Kraków? Warszawa? Poznań? Nie wiemy, gdzie poznali się "Marszałek Polski Podziemnej" i "wieczny premier PRL", ale w latach 30. połączyła ich Polska Partia Socjalistyczna (PPS). Pużak był już wtedy jednym z liderów tego ugrupowania, a także cenionym parlamentarzystą, znanym z walki o prawa robotników, lokatorów i więźniów politycznych. Sam poznał zresztą, jak smakuje więzienny chleb, spędzając za kratkami kilka lat w czasach carskich, i to w najcięższych warunkach - niesławnej Twierdzy Szlisselburskiej. Za symbol jego pobytu w warowni mogą posłużyć kajdany, które miał mieć na rękach non stop, nawet podczas snu. Pamiętał o tym Józef Piłsudski, który w 1930 roku zastanawiał się nad zamknięciem Pużaka, wraz z innymi przywódcami antysanacyjnej opozycji, w wojskowym więzieniu w Brześciu. Ostatecznie jednak pominął jego nazwisko, stwierdzając podobno: “Co by o mnie powiedziano, gdybym ja więźnia Szlisselburga osadził w twierdzy".
Sekretarz generalny PPS (taką funkcję pełnił Pużak w partii) batalię o realizację swoich celów toczył głównie na płaszczyźnie parlamentarnej. Niemniej, w razie potrzeby sięgał po argumenty siły - w 1934 roku stanął na czele tzw. Akcji Socjalistycznej. Mowa o bojówce PPS, która nie tylko chroniła lewicowe manifestacje i zajmowała się politycznym wywiadem, ale również atakowała przeciwników. Zwłaszcza endeków, co nieco wiedział na ten temat drugi z bohaterów tego tekstu, Józef Cyrankiewicz. W latach 30. student na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, ale i młody socjalista. Bezpośrednie rozprawy z prawicowcami wspominał tak: “W Sempericie [krakowska fabryka materiałów gumowych] kupiliśmy 200 metrów gumowego węża, który chłopcy pocięli i wypełnili piaskiem. Dorobiono rączki na wzór pałki policyjnej i to była nasza broń przeciwko bojówkom endeckim".
Nim Pużak i Cyrankiewicz nawiązali bliższą współpracę, w 1937 roku doszło między nimi do zgrzytu na tle stosunku PPS do tzw. “Wielkiego Strajku Chłopskiego". Przeciwko rządzącej sanacji wystąpiło wówczas kilka milionów chłopów, a Cyrankiewicz uważał, że należy poprzeć tę manifestację poprzez strajk solidarnościowy robotników w Małopolsce, przede wszystkim w Krakowie. Pużak odwrotnie, ale ostatecznie zgodził się na 24-godzinne odejście od pracy załóg pod Wawelem. Pozostał sceptyczny (do Cyrankiewicza i głównego organizatora strajku, jednego z przywódców krakowskiej PPS, Adama Ciołkosza rzucił: "Na waszą odpowiedzialność"), ale wystąpienie pokazało siłę socjalistów. Tylko w Krakowie zastrajkowało 16 000 osób (m.in. robotnicy fabryk i warsztatów, tramwajarze, pracownicy sklepów, kawiarni i szynków), a łącznie w mieście i okolicach (Tarnów, Bochnia itd.) fala protestów objęła ok. 90% zakładów.
Dwaj politycy bez wątpienia mieli wspólne poglądy, jeśli chodzi o konieczność poprawy sytuacji robotników, ale już do komunistów mieli odmienny stosunek. Pużak był bardziej antykomunistyczny, słusznie uznając skrajną lewicę za wroga polskiej państwowości. W związku z tym zdecydowanie sprzeciwiał się “jednolitemu frontowi" - ścisłej współpracy z Komunistyczną Partią Polski (KPP). Cyrankiewicz nie był tak jednoznaczny - dopuszczał choćby obchodzenie z KPP Święta Pracy, nie wykluczał również koordynowania wraz z komunistami akcji strajkowych. Podobnie rozchodziły się drogi obu socjalistów, jeśli chodzi o ZSRR, szczególnie po pakcie Ribbentrop-Mołotow. Pużak, który po klęsce wrześniowej przyjął konspiracyjny pseudonim “Bazyli", nie dzielił okupantów na lepszych i gorszych - dla niego “hitlerowski diabeł i sowiecki Belzebub" stanowili to samo zło.
Z kolei przyszły premier PRL brał pod uwagę możliwość współdziałania z Sowietami przeciw III Rzeszy. Zaproponował nawet, aby socjaliści z PPS-WRN (w konspiracji partia rozszerzyła nazwę o "Wolność-Równość-Niepodległość) nawiązali kontakt ze swoją byłą działaczką, Wandą Wasilewską, a poprzez nią - z samym Józefem Stalinem. W razie powodzenia partyjna delegacja miałaby wybrać się na Kreml i poinformować sowieckiego dyktatora, że PPS-WRN już utrudnia Niemcom życie w okupowanej Polsce (partyzantka, sabotaże, niszczenie linii kolejowych). Tego typu działalność rozwinie zaś na pełną skalę w razie agresji Wehrmachtu na Związek Radziecki. "Bazyli" nie miał złudzeń, że takie dobrowolne wejście w paszczę lwa może skończyć się tylko tragicznie, poza tym nie wierzył w wojnę między Hitlerem i Stalinem.
Nie podjął więc tematu, ale mimo tych obiekcji wojenna współpraca Pużaka i Cyrankiewicza układała się harmonijnie. Kazimierz doceniał umiejętności organizacyjne Józefa, a przede wszystkim ścisłe przestrzeganie zasad konspiracji. Co, dodajmy, nie dla wszystkich socjalistów z podziemia było oczywiste - np. Mieczysław Niedziałkowski, wieloletni redaktor PPS-owskiego “Robotnika", po wrześniu ‘39 pozostał w przedwojennym mieszkaniu. Mało tego, był dla Niemców tym łatwiejszym celem, że jego adres był dostępny w pierwszej lepszej książce telefonicznej... Tymczasem Cyrankiewicz cieszył się coraz większym zaufaniem Pużaka: został sekretarzem krakowskiego WRN i znalazł się w centralnym kierownictwie partii. Wejście do jej władz wymagało regularnych przyjazdów do Warszawy z Krakowa, ale Józefowi to nie przeszkadzało. Co więcej, przygotował sobie w stolicy “melinę" na potrzeby spotkań m.in. z Pużakiem.
O ile wobec ZSRR przywódcy podziemnej lewicy przyjmowali różne stanowiska, o tyle wobec hitlerowskich Niemiec byli jak jedna pięść. I to taka, która wymierzała brunatnemu okupantowi raz po raz celne ciosy. Przykład? Chociażby listopad 1940, gdy Pużak i Cyrankiewicz zorganizowali akcję spalenia niemieckich magazynów z sianem w Borku Fałęckim (dziś część Krakowa). Dla jej przebiegu kluczowy był materiał wybuchowy o odpowiedniej sile rażenia, a taki mógł zapewnić tylko doświadczony chemik. Cyrankiewicz żadnego speca od chemii wprawdzie nie znał, ale od czego miał Pużaka! "Bazyli" skierował go do swojego starego znajomego, jeszcze z I wojny światowej. Dzięki temu Józef szybko zyskał to, czego potrzebował - na pozór tekturowe pudło, w rzeczywistości ładunek z zapalnikiem. W środku mieściła się bowiem pipetka z kwasem solnym i krakowskiemu konspiratorowi pozostało tylko przekazać “prezent" dla Niemców w odpowiednie ręce.
Kazimierz do tego stopnia był pewny Cyrankiewicza, że wysunął jego kandydaturę na pierwszego zastępcę Delegata Rządu na Kraj. A było to trzecie/czwarte co do ważności stanowisko w Polskim Państwie Podziemnym. Gdyby Józef objął tę funkcję, zapewne dziś nie mówilibyśmy o nim jako grabarzu PPS i "wiecznym premierze PRL". Plan Pużaka jednak nie wypalił, a niebawem Cyrankiewicz trafił za druty Auschwitz - jako numer 62933. Oczywiście, Kazimierz nie zapomniał o swoim druhu i rozpoczął starania, aby go wydobyć z obozu zagłady. Gdy legendarny kurier Jan Karski robił mu wyrzuty o rzekomą opieszałość w tym temacie, “Bazyli" odpowiedział twardo: “chcę, żeby pan wiedział, że polska klasa robotnicza nie zapomniała przyszłego sekretarza generalnego PPS". Niestety, próby uwolnienia Józefa spełzły na niczym, a w strzelaninie z Niemcami zginęło trzech konspiratorów zaangażowanych w jedną z takich akcji.
Tymczasem Cyrankiewicz stał się czołową postacią podziemia w oświęcimskim piekle. Wbrew powtarzanym do dziś plotkom, nie ma dowodów, aby zhańbił się np. byciem konfidentem Gestapo. Wręcz przeciwnie - podczas pobytu w obozie zapisał chyba najpiękniejszą kartę swojego życia. Jako zakonspirowany “Rot", dbał o dokumentowanie niemieckich zbrodni (w tym celu pozyskał 2 aparaty fotograficzne od “podziemnych" z Krakowa), za pomocą grypsów słanych do WRN i AK przekazywał też dziesiątki informacji o warunkach panujących w Auschwitz. W jednym z takich miniraportów do Okręgu Śląskiego Armii Krajowej zawarł np. dane dotyczące liczebności więźniów, liczebności SS-manów, ich uzbrojenia i wyposażenia technicznego itd. Otarł się nawet o komendę wojskową nad żołnierzami AK w obozie - nominacja utknęła w wewnątrzakowskich rozgrywkach.
Najważniejszym osiągnięciem konspiracyjnym “Rota" było jednak powiadomienie we wrześniu 1944 roku aliantów o “planie Molla" - niemieckich zamiarach likwidacji KL Auschwitz-Birkenau. Zgodnie z nim, zmotoryzowane oddziały SS, artyleria i 6 bombowców miały wymordować pozostałych przy życiu więźniów, a sam obóz zrównać z ziemią. Na ile te plany były realne, trudno powiedzieć, ale faktem jest, że Niemcy dokonali podobnych masakr w kilku mniejszych obozach na wschód od Oświęcimia. Cyrankiewicz i jego towarzysz, Stanisław Kłodziński, alarmowali więc w grypsie do krakowskiego podziemia: "Jest to w tej chwili największa próba zatarcia za sobą śladów zbrodni w miejscu, które okazało się już symbolem zbrodni hitlerowskich [...]. Przesłać jak najszybciej [do Londynu] i puścić do radia". Zabiegi obu więźniów okazały się skuteczne: Anglicy i Amerykanie, m.in. na falach BBC, ujawnili “plan Molla" i zagrozili Rzeszy surowym odwetem w razie jego realizacji. Efekt? Heinrich Himmler nakazał wstrzymanie egzekucji w komorach gazowych, a w listopadzie 1944 Niemcy rozpoczęli rozbiórkę systemu komór i krematoriów...
Po ewakuacji obozu w Oświęcimiu Cyrankiewicz trafił do KL Mauthausen, gdzie doczekał wyzwolenia - obóz przejęli amerykańscy żołnierze. Był 5 maja 1945, a już 25 maja widzimy “Rota" w prywatnym mieszkaniu Bolesława Bieruta, konferującego na temat współpracy z komunistami. Jakim cudem ten socjalista z niepodległościowej PPS-WRN i konspirator z Auschwitz tak szybko zbratał się z człowiekiem będącym symbolem zbrodni w stalinowskiej Polsce? Jak wspomnieliśmy, Józef jeszcze przed wojną utrzymywał kontakty z ruchem komunistycznym, a za obozowymi drutami związał się z "Kampfgruppe Auschwitz" ("Grupa Bojowa Oświęcim"), w skład której wchodzili również skrajni lewicowcy. Nic dziwnego, że Grupa Bojowa uważała za swojego politycznego patrona Stalina, a za państwo-ideał - Związek Radziecki.
Z tej perspektywy decyzja Cyrankiewicza o przystąpieniu do tzw. "odrodzonej PPS" - formacji, za pomocą której komuniści chcieli zawłaszczyć socjalistyczny sztandar - nie wydaje się rewolucją. Raczej ewolucją, ale i tak toczoną w zaskakująco szybkim tempie - w maju Józef wraca do Polski, a w lipcu obejmuje funkcję sekretarza generalnego w “odrodzonej" partii. A może nie miał wyjścia, jeśli chciał zostać w kraju? - zastanawia się prof. Andrzej Friszke, historyk specjalizujący się w dziejach polskiej lewicy. “Cyrankiewicz nie mógł pozostać neutralny, nie mógł po prostu przyjechać do Krakowa i pracować tu, dajmy na to, jako adwokat. Dla komunistów człowiek z taką przeszłością, bardzo wysoką pozycją w PPS-WRN i wojennymi zasługami, a prowadzący życie poza polityką, byłby z gruntu podejrzany. Potencjalny wróg - to wystarczyło i prędzej czy później czekałby go areszt, a może też proces".
Józef mógł zatem albo udać się na emigrację albo rozpocząć polityczną grę z Bierutem, Gomułką i Stalinem. "Zdawał sobie sprawę, że o losach Polski decydują wielkie mocarstwa i jesteśmy skazani na radziecką strefę wpływów. Niemniej, wierzył, że będzie w stanie hamować komunistów, patrzeć im na ręce, że uniemożliwi im zbudowanie monopartyjnej dyktatury. Chciał oprzeć się na tysiącach działaczy "odrodzonej PPS", która przyciągnęła z czasem sporo autentycznych socjalistów i, możliwie maksymalnie poszerzyć niezależność ugrupowania wobec Bieruta i towarzyszy" - dodaje prof. Friszke. Nie dysponujemy wprawdzie wieloma wypowiedziami Cyrankiewicza z okresu, gdy przystąpił do “nowej PPS", ale zachowane świadectwa zdają się potwierdzać słowa historyka.
Zygmunta Zarembę, wieloletniego towarzysza w socjalistycznych bojach, przekonywał np. że "[Zachodni] Sojusznicy nas zdradzili. Nie mamy innej drogi, jak oprzeć się o Rosję. Dlatego przechodzę na tamtą stronę". Zarazem zarzekał się, że jego przejście do “odrodzonej PPS" nie jest zdradą, ale próbą uniezależnienia partii od komunistów (“stare związki ideowe i osobiste są dla mnie najsilniejsze"). No i nie sposób zapomnieć o czysto ludzkim czynniku - po kilkuletniej gehennie w Auschwitz i Mauthausen “Rot" mógł chcieć po prostu “pojeść, popić, pozabawiać się z dziewczynami" (tak mówił profesorowi Michałowi Śliwie). Tak czy siak, Cyrankiewicz przez pewien czas stawiał się komunistom. Przykłady? Choćby organizacja obchodów 10. rocznicy śmierci Ignacego Daszyńskiego - legendy PPS i jednego z ojców II RP (listopad 1946). Albo upieranie się przy współpracy z opozycyjnym PSL-em, zamiast jego zniszczenia, jak chcieliby komuniści (“za Mikołajczykiem stoją masy chłopskie i jego usunięcie oznaczałoby dyktaturę, na co PPS się nie może zgodzić", cytat z poufnych rozmów m.in. z Bierutem, lipiec 1946).
W sierpniu 1946 Cyrankiewicz i jego współpracownicy z “nowej PPS" (Edward Osóbka Morawski i Stanisław Szwalbe) poszli o krok dalej i to na spotkaniu z samym Stalinem. Podczas wizyty w Moskwie nie tylko skarżyli się na dyktatorskie zapędy komunistycznej Polskiej Partii Robotniczej (PPR), ale skrytykowali działania aparatu bezpieczeństwa. Mało tego, bezpiekę określili jako “element zdemoralizowany i przestępczy [...], który nadużywa władzy i terroryzuje ludność". Jedni powiedzieliby, że odwaga, inni że głupota, ale dla dyktatora ZSRR nie miało to większego znaczenia. Generalissimus mógł biesiadować z Cyrankiewiczem na Kremlu, obdarowywać go na pożegnanie mandarynkami, nazywać “niezłym marksistą-leninowcem", a nawet zgodzić się na powołanie go na premiera (luty 1947). W rzeczywistości określał Józefa "szemranym żulikiem" (podczas spotkania z Bierutem) i potrzebował go, a także całej “nowej PPS" jedynie do zmarginalizowania PSL-u.
Gdy zaś ludowcy przestali być liczącą się siła, nadeszła pora na wchłonięcie PPS przez PPR. Stalin miał to zakomunikować Cyrankiewiczowi w styczniu 1948 roku - czy postawił wówczas “Rotowi" ultimatum: albo zgoda na roztopienie się socjalistów w komunistycznych szeregach albo więzienie? Nie znamy treści tych rozmów, ale takiego obrotu sprawy nie da się wykluczyć, szczególnie że dyktator dysponował hakami na polskiego premiera. Komunistyczne służby inwigilowały go już od 1945 roku i zapewne niejeden obciążający materiał znalazł swoją półkę na Kremlu...Cyrankiewicz uległ dyktatowi kremlowskiego satrapy i od tej pory obrał kurs na likwidację PPS, oficjalnie zwaną "zjednoczeniem z PPR". Uprawiania przez niego “realpolitik" okazała się tak naprawdę równią pochyłą, w ramach której nie tylko odcinał się od niepodległościowych tradycji lewicy, ale wręcz pluł na historię swojej partii. Wreszcie, akceptował aresztowania wybitnych działaczy PPS-WRN, na czele z Kazimierzem Pużakiem.
"Bazyli" w trakcie II wojny światowej wyrósł na jedną z najważniejszych postaci polskiego podziemia. Przewodniczył konspiracyjnemu parlamentowi - Radzie Jedności Narodowej, w dużej mierze to spod jego ręki wyszła deklaracja programowa RJN "O co walczy naród Polski". Dokument arcyważny, który do pewnego stopnia można potraktować jako polityczny testament Polskiego Państwa Podziemnego. W wizji Pużaka odrodzona Rzeczpospolita jawiła się jako kraj demokratyczny, z szerokim swobodami obywatelskimi i zakrojonymi na dużą skalę reformami społecznymi (reforma rolna, upaństwowienie/uspołecznienie kluczowych gałęzi przemysłu, powszechny dostęp do oświaty i kultury itd.). Niestety, zamiast tak wyobrażonej III RP, Polaków czekała ponure lata stalinizmu...
Pod koniec maja 1944 Pużak został nominowany na następcę prezydenta na uchodźstwie - samolot do Wielkiej Brytanii grzał już silniki. Kazimierz jednak zaoponował, a jego odmowę warto przytoczyć, bo mówi wiele o tym mężu stanu. "Na dostojeństwa w Londynie nie poluję. Robotnicy polscy powołali mnie na odpowiedzialną funkcję [...] - z nimi tu chcę pozostać. Nie ruszę się z kraju, chyba by mnie przemocą Niemcy lub Moskale zabrali". Tak się też stało - porwany podstępem, wraz z innymi przywódcami Polski Podziemnej, przez Sowietów, trafił na moskiewską Łubiankę, gdzie przesłuchiwano go około 140 razy (!). Kierunek śledztwa był dla "Bazylego" oczywisty - “chodziło o zatajenie dorobku Podziemia i na jego miejsce stworzenie fikcji o jego faszyzmie i działaniu nie tylko na szkodę Sowietów, ale całej koalicji" - i w tej sytuacji oczywisty był też wyrok skazujący, 1,5 roku więzienia.
Po kilku miesiącach doczekał wyjścia na wolność i w listopadzie 1945 ponownie postawił stopę na polskiej ziemi. W przeciwieństwie do Cyrankiewicza nie zamierzał kłaniać się komunistom. Jak stwierdził w rozmowie z Zygmuntem Zarembą, "polityka ugody z Sowietami to potworne głupstwo. Jej autorzy zostaną okryci sromem i wykończeni przez Sowiety. Wyrzucą ich potem jak zużyte gałgany. A przedtem będą musieli przełknąć najrozmaitsze podłości". Jednym słowem - przenikliwość, której zabrakło drugiemu z naszych bohaterów. Niestety, ta niezłomna postawa nie uchroniła Kazimierza przed ponownym pobytem za kratkami (aresztowano go w czerwcu 1947). Jak na uwięzienie dawnego partyjnego towarzysza zareagował Cyrankiewicz? Na przełomie lat 1947-1948 zdał sobie sprawę, że z niezależności “nowej PPS" nic nie będzie i skupił się na ratowaniu siebie.
Nie kiwnął więc palcem, żeby pomóc "Bazylemu", a po latach w rozmowie z Janem Karskim cynicznie stwierdził: “No cóż, po wojnie Pużak się zdezaktualizował". Z drugiej strony, wspomnianemu wcześniej profesorowi Michałowi Śliwie tłumaczył ponoć ze łzami w oczach, że “bał mu [Pużakowi] się pomóc, aby go nie posądzono, że wspiera WRN-owców, których bezpieka uważała za wrogów nowego systemu". Podsumowując - wyrzuty sumienia i owszem, ale własna skóra ważniejsza. Pużak za to, mimo próśb i gróźb śledczych o zeznania obciążające Cyrankiewicza, nie obwinił go ani jednym słowem. Na koniec dodajmy, że “wieczny premier" na początku lat 70. nagrywał dla Zakładu Historii Partii wspomnienia, w których wypowiadał się bardzo ciepło m.in. o Pużaku. Jednemu z najbardziej zasłużonych polskich polityków okresu II wojny nie mogło to jednak pomóc - zmarł 30 kwietnia 1950 roku w więzieniu w Rawiczu, być może zamordowany.
Przy pracy nad tekstem korzystałem z publikacji: “Cyrankiewicz. Wieczny premier" Piotra Lipińskiego, “Kazimierz Pużak. (1883-1950). Biografia polityczna" Marcina Paneckiego, “Polska Partia Socjalistyczna. Dlaczego się nie udało? Szkice. Wspomnienia. Polemiki" pod red. Roberta Spałka, “Polska Partia Socjalistyczna 1892-1948. Zarys dziejów" Włodzimierza Sulei oraz “Cyrankiewicz. Zanim zostanie zapomniany" Bronisława i Eleonory Syzdków.