieszenie - telefony w agencjach rozgrzewają się do czerwoności. Oferty, które potrafiły stać tygodniami, nagle znikają w ciągu jednego, dwóch dni. W praktyce to właśnie studenci nadają rytm końcówce lata i początkowi jesieni - mówi w rozmowie z Interią Jakub Myszka, dyrektor ds. rozwoju biura Bracia Sadurscy - Nieruchomości.

W jego ocenie sezonowy skok cen jest zauważalny, ale co innego rzuca się w oczy agentom nieruchomości. - Średnie stawki w okresie "studenckim" potrafią wzrosnąć o kilka-kilkanaście procent, jednak dużo wyraźniejszym zjawiskiem jest błyskawiczne znikanie ofert. W tym okresie rynek działa jak po wciśnięciu turbodoładowania - ocenia.

Gdzie mieszkają studenci? Nie każdy może liczyć na akademik

Reklama

Z obserwacji eksperta wynika, że studenci najczęściej wybierają pokoje w większych mieszkaniach albo kawalerki. - Pokój w Krakowie w dobrej lokalizacji to dziś wydatek rzędu 1,1-1,6 tys. zł za miesiąc plus opłaty. Kawalerka kosztuje w granicach 2,3-3 tys. zł. Pokój ma zwykle 10-15 m kw, kawalerka 25-35 m kw. Standard, jakiego oczekują studenci, nie musi być "instagramowy", ale musi być funkcjonalny: szybki internet, pralka, kuchnia z pełnym AGD - wymienia.

To jednak opis najszerszej grupy najemców. - W Krakowie nie brakuje również studentów - zwłaszcza z zagranicy - którzy oczekują wyższego standardu i decydują się na prywatne akademiki lub mieszkania w segmencie PRS (Private Rented Sector - red.). Tam płacą więcej, ale w zamian dostają nowoczesne budynki z pełnym pakietem usług i komfort porównywalny z apartamentami - tłumaczy przedstawiciel biura Bracia Sadurscy - Nieruchomości.

A jak sprawa wygląda z drugiej strony? Dla studentów najcenniejsze są dwa aspekty: prywatność i metraż pokoju, w którym mają zamieszkać. - Zależało mi na prywatności, swobodnego korzystania z kuchni, łazienki. Wynajmuję pokój w trzypokojowym mieszkaniu. Sąsiedni zajmie para moich przyjaciół, więc nie znamy tylko jednej osoby - wymienia Filip Hornik, student UJ, działacz społeczny z Akcji Uczniowskiej, który od października zacznie studia w Krakowie. Był jeszcze jeden powód. - Mówiąc szczerze, moi rodzice nie wpisali się zarobkami w "widełki" i nie miałem szans na akademik - wyznaje.

Poszukiwania pokoju do wynajęcia wspomina jak prawdziwą przeprawę. - Wiedziałem, że na rynku mieszkań jest źle, ale to, co mnie uderzyło, to to, jak duży monopol mają agencje nieruchomości - mówi Filip. Mimo rozpatrzenia kilku ofert, a nawet spotkań z agentami, wysokość prowizji, jaką narzucają biura nieruchomości, zaważyła o rezygnacji z usług pośredników. Niestety, ofert bezpośrednio od właścicieli, a do tego spełniających kryteria, jest niewiele.

Mieszkanie na studencką kieszeń. "Prywatność? Nie ma mowy"

- Jeśli pokój kosztuje mniej niż 1600 zł ze wszystkimi opłatami, to gdzieś jest haczyk - ocenia Filip. Przytulne mieszkanie w Nowej Hucie przeszło jemu i jego znajomym koło nosa przez awarię. Tam, gdzie metraż był zadowalający, problemem była lokalizacja. Z kolei oferty w dobrej lokalizacji i niezłym metrażem, zazwyczaj nie są na studencką kieszeń. Zdarzają się też niemiłe niespodzianki.

- Przyjechałem oglądać pokój w domu w starym budownictwie, ale świetnej lokalizacji. W środku przeżyłem szok. Stare meble to nic. W rogach pokoju była pleśń, a na widoku stał płyn do odgrzybiania. Mieszkanie w tych warunkach byłoby zwyczajnie niebezpieczne dla zdrowia - wspomina.

Paweł nie kryje, że wybierając akademik kierował się przede wszystkim kwestiami finansowymi. Jak tłumaczy, "idealnie wpisał się kryteria", które pozwoliły mu wygrać wyścig o ten rodzaj zakwaterowania. Udało się. W Krakowie czeka na niego miejsce w pokoju dwuosobowym. Swojego współlokatora pozna dopiero w październiku. - To pokój z własną łazienką dla nas dwóch. W nim dwa łóżka przy ścianach, biurka, niewielka szafa na wieszaki. Między łóżkami jest metr, może półtora metra odstępu. Ciężko mi sobie wyobrazić, jak uda się to dodatkowo umeblować. Prywatność? Nie ma mowy - opisuje student z Burzenina. Za opisane lokum zapłaci tysiąc złotych "bez groszy". - Wstajesz, siadasz na łóżku i stykasz się z kolegą kolanami. To straszne, ale tak to wygląda - dodaje.

Akademiki nie są Pawłowi obce. Ucząc się w szkole średniej, mieszkał w łódzkiej bursie, która pełniła też funkcję domu studenckiego. Panujące tam warunki ocenia o wiele lepiej od tych, które zapewnia akademik, w którym wkrótce zamieszka. Mimo to, nie narzeka.

- Spora część moich znajomych została w Łodzi. Nie stać ich na studia w innym mieście. Chcą uczyć się dziennie, więc nie są w stanie pracować na tyle, żeby się utrzymać. Dlatego w większości zostają u rodziców, studiują na miejscu i dorabiają weekendami, żeby odłożyć coś na wyprowadzkę - tłumaczy.

Kredyt na wynajem

W wyjeździe do innego miasta Paweł widzi szansę, a ciasnota akademika nie jest w stanie go zniechęcić. Wie, że nie brakuje ludzi, którzy chcieliby być na jego miejscu, ale niektóre kryteria, jak np. odległość uczelni od dotychczasowego miejsca zamieszkania im na to nie pozwoliły. Ma też plan. - Chcę pomieszkać tam kilka miesięcy, a w międzyczasie rozejrzeć się, poznać miasto i poszukać jakiegoś pokoju lub mieszkania. Postaram się o kredyt studencki, żeby wynajem był w ogóle realny - mówi.

Okazuje się, że ci, którzy szukają zakwaterowania wśród prywatnych ofert, również muszą spełnić pewne kryteria. - Raczej rzadko się już zdarza, żeby ktoś kręcił nosem, słysząc, że chodzi o studentów. Za to jedna pani wprost mówiła, że wynajmie mieszkanie wyłącznie studentom Uniwersytetu Jagiellońskiego - wspomina Filip.

Jakub Myszka zgadza się, że dawny stereotyp imprezującego studenta coraz bardziej traci na znaczeniu. - Wielu właścicieli wręcz ogłasza mieszkania typowo "dla studenta". Wiedzą, że co roku jest stały napływ chętnych. Równocześnie zmieniają się też realia studenckiego życia. Jeśli młodzi dziś imprezują, to zdecydowanie rzadziej w domu, a częściej na mieście. Ryzyko zniszczeń czy uciążliwych hałasów jest więc dziś dużo mniejsze niż kiedyś - ocenia.

Jak tłumaczy ekspert od rynku nieruchomości, właściciele zabezpieczają się zresztą umowami najmu okazjonalnego i kaucją - I to w zupełności im wystarcza - dodaje.

Metraż synonimem luksusu

Pokój, na który finalnie zdecydował się Filip, ma przyjemne wyposażenie i sztukaterię, która bardzo się mu podoba. Pytany, co najbardziej studenci cenią sobie w kwaterach, nie wspomina o sprzęcie AGD, czy konkretnych meblach. - Metraż. Po tym, jak widziałem oferty pokoi, które miały 6 czy 7 metrów kwadratowych, za synonim luksusu uważam dziś metraż - stwierdza.

Światłowód i sensowne wyposażenie mieszkania to zdaniem przedstawiciela agencji nieruchomości absolutna podstawa oczekiwań studentów. - Potrafią zrezygnować z windy czy modnego designu, ale oczekują zadbanej łazienki i kuchni, w których rachunki za ogrzewanie nie zaskoczą - mówi Jakub Myszka.

Mimo wyzwań, przede wszystkim tych finansowych, na myśl o początku października studenci pierwszego roku czują ekscytację. - Może nie jest idealnie - przyznaje Paweł z Burzenina. - Ale jest do tego bliżej niż dalej - skwitował.