Reklama

Oglądasz film lub serial na Netflixie i myślisz: "to tylko opowieść, dramat, być może fikcja inspirowana prawdą". Potem jednak okazuje się, że życie pisze scenariusze, które nawet nie śniły się zwykłym ludziom. Jedną z historii, w którą trudno dzisiaj uwierzyć, jest ta o trzech braciach z Nowego Jorku. Na platformach streamingowych można obejrzeć dokument "Bliscy nieznajomi" (ang. "Three Identical Strangers"), który opowiada dzieje trojaczków - Eddy’ego Gallanda, Davida Kellmana i Bobby’ego Shafrana. Zostali rozdzieleni po sześciu miesiącach od narodzin, oddani trzem rodzinom - każdy innej, nieświadomej istnienia pozostałych braci. To, co zaczyna się, jak seria zbieżności, przeradza się w opowieść o eksperymencie naukowym, o granicach etyki i o tym, jak głęboko wpływa na nas to, kim jesteśmy (już nie tylko geny, ale też wychowanie i okoliczna społeczność). Czasem prawda ujawnia się przez przypadek - bardzo znaczący, bo zmienia dosłownie wszystko.

Trojaczki, które nie wiedziały o swoim istnieniu

Edward Galland, David Kellman i Robert Shafran urodzili się w 1961 roku w stanie Nowy Jork, w rodzinie żydowskiej. Ich matka, nastoletnia kobieta w trudnej sytuacji życiowej, oddała dzieci do adopcji, wierząc, że znajdą się w dobrych domach. Trojaczki trafiły pod opiekę agencji adopcyjnej Louise Wise Services, która cieszyła się zaufaniem i współpracowała z domem dziecka w Nowym Jorku. Każdy z chłopców został adoptowany przez inną rodzinę - jak się później okazało, wcale nie przez przypadek.

Reklama

David dorastał w rodzinie robotniczej, Eddy - w reprezentującej klasę średnią, a Bobby - w zamożnej, dobrze sytuowanej. Każdy miał więc zupełnie inne dzieciństwo, różne warunki i szkoły, do których uczęszczał. Choć nie znali się nawzajem, wszyscy przejawiali podobne cechy: otwartość, energię i poczucie humoru, które przyciągały ludzi.

Przez pierwsze lata życia ich losy biegły zupełnie osobno. Agencja adopcyjna nie informowała rodziców, że ich dziecko ma rodzeństwo. Od czasu do czasu odwiedzał ich jednak psycholog, który tłumaczył wizyty rutynową oceną rozwoju dziecka. Rodziny, które zgodziły się na prowadzenie analiz (w obawie przed odmową adopcyjną), nie miały pojęcia, że tak naprawdę są częścią większego planu.

Spotkanie, które zmieniło wszystko

Prawda wyszła na jaw przypadkiem. W 1980 roku dziewiętnastoletni Bobby Shafran przyjechał na uczelnię w Sullivan County Community College. Już pierwszego dnia zauważył, że ludzie witają go z entuzjazmem, przytulają i wołają po imieniu - tyle że nie jego. W końcu jeden z kolegów zapytał, czy był adoptowany. Gdy Bobby potwierdził, nowy znajomy nie mógł uwierzyć w taki przypadek. Zaaranżował spotkanie z Eddym Gallandem, który uczęszczał do tej szkoły i wyglądał jak odbicie lustrzane Roberta. O niesamowitym spotkaniu mężczyzn napisały wkrótce lokalne gazety.

Gdy zdjęcie Bobby’ego i Eddy’ego pojawiło się w prasie, do dziennikarzy zadzwonił David Kellman, twierdząc, że jest trzecim sobowtórem braci. W ten właśnie sposób mężczyźni dowiedzieli się o swoim istnieniu. Szybko stali się narodową sensacją i celebrytami - Ameryka po prostu oszalała na ich punkcie. Występowali w telewizji, w reklamach, pozowali do zdjęć - wszyscy chcieli ich zobaczyć. Trojaczki stały się symbolem "american dream" ("amerykańskiego snu"), dowodem na to, że nawet po latach los potrafi zaskakiwać. Uśmiechali się z okładek, udzielali wywiadów. Byli przy tym niezwykle uroczy, pełni energii, podobni nie tylko z wyglądu, ale też mimiki, gestów, reakcji i sposobu mówienia. Opowiadali, że wszyscy lubią ten sam rodzaj jedzenia i palą te same papierosy. Wydawało się, że w ten sposób los rekompensował im lata rozdzielenia. Za tą historią kryło się jednak coś bardzo mrocznego. Gdy rodzice adopcyjni i dziennikarze zaczęli dopytywać agencję o powody rozdzielenia (każda z rodzin chętnie przygarnęłaby trzech chłopców), napotkali tylko zagadkowe milczenie. Wkrótce - ponownie przez przypadek, podsłuchując rozmowę pracowników agencji, odkryli, że stali się częścią tajnego eksperymentu prowadzonego przez austriackiego psychiatrę Petera Neubauera, który badał wpływ środowiska domowego i zewnętrznego na rozwój dziecka. Ich życie - dzieciństwo, szkoły, emocje - były przez lata obserwowane, analizowane i zapisywane w raportach. Nikt, oprócz naukowców, o tym nie wiedział.

Rozdzieleni w imię nauki

Badanie Neubauera miało odpowiedzieć na pytanie, co bardziej kształtuje człowieka - geny czy wychowanie (kazus "nature versus nurture"). Dzięki koleżance - Violi Bernard - która była konsultantem psychiatrycznym we wspominanej agencji adopcyjnej, doktor mógł prowadzić swoje analizy. Bernard uważała prywatnie, że każde dziecko powinno budować swój charakter - nie popierała np. ubierania bliźniąt w ten sam sposób. Twierdziła, że rozdzielając takie identyczne rodzeństwo, każde z dzieci będzie miało szansę rozwinąć własną tożsamość. Dodatkowo uszczęśliwione zostaną nie jedna, a dwie rodziny, które nie mogą mieć potomstwa. Według konsultantki badania Neubauera mogły więc przynieść podwójną korzyść.

Aby zdobyć odpowiedzi na swoje naukowe pytania, zespół rozdzielił trojaczki i co najmniej dziesięć par bliźniąt adopcyjnych, umieszczając je w rodzinach o różnym statusie społecznym. W ten sposób powstał nieformalny eksperyment, który trwał przez lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte XX wieku. Rodziny były odwiedzane przez psychologów, filmowane i obserwowane, ale nigdy nie informowano ich o rzeczywistym celu badań. Dzieci traktowano jak próbki z laboratorium - były pod stałą analizą.

Z dzisiejszej perspektywy brzmi to na scenariusz filmu science fiction, gotowy przepis na skandal i wieloletni proces sądowy, ale wówczas podobne eksperymenty uchodziły za naukowo uzasadnione. Neubauer, związany z renomowanym Child Development Center (Centrum Rozwoju Dziecka) przy Uniwersytecie Nowojorskim, wierzył, że odkryje klucz do natury ludzkiej osobowości.

Eksperyment zakończono w latach 80., ale jego wyniki nigdy nie zostały oficjalnie opublikowane. Część dokumentów zdeponowano w archiwum Yale University, z klauzulą utajenia aż do 2065 roku. Do dziś nikt więc nie wie, ilu dzieci ten projekt naprawdę dotyczył i jakie wnioski z niego wyciągnięto.

Mieli nigdy się nie dowiedzieć. Jaka była cena prawdy?

Dla braci odkrycie prawdy było ciosem. Początkowa euforia ze spotkania przerodziła się w poczucie zdrady i gniewu. Choć wszyscy ożenili się, a potem otworzyli wspólnie restaurację "Triplets" ("Trojaczki") w Nowym Jorku, ich relacje z czasem mocno się pogorszyły. Różnice wychowania, doświadczenia i ukryte traumy zaczęły wydostawać się na powierzchnię.

U każdego z braci, już w wieku nastoletnim, pojawiły się problemy psychiczne, najprawdopodobniej odziedziczone po biologicznej matce i wzmocnione lękiem separacyjnym (rozdzieleniem od rodzeństwa). Eddy i David, przed pójściem na studia, leczyli się nawet w szpitalu psychiatrycznym. Po odkryciu prawdy zaburzenia tylko się pogorszyły. U Edwarda Gallanda wykryto chorobę afektywną dwubiegunową. W 1995 roku popełnił samobójstwo, mając zaledwie 33 lata. Dla jego braci było to wydarzenie, które definitywnie zmieniło ich spojrzenie na przeszłość. Zapanowała niezgoda, która doprowadziła do zamknięcia wspólnego biznesu.

David i Bobby żyją do dziś, już w lepszych relacjach. Wielokrotnie powtarzali w wywiadach, że ciągle czują się ofiarami eksperymentu. Po usłyszeniu historii trojaczków niemal wszyscy, których adoptowano za pośrednictwem Louise Wise Services w latach 60., podejrzewali, że mogą mieć siostrę lub brata. Wielu z nich próbowało odszukać swoje rodzeństwo, wertując dostępne archiwa i łącząc fakty. Przykładowo Kathy Seckler i Lori Pritzl, którym udało się siebie odnaleźć, również były częścią eksperymentu. Obie urodziły się jako bliźniaczki w latach 60., a tuż po narodzinach zostały rozdzielone przez tę samą agencję adopcyjną. Każda trafiła do innej rodziny i była wychowywana w przekonaniu, że jest jedynaczką. Psychologowie odwiedzali ich domy, zadawali pytania, nagrywali dziewczynki. Kathy i Lori znalazły się przez przypadek - również przez wspólną koleżankę. Mieszkały zaledwie 24 km od siebie, więc postanowiły się spotkać. Ich pierwsza rozmowa była pełna emocji - okazało się, że są do siebie naprawdę podobne. Obie przyznały później w wywiadach, że czują się okradzione z własnego dzieciństwa i tego, kim naprawdę są. Wielu uczestników badań Neubauera, którym udało się odnaleźć rodzeństwo, chciało uzyskać później dostęp do swoich dokumentów, jednak bezskutecznie.

Co ciekawe, organizatorzy eksperymentu - Peter Neubauer, Viola Bernard oraz m.in. członkowie National Institutes of Health i  fundacji filantropijnych, które wspierały badania finansowo - nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności prawnej. Neubauer zmarł w 2008 roku, nie doczekawszy publicznego rozliczenia.

Psychologowie, którzy analizowali później przypadek trojaczków, zwracali uwagę, że rozdzielenie rodzeństwa (a w szczególności bliźniąt itd.) to coś więcej niż tylko decyzja administracyjna. To ingerencja w poczucie tożsamości. Dzieci jednojajowe często od najmłodszych lat budują silną relację, która stanowi dla nich emocjonalne oparcie i punkt odniesienia. Jeśli się ją zabierze, powstaje luka, której nie wypełni żadna więź, nawet ta z kochającą rodziną adopcyjną. Bracia wspominali, że przez całe dzieciństwo czuli dziwny rodzaj "braku" - nie potrafili go nazwać, ale czuli, że coś jest nie tak. Podobnie uważała bliźniaczka Kathy Seckler, która do momentu spotkania z siostrą skarżyła się na dziwnego rodzaju samotność. To poczucie utraty bez świadomości, co się straciło, stało się - w opinii specjalistów - jedną z najgłębszych ran tego eksperymentu. Dopiero po latach zaczęto mówić o tym w kontekście traumy adopcyjnej, czyli emocjonalnych skutków życia bez wiedzy o swoich korzeniach.

Dokument "Bliscy nieznajomi" przypomniał światu o tym, co wydarzyło się w życiu trzech identycznych chłopców i wielu innych dzieci adoptowanych z tego samego ośrodka. Film zdobył uznanie na festiwalach i wywołał dyskusję o granicach nauki, o etyce i odpowiedzialności. Eksperyment, który miał dać wiedzę o człowieku, odebrał trzem braciom poczucie tożsamości.

Historia trojaczków to nie tylko opowieść o rozdzieleniu i ponownym spotkaniu, ale o cienkiej granicy między nauką a okrucieństwem. Ich życie stało się dowodem, że nawet najszlachetniejsze pytania mogą prowadzić do niegodziwych czynów, jeśli zapomina się o tym, że za każdym eksperymentem stoi człowiek.