W zlicytowanej w londyńskim Sotheby’s koszulce, Diego Maradona zagrał jeden mecz. Ale jaki! To właśnie w tamtym spotkaniu przeciwko Anglikom zdobył jedne z najsłynniejszych bramek w historii futbolu. Najpierw oszukał rywali - a przede wszystkim sędziego - wbijając piłkę do bramki "ręką Boga", jak mówił po meczu. Chwilę później, jakby nie chcąc zawdzięczać wygranej, tylko oszustwu (czy jak wolą mówić Argentyńczycy: przebiegłości), minął pięciu Anglików i podwyższył wynik. Argentyna wygrała 2:1. Awansowała do półfinału, a potem do finału, by ostatecznie zdobyć mistrzostwo świata.
Stojąca za koszulką historia przynajmniej częściowo tłumaczy zawrotną kwotę, za jaką została sprzedana. Przez 36 lat była własnością byłego reprezentanta Anglii Steve’a Hodge’a, który dostał ją zaraz po meczu od samego Maradony i latami odrzucał propozycje sprzedaży, składane przez łowców piłkarskich skarbów. Kilkanaście lat wisiała w Narodowym Muzeum Piłkarskim w Manchesterze, przyciągając zwiedzających, ale i przypominając o bolesnej dla Anglików porażce. Gdzie trafiła teraz? Nie wiadomo, bo nabywca zachował anonimowość. Wiadomo za to, że latami upominali się o nią Argentyńczycy, uważając, że to ich dobro narodowe i że Steve Hodge powinien ją po prostu oddać.
Innym koszulkom do rekordowej kwoty uzyskanej za pamiątkę po Diego daleko. Druga na liście najdroższych w historii koszulka Pelego, ze zwycięskiego dla Brazylii finału mundialu w 1970 roku, poszła za 225 tysięcy dolarów. Co wciąż jest kwotą godną nieprzeciętnego dzieła sztuki.
Rynek koszulek piłkarskich rządzi się swoimi prawami. Największą gratką dla kolekcjonerów nie są te w stanie "menniczym", ze sklepową metką, ale takie, które były już noszone. Oczywiście nie przez byle kogo, a konkretnych zawodników. I to najlepiej w najważniejszych meczach.
- Robert Lewandowski nieczęsto rozdawał swoje koszulki meczowe, więc trudno je znaleźć i mają swoją cenę. Ostatnio widziałem, że noszona przez niego w meczu Ligi Mistrzów poszła za 4000 euro - opowiada Grzegorz, kolekcjoner koszulek Bayernu Monachium.
W swoich zbiorach ma ponad 400 koszulek Bayernu. Takich, w których zawodnicy grali albo przynajmniej były dla nich przygotowane. Nieprzyjemny zapach i ślady trawy? Tym lepiej. Łatwiej potwierdzić autentyczność, chociażby porównując zabrudzenia ze zdjęciami z danego meczu.
- Nigdy nie piorę koszulek używanych przez piłkarzy. Dla mnie straciłyby wtedy na wartości. Im więcej na koszulce śladów gry, tym koszulka droższa, bo to dowody, że faktycznie była grana w danym meczu. A zapach? Odwietrzy się - przekonuje Grzegorz.
Najstarsza koszulka w jego kolekcji pochodzi z lat 60. To biały kruk. Żeby go zdobyć, nie wystarczy odpowiednio gruby portfel. Niezbędne są też kontakty i łut szczęścia.
- Poszukiwania koszulek zaczynałem jak wszyscy - od serwisów aukcyjnych. Tam poznałem kolekcjonerów z zagranicy, którzy poznawali mnie z innymi. Niektórzy mają fantastyczne kolekcje, których nie wystawiają do publicznej sprzedaży - mówi Grzegorz.
Do kolekcjonerskiego obiegu koszulki trafiają najczęściej z rąk samych piłkarzy albo licytacji charytatywnych. Na fali rosnącego popytu powstała międzynarodowa platforma aukcyjna MatchWornShirt, gdzie same kluby wystawiają koszulki z konkretnych meczów. Z platformy korzysta coraz więcej drużyn, m.in. Manchester United, Napoli czy PSG. Za koszulki Cristiano Ronaldo w barwach tego pierwsze go, płacono po 30-40 tysięcy euro. Koszulka Leo Messiego, w której strzelił siedemsetną bramkę w swojej karierze, została sprzedana za ponad 35 tysięcy euro.