Reklama

Mężczyzna w długim płaszczu, ubrany podobnie do maga. Najczęściej czarny charakter. Siedząca przed nim druga osoba wpatruje się w wiszący na łańcuszku zegarek znajdujący się na wysokości jej wzroku. Następnie zapada w pewnego rodzaju zawieszenie oraz wykonuje wszystkie polecenia.

To jedna z najczęstszych wizji hipnozy, utrwalana przez popkulturę. - Jakże krzywdząca i przekazująca błędne informacje - wyjaśnia Maksym Komar, dyplomowany i certyfikowany hipnoterapeuta kliniczny, master hipnoterapii, hipnolog, NLP Master Coach.

Reklama

Termin "hipnoza" wprowadził około 1841 roku szkocki lekarz James Braid, choć dyskusje na temat tego zjawiska toczyły się już na przełomie XVIII i XIX wieku.

Na ekranie Copperfield

Komar pochodzi z małego miasteczka w zachodniej części Ukrainy. Wspomina swoje pierwsze zetknięcie z hipnozą.

- Ojciec był marynarzem. W latach 90. przywiózł z rejsu kasetę z występem Davida Copperfielda. Gdy pierwszy raz zobaczyłem ten magiczny show, miałem sześć lat. Siedziałem z otwartą buzią i nie mogłem się nadziwić! Myślałem tylko o tym, jak się tego nauczyć. Mężczyzna pokazał też teatralne odegranie hipnozy scenicznej. Piękna kobieta popatrzyła mu w oczy, on machnął ręką, podniósł ją i zaczęli latać nad widownią. Z perspektywy małego chłopca było to coś niesamowitego.

Tata Maksyma wyjaśnia mu wtedy, że tylko nieliczni umieją tak wpływać na psychikę.

Komar dorasta w postradzieckim kraju. W telewizji pokazują wtedy seanse Anatolija Kaszpirowskiego (ukraińskiego i rosyjskiego psychiatry i psychoterapeuty, doktora nauk medycznych, których zdobył sławę na polu medycyny niekonwencjonalnej, występując jako hipnotyzer - red.) czy jego największego rywala - Allana Czumaka.

To tylko podbija zainteresowanie kilkulatka. Z biegiem czasu coraz bardziej interesują go zagadnienia związane z pracą umysłu i jego potencjałem.

W tym momencie Maksym wyciąga telefon i pokazuje mi stare zdjęcie. Widać, jak trzyma na nim za włosy jedną z koleżanek ze szkoły.

- Miałem może 13 lat. Wtedy ćwiczyłem na rówieśnikach. Sporo czytałem na temat psychiki. Babcia i mama były nauczycielkami, więc długie godziny spędzałem w bibliotece. Gdy pojawił się internet, przekopywałem go w poszukiwaniu wiedzy. W międzyczasie - oczywiście - wzrastałem jak normalny nastolatek.

Wszystko na jedną kartę

W 2009 roku mężczyzna wyjeżdża do Polski. Zakłada zespół rockowy, idzie na studia. Wybór? Stosunki międzynarodowe. Najbardziej interesują go zajęcia z retoryki, psychologii, socjologii. Po kilku latach jednak rezygnuje i postanawia kształcić się w hipnoterapii.

- Usłyszałem wtedy od rodziców bardzo mocne słowa. Byli rozczarowani moją decyzją pójścia w tym nietypowym kierunku. Tata pokładał we mnie wielkie nadzieje. Na pewno nie była nimi wizja syna-hipnoterapeuty. Postawili ultimatum - zostaję w Polsce i utrzymuję się sam albo wracam do domu.

Komar wybiera siebie. Ma wówczas trzy prace. Śpi po cztery-pięć godzin na dobę. Oszczędności odkłada na szkolenia z hipnozy i hipnoterapii.

- Wiedziałem, że chcę wykonywać ten zawód w pełni legalnie, zgodnie z prawem, zdobyć wszelkie niezbędne zaświadczenia oraz naukowe potwierdzenie moich kompetencji.

Dziś ma na swoim koncie kilka sukcesów, m.in. opatentowanie metody terapeutycznej "The Maksym Komar’s Method" i "Hipnozy Niewerbalnej" (hipnozy bez użycia słów). To również dyrektor i założyciel Professional Hypnosis Training Institute, wykładowca serii szkoleń The Neuro-Linguistic Programming Training Institute w Loyola University Chicago, autor publikacji naukowych na temat hipnoterapii oraz metod wpływu na psychikę człowieka a także prowadzący szkolenia z tego zakresu w USA i Europie.

- No dobrze, spójrzmy zatem na hipnozę ze stricte naukowego punktu widzenia, odkładając sztuczki iluzjonistów oraz utarte stereotypy na bok - zagajam.

- To stan prawidłowo funkcjonującego umysłu, w którym uwaga pacjenta/klienta (nie każdy hipnoterapeuta ma wykształcenie medyczne, więc w świetle prawa nie może mieć pacjentów - red.) jest skupiona na określonych bodźcach, emocjach, które podczas seansu są wzbudzane, ale wcześniej ustalone w trakcie rozmowy między hipnoterapeutą a nim. Pokazuje głębię naszego umysłu, podświadomości. Tę część, do której nasza świadomość nie zawsze jest w stanie sięgnąć i nie zawsze jest w stanie dokładnie zinterpretować, z czego biorą się na przykład negatywne nawyki - choćby nałogi. To nie są "czary mary", jak to mówią niedowiarki, a algorytmy naszej psychiki potwierdzone długimi latami badań.

Komar zwraca uwagę, że w pewien rodzaj "hipnozy" wprowadzamy się dość często sami.

- Na przykład w transporcie publicznym, kiedy zapatrzymy się w okno, przestajemy rejestrować wszystko co dzieje się dookoła. Podobnie piłkarze na boisku - podczas gry nie myślą, co zjeść lub czy wyłączyli żelazko.

Jeden seans z moim rozmówcą trwa od godziny do półtorej, czasem nawet dwie. Z jego praktyki wynika, że większość problemów da się rozwiązać w ciągu trzech do pięciu spotkań. Dlaczego tak szybko?

- Korzystam z wielu narzędzi terapeutycznych i po zapoznaniu się z problemem dobieram jak najlepsze rozwiązanie. Nie zawsze jest nim hipnoza, jeśli wiem, że lepszy efekt osiągniemy przy wykorzystaniu innego sposobu.

"Reset"

Hipnoza wykorzystywana jest w psychologii klinicznej i psychiatrii. Pomaga przy zaburzeniach nerwicowych i lękowych, niektórych uzależnieniach, PTSD (zespole stresu pourazowego - red.), czy zmniejszaniu bólu.

- Metaforycznie ujmując, następuje "reset" na poziomie neurobiologicznym - emocjonalnym i psychicznym.

Komar zwraca uwagę na różnicę między hipnotyzerem a hipnoterapeutą.

- Hipnotyzer za pomocą narzędzi hipnozy tworzy show w celach bardziej rozrywkowych, widowiskowych. Hipnoterapeuta nie pstryka palcem, nie macha wahadełkiem. To nie teatr. Seans wygląda bardziej jak psychoterapia, z tym że człowiek może mieć zamknięte oczy i leżeć wygodnie na kozetce. Cała praca następuje wewnątrz jego umysłu.

Mężczyzna podkreśla, że do pacjenta/klienta należy podchodzić indywidualnie.

- Nie lubię utartych schematów i traktowania wszystkich tak samo. Każdy problem jest inny, podobnie jak wrażliwość osoby zwracającej się o pomoc.

Najczęstsze kwestie do przepracowania w gabinecie?

- Zgłasza się wielu z PTSD, po stracie bliskiej osoby, agorafobią, arachnofobią. Charytatywnie pomagałem też wielu moim rodakom. Nie było im łatwo zacząć życia w nowym kraju, w całkiem innych warunkach. Nie mówiąc już o przeżyciach. Nigdy nie zapomnę patrzenia w oczy 14-letniej dziewczynce, którą gwałciło czterech Rosjan, a wcześniej - przy niej - zabito jej rodziców.

A co z depresją? Na tę chorobę tylko w Polsce cierpi około 1,5 miliona osób.

- Hipnoza może być pomocna przy stanach depresyjnych, natomiast sama depresja to skomplikowane schorzenie wymagające leczenia pod nadzorem psychiatry. Warto też - mówiąc już nie tylko o niej - przed wizytą u hipnoterapeuty wyeliminować wszystkie potencjalne medyczne zagrożenia. Gdy ktoś przyjdzie i powie mi, że "ciśnie go w klatce piersiowej", jeśli nie był u lekarza, odsyłam go najpierw tam. W przypadku somatyzacji mogę pomóc, gdyż to wiąże się z umysłem.

Czy są jakieś przeciwwskazania do poddania się hipnozie?

- Tak. Padaczka. W trakcie seansu mogą pojawić się różne emocje kojarzone np. z traumą. Unikamy też pracy z ludźmi z chorobami serca, układu krążenia i kobietami w ciąży, choć tylko w przypadku chęci przepracowania negatywnego doświadczenia. Jeśli to kwestia relaksacji, jak najbardziej możemy działać.

Krzywdzące stereotypy

Jednym z głównych mitów na temat hipnozy jest to, że pacjent/klient - pod wpływem specjalisty - zrobi wszystko.

- Zacznie szczekać, odda mi wszystkie pieniądze, a potem o tym zapomni. Faktem jest, że czasem podczas seansu człowiek rzeczywiście może się na tyle odprężyć i rozluźnić, że pamięć długotrwała przestanie u niego na chwilę funkcjonować. Nie podda się jednak bezrefleksyjnie "złym" czynnościom, bo obronią go przed tym jego naturalne mechanizmy umysłu.

Komar apeluje też, by nie sugerować się filmami, serialami czy bajkami opowiadającymi o hipnozie.

- By poznać jej sens, należy sięgnąć po literaturę naukową. Gdy ktoś podważa moje zajęcie, pytam go, jaką specjalistyczną książkę na ten temat czytał ostatnio. Za każdym razem odpowiedź brzmi: żadną.

Czy hipnoza jest bezpieczna?

- Dobrze przeprowadzona - tak. To nieinwazyjna metoda. Nie stosujemy "czarów", pracujemy z naturalnymi zasobami umysłu człowieka. Uspokajają się oddech, bicie serca, ciśnienie wraca do normy. Można to porównać do medytacji. Inaczej oczywiście podczas procesów dynamicznych, kiedy to wywołujemy reakcje specjalnie, by przepracować traumy.

Rozmawiamy również o hipnozie regresyjnej.

- Podczas seansu klient, będąc w głębokim skupieniu i koncentracji, cofa się pamięcią do wydarzeń z wcześniejszego okresu życia. Najczęściej jest to wydarzenie traumatyczne. Oczywiście nie da się zmienić tego, co już się wydarzyło. Jednakże, by trauma nie dyktowała ram zachowań i szablonów, według których postępujemy, człowiek - będąc tu i teraz - cofa się wspomnieniami do tamtych przeżyć, przez co może zmienić do nich swój stosunek. Wpływa to korzystnie na rozwiązanie problemu. Dzięki temu realnym będzie przepracowanie i odpuszczenie.

Komar podkreśla, że - będąc zwolennikiem hipnozy - nie ujmuje innym formom psychoterapii.

- Uważam, że każda praca przynosząca pożądane rezultaty jest dobra. Ja wybrałem taką ścieżkę, raczej mało popularną. Hipnozy nie uczą na studiach psychologicznych i medycznych z prostego względu. Nie da się zweryfikować motywów dla ludzi chcących poznać ten instrument. Dostęp do tej wiedzy jest więc dość "ekskluzywny" również z racji bezpieczeństwa. Dobrze, by hipnoterapeuta miał też sporą wiedzę na temat psychologii i psychiatrii.

A jeśli ktoś nie jest przekonany do hipnozy?

- Zrozumienie obaw jest kluczowe. Istnieje wiele aspektów wartych rozważenia przed podjęciem tej decyzji. Jednym z niepodważalnych argumentów jest fakt, że hipnoza ma solidne podstawy naukowe i jest szeroko badana przez różne dziedziny, takie jak psychologia, neurologia czy psychiatria. Wszystkie szczegóły można łatwo znaleźć w internecie. Zajmuje to niecałe trzy minuty. Dla chcącego nie ma nic trudnego - puentuje Maksym Komar.