Reklama

Zgodnie z przeprowadzonymi w 2019 roku przez Kate Hagen badaniami tylko 1,21 % filmów po 2010 roku zawierało sceny erotyczne, co stanowi najniższy wynik procentowy od lat 60. Wcześniej nie mieliśmy problemów z przeładowanymi testosteronem filmami akcji, gdzie główny bohater w przerwie od ratowania świata, musiał przespać się z kilkoma blond pięknościami. Triumfy świeciły również trillery erotyczne, w których seks był nie tylko wszechobecny, lecz także niezwykle brutalny, nierzadko wyuzdany oraz niezważający na przedmiotowe traktowanie kobiet. Jednakże teraz większość produkcji jest niezwykle sterylna, pozbawiona wszelkich dwuznacznych kontekstów. Tak jakby żaden z bohaterów nigdy nie myślał o tych "brudnych" sprawach. Powołując się na wyżej wspomniane badania, Christina Newland w artykule dla BBC Culture starała się dotrzeć do źródeł takiego stanu rzeczy.

Seks opuścił sale kinowe

O ile wielkie wytwórnie stronią od produkcji jawnie pokazujących różnorodne zachowania seksualne, o tyle seriale wypuszczane przez popularne serwisy streamingowe są wręcz przepełnione taką tematyką. Edukacja seksualna nieraz odgrywa w nich pierwsze skrzypce. Czy to oznacza, że w domowym zaciszu, na ekranach własnych telewizorów, możemy pozwolić sobie na więcej? Przypomina to dawne czasy, gdy zakup erotycznego magazynu był poprzedzony drobiazgowymi przygotowaniami, aby ustrzec się przed natrętnymi spojrzeniami sąsiadów. Obecnie jest po prostu łatwiej, ponieważ nikt nas nie przyłapie. A jednak kino zapomniało, że w latach 90 gościło na swoich ekranach Paula Verhoevena, który w Nagim Instynkcie czy Show Girls nie stronił od seksualnych uniesień. 

Reklama

Czy winny jest przemysł pornograficzny? W końcu za nagość nie trzeba już nawet płacić - internet jest przepełniony różnorodnymi materiałami, dzięki którym możemy zaspokoić nawet najdziwniejsze pragnienia. Czy sceny erotyczne w kinie mogą czymkolwiek nas zaskoczyć? Niemniej seks w filmach od samego początku nie służył do zaspokajania naszych popędów, lecz często pełnił ważne funkcje fabularne. W końcu erotyka bywa ważnym motorem naszego postępowania. A jednak uwierzyliśmy, że bohaterowie wielkiego ekranu są wolni od takich pragnień i działają ze względu na inne, często bardzo wydumane cele. Czyżbyśmy znów potrzebowali herosów, wzorów do naśladowania, nieoglądających się na międzyludzkie relacje? Albo w kinie szukamy już czegoś innego niż kiedyś - seks stał się zbyt powszechny, aby mógł wywołać w nas jakiekolwiek większe emocje. 

Aseksualni superbohaterowie i wielkie zyski

Ewentualne potrzeby i oczekiwania odbiorców muszą współgrać z potencjalnymi zyskami. W kinach dominują produkcje spod szyldu Disneya, Marvel Studios oraz DC Universes.  Pierwsza z wymienionych wytwórni odpowiada za triumf tytułów familijnych, które dostarczają nam przygody w miłym, ładnym i przyjemnym opakowaniu. Nie ma tam miejsca na trudne pytania czy dwuznaczne dylematy moralne bohaterów. Wszystko musi zostać przedstawione tak, aby dostarczyć radości jak najszerszemu gronu widzów. A zatem będą tam propagowane takie wartości, z którymi zgodzi się każdy z nas. Dlatego też kolejny raz będziemy oglądać opowieści o sile przyjaźni, zwycięstwie sprawiedliwości lub o ukaraniu złoczyńców z nieodłącznym niewinnym wątkiem romansowym w tle. Właśnie takie produkcje zaczęły przynosić największe dochody, a przez to ostatecznie zdominowały cały rynek. Wielu reżyserów zaczęło unikać bardziej dorosłych tematów czy scen, ponieważ przydzielenie zbyt wysokiej kategorii wiekowej ich dziełom równało się finansowej klapie.

Kino familijne zyskało nową jakość dzięki opowieściom o superbohaterach, które dostarczyły również nowego archetypu głównego protagonisty. Silnego, pięknego, o doskonałym ciele oraz niezłomnym duchu, mogącego mierzyć się z wewnętrznymi demonami, ale na pewno nie myślącego o tak przyziemnych (i w domyśle - nieczystych) sprawach jak seks.  Kiedy taka scena się pojawi (np. w Eternals), to jest na tyle zwięzła i grzeczna, że właściwie nie ma o czym mówić. Superbohaterowie nie są istotami seksualnymi - to neutralne bożyszcza myślące o sprawach najważniejszych. Kapitan Ameryka czy Spider-man są całkowicie pozbawieni erotyzmu. Fantazjowanie na ich temat wydaje się czymś niestosownym. Nawet bardziej mroczny Batman jest zbyt skupiony na dręczących go egzystencjalnych problemach, żeby myśleć o podrywie. Superbohaterom miłość się po prostu zdarza, stanowi nagrodę za ratowanie świata.

A miłość w niewinnym świecie filmów familijnych jest całkowicie pozbawiona namiętności. Widzowie mogą co najwyżej liczyć na buziaka zamykającego seans. Jednocześnie jest na tyle wyidealizowana, że traci swoje wszystkie przyziemne aspekty. Nie chodzi już nawet o sam seks, lecz także o te wszystkie bolączki, które trapią nas w relacji z drugą osobą. Superbohaterowie niszczą swoje związki jedynie z powodu ciążącej na nich odpowiedzialności względem świata. Ot, muszą wybrać większe dobro, poświęcając własne szczęście. Samotność to nieodłączny element ich profesji, a oni sami wydają się nigdy nie cierpieć z tak trywialnych powodów jak seksualne niezaspokojenie. Coraz mniej ludzcy propagują grzeczne, mało kontrowersyjne wartości. Jednakże w ich ustach słowa takie jak miłość, przyjaźń, obowiązek zdają się zupełnie tracić swoje pierwotne znaczenia. Okazują się frazesem pozbawionym realnego odniesienia, ale za podobającym się większości widzów. Nikt nie będzie przecież krytykował sprawiedliwości bądź poświęcenia dla innych, prawda? Co z tego, że tyle w tym prawdy, ile realności w posiadanych przez nich supermocy. 

Świt nowej pruderii

 Zapomnieliśmy o wyuzdanych latach 90 i stworzyliśmy świat nowej pruderii. Oczywiście zawsze znajdzie się kilka wyjątków, jak musicalowa scena stosunku w trakcie Anette, ale kino artystyczne rządzi się swoimi prawami i możemy mu więcej wybaczyć. Paradoksalnie w filmach dotykających spraw poważnych (a czymś takim jest przecież ratowanie świata) nie chcemy oglądać "brudnych" sytuacji. A wielkie wytwórnie dostrzegły w tym szansę na niezły zarobek, choć naturalnie dostarczane przez nie produkcje zaczęły wpływać też na nasze gusta. Seks na wielkim ekranie ponownie stał się czymś niestosownym, na który można zerkać w domowym zaciszu, w czym pomagają nam platformy streamingowe. I jak kiedyś po pikantne dzieła należało się udać do jakiegoś obskurnego sklepiku na uboczu, tak teraz z wypiekamy na twarzy, odpalamy Netflixa czy HBO Max. A w niedziele grzecznie obejrzymy kolejną historię o niewinnych superbohaterach. Czy nigdy nie byliśmy tak wyzwoleni seksualnie, jak nam się zdawało?

Jednakże we współczesnym świecie z seksem wiążą się jeszcze inne problemy. Żyjemy w końcu w społeczeństwie nowoczesnym, które stara się za wszelką cenę walczyć z wszelkimi formami uprzedmiotowienia, dyskryminacji czy nietolerancji. A erotyka jest niezwykle podatna na tego typu tendencje. Z jednej strony jest dla nas czymś na tyle elementarnym, że nawet nie zauważamy jej braku na ekranie, podczas gdy z drugiej strony domagamy się jej odpowiedniej wizji. Seks musi być odpowiednio spreparowany - w zgodzie ze stosowną polityką tożsamości, z obecnością mniejszości seksualnych, z naciskiem na przyjemność doznawaną przez kobietę itd. Reasumując, w takiej postaci, która nikogo nie urazi. Nikt nie chce narazić się niepotrzebną burzę na Twitterze. O wiele łatwiej seks po prostu pominąć. Co więcej, często kończy się jedynie na naszych deklaracjach, że akceptujemy taki, a nie inny rodzaj seksu. A później mało kto chce oglądać filmy wykraczające poza tradycyjnie akceptowaną normę. Reżyserzy wolą bezpieczniej nie pokazywać zbyt wiele.

Seks ze względu na sytuacje społeczno-polityczną stał się niebezpieczny. Nie może stanowić jedynie elementu fabuły, lecz powinien dodać swój komentarz do bieżąco dyskutowanych tematów. Jednakże oczekiwania krytyków i społeczników często nie zgadzają się z gustem widzów, dla których kino wciąż jest synonimem rozrywki, zwłaszcza gdy wybierają się na superprodukcje od największych wytwórni. Producenci nie mogą pozwolić sobie na stratę dochodów. A jeszcze nie do końca wiadomo, czy przedstawienie homoseksualnego stosunku przyniesie więcej pieniędzy, czy też wręcz przeciwnie portfele widzów wcale się nie otworzą. Dlatego też homoerotyka jest wciąż na cenzurowanym. Równocześnie nie można ignorować takiej problematyki, przez co impas stale się pogłębia. Najłatwiej zatem ocenzurować seks i iść w stronę gładkich, sterylnych produkcji. Pruderyjność zaakceptować najłatwiej.

Prawo do własnego ciała... tylko dla wybranych

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden intrygujący wątek. Mimo wszystko Hollywood wyciągnęło wnioski z afery #metoo. Obecnie przy większości produkcji pracują specjaliści dbający o dobre samopoczucie oraz bezpieczeństwo aktorów biorących udział w scenach, gdzie w grę wchodzi nagość czy erotyka. Jednak czy to rzeczywiście załatwia sprawę? Kiedy tak bardzo troszczymy się o kwestie związane z seksualnością, nadal wymagamy, aby aktorzy traktowali swoje ciała jak przedmioty dostarczające nam samozadowolenia. I to nie jako obiekty zapewniające zmysłową przyjemność, lecz potwierdzające naszą  swobodę obyczajową. Przecież nie wypada już wstydzić się kawałka nagiego ciała. Bezpruderyjne podejście do ciała zostało już niejako wpisane w zawód aktora. Przynajmniej w Europie, gdyż tutaj mało kto myśli o zatrudnianiu specjalistów od scen erotycznych, skoro nawet o seksualnego dublera proszą wyłącznie największe gwiazdy. W tym aspekcie dość łatwo ferujemy wyroki o tym, że dana osoba mogła wybrać inny zawód. Prawo do decydowania o własnym ciele wydaje się w tym kontekście niezwykle problematyczne.

Może rezygnacja z pokazywania scen seksu na wielkim ekranie pozwoli na rozwiązanie tej kłopotliwej sytuacji? Jednakże takie podejście do erotyki zaczyna niebezpiecznie przypominać duszną, opresyjną moralność rodem z początków XX-wieku. Zamiast pozostać, wracamy do starych, sprawdzonych i tradycyjnych rozwiązań. A seks, choć tak zwyczajny i przyziemny, dalej pozostaje uwięziony w systemie licznych zakazów i nakazów. Zmienia się jedynie ich treść. Im więcej o nim mówimy, tym więcej mamy z nim problemów. Nasze swobodne podejście nadal pełne jest wstydu i niewinnych rumieńców. Przynajmniej wielkie wytwórnie wiedzą, jak wykorzystać nasze ukryte obawy, aby przekuć je w wielomilionowe zyski. Jednak czy zyskuje na tym sama kinematografia?