W czasie pandemii zauważalna była migracja z dużych miast na wieś lub do mniejszych miejscowości. Polskie wsie zyskały 50 tys. mieszkańców, którzy zdecydowali się opuścić największe miasta w kraju w czasie pandemii COVID-19 - podkreślali eksperci podczas konferencji "Zrozumieć zmianę demograficzną" w czerwcu 2022 roku.
Tomasz i Anna o wyprowadzce na wieś myśleli znacznie wcześniej.
- Przeprowadziliśmy się w listopadzie 2016 roku. Skoczyliśmy na głęboką wodę - zaraz była zima, pierwszy rok, kiedy musieliśmy kupować drewno na opał - opowiada Tomasz.
Jest warszawiakiem z krwi i kości, w stolicy spędził całe życie. Jego partnerka Ania pochodzi z Torunia. - Nie mieliśmy doświadczenia życia na wsi. Ania w dzieciństwie spędzała sporo czasu u rodziny mieszkającej na wsi. Obserwowała dziadka, który karmi kury, świnie. I to tyle - przyznaje mężczyzna.
Oboje pracują zdalnie w branży reklamowej. Jak mówi Tomasz, decyzja o wyprowadzce nie zapadła z dnia na dzień. Ania była przytłoczona życiem w Warszawie. - Wychowała się w Toruniu, potem przeniosła się do Warszawy. Przez pierwszych kilka lat było fajnie, ciekawie i ekscytująco, ale z czasem chciała po prostu więcej spokoju. Dlatego też intensywnie zaczęła zastanawiać się, czy może po prostu nie przeprowadzić się z Warszawy. Postanowiła, że zacznie szukać domów w okolicach stolicy - mówi.
Mieli dosyć mocno sprecyzowane kryteria. Chcieli, by ich wymarzony dom był drewniany, niemurowany. Po roku szukaniu udało im się znaleźć odpowiednie miejsce w okolicach Wołomina i Sulejówka.
Tomasz i Anna kochają zwierzęta. Postanowili, że poprowadzą w domu psi hotelik. Po kilku latach zawiesili jednak tę działalność ze względu na dwa starsze psy, które potrzebują więcej spokoju.
- Czas, kiedy prowadziliśmy hotelik, był fantastyczny. W domu było mnóstwo piesków. Ten wybuchowy koktajl był super, ale dla naszych starszych zwierzaków zaczął być trochę zbyt intensywny - wspomina Tomasz.
Mężczyzna przyznaje, że choć wiedzieli, z czym wiąże się mieszkanie na wsi, po przeprowadzce okazało się, że nie są do tego całkowicie przygotowani. - Musieliśmy dostosować się do wielu rzeczy w trakcie - mówi.
Choć chcieli mieszkać z dala od ludzi, ostatecznie padło na miejsce, w którym mają całkiem blisko dwóch sąsiadów. - Okazało się, że możliwość pójścia do sąsiada, jeżeli na przykład padnie ci akumulator albo zakopiesz się i nie masz jak wyjechać, jest na wagę złota - docenia Tomasz.
Spacerem przez las do sklepu
Bliskość sąsiadów docenia też Błażej.
- Chcieliśmy odizolować się, ale wybierając działkę na uboczu, dom stanąłby w środku pola uprawnego. Poszliśmy więc na kompromis - wybraliśmy miejsce, w którym stoją też inne domy. Mamy obok sąsiadów - opowiada.
Razem z żoną Olgą mieszkali przez wiele lat w Poznaniu.
- W czasie pandemii spędziliśmy jakiś czas u rodziców na wsi. Myśleliśmy, że przeniesienie na wieś to idealny plan na emeryturę. Może jakaś agroturystyka w Bieszczadach - wspomina.
Po pandemii wrócili do Poznania. Wtedy Olga zaszła w ciążę. Zaczęli szukać nowego lokum i postanowili, że rozejrzą się za domem.
- Na początku myśleliśmy o domu w górach. Obejrzeliśmy kilka działek. Stwierdziliśmy jednak, że nie mielibyśmy tam nikogo. A całe nasze życie zawodowe i prywatne toczy się w Poznaniu - mówi Błażej.
- Znaleźliśmy działkę, kupiliśmy ją i wybudowaliśmy dom. Skończyliśmy, gdy ceny materiałów były już bardzo wysokie - dodaje.
Nieruchomość stoi w pobliżu małej wsi. Miejsce jest otoczone lasami. W okolicy mają trzy jeziora. Najbliższy sklep to 25-minutowy spacer przez las.
Mieszkanie na wsi to logistyczne wyzwanie. - Robimy zapasy, staramy się być zatowarowani, by nie było konieczności wyskoczenia po jedną rzecz do sklepu - przyznaje Błażej.
- Dopiero teraz mogę spełniać swoje marzenia o wykorzystywaniu promek w Biedronce - kup cztery, zapłać połowę. W Poznaniu nie mieliśmy takiej opcji, bo nie byłoby gdzie tego trzymać. A teraz rozwinąłem skrzydła - dodaje.
W Poznaniu bywają rzadko - nie mają takiej potrzeby, oprócz spotkań z przyjaciółmi. Pracują zdalnie, jak Tomasz i Anna.
- Od kiedy nasza córka Frania zaczęła być fanką pociągów, robimy weekendowe wycieczki do Poznania - jedno jedzie z nią pociągiem, drugie samochodem, żeby można było wrócić - mówi Błażej.
Przyznaje, że rzeczą, której im nieco brakuje, jest możliwość wyjścia w dowolnym momencie do kina czy na koncert.
Pewnych rzeczy brakuje także Tomaszowi.
- Gdy mieszkasz na wsi, nie ma tej spontaniczności, co w mieście: tam ktoś do ciebie zadzwoni, wsiadasz w taksówkę i za kwadrans jesteś na miejscu. Niestety w naszym przypadku nie jest to do końca możliwe - mówi.
Zapytany, czy razem z Anią tęskni za tym, odpowiada krótko: - Trochę tak, a trochę nie.
- Czasami fajnie byłoby zamówić sobie pizzę do domu i nie robić obiadu. Aczkolwiek nie jest tak źle. Do najbliższego sklepu spożywczego mamy 15 kilometrów. Bliżej jest stacja benzynowa, na której można zaopatrzyć się w przekąski, jakieś chipsy bądź czekoladę do filmu. A 15 minut samochodem od nas jest duże centrum handlowe - wyjaśnia.
Mieszkanie w dużym mieście sprawia, że wiele wygód masz w zasięgu ręki. Jak mówi Tomasz, na wsi jesteś zmuszony do większego i bardziej bacznego eksplorowania przestrzeni. - Gdy przejeżdżamy przez okoliczne miejscowości i zobaczymy, że otworzył się jakiś nowy lokal albo zauważymy go po raz pierwszy, mamy element ekscytacji. Znaleźliśmy pizzerię w Ząbkach, która dorównuje tym w Warszawie - opowiada.
Magda z mężem i dwuletnim dzieckiem również mieszkała w Poznaniu.
- Wiosną 2021 zaczęliśmy przeglądać ogłoszenia i jeździć po wsi Dąbrówka - wiedzieliśmy, że ze względu na udogodnienia chcemy mieszkać konkretnie tu - opowiada.
Po znalezieniu odpowiedniego domu w podpoznańskiej wsi i przygotowaniu go do zamieszkania nastąpiła przeprowadzka. Pomagali rodzice.
- Teraz wszelkie problemy związane z wykończeniem czy naprawami spoczywają tylko i wyłącznie na nas. Czyli np. załatwienie wszelkich formalności z dostawcami wody, prądu czy gazu, nauczenie się, jak funkcjonuje ogrzewanie podłogowe, jak dbać o ogród czy pilnowanie wywozu konkretnych śmieci w konkretne dni - przyznaje Magda.
Inaczej niż poprzedni bohaterowie, kobieta dojeżdża do pracy w centrum Poznania. Jak podkreśla jednak wieś jest na tyle dobrze skomunikowana, że nie było problemu z przestawieniem się, a czas dojazdu jest porównywalny z dojazdem z dalszych dzielnic Poznania do centrum.
Jak mówi, nie brakuje im życia w mieście. - Mamy w zasięgu 10-minutowego spaceru wszelkie udogodnienia (markety, mini galerie, placówki edukacyjne, sportowe, sale zabaw, restauracje) i dworzec, z którego w 15 min jesteśmy w centrum Poznania - mówi. - Czujemy się raczej, jakbyśmy mieszkali na obrzeżach dużego miasta niż na wsi, jeśli chodzi o infrastrukturę. Za to położenie naszego domu (cisza, bliskość lasu) daje nam najlepsze zalety wsi - dodaje.
Błażej i Olga wiedzieli od początku, że będą chcieli zagospodarować przestrzeń wokół domu. Posadzili rośliny, na podwórku szybko pojawiły się pierwsze grządki. Podobnie Anna i Tomasz.
- W pierwszym sezonie posadziliśmy rzodkiewkę, pietruszki, marchewki, pierwsze pomidory. Sądziłem, że wystarczy trochę podlać i coś z tego będzie można zebrać. Pierwszym sezon był wyzwaniem. Okazało się, że nie wystarczy posadzić czy posiać aby zebrać warzywa, tylko trzeba spełnić szereg różnych wymogów, aby uprawa zakończyła się sukcesem - opowiada.
Postanowił, że doedukuje się przed kolejnym sezonem. - Czytałem na temat upraw, oglądałem filmy na YouTubie, aby poznać różne punkty widzenia i zdecydować, co sprowadzi się u nas, a co niestety nie. W kolejnym roku zbudowałem szklarnię, przygotowałem wszystko jak należy - opowiada.
Jak mówi, jedzenie warzyw, które sam wyhodował, to ogromna satysfakcja. Postanowił, że pójdzie dalej.
- W zeszłym roku poczuliśmy się trochę pewniej i zaczęliśmy robić boxy z różnymi warzywami, których mieliśmy w danym momencie więcej, z przeznaczeniem dla naszych znajomych. Przetarliśmy pierwsze szlaki i rozwijamy się, aby robić ich więcej, ale wszystko w granicach rozsądku. Stale rozwijam ogród, próbuje uprawiać nowe warzywa i odmiany. Wierzę, że prowadzenie swojego ogródka ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie i samopoczucie - mówi Tomasz.
Postanowił nawet napisać ebooka o swojej przygodzie z uprawami. - Dzielę się swoją wiedzą i doświadczeniem zdobytymi w ciągu tych kilku lat. Ma on za zadanie ułatwić początkującym ogrodnikom rozpoczęcie przygody z uprawą oraz uniknąć błędów, które sam popełniłem.
Od zeszłego roku Ania i Tomasz mają w swoim gospodarstwie kury. - Razem z przyjacielem i tatą Ani ustawiliśmy mały kurnik i zbudowaliśmy wolierę, żeby kurki mogły swobodnie chodzić. Mają przestrzeń o powierzchni 4x2 m - opowiada.
W tym momencie mają cztery kury i jednego koguta. W okresie od wiosny do jesieni zbierają po 2-3 jajka dziennie. W sam raz na śniadanie.
Tomasz przyznaje, że odwiedzenie miasta raz na jakiś czas jest ciekawe, można robić rzeczy, których nie robi się na co dzień. - Ale jak tylko wracamy do domu, czujemy spokój, który tutaj osiągnęliśmy - podsumowuje.