Reklama

Dyscyplina sportu, w której gracz - za pomocą kuli - musi zbić jak największą liczbę kręgli - to właśnie kręglarstwo klasyczne. Mylone często z popularnym teraz bowlingiem, choć ten powstał w oparciu o to pierwsze, nie odwrotnie.

W kręglach klasycznych zbija się dziewięć kręgli o wysokości 40 cm i wadze 1750 gramów. Ustawione są one na polu w kształcie kwadratu, którego przekątna pokrywa się z osią symetrii toru.

Reklama

Kula ma określoną średnicę - 160 milimetrów i wagę - 2,85 kilograma, a wyrzuca się ją z określonego miejsca na torze - również o konkretnych wymiarach. Dzieci i młodzież grają kulami mniejszymi i lżejszymi. Kręgle ustawione są na tzw. szachownicy - specjalnym punkcie przy końcu toru - czytamy na stronie Stowarzyszenia "Cross".

Gra to rzuty próbne trwające pięć minut oraz 120 rzutów gry właściwej - w czterech seriach po 30 rzutów na torze. Ta część trwa 12 minut. Każde 30 rzutów podzielone jest na 15 rzutów do "pełnych" i 15 do"zbieranych".

Jeśli chodzi o grę do "pełnych", zawodnik oddaje rzuty zawsze do wszystkich dziewięciu kręgli w każdym rzucie. W "zbieranych" natomiast po pierwszym rzucie - rozbijającym - w kolejnych rzutach następuje "dobijanie" pozostałych kręgli aż do strącenia wszystkich.

Kręgielnia klasyczna składa się z minimum dwóch torów lub ich wielokrotności. Pole gry ma 6,5 metra długości oraz 1,7 metra szerokości. Cały tor, po którym toczy się kula, mierzy 19,5 metra.

Po jego bokach znajdziemy rynny zerowe lub bandy.

Nie tylko solo

Według informacji dostępnych na stronie kregle.net obecnie w Polsce czynnych jest 16 kręgielni klasycznych. Niemal wszystkie znajdują się na zachodzie kraju, między innymi w Lesznie, Lubinie czy Świebodzicach.

Ta dziedzina to nie tylko coś dla lubiących sport w pojedynkę. Można grać również drużynowo - w zespołach męskich lub damskich - oraz tandemach mieszanych.

Istotny jest również ubiór. Zawodnicy powinni startować w strojach klubowych, na które składają się koszulka, spodenki lub spódniczka i obuwie sportowe.

W polskim kręglarstwie sportowym pozdrowieniem jest sformułowanie "dobry rzut" zastępujące "dzień dobry" lub "do widzenia" - podaje Stowarzyszenie "Cross".

"Nie mogłam chodzić"

Wspomniany "dobry rzut" znajduje się nawet na oficjalnym dokumencie wystawionym 13 maja 1984 roku przez Polski Związek Kręglarski (PZK), powołującym Mariolę Gołdyn - wcześniej Kempińską - w skład reprezentacji Polski na XV Mistrzostwa Świata Seniorów w kręglarstwie sportowym.

To niejedyny zwrot w slangu kręglarzy. Kobieta już podczas pierwszych minut naszej rozmowy kilkukrotnie powtarza słowo "kulać" oznaczające rzut kulą.

Dorasta w rodzinie ze sportowymi tradycjami. Dziadek, tata i brat trenują piłkę nożną. Kempińska jest z Poznania. Na początku szkoły podstawowej związuje się z koszykówką. Gra do drugiej klasy szkoły średniej.

Rezygnuje, gdyż nie jest w stanie pogodzić lekcji z treningami.

- Ale z racji tego, że zawsze w moim życiu musiało się dziać, chciałam znaleźć nową pasję. Koleżanka z klasy namówiła mnie na kręgle. Usłyszała, że w klubie "Czarna Kula" prowadzą nabór. Poszłyśmy, nikomu się nie przyznając. Na drugi dzień po treningu nie mogłyśmy chodzić, bolały nas wszystkie mięśnie!

Rówieśnikom mówią, że zaczęły trenować... łucznictwo. - Kręgle uznawano wtedy za "dziwny sport". Koledzy byli zszokowani, że jesteśmy aż tak obolałe. Dopiero po jakimś czasie przyznałyśmy się do tego hobby. Nikt - mimo naszych obaw - się nie śmiał. Podobnie z rodzicami. Zaakceptowali ten wybór.

Srebro na handel

Przygodę z kręglarstwem Gołdyn zaczyna więc, mając 17 lat. W klubie jest duży rozstrzał wiekowy.

- Nie tak łatwo nauczyć się dobrze kulać. Ten sport to dużo precyzji - od odpowiedniego nałożenia kuli, na rotacji kończąc. Im więcej powtórzeń zrobisz, tym łatwiej ciało zapamięta ruchy, ułożenie, pozycję. Jak to opanujesz i uzyskasz dobre wyniki, dość szybko wysyłają cię na zawody.

Kobieta trafia na nie błyskawicznie. Memoriały, rozgrywki na szczeblu lokalnym między klubami, wydarzenia związane z innymi okazjami stają się codziennością nastolatki. By być w dobrej kondycji, oprócz regularnych treningów na torze, musi też sporo biegać. Czasem późno wraca do domu. Mimo stanu wojennego - nie obawia się jednak. Ma specjalną przepustkę uprawniającą do wieczornego przebywania na ulicy.

14 czerwca 1983 roku powołują ją do kadry narodowej PZK.

Zaraz potem zaczynają się wyjazdy na zawody zagraniczne, o których w czasach PRL marzy każdy.

- To zawsze był miły dodatek. Mieliśmy służbowe paszporty dające nam jedną z niewielu opcji zwiedzania. W naszych sklepach za wiele nie było, więc jechałyśmy również z zamysłem zakupów, jak chyba wszystkie kobiety!

Z racji bliskości zachodniej granicy dość często odwiedzają NRD czy Czechosłowację.

- Szczególnie w tej pierwszej warto było nabyć skórzane buty czy torby. Pamiętam też wyjazd na zawody do Rumunii. Porządnie się do niego przygotowałyśmy. Wzięłyśmy dużo srebra na handel! (śmiech) Kolega uczył się na złotnika i zaopatrzył mnie w pierścionki. Schowałam je do kosmetyczki i po kieszeniach po to, by sprzedać i mieć pieniądze na zakupy. Może trudno to sobie teraz wyobrazić, ale takie były realia.

Mariola - jak sama przyznaje - nie ma żyłki handlowca. - Na targu nic nie wyszło, ale już w hotelu pokojówki chciały od nas kupować dosłownie wszystko, łącznie z używanymi kosmetykami. Pomadki, tusze, pudry, fluidy, lakiery do włosów rozchodziły się jak świeże bułeczki.

Pociągiem przez ZSRR

Kobieta wspomina też XV Mistrzostwa Świata Seniorów w kręglarstwie sportowym w Ljubljanie, w dawnej Jugosławii. Rozgrywają się one od 26 maja do 1 czerwca 1984 roku.

- Ta podróż na długo utkwiła mi w pamięci. Jechaliśmy pociągiem przez dawne tereny ZSRR, spaliśmy w kuszetkach. Ależ to było przeżycie! Pamiętam, jak trener powiedział, że w ostatnim wagonie czekają żołnierze i jeśli ktoś chciałby uciec lub dostać się do naszego składu, oni są w gotowości. Zmroziło nas. W głowie wciąż mam też widoki z wagonowego okna. Drewniane, ubogie domy, stacje zablokowane stalowymi łańcuchami, a na każdej z nich wojskowi z karabinami - wspomina.

Jedna z przesiadek odbywa się na Węgrzech, w Budapeszcie. - Byłam tam pierwszy raz. Owszem, czuć było ducha komunizmu, ale jednak życie toczyło się o poziom wyżej niż w PRL.

Mistrzostwa świata co prawda bez sukcesu, ale doświadczenia i atmosferę Gołdyn wspomina do dziś. Rozmawiamy też o poziomie różnych reprezentacji.

- Czechosłowacja, NRD i Jugosłowianie mieli naprawdę dobre kadry. My byliśmy dość daleko. Mam wrażenie, że w innych krajach sport ten rozwijał się szybciej z racji większej dostępności kręgielni czy finansów.

"Musisz wygrać"

W dniach od 13 do 15 lipca 1984 roku w Poznaniu odbywa się XI Ogólnopolska Spartakiada Młodzieży. Mariola zdobywa mistrzostwo Polski w kręglarstwie sportowym w kategorii juniorki.

- Musisz wygrać - podkreślał trener. Jeśli wszyscy na ciebie liczą i dźwigasz ten ciężar na swoich barkach i głowie, nie masz innej opcji! (śmiech) Nie wierzyłam w to na początku, a potem poczułam ogromne szczęście. Wszyscy świętowali ze mną.

Opowiadając o trenerach, kobieta wyraża się miło. - Nie mogę powiedzieć, że dochodziło do jakichkolwiek nieprawidłowości. Wiadomo, byli wymagający, ale przestrzegali standardów. Również rywalizacja pomiędzy dziewczynami w drużynie nie była niezdrowa. Każda chciała osiągnąć jak najlepszy wynik, ale nie czułam zawiści.

Czy kręglarstwo jest drogie?

- Nie inwestowałam właściwie nic. Wszystko dostarczał nam klub, a potem PZK. Dostawałyśmy buty, dresy, stroje, ręczniki. A, że czasem musiałyśmy je zwężać i skracać? Cóż, tylko takie były wtedy dostępne. (śmiech)

Mariola przyznaje, że dużo zawdzięcza sportowi. - Na pewno dobrą organizację czasu. Dorzuciłabym też do tego dyscyplinę. Ważna dla mnie umiejętność to radzenie sobie z porażkami. Najgorzej, gdy grało się w grupie i zawiodło. Towarzyszyło mi poczucie, że wszyscy stawiają na mnie, a ja poległam. To dużo bardziej obciążające niż praca na własne nazwisko. Z biegiem czasu jednak radziłam sobie z tym lepiej.

Koniec kariery

Kręgle trenuje do 1986 roku. Ma wtedy 25 lat. Powód? Ciąża z pierwszą córką. - Jeszcze na początku brałam udział w zawodach i osiągałam dobre wyniki. Później przeprowadziliśmy się z mężem pod Leszno i dojazdy stały się trudniejsze. Nie mieliśmy wtedy auta, a i priorytety uległy zmianie. Spasowałam, choć znam kobiety trenujące już jako mamy.

Mariola nie żałuje swojej decyzji, choć czasem tęskni za tamtym okresem.

- Jednak mam tak, że jak coś kończę, stawiam grubą kreskę i nie rozpamiętuję. A na kręgle zawsze mogę pójść i powalczyć na torze z mężem, który jest po AWF. (śmiech)