Reklama

Agnieszka Kołodziejska jest prowadzącą program "Polacy za Granicą" oraz głosem Radia Zet. Podróże są jedną z jej największych pasji, dlatego każdą wolną chwilę spędza "gdzieś" lub na planowaniu, gdzie to "gdzieś" będzie za chwilę. Czasem udaje jej się zostać, gdy skończy pracę nad odcinkiem.

- Przez trzy dni zdjęciowe "Polaków za Granicą" trudno poznać kraj, ale jest to taka próbka dla mnie, czy warto eksplorować okolice dalej, czy wrócić do domu i zapomnieć. Zdarza mi się przebukować bilet, jeżeli mam szansę zostać prywatnie gdzieś, gdzie mi się bardzo podoba.

Reklama

Gdy tylko rusza w świat zamieniając profesjonalną kamerę, na tę w telefonie, zaczynają się pytania i wątpliwości, czy to na pewno bezpieczne. W końcu nie mówimy o europejskich stolicach, a odległych wyspach i dzikich dżunglach, w których mała kobietka mogłaby sobie nie poradzić.

- Bardzo często słyszę pytania "czy się nie będę bała" - mówi Agnieszka. - Kiedy na początku lipca wylądowałam sama w Wietnamie, dostałam setki, jak nie tysiące wiadomości na Instagramie: ale jak to sama?; ale jak to bez Michała? Przede wszystkim pytano mnie jak to bez partnera płci męskiej. To Ty się nie boisz sama? A co zrobisz, jak coś się stanie? Takich pytań było całe mnóstwo.

Czy mężczyźni mają łatwiej?

Przepytałam kilku znajomych podróżników - mężczyzn, którzy swoje wojaże dokumentują w mediach społecznościowych. Żaden nie dostaje pytań o strach związany z samotnymi wyjazdami. Zwykle są to słowa uznania, przybijanie wirtualnych piątek za pomysł na wyprawę.

- Jedyną osobą, która wyraziła obawę moim pobytem np. w Dolinie Śmierci w USA, była moja siostra. Nigdy nikt nie pyta, czy się nie boję jeździć sam - potwierdza Kuba, który często znika w obcych krajach na długie miesiące.

- Rzeczywiście krąży taka opinia, że faceci mają łatwiej w podróży solo, ale nie wydaje mi się, żeby była to prawda. Widzę, że w Polsce patrzy się przychylniej na podróżującego solo chłopaka niż dziewczynę. Jest wiele takich zaściankowych opinii, że dziewczyna pewnie szuka przygód, jeśli jedzie gdzieś sama, a do tego dochodzi czasem takie złośliwe złorzeczenie, żeby znalazła te przygody - mówi Agnieszka.

- W bloku startowym, czyli na lotnisku, z którego wylatujemy w świat, wszyscy jesteśmy równi, wszyscy mamy równe szanse - kobiety, mężczyźni. A to jak się potoczy nasza podróż, to już zależy od tego, czy mamy głowę na karku, czy jesteśmy odpowiednio przygotowani do podróży, a nie od tego, czy jesteśmy dziewczyną, czy chłopakiem.

Strach nie tylko przed lataniem

- Kobiety w podróżach boją się tego samego na całym świecie. Jakiegoś rodzaju przemocy ze strony mężczyzn. Niestety. Parę lat temu było bardzo głośno o fali gwałtów i przemocy seksualnej w stosunku do kobiet podróżujących solo po Indiach, więc ja się nie dziwię, że dziewczyny rzadko decydują się zdobywać tamten kierunek bez jakiegoś towarzystwa.

Ale nie tylko tu jest ukryty strach. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni boją się, że nie będą się dobrze bawić sami ze sobą.

- Że będą czuć się samotni, że nie będą mieli z kim dzielić widoku zachodzącego słońca nad oceanem - tłumaczy Agnieszka - ale także, że nie poradzą sobie z logistyką, że nie będą umieć się skomunikować na miejscu, że nie zdołają załatwić sobie biletu na autobus itd. Mówi się, że we dwoje raźniej. Ja umiem wyobrazić sobie te wszystkie obawy, nie potrafię jednak już ze swojej perspektywy, po tylu podróżach uznać tych obaw za zasadne.

Spokoju o swoje bezpieczeństwo można się nauczyć i dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Czasem potrzebne są te gorsze doświadczenia, wtedy odkrywamy siłę, z jaką potrafimy o siebie walczyć.

- Miałam dwie takie sytuacje, które sprawiły, że uważam teraz jeszcze bardziej niż kiedyś. Jedna miała miejsce w Kolumbii. W nocy, w pokoju koedukacyjnym, w którym spałam, przyszedł do mojego łóżka, wielki bokser wagi ciężkiej, Kolumbijczyk zaczął mi włazić pod prześcieradło, przekonany, że jest mile widziany. Po trzech próbach grzecznego wyjaśnienia mu, że jednak nie, zrobiłam aferę na cały hostel, darłam się, jak tylko mogłam i właściciel wyrzucił tego faceta z naszego pokoju, więc od tamtej pory jak śpię w pokojach zbiorowych, to wybieram te dla kobiet.

Druga sytuacja miała miejsce w Indonezji na wyspie Lembongan, ale podobne zdarzają się i w Warszawie.

- Ktoś dosypał mi czegoś do drinka na imprezie na plaży. I jestem przekonana, że ktoś mi czegoś dosypał, bo ja nie należę do tych, którym urywa się film po dwóch drinkach. Niczego nie pamiętam, byłam wtedy na szczęście z czwórką moich przyjaciół, wszyscy faceci. Zanieśli mnie do hotelu, podobno było bardzo ciężko położyć mnie do łóżka, bo wchodziłam do szafy, upierałam się, że będę tam spać. Rano obudziłam się na podłodze i nie mam zielonego pojęcia, co to było, ale od tamtej pory nie wypiję drinka, jeśli nie widzę na własne oczy, jak go przygotowują.

W tym przypadku od razu pojawia się wątpliwość i słuszne pytania, a co jeśli nie miałaby wsparcia zaufanych przyjaciół? Byłaby na miejscu sama? Agnieszka ma na to najskuteczniejszy z możliwych sposobów i radę dla wszystkich podróżujących samotnie -  zwykle ogranicza alkohol do tego kupowanego w sklepie.

- Ja raczej nie piję alkoholu w knajpach, kiedy jestem sama i to najrozsądniejsze wyjście. Zdaję sobie sprawę z ewentualnego zagrożenia. Jeśli mam ochotę na coś mocniejszego, to zwykle kupuję sobie zamknięty alkohol w sklepie, wypijam go np. na plaży. Rzadko kiedy idę na imprezę gdzieś i ktoś mi funduje drinka. To się raczej nie zdarza.

Odpowiedzialność po stronie podróżującego

Ostatnie wakacje Agnieszka spędziła między innymi sama w Wietnamie. Sama, ale nie samotna, bo szybko poznała ludzi, z którymi zaczęła spędzać czas i... jeździć na skuterach. W komentarzach do relacji zawrzało, bo obserwujący powątpiewali w zgodność z prawem takich wypraw, dopytując, czy dziennikarka posiada odpowiednie uprawnienia.

- Opowiedziałam na Instagramie, jakie są zasady jeżdżenia skuterem po Azji, głównie po Wietnamie i Tajlandii. Azja to nie Europa. Ludziom, którzy nie podróżują i nigdy tam nie byli naprawdę trudno jest to wytłumaczyć. Zarzucają lekkomyślność, nie przyjmą żadnego argumentu, po prostu będą mierzyli twoje zachowanie w Azji miarą europejską. To jest najgorsze, co można zrobić i jest zupełnie bez sensu. Prawda jest taka, że w Azji nikt ci nie sprawdzi, czy masz uprawnienia nurkowe, ale każdy cię na nurkowanie zabierze, nikt nie sprawdzi, czy masz prawo jazdy, ale każdy wypożyczy skuter. Jeśli jednak coś się stanie, to ty się martwisz. Nikt inny nie ponosi za to odpowiedzialności, ona jest po twojej stronie - podkreśla Agnieszka.

- Gdy wypożyczałam skuter na kilka dni w Wietnamie, nikt nawet nie dał mi niczego do podpisania. Dostałam kluczyki i pojechałam - pod prąd oczywiście. To nie znaczy, że jak już się nauczyłam jeździć poprawnie, to Wietnamczycy nie jechali pod prąd prosto na mnie - bo tak już jest. I żeby to zrozumieć, że w tym chaosie naprawdę jest pewien porządek, to trzeba pojechać i na własne oczy zobaczyć.

Kogo na to stać?

Dawniej, w czasach kiedy dominowały wykupywane w biurach podróży wycieczki, podróżowanie solo okazywało się wbrew pozorom droższe. Czasem trzeba było dopłacać za to, że było się w pojedynkę w pokoju hotelowym, ponieważ ten dysponował tylko "dwójkami" i tracił na nas. Czasy te minęły, teraz, gdy jako częściej podróżujące społeczeństwo odważyliśmy się jeść w lokalnych restauracjach (a nie tych hotelowych) i podróżować komunikacją miejską (a nie wykupywać autokarowe zwiedzanie), płacimy za życie na miejscu tyle ile mieszkańcy. Najdrożej jest się dostać na miejsce.  

- Odpowiednio przygotowane wyprawy mogą być naprawdę niedrogie. To wcale nie oznacza, że trzeba je planować z rocznym wyprzedzeniem, bo mówi się, że im wcześniej kupisz bilet, tym będzie on tańszy. Ale czasami trafia się oferta biletu na drugi koniec świata za grosze, w ostatniej chwili, tylko trzeba się szybko zdecydować.

To, za co możemy zapłacić mniej, zależy od naszego przygotowania i wiedzy o regionie.

- Research jest bardzo waży przed wyjazdem. Ludzie dzielą się w sieci poradami, miejscówkami, patentami - czytać, zapamiętywać, stosować. W Marrakeszu spałam np. na dachu hotelu na leżaku za 2 dolary. To była chyba najpiękniejsza noclegownia w moim życiu i takiego miejsca, z takim widokiem na plac Dżami al-Fana nocą to chyba nie miał nikt, a ja miałam go za "gorsze". Ale gdybym nie poszperała w sieci, nie wiedziałabym, że w hotelu w ogóle mogę zapytać o coś takiego, że mogę przyjść do recepcji i powiedzieć "czy macie nocleg na dachu, czy mogę się przespać na leżaku?" To jest właśnie ten research.

Solo nie dla wszystkich

- Niektórzy do podróży solo po prostu się nie nadają. Będą się nudzić, męczyć, wstydzić zagadać do ludzi, nawiązywać znajomości i potem wrócą z takiej podróży umęczeni, nieszczęśliwi - bez sensu. Jak tego nie czujesz, to tego nie rób! Jeśli nie masz z kim jechać w świat, to jest masa grup w mediach społecznościowych, gdzie można znaleźć sobie kompana. 

- A jeżeli gdzieś na dole serducha czujesz, że chcesz, ale się boisz, to zaobserwuj sobie jakiś fajny profil na Instagramie, mój na przykład - śmieje się Agnieszka - albo takiej Dodo Knitter, która motocyklem przejechała sama kawał Afryki i zobacz, jak jest fajnie. Zobacz, że to nie jest ani straszne, ani trudne. Zacznij od inspiracji. U mnie wszystko zaczyna się właśnie od inspiracji.

Agnieszka prowadzi Intsagram "po ludzku", dlatego jest tam wiele przydatnych rozwiązań.

- Bardzo często ludzie pytają mnie o takie porady stricte-praktyczne: kiedy, jak i gdzie szukać najtańszych biletów lotniczych, czy się szczepić, co warto zobaczyć w danym miejscu, co warto odpuścić, żeby czasu nie stracić. Kiedy jestem akurat w podróży, domagają się relacji od rana do wieczora. Relacji z wszystkiego, co jem, jaki mam widok z okna, co robię, gdzie jadę, z kim się spotkam, jak będzie wyglądał mój dzień. Ja z przyjemnością dostarczam tego typu treści, bo to jest pamiątka z podróży dla mnie samej. Byłam zaskoczona, że kiedy w tym roku wróciłam już do Polski pod koniec sierpnia, zasypano mnie wiadomościami w stylu: nie wracaj, kto nam będzie opowiadał o podróżowaniu skuterem po Tajlandii do śniadania. Miłe, że ludzie trochę się zmartwili, że to już koniec tych moich relacji.

Zwiedziła pół świata, wraca na Mazury

Świat się zmienia, a ludzie zapominają, by go chronić. To smutna refleksja każdej osoby, która trafia do instagramowo idealnego "dziewiczego" kawałka raju. Im bardziej popularny na zdjęciach, tym umiejętniej trzeba je kadrować.

- Zaskakuje mnie to, jak takie miejsca się zmieniają pod wpływem ich coraz większej popularności wśród turystów. W świecie idealnym wyobrażałabym sobie, że te miejsca będą bardziej zadbane, wysprzątane, będą czyste plaże i nie będzie plastiku w ocenianie, a jest zupełnie odwrotnie. To są gorzkie przemyślenia - im więcej turystów z dolarami i euro, tym ceny są wyższe. Tym więcej także takiego bezczelnego oszukiwania i wykorzystywania turystów. Na tego typu próby nie ma siły, ale jak wspominałam, trzeba mieć głowę na karku - myśl, czytaj, przygotowuj się do podróży, nie dasz się zrobić w konia. A jak się dasz, to też dobrze - nauczka też się zawsze przyda.

Czy Agnieszka lubi się powtarzać? Nie utrzymuje się z podróżowania, dlatego wie, że ma na nie limit czasowy. Ale ma kilka rejonów, do których lubi wracać i takim miejscem jest Azja, która była bardzo długo zamknięta z powodu pandemii.

- Bardzo za nią tęskniłam. W tym roku na kilka miesięcy przed podróżą cieszyłam się jak małe dziecko, że znowu tam będę i modliłam się, żeby nic się nie wydarzyło i nie anulowano mojego biletu. Nie mam zwyczaju wracać w te same miejsca, bo trochę szkoda mi czasu - życie jest krótkie, ale np. Angkor w Kambodży odwiedziłam w tym roku trzeci raz w życiu i być może nie powiedziałam w tej kwestii ostatniego słowa.

Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - może nie aż tak, ale nawet w balijskim raju można zatęsknić za tym, co nasze.

- Kocham wracać na Mazury. Może trudno w to uwierzyć, ale w wieku 30 lat po raz pierwszy w życiu pojechałam w ten region i to tylko dlatego, że moi przyjaciele mają tam ośrodek wypoczynkowy "Wioskę Rowerową". Jest takie miejsce w Piaskach, gdzie idzie się do lasu, ale trzeba zabrać 12-letniego Franka, bo on zawsze znajduje stado dzikich koni i to jest mistyczne przeżycie i tam lubię wracać.