Reklama

Każdy z nas widzi świat w innych barwach. I to dosłownie. Większość ludzi jest trichromatykami - posiada trzy rodzaje czopków w siatkówce oka. To fotoreceptory, które są odpowiedzialne za rozpoznawanie kolorów. Daje to nam możliwość rozróżnienia około miliona barw. Nie oznacza to jednak, że potrafimy je wszystkie nazwać. 

Bardzo rzadko, ale zdarzają się też tetrochromatycy - osoby, u których wykształcił się czwarty rodzaj czopków. Dzięki temu widzą 100 razy więcej odcieni niż przeciętny człowiek, czyli nawet 100 mln.

Reklama

Jak taką umiejętność można wykorzystać? Bez wątpienia w modzie, co doskonale pokazuje pan Andrzej Żylak. 71-latek na co dzień jest prezesem Izby Przemysłow-Handlowej w Rybniku i konsulem honorowym Republiki Chorwacji w Polsce. Po pracy zaś prowadzi Instagram @pastelowaelegancja, gdzie pokazuje swoje kolorowe stylizacje. Jak mówi, jego pasja go odmładza i dodaje energii.

Droga do własnego stylu

Pan Andrzej już jako dziecko lubił otaczać się kolorami. Kiedy z siostrą wili wianki, to jego był zdecydowanie bardziej kolorowy. Pamięta też do dzisiaj jak bardzo się cieszył, kiedy w szkolnym przedstawieniu do roli był przebrany w wielobarwną piżamę.

Jego marzeniem stały się w późniejszych latach kolorowe japonki. - Będąc na wycieczce w Rużemberoku (ówczesna Czechosłowacja- red.), sprzedawałem ręcznie robione landrynki, by zarobić na klapki. Przechodnie brali je ode mnie chyba z litości. Ale udało się. Kupiłem śliczne klapki z niebieską podeszwą i różowymi skrzydełkami.

Pan Andrzej wspomina, że w tym czasie w sklepach królowały szarości. - Aby kupić coś innego, chodziłem co czwartek na targ, gdzie można było dostać ciekawsze rzeczy z Niemiec. Udało mi się kupić  za 100 zł  piękną niebieską bomberkę. Pamiętam cenę, bo w tej samej można było dostać kózkę, którą też chciałem mieć.

Póżniej w sklepie wypatrzył sobie żółtą koszulkę polo, na której kupno, choć była droga, namówił rodziców. Do wymarzonego kompletu brakowało mu tylko białych spodni.

- Tato powiedział, że spróbuje coś załatwić. Po kilku dniach przyniósł lniane płótno. Było kremowe a nie białe, więc babcia tak długo je prała, aż wybielało. Z tego materiału krawiec uszył mi spodnie.  Muszę przyznać, że sam się sobie podobałem. Już wtedy ubierałem się dla siebie, a nie dla "ulicy".

Kupno kolorowych ubrań w okresie młodości pana Andrzeja było bardzo trudne, więc najczęściej korzystał z wielobarwnych dodatków - szalików czy chustek. Powoli tworzył swój własny styl.

- Oczywiście, przechodząc kolejne szczeble kariery zawodowej, dostosowywałem w części swój ubiór do obowiązujących w tamtym okresie standardów. Zawsze jednak wplatałem dodatki - jakiś ciekawy kolorystycznie krawat, kamizelkę, poszetkę, czy spinki do mankietów.

Test "widzenia kolorów"

O tym, że jest tetrochromatykiem dowiedział się dużo później, zupełnie przypadkowo. Kiedy razem z żoną byli w Berlinie, w jednym z salonów mody trafili na zabawę dla odwiedzających. Polegała ona na przygotowaniu stylizacji, przy wykorzystaniu zasobów sklepu. Pan Andrzej wygrał i dostał drobny upominek. Myślał, że na tym koniec.

- Jakież było moje zaskoczenie, gdy po jakimś czasie, dostałem pytanie od domu mody, czy może wykorzystać układ kolorystyczny z mojej stylizacji do swojego projektu.

Pan Andrzej dostał także zaproszenie do Londynu. Tam razem z kilkunastoma osobami został poddany testowi, który polegał na odróżnieniu odcieni kolorów.

- Na początek dostałem kolor żółty. Na 24 przykłady za pierwszym razem wskazałem 14 odcieni, za drugim - 17. Podziękowano mi i zaproszono na kawę. Myślałem, że odpadłem, a okazało się, że byłem najlepszy.

W kolejnym zadaniu musiał wskazać, ile odcieni powstało po zmieszaniu farb. - Po testach stwierdzono, że należę do grupy tetrachromatyków z dodatkowym indeksem, dotyczącym odcieni. Zaproponowano mi współpracę.

Do wyboru, do koloru

Kiedy znajomi pana Andrzeja dowiedzieli się o jego przygodzie z modą, dostał na ten temat wiele książek i poradników. Nigdy z nich jednak nie skorzystał, bo jak mówi, taka "książkowa wiedza", nie jest mu potrzebna do tworzenia stylizacji.

- Kupując marynarkę, spodnie czy buty nie pytam o nazwy ich fasonów czy modeli. Po prostu decyduję, czy mi się ta rzecz podoba czy nie.

W doborze ubrań nie pomaga mu też żona. - Każdy z nas ubiera się tak, jak chce, nie konsultujemy z sobą naszych strojów.

Czy ma jakiegoś modowego idola? Wystarczy mu instynkt. - Od zawsze miałem zasadę, że ubieram się dla siebie, nie wzorując się na nikim. No, może jedynie na elegancji mojego taty, dla którego biała koszula stanowiła jej pewnik. Pojawia się ona więc w prawie wszystkich moich stylizacjach.

Na zaplanowane spotkania pan Andrzej wcześniej układa sobie w głowie, co na siebie założy. Ale to wcale nie znaczy, że tak się ubierze. - Czasami zauważenie jakiegoś drobnego szczegółu, kiedy jest już w garderobie, potrafi całkowicie zmienić plan. Przygotowanie nowej stylizacji nie zabiera mu jednak wiele czasu. 

A ma z czego wybierać. W swojej obszernej garderobie ma setki koszul, marynarek i spodni. A do tego 360 krawatów, 205 szalików, 195 poszetek, 325 kapeluszy. Wszystko ułożone kolorystycznie, co ułatwia mu dobór elementów ubioru.

- Odwiedzam ją bardzo często, żeby zapamiętać, co w niej mam. Gdy chcę kupić kolejny element, wiem wtedy z czym będzie współgrać, bo musi on być wykorzystany do co najmniej trzech stylizacji.

Pan Andrzej ubrania kupuje najczęściej za granicą, w markowych sklepach, co nazywa "ukrytym snobizmem". - Będąc w innym kraju, odwiedzanie salonów mody traktuję tak samo, jak poznawanie historii miejsca, w którym jestem - dodaje.

Ubieram się dla siebie, nie dla "ulicy"

- Żeby czuć się dobrze w swoim stroju, sine qua non jest, by ubierać się dla siebie, dobierając samemu poszczególne elementy. Nie kierujmy się opiniami czy sugestiami sprzedawców, stylistów,  zdjęciami w katalogach modowych. Musimy sami zdecydować czy wyglądamy tak, jak chcemy. Zdjęcia powinny  być tylko inspiracją dla tworzenia własnych stylizacji. Drugim warunkiem jest  posiadanie luster obejmujących całą sylwetkę. Są one jak "malarska paleta" naszych stylizacji Pozwala nam dokładnie obserwować i zmieniać nasze "dzieło" do momentu, w którym wiemy, że to jest to.

Według pana Andrzeja Polacy w kwestii mody nie odstają wcale od reszty świata. - Myślę, że mylnie odczytujemy nasze spostrzeżenia, wyjeżdżając latem za granicą. Mówimy, np. że we Włoszech ulice aż kipią kolorami. A przecież na naszych deptakach latem też króluje kolor!  Dziwne, że tego nie zauważamy. 

Kiedy pytam, jakie modowe błędy najcześciej według niego popełniamy mówi, że w ogóle nie ocenia czyjegoś stroju. - Uważam, że każdy ubiera się jak potrafi najlepiej. Jeśli sam poprosi o ocenę, to pytam, czy ma w domu lustro, które obejmuje całą sylwetkę i korzysta z jego podpowiedzi. Sami i tylko sami powinniśmy oceniać swój strój. Ubieramy się dla siebie, nie dla "ulicy".

Wszystkie kolory nasze są

Pan Andrzej nie ma jednego ulubionego koloru. - Kocham wszystkie kolory. W zależności od tego jak je z sobą łączę, jeden jest tym clou. Bardzo dużą rolę odgrywają ich cechy: jasność, odcień, nasycenie. Każdy kolor wpływa na kolor z nim sąsiadujący. Nie jest mi potrzebna znajomość jego nazwy czy numer odcienia. Żółty to dla mnie po prostu żółty o odcieniu, który będzie pasował do zielonego o danym odcieniu.

Podkreśla, że nigdy pod żadnym względem nie stygmatyzował jakiegoś koloru. 

- Kiedyś czerwony był zastrzeżony dla króli, między innymi Ludwik XV lubił szaty w tym kolorze. Dworzanie zaś, chcąc podkreślić swoją rangę i bogactwo, zakładali stroje w odcieniu czerwieni - różu. Kolor różowy był kolorem obu płci. Dopiero na początku lat 50., najpierw  przemysł zabawkowy, wprowadzając na rynek lalkę Barbie ubrał ją w różowe sukienki, a następnie sektor modowy uznał, że będzie to kolor dla kobiet. Od tego momentu nastąpił wyraźny podział kolorów ze względu na płeć. A przecież wszystkie kolory nasze są.

Czy w pewnym wieku są rzeczy, których nie wypada zakładać? - Nie. Nie stygmatyzuję wiekiem, kolorem, płcią, czy szerokością geograficzną moich stylizacji. Zawsze mówię, że moda to kalejdoskop zmian. Powinniśmy z nich korzystać, nie zastanawiając się, czy wypada, czy nie.

- W  Krakowie bardzo często, kiedy przechodzę obok restauracyjnych ogródków, siedzący w nich goście klaszczą, zdarza się to też w Mediolanie czy Paryżu. Tam czasami dziwią się, że Polak potrafi się tak ubierać. Wiele osób prosi o możliwość zrobienia zdjęcia, inni robią je ukradkiem. Wszędzie spotykam się z ogromną życzliwością - dodaje.

Podobnie jest na Instagramie. - Jestem bardzo mile zaskoczony serdecznym odbiorem moich stylizacji, widać to w komentarzach. Większość to panie, co tym bardziej mnie cieszy. Ostatnio także coraz więcej panów zagląda na mój profil, więc być może męska część "ulicy" zacznie być bardziej kolorowa.