Na swoim koncie ma kilkanaście powieści, głównie obyczajowych, ale też propozycje dla najmłodszych czytelników. Literackie umiejętności teraz najczęściej wykorzystuje, pisząc mowy pożegnalne. To w nich historia życia zmarłego przenika się z filozoficznymi rozważaniami o przemijaniu. Wszystko w zgodzie z intencjami rodziny, która poprosiła ją o poprowadzenie ostatniego pożegnania bliskiej osoby. - Pogrzeb mojego ojca był pierwszym świeckim pogrzebem, w którym uczestniczyłam. Wcześniej oczywiście wiedziałam, że są tacy ludzie, którzy zajmują się świeckimi pogrzebami, ale tak naprawdę wzięłam pierwszą osobę z Internetu, która mi odpowiadała. I byłam pod ogromnym wrażeniem. Ten pogrzeb mnie zachwycił. Do tego stopnia, że przez kolejne dwa tygodnie nie mogłam przestać o tym myśleć. Uświadomiłam sobie, że też mogłabym to robić, że chcę to robić i że mogłabym być w tym dobra - wspomina Monika.
Na tamtym etapie nie miała wiedzy jakie formalne kryteria trzeba spełnić, by zostać mistrzem. Okazało się, że nie ma konieczności ukończenia specjalistycznych kursów, choć takie funkcjonują. Prowadzą je Anna i Jacek Borowikowie - także mistrzowie świeckich ceremonii pogrzebowych. Jacek jest mistrzem od 26 lat, Anna od 23 lat. Była zresztą pierwszą w Polsce kobietą w tej roli. - Pamiętamy czasy, kiedy kobieta w roli celebransa pogrzebu nie była zjawiskiem oczywistym, jak ma to miejsce dziś - w znacznym stopniu dzięki działalności Anny. Jedno jest pewne: przecieranie szlaków do przyjemności nie należało, ale to opowieść na inny materiał - zaznaczają Borowikowie.
Na wstępie kursu każdy chętny jest informowany, że w świetle prawa kurs nie jest konieczny. - Decyzja o uczestnictwie należy do kandydata i zależy od jego stosunku do swych przyszłych klientów, czyli rodzin osób zmarłych. Kurs strzeże przyszłego mistrza przed błędami, a rodziny zmarłych przed byciem "materiałem eksperymentalnym". - My sami, pomimo niemałego doświadczenia organizatorskiego wyniesionego z pracy w agencji muzycznej, musieliśmy uczyć się na błędach, szukać informacji, oglądać doświadczonych mistrzów w Polsce i za granicą i z pewnością skorzystalibyśmy z kursu, gdyby ktoś wówczas takie kursy prowadził. Większość naszych Koleżanek i Kolegów z wieloletnim stażem również uczyło się samodzielnie i na własnych błędach. Dzisiaj dysponują wiedzą i doświadczeniem wyniesionym z wielu lat praktyki. Jesteśmy w kontakcie z wieloma mistrzami w całej Polsce, oczywiście z dawnymi kursantami również - podkreślają Borowikowie.
Kursy obecnie zostały wstrzymane. Przygotowanie kończą dwie osoby: pan Zbigniew z Wybrzeża i pani Aneta z centralnej Polski. - Zawieszenie kursów jest spowodowane nasyceniem rynku. Oczywiście, gdybyśmy żyli z organizacji kursów, organizowalibyśmy jakieś grupowe weekendowe szkolenia bez cienia odpowiedzialności za dalsze zawodowe losy absolwentów. Wiele osób z wielu dziedzin tak robi - wyjaśniają Borowikowie.
Ich kursy zostały opracowane na prośbę Polskiego Stowarzyszenia Pogrzebowego. Odbywały się w kaplicach i domach pogrzebowych oraz na cmentarzach w formie pracy jednego lub dwojga instruktorów tylko z jednym kandydatem. - Nigdy nie była to "masowa produkcja mistrzów", zawsze szkolenie odbywało się indywidualnie, by wykorzystać maksimum potencjału - tak kandydata, jak i instruktorów. Jeżeli z czasem okaże się, że w jakimś regionie brak wykwalifikowanych mistrzów ceremonii, wznowimy szkolenia - zapewniają Borowikowie.
Kurs obejmuje między innymi zagadnienia z zakresu psychologii żałoby, komunikacji z rodziną zmarłego, prawa i protokołu dyplomatycznego związanego z ceremonią pogrzebową. Uczestnicy szkolenia uczą się jak napisać mowę pogrzebową, jak pracować głosem, z nagłośnieniem i bez niego, a także jak poruszać się podczas ceremonii. - Na koniec kandydat w warunkach symulacji przeprowadza wywiad z rodziną zmarłego, komponuje mowę laudacyjną, ustala scenariusz muzyczny, przeprowadza ceremonię pogrzebową w sali/kaplicy, formuje i prowadzi kondukt, żegna "zmarłego" nad grobem. Wszystko w obecności instruktorów i przedstawiciela branży (zaproszonego doświadczonego pogrzebownika lub zarządcy cmentarza). Mistrz-in-spe otrzymuje zaświadczenie o odbyciu u nas przygotowania do roli mistrza ceremonii pogrzebowych - wyjaśniają Borowikowie.
Monika Sawicka-Kacprzak od początku czuła, że ma odpowiednie predyspozycje, by zostać mistrzem świeckiej ceremonii pogrzebowej. - Wiem, że dla wielu osób taki kurs może być bardzo potrzebny. Są tam takie przedmioty jak wystąpienia publiczne, wywiad, pisanie mowy, reagowanie w sytuacjach kryzysowych. Wiele osób nie ma takich doświadczeń, więc te kursy są absolutnie potrzebne- podkreśla.
Wszystko zaczyna się od rozmowy i spotkania z rodziną zmarłego, czy bliskim, który organizuje pogrzeb. To wtedy Monika poznaje historię osoby, której pożegnanie będzie prowadzić. - To jest wspomnienie, taka podróż do przeszłości. Na ile głęboko będziemy do tej przeszłości zaglądać, to już zależy od rodziny, czy bliskich zmarłego. Ja opowiadam o tym człowieku to, co powie mi rodzina. W ten sposób buduję i dzielę mowę. Często chronologicznie. Mówię o drodze zawodowej, o związkach, o relacjach z innymi... W tym wszystkim są też rozważania natury filozoficznej. Do tego dochodzi muzyka - opowiada.
Żeby rodzinie pogrążonej w żałobie było łatwiej formułować myśli, Monika przygotowała specjalny kwestionariusz złożony z 30 pytań. - Na początku wyraźnie jest zaznaczone, że nie muszą odpowiadać na wszystkie pytania. Często mówię im, że mogą odpowiadać samymi przymiotnikami, bo zdaje sobie sprawę z tego, jak trudne może być dla nich w tej chwili wspominanie zmarłego. Oprócz tego mogą napisać coś od siebie w formie takiej luźnej opowieści i oczywiście swoje pożegnanie. Jeśli mają taką chęć, a nie są w stanie powiedzieć tego na pogrzebie, to ja to wtedy czytam. Samo pisanie mowy zajmuje około 5, 6 godzin - podkreśla. Nie raz zdarza się, że w mowie zawiera też to, co rodzina przekazała jej poza kwestionariuszem, w niezobowiązującej rozmowie. Zawsze pyta jednak o zgodę. - Jeżeli rodzina chce, to może do mnie przyjechać, omówić szczegóły, ale do niczego nie namawiam, zawsze daję taką możliwość. Nie wszyscy w tym trudnym czasie chcą się jeszcze dobijać widokiem mistrza, który przecież kojarzy się z tym, co musi nastąpić - mówi Sawicka-Kacprzak. Ma jeszcze jedną zasadę - nigdy nie pyta o przyczynę śmierci. - Jeśli rodzina chce, to mówi sama, ale ja nigdy nie drążę, nie dopytuję, bo nie raz to są bardzo trudne sytuacje.
Mistrz musi zadbać też o odpowiedni strój. Nie ma obowiązujących wzorców. Monika najczęściej wybiera frak, żabot i cylinder. - Taki strój budzi różne emocje, czasami też kontrowersje. Zdarza się, że słyszę, że to nie mistrz ma się wyróżniać, że nie on jest najważniejszy, że nie może przytłaczać swoim strojem. Można też tak na to spojrzeć, ale z drugiej strony, jeśli mistrz prowadzi uroczystość w czarnej sukience, to czym się różni od żałobników? Ja doświadczyłam tego, że mistrz powinien się wyróżniać. Często przed samą uroczystością ktoś z uczestników do mnie podchodzi, wręcza na przykład jakiś tekst do przeczytania, albo chce zapytać, kiedy może wystąpić. Gdyby nie mój charakterystyczny strój - nie wiedziałby do kogo podejść - zauważa.
Inną opcją jest toga. Sawicka pozostaje też otwarta na sugestie i propozycje bliskich osoby zmarłej. Najważniejsze, by strój był zgodny z powagą wydarzenia.
Kolejnym ważnym elementem jest sprzęt techniczny. Mikrofon, nagłośnie, niekiedy ekran i rzutnik. Wszystko trzeba dostosować do przestrzeni, w której odbywa się uroczystość, do sali pożegnań, kaplicy, czy miejsca nad samym grobem. Ale przede wszystkim do woli i potrzeb bliskich zmarłego.
Pierwsze uroczystości w roli mistrza dla Moniki były trudne. Przygotowaną mowę ćwiczyła na głos, często płacząc. Podczas samych ceremonii wspomagała się lekami na uspokojenie. Teraz radzi sobie już bez nich. Od początku wiedziała jednak, że musi powściągnąć emocje i być profesjonalna. - Zdarzają się jednak pogrzeby, kiedy zapłacze, kiedy łzy mi polecą, głos się załamie i szybko muszę nad tym zapanować. Na początku sama się za to ganiłam, jednak szybko zmieniłam zdanie. Jak się okazuje, takie prawdziwe emocje są ważne dla rodziny zmarłego. Po jednej z ceremonii usłyszałam, że poczuli, że są bliżej mniej, bo widzieli, że ja to autentycznie przeżywam. Taki momentami, które kolokwialnie mówiąc mnie rozwalają, jest podejście do urny i pożegnanie z nią. Niektórzy nie potrafią po prostu odejść, nie potrafią się pożegnać - dodaje.
Najtrudniejsze są pożegnania dzieci. Dzieci, które chowane są przez swoich rodziców. - Takich ceremonii nie da się zapomnieć. Niezależnie od tego, czy to są małe dzieci, czy dorośli ludzie. Dla kogoś zawsze pozostaną dziećmi. Patrzenie na rozpaczającą parę starszych ludzi przy urnie jest straszne, bo nie tak przecież ten świat został poukładany, to jest wbrew prawom natury. To dzieci powinny chować rodziców, a nie odwrotnie. A tak się przecież też zdarza. To nie ma znaczenia, czy dziecko miało 5, czy 55 lat, to zawsze będzie dziecko dla żyjącego rodzica - mówi Monika.
Spośród kilkudziesięciu pogrzebów, które poprowadziła, był jeszcze jeden wyjątkowo trudny, bo wyjątkowo osobisty. W październiku 2022 roku Monika pożegnała swoją mamę. Przede wszystkim jako córka, ale także jako mistrz tej ceremonii. Do dziś, gdy wspomina ten dzień, emocje biorą górę. Od początku wiedziała, że poprowadzi tę uroczystość, choć nigdy na ten temat z mamą nie rozmawiała. - Mama chroniła mnie do samego końca, nawet nie mówiąc o swoim cierpieniu - mówi łamiącym się głosem Monika.
O zorganizowanie pogrzebu poprosiła niewielki zakład, z którym na co dzień współpracuje. Wtedy zaproponowano jej pomoc w znalezieniu mistrza ceremonii, ale dla niej było to kompletnie niezrozumiałe. - Zewsząd słyszałam słowa zdziwienia, niedowierzania. Poza moim mężem. On wiedział, że tylko ja to mogę zrobić. Było bardzo trudno, musiałam skupić się na wykonaniu konkretnego zadania. Z samej ceremonii niewiele pamiętam. Dla mnie najważniejsze było, by mama była ze mnie dumna - mówi, nie kryjąc łez.
Szacuje się, że obecnie w Polsce od 4 do 6 procent wszystkich pogrzebów to pogrzeby świeckie. Częściej odbywają się w dużych miastach. Jak zauważa Monika, zdarza się, że ludzie nie wiedzą, na czym polega taka uroczystość, jak przebiega, jak może wyglądać, reagują sceptycznie. Z drugiej strony dostrzega też wzrost społecznej świadomości. - To nie są tylko ateiści. Zdarzyło się, że rodzina była wierząca, zmarły był wierzący, ale mówili wprost - wierzę w Boga, ale nie wierzę w kościół. Dla mnie nie ma znaczenia powód, ale ludzie często sami mówią. Najczęściej odchodzą od tej kościelnej uroczystości, bo chcą ją spersonalizować. Chcą, żeby to było dla i o tej osobie. Bez żadnych innych kontekstów, czy to społecznych, czy politycznych. Ich drogi z kościołem się rozeszły. Druga to ekonomia. Te ceremonie są zazwyczaj tańsze, chociaż oczywiście to zależy od miejsca. No i trzeci argument - ateizm zmarłego - wymienia Sawicka-Kacprzak.
Wzrasta też zainteresowanie profesją mistrza świeckiego pogrzebu. - Zainteresowanie wzrasta, głównie dzięki mediom, które wywołują wrażenie większego wzrostu liczby pogrzebów świeckich, niż rzeczywisty. Liczba pogrzebów świeckich rośnie sukcesywnie, ale nie jest to wzrost tak lawinowy, jak wynikałoby to z mediów. Za to liczba mistrzów ceremonii podwoiła się w ciągu trzech lat. W Polsce pracuje obecnie około 50 mistrzów ceremonii i jest to liczba pokrywająca z naddatkiem zapotrzebowanie kraju. Dlatego wstrzymaliśmy kursy, nie chcąc, by nasi absolwenci byli zmuszeni konkurować pomiędzy sobą - wyjaśniają Anna i Jacek Borowikowie.
A kto może zostać mistrzem ceremonii? - Zgłosić się na kurs mógł każdy, ale nie każdy powinien być mistrzem ceremonii pogrzebowych. Sama empatia, choć nieodzowna, niestety nie wystarczy do przygotowania i poprowadzenia często skomplikowanej ceremonii. Oczywiste jest, że na szkolenia przyjmowane były osoby posiadające już pewne predyspozycje do tego zawodu. Psychiczne, takie jakie wysokie zdolności interpersonalne, odporność na stres, komunikatywność, zdolność do empatii/współczucia, zdolność do pracy pod presją czasu, umiejętność kierowania ludźmi. Ale także fizyczne: prawidłowa dykcja, ładna barwa głosu, wytrzymałość fizyczna; oraz odpowiednie wykształcenie ogólne: posługiwanie się nienaganną polszczyzną, znajomość przynajmniej języka angielskiego, obycie w literaturze pięknej, filozofii, muzyce, podstawach historii kultury - wymieniają Borowikowie.
- To jest zajęcie dla kogoś, kto szczerze, autentycznie interesuje się drugim człowiekiem. Kto jest w stanie współodczuwać. To trzeba w sobie mieć - dodaje Monika Sawicka-Kacprzak. Trudno przecież nauczyć się empatii.