Reklama

- Wieczorem przyszedł mnie odwiedzić ojciec. Powiedziałem: "Jutro będzie nasz ślub, więc proszę przyjść". Odpowiedział: "Co ty, zwariowałeś?". Mówię: "No co, może jutro nas zabiją, więc dlaczego nie?" - wspominał Bolesław Biega w "Archiwum Historii Mówionej".

Alicję poznał "dość prozaicznie". - Jej matka była siostrą trzeciej żony mojego ojca - tłumaczył. Ojciec Bolesława, również Bolesław, był dyplomatą. W Paryżu, podczas rokowań Traktatu wersalskiego, poznał Brytyjkę - Marjorie Thomas, tłumaczkę, również będącą w dyplomatycznej delegacji. To ona została jego żoną, a później matką Bolesława juniora. Ich wspólne życie w Wielkiej Brytanii przerwała nagła śmierć Marjorie. Bill miał wtedy tylko dwa lata. Po jakimś czasie Bolesław senior ożenił się ponownie, ale małżeństwo nie przetrwało. Wreszcie postanowił wrócić wraz z synem do Polski. Tu związał się z Hanną Teutler - ciotką Alicji. Ślub wzięli już po wybuchu II wojny światowej. Tak ciotka Alicji została macochą Billa, jak miało się później okazać, jej przyszłego męża. 

Reklama

Ojciec Alicji, Stefan Treutler, był właścicielem apteki na Nowym Świecie. - W tym domu (Alicja - red.) mieszkała na pierwszym piętrze. W 1939 roku ten dom został zbombardowany. W czasie oblężenia Warszawy była na wsi z matką. (Potem) przez parę tygodni mieszkała u nas w domu. Miała siostrę bliźniaczkę, więc miałem bardzo przyjemne życie, miałem w domu dwie ładne bliźniaczki - opowiadał ze śmiechem Bolesław Biega.

Nie od razu połączyło ich uczucie. - Mama opowiadała o tym, jak stracili dom i musiała wprowadzić się do domu ojca. Nie przepadała wtedy za nim - mówi w rozmowie z Interią Eileen Biega-Stys, córka Alicji i Bolesława Biegów. Na te słowa jej siostra Annette David reaguje śmiechem. Dwie podobne do siebie kobiety łączą się ze mną niecałe dwa tygodnie przed rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. Gdy raz na jakiś czas tracimy połączenie, przepraszają za jakość internetu. - Montował go jeszcze nasz tata, to jego wina - żartują, wspominając Billa.

Mimo początkowej niechęci ze strony Treutlerównej, Alicja i Bolesław zakochali się w sobie jeszcze przed wybuchem powstania.

Po ukończeniu podziemnej szkoły oficerskiej Bill razem z przyjacielem dostał przydział do batalionu "Kiliński". - Każdy z nas miał przydział ludzi, których myśmy z kolei szkolili - wspominał, cytowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Jego ukochana uczyła się wtedy w szkole medycznej.

"Dlaczego wy się nie pobierzecie?"

- Później wciągnąłem ją do konspiracji (...) Zaczęła organizować i uczyć drużynę sanitariuszek. Zwerbowane dziewczęta uczyła bandażować, obchodzić się z ranami i tak dalej. Ja znowu tę samą drużynę uczyłem obchodzić się z bronią i zasadniczych rzeczy wojskowych, które musieli znać, tak że nie tylko szkoliłem strzelców, ale też dziewczęta - wymieniał Biega. Prowadząc szkolenia, wyczekiwał wybuchu powstania. O tym, że godzina "W" wybije, wiedział już od 1943 roku. Jeszcze miesiąc przed całą operacją Bill zdał ostatnie egzaminy na inżyniera. Żadne z nich nie myślało wtedy o ślubie.

1 sierpnia 1944 roku Bolesław Biega, pseudonim "Pałąk", pełnił rolę dowódcy kompanii "Szare Szeregi" batalionu "Kiliński". Jego ukochana - pseudonim "Jarmuż" - po założeniu na ramię biało-czerwonej opaski została sanitariuszką, sekcyjną patrolu sanitarnego. Dzięki szkoleniom zyskała stopień strzelca.

Bill szybko został ranny. Kula trafiła go podczas ostrzału gmachu banku PKO na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Jasnej. Trafił do szpitala polowego.

- Lekarz spojrzał na moją rękę i mówi: "Trzeba amputować". Młody lekarz, który nazywał się Mirosław Vitali, powiedział: "Nie, nie, ja spróbuję ratować". Zabrali mnie na noszach do szpitalika w piwnicach sklepu na ulicy Moniuszki. Tam bez żadnego rentgena, bez niczego, jakoś tę rękę złożył - wspominał później Bolesław w "Archiwum Historii Mówionej".

Kwatera Lili, jak nazywali Alicję bliscy, mieściła się wtedy na poczcie. - Jak mogła, to przybiegała mnie oglądać - opowiadał Bill. Nie umknęło to uwadze Franciszka "Fraszy" Szafranka - dowódcy kompanii, który trafił do szpitala dzień po Billu.

- "Frasza" mówi: "No, dlaczego wy się nie pobierzecie?". Mówię: "No jak w takiej sytuacji możemy się pobrać?" - opowiadał Biega. W odpowiedzi usłyszał, że "Frasza" wszystkim się zajmie. Przez gońca znalazł księdza. Kapelan batalionowy "Corda" zgodził się udzielić powstańcom ślubu. - Zaraz "Frasza" posłał gońca na pocztę powiedzieć Lili, że jutro ma być jej ślub o godzinie jedenastej i niech się stawi - opowiadał Bill.

- Każdy ma inne pojęcie o ślubie. A myśmy nie mieli pojęcia. I to się stało po prostu - opowiadała z kolei Lili w filmie dokumentalnym "Epidemia miłości". -  On zdecydował. Więc ja się oczywiście zgodziłam - skwitowała.

Przed ołtarzem stanęli 13 sierpnia 1944 roku. On - 22-letni, ona rok młodsza.

- Z tego co wiem, nasz tata uciekł na ślub ze szpitala przez okno - mówi Eileen. Był obolały. Oprócz "poskładanej" chwilę wcześniej ręki dokuczała mu też rana na nodze, ale wspominał, że czuł się nie najgorzej. - Żona Vitalego (lekarza - red.), Rysia Vitali, chciała nam dać ich obrączki, ale ja odmówiłem. Myśmy używali tych kółek od firanek jako obrączki. Gdzieś od kogoś dostali mundur, bo ja byłem po cywilnemu, tylko z opaską. Jakoś mnie na ślub w ten mundur ubrali, dlatego na zdjęciach jestem w mundurze, a to nie był mój mundur. Jakoś rękaw rozcięli, żeby porządnie wyglądało - opisywał.

Białą suknię Lili musiała zastąpić kraciasta koszula i prosta, ciemna spódnica.

Najsłynniejsi nowożeńcy Powstania Warszawskiego. “Pamiętam zapachy: spirytus, amoniak - jak w szpitalu"

Lili i Bill zapisali się w historii jako jedni z najsłynniejszych nowożeńców powstania właśnie dzięki zachowanym zdjęciom i nagraniom. O tym, że ceremonia w ogóle została zarejestrowana, zadecydował przypadek. Bill opisywał, że ślub odbył w kaplicy urządzonej w sklepie. Naprzeciwko mieściła się jednostka propagandowa Armii Krajowej. - Jak usłyszeli, że po drugiej stronie ulicy odbywa się ślub, to przybiegli z aparatami - opowiadał później Bill.

Słynne zdjęcia zrobił Eugeniusz Lokajski - porucznik AK, lekkoatleta, olimpijczyk i wreszcie fotograf amator.

Nie licząc lekarza i "Fraszy", większość towarzyszących im podczas przysięgi osób była obca. Choć Biegowie nie wspominali o tym w wywiadach, ich córka Eileen twierdzi, że na słynnych zdjęciach rozpoznaje jeszcze dziadka ze strony taty. - Na ołtarzu nie było żadnych kwiatów, wszyscy byli niespecjalnie ubrani, gorzej niż normalnie. Pamiętam zapachy: spirytus, amoniak, wszystko do dezynfekcji, jak w szpitalu. Bliskie koleżanki nie były ze mną, to były obce dziewczynki - wspominała Lili w "Epidemii miłości". Nawet świadek był przypadkowy. Kolega Billa, który miał pełnić tę rolę, zginął chwilę wcześniej.

W czasie ślubu trwał atak na gmach Poczty Głównej. Dopiero po nim, jak wspominał Bill, urządzili coś na kształt powstańczego wesela z sardynkami, francuskimi winami i angielskimi papierosami zdobytymi z niemieckich magazynów. Rąbka tajemnicy na temat nocy poślubnej Biega uchylił później w książce "Trzynastka jest moją szczęśliwą liczbą". Tytuł nawiązywał oczywiście do daty ich ślubu.

A noc? Upłynęła na materacu w przedsionku gabinetu poczmistrza. O prywatności nie było mowy. "Przez całą noc łączniczki przesuwały się na palcach koło naszego łoża, nosząc meldunki do komendy" - opisywał Bill. Nie przeszkadzało im to. Zasnęli w objęciach.

Jeńcy. "Myśmy po prostu przecięli druty"

Po powstaniu nowożeńcy trafili do obozu przejściowego jako jeńcy. To, czego tam doświadczyli, na zawsze odcisnęło się na ich życiu. O tamtym czasie Lili najwięcej opowiadała też córkom. - Mało tam jedli. Dostawali głównie zupę z brukwi, przez co mama do końca życia nie chciała jej jeść - mówi Eileen. Z tego samego powodu Lili przez całe życie przykładała ogromną wagę do jedzenia. Według Annette prowadziła coś w rodzaju dziennika żywienia. - Jeśli zostało zjedzone coś, co nie miało być zjedzone lub nie mieściło się w jej planie, zwracała na to uwagę. "Dlaczego zostało pięć ogórków, skoro było 10? Kto zjadł ogórki" - opisuje.

Bill dokładnie opisał, jak odzyskali wolność. Tzw. mąż zaufania obozu, w którym przebywali, jednego dnia został wezwany do komendanta obozu. - Zasalutował (komendant - red.) i powiedział: "Meine Herren, moja wojna się skończyła. Tu są klucze obozu". Nie powiedział "Heil Hitler!", zasalutował, wsiadł do samochodu i pojechał - opowiadał Biega. Nie wiedzieli, co robić. Z przechwyconego radia dowiedzieli się, że padł rozkaz: Wszyscy jeńcy mają zostać na miejscach i czekać na pojawienie się wojsk alianckich. Nie posłuchali. - Było nas koło dziesięciu (osób) i myśmy po prostu przecięli druty i wyszli - zdradził. 

Jeszcze w Niemczech na świat przyszedł ich pierwszy syn. Do Polski wrócić nie chcieli - nie w ręce Sowietów. Bill został wcielony do amerykańskiej armii, a gdy wojna dobiegła końca, rodzina Biegów wyjechała do Londynu, gdzie Bill podjął pracę jako inżynier elektryk. Jednak korzenie zapuścili dopiero w USA. Zamieszkali tam z piątką swoich dzieci: Markiem (ur. 16.06.1946 Esslingen), Peterem (ur. 17.10. 1947 Londyn), Annette (ur. 2.08.1953, Fort Wayne), Philipem (ur. 20.11. 1955 Fort Wayne) i Eileen (ur. 30.12.1958 Fort Wayne).

- Mieszkaliśmy blisko granicy z Meksykiem, w Arizonie. Wielu ludzi miało marne pojęcie o II wojnie światowej, bo nie dotyczyła ich w takim stopniu, jak naszych rodziców. Z ciekawością słuchali ich historii, czytali książkę mojego ojca. Byli zafascynowani wszystkimi szczegółami, trudnościami - mówi Eileen. Ona i jej rodzeństwo długo nie mieli pojęcia, że ich rodzice byli w Polsce w pewien sposób rozpoznawalni. - Na 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego tata pojechał razem z moją teściową, która widziała, jak ojciec odbywał spotkania z tymi wszystkimi ludźmi, był zapraszany w wiele miejsc. To wtedy uzmysłowiłam sobie, że był sławny - tłumaczy Annette.

Eileen jest pięć lat młodsza od Annette. Dzieciństwo zapamiętała jako okres pełen miłości. - Było też sporo kłótni, jak to między nastolatkami! - wtrąca Annette ze śmiechem. - Mama była bardzo troskliwa i opanowana. Gdy ktoś się zranił, nigdy nie panikowała i potrafiła sama na to zaradzić. Nie woziła nas do szpitala. I nigdy nie narzekała. Do końca jej życia nie wiedzieliśmy, czy coś jej dolega, czy cierpi, bo nigdy na nic się nie żaliła - kontynuuje Annette. Podkreśla, że choć pokorna, mama nigdy nie dała się źle traktować. - Wiedziała, jak wychowywać dzieci, miała świetny kontakt z sąsiadami, ale nie dawała wchodzić sobie na głowę - opisuje.

Siostry pamiętają pudełko z pamiątkami rodziców, a w nim powstańcze opaski, które trzymają do dzisiaj. Nie mają pewności, czy udało się zachować kółka od firanek, które służyły jako obrączki. - Gdy dorastałam, mama nosiła na palcu obrączkę - sięga pamięcią Eileen. Nie ma jednak pewności, kiedy rodzice zdobyli pierścionki.

Życie po powstaniu. "Mama nie dawała sobie wejść na głowę"

Annette zapamiętała mamę jako wybitną kucharkę i cukierniczkę. Rodzeństwo, choć dorastało w Stanach Zjednoczonych, dobrze znało polską kuchnię. Annette pomagała mamie w gotowaniu i uczyła przyrządzać polskie dania. Jedzenie to ten element wizyt w Polsce, którego siostry nie mogą się doczekać. Dla Eileen królem wśród dań pozostaje barszcz czerwony z krokietami, znanymi jej jako paszteciki. - Zawsze prosiłam o nie na święta - wspomina.

Z jedzeniem wiąże się jeszcze jedna anegdota. Kiedy Annette zabrała ojca do drogiej amerykańskiej restauracji, do przystawki podano sałatkę z czymś, co przypominało Billowi brukiew - słynne już w ich domu warzywo, przekleństwo obozowych czasów. - Poprosił kelnerkę, by zabrała miskę z powrotem - opowiada.

Apetyt na życie nie opuszczał Billa do samego końca. Gdy siostry były nastolatkami, dużo podróżował służbowo. Znikał i wracał, zdarzało się, że nie było go przez dwa miesiące. - Ale odniósł sukces. Przypłynęli do Ameryki statkiem Queen Mary z 200 dolarami w kieszeni, a w końcu zamieszkaliśmy w ładnym domu w Illinois - mówi Annette. Z czasem w ich rodzinie mówiło się już głównie po angielsku. Siostry wspominają, że rodzice zwracali się do siebie po polsku, gdy nie chcieli, by dzieci je rozumiały. Dziś Eileen "trochę rozumie, ale nie mówi" w ojczystym języku matki.

Siostry wspominają rodziców jako “niezbyt surowych", ale potrafiących stawiać granice i wyznaczać zasady. - Czasami pytałam ich, jak potrafią być tak pozytywni po wszystkim, co przeszli. Odpowiadali: "Tak trzeba żyć" - mówi Eileen.

Spoiwo

Biegowie nigdy nie rozważali powrotu do Polski na stałe. Lili co roku odwiedzała swoją mamę. Bill zaczął wracać do kraju dopiero po upadku komunizmu. - Warszawa była zrujnowana. Nie dało się tęsknić za domem, który nie istniał - tłumaczą siostry. Ich ojca zawsze bolało "to, co Sowieci zrobili z Polską po wojnie", dlatego długo nie decydował się na odwiedziny. Przez cały czas spędzony w USA Biegowie otaczali się Polakami: Najpierw w Illinois, potem w New Jersey. Zdaniem ich córek to to sprawiało, że nie dokuczała im tęsknota za ojczyzną.

Lili zmarła w 2019 roku, we wrześniu, 75 lat po ślubie. Eileen do końca była bardzo związana z matką. Cieszy się, że troje jej dzieci dorastało pod jej czułą opieką.

Rodzice wpoili im dbanie o bliskość i rodzinne więzy. Żyjące w różnych częściach kraju wnuki co roku przyjeżdżały, by odwiedzić dziadków. To oni, w oczach córek, "byli spoiwem". Gdy odeszli, nic nie było już takie jak dawniej.

Miłość w czasach zarazy

Po śmierci ukochanej Lili Bill przeprowadził się do społeczności dla seniorów Applewood w stanie New Jersey. Miał tam swój apartament i tam - po ponad 75 latach - ponownie stał się bohaterem miłosnej historii. Gdy społeczność dla seniorów dosięgnął koronawirus, jej mieszkańcy mieli zakaz opuszczania mieszkań. A Bill miał do kogo wychodzić. Zbliżył się do żyjącej tam Iris. Kiedy surowe restrykcje zabraniały im kontaktu, usłyszeli, że jedynym rozwiązaniem jest wspólne zamieszkanie. Tak Bill i Iris oficjalnie zostali parą, a o powstańcu i jego partnerce napisał "The Washington Post".

"Nie marnujcie czasu. Nie marnujcie życia"

Bill zmarł 18 maja 2023 w wieku 100 lat. - Całe życie motywował nas, swoje dzieci, byśmy dawali z siebie wszystko i sam żył w ten sposób. Kiedy przeszedł na emeryturę, kupił łódź i pływał nią przez trzy lata. Pozostawał aktywny do 99. roku życia. Zawsze chciał coś zrobić, coś zobaczyć, lubił chodzić na imprezy, kolacje. I snuł plany. Zawsze był w ruchu, nie zasiadał w fotelu, chyba że do wspólnej kolacji - opowiada Eileen.

- I zawsze pomagał ludziom. Nawet obcym. Kiedyś pożyczył komuś pieniądze na samochód tylko dlatego, że tamten był znajomym znajomego. Kupował też ludziom bilety do USA - dodaje Annette.

Kolejny zaplanowany zlot potomków Biegów będzie pierwszym bez Billa, ale wspomnienie jego i Lili  jest wciąż żywe wśród ich dzieci i wnuków. Eileen nadal ma na ścianie obrazek z widokiem Gdańska otrzymany od matki. Zachowała też tkane, wełniane ozdoby ścienne.

Syn Annette jest kibicem Legii Warszawa. Mama obiecała, że z tegorocznego wyjazdu do Polski przywiezie mu koszulkę klubu. Z kolei najmłodszy z 12 wnuków Biegów wytatuował sobie Warszawską Syrenkę i imię babci - "Lili".

- Co przekazałby wam dziś tata? Jestem przekonana, że powiedziałby wam, młodym ludziom: "Nie marnujcie czasu. Nie marnujcie życia. I zawsze pomagajcie" - skwitowała Eileen.

Historię Alicji Treutler-Biegi i Bolesława Biegi opisała w fabularyzowanej książce pt. "Panna Młoda z powstania" maturzystka Kazia Sitarz. Na potrzebę publikacji opracowała obszerny zasób materiałów źródłowych i nawiązała kontakt z rodziną Biegów. Dla Eileen i Annette książka stała się kolejną sentymentalną podróżą śladami rodziców.