Reklama

Krakowski Kazimierz. Środa, 4 października 2017 r. Robert J. wracał do mieszkania, które znajdowało się niedaleko placu Wolnica. Ubrany był w szarą puchową kurtkę, miał okulary i plecak. Podszedł pod drzwi prowadzące do jego bloku. Kilka sekund później został zatrzymany przez policyjnych antyterrorystów, którzy skuli jego ręce i nogi.

Następnego dnia Robertowi J. prokurator przedstawił zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem 23-letniej studentki religioznawstwa z Krakowa.

"Czułam, że stało się coś złego". Dzień zaginięcia

Reklama

Kraków. Czwartek, 12 listopada 1998 r. Katarzyna umówiła się z mamą, że spotkają się w przychodni na osiedlu Uroczym. Dziewczyna po śmierci ojca cierpiała na depresję i korzystała z pomocy specjalistów.

Tata Katarzyny był dla niej autorytetem, zarazem powiernikiem największych tajemnic. To on zaraził ją pasją do gór. Pewnego dnia po namowach dziewczyny wybrali się na wspólną wyprawę. Mężczyzna podczas wspinaczki poślizgnął się i spadł. Z urazem kręgosłupa trafił do szpitala. Potem zapadł na ciężką chorobę i zmarł. Katarzyna obwiniała się za to.

Dziewczyna nie dotarła jednak na umówione spotkania z mamą. Tak tamtą chwilę wspominała w czerwcu 2014 r. Bogusława, mama dziewczyny w rozmowie z Martą Paluch z Gazety Krakowskiej. Był to jeden wywiad, którego kobieta udzieliła przez lata.

"Czułam, że coś złego się stało. Czekałam na nią pod przychodnią na osiedlu Uroczym, bardzo zaniepokojona. Była słowna, zawsze przychodziła na umówione spotkanie. Komórek wtedy nie było. Od razu wieczorem poszłam na policję zgłosić zaginięcie. Kazali czekać" - powiedziała podczas rozmowy z dziennikarką.

Funkcjonariusze zlekceważyli zgłoszenie. Uznali, że dziewczyna wyjechała z przyjaciółmi i na pewno za parę dni wróci. Tak się jednak nie stało.

Potworne odkrycie

Środa, 6 stycznia 1999 r. Kapitan barki "Łoś" Mieczysław M. był zajęty cumowaniem łodzi, gdy nagle obroty gwałtownie spadły. Ta sytuacja nie zaskoczyła mężczyzny. Pomyślał, że w turbinę znów wkręciły się pływające w Wiśle śmieci. Dokończył pracę i poszedł do domu.

Następnego dnia o poranku razem z mechanikiem próbowali dostać się do śruby. Okazało się, że przyczyną awarii jest fragment ludzkiej skóry.

Tydzień później z Wisły wyłowiono fragment nogi. Dzięki badaniom DNA udało się ustalić, że szczątki należały do zaginionej Katarzyny Z.

Lubiła książki i muzykę klasyczną. Kim była Katarzyna Z.?

Dziewczyna urodziła się 1 czerwca 1976 r. Była studentką religioznawstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, choć wcześniej przez rok studiowała psychologię oraz historię. Mieszkała razem z matką. Lubił a książki science fiction, słuchała muzyki klasycznej.

Katarzyna nie miała zbyt wielu koleżanek. Była osobą cichą, skrytą i wycofaną.

Jednym z miejsc, gdzie Kasia lubiła spędzać czas, jest nieistniejąca już dziś giełda muzyczna "Pod Przewiązką". Lokal znajdował się w latach 90. ubiegłego wieku przy ul. Bydgoskiej. Dziewczyna pierwszy raz pojawiła się tam najprawdopodobniej we wrześniu 1998 r.

Brak informacji na temat Kasi był największym problemem śledczych, którzy zajmowali się sprawą pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Na uczelni nie pojawiała się od trzech tygodni.

Wiadomo, że Katarzyna spędzała dużo czasu na jednej z posesji na obrzeżach miasta. Była tam widziana już latem 1998 r. w towarzystwie dwóch dziewczyn. Na tej samej posesji, widywany był również Robert

Robert z Kazimierza, czyli tajemniczy element układanki

Robert J. w latach 90. ubiegłego wieku mieszkał razem z rodzicami na krakowskim Kazimierzu. Pomiędzy matką i ojcem mężczyzny nie układało się, dlatego Józef J. wyprowadził się do swojej nowej partnerki. Z kolei jego żona wyjechała do Kanady, gdzie przez jakiś czas przebywał także Robert J.

Mężczyzna wrócił do Polski najprawdopodobniej wiosną 1998 r. i zamieszkał w mieszkaniu rodziców. W listopadzie 1998 r. (w tym miesiącu zaginęła Kasia) Robert J. miał 33 lata.

Kiedy do opinii publicznej przedostała się informacja, że z Wisły wyłowiono ludzką skórę, niektórzy mieszkańcy Kazimierza zaczęli mówić, że Robert J. może mieć coś wspólnego ze sprawą.

Mężczyzna nienawidził kobiet. Jedną z sąsiadek obserwował przez lornetkę, aż musiała zamontować w oknie żaluzje. Chodził za nią, pisał do niej wulgarne listy. Dręczył ją psychicznie. Kobieta bała się go. Okazało się też, że mężczyzna kupuje damską bieliznę i lubi wieczorne spacery nad Wisłą.

Tuż po zaginięciu Katarzyny mężczyzna skuł płytki w łazience i zrobił gruntowny remont mieszkania. Jak ustalili reporterzy "Superwizjera" Robert w latach 80. ubiegłego wieku pracował w instytucie zoologii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podczas jednego ze swoich dyżurów zamordował wszystkie króliki doświadczalne. Nie był w stanie wyjaśnić dlaczego.

Mężczyzna odpracowywał także zasadniczą służbę wojskową w istniejącym wówczas prosektorium przy ul. Trynitarskiej, gdzie miał kontakt ze zwłokami.

Z nielicznych informacji, które przeniknęły ze śledztwa do mediów, wynika, że sprawca, który dopuścił się zbrodni, miał do czynienia z tkankami miękkimi i posiadał w tym "pewną praktykę".

Po latach śledczy ustalili także, że na szczątkach Kasi znajdowały się charakterystyczne ślady, które mogła zostawić osoba trenująca sztuki walki. W czasie kiedy dziewczyna zniknęła, Robert ćwiczył sporty walki przy ulicy Ułanów.

Na trzy tygodnie przed śmiercią Katarzyna zaczęła się odchudzać, zmieniła styl ubierania, przefarbowała się na blond. To właśnie ten kolor włosów najbardziej lubił Robert J.

Po śmierci Kasi w życiu Roberta J. zachodzi ważna zmiana. Od grudnia 1998 r. zaczyna chodzić do kościoła Bonifratrów. Udziela się w życiu lokalnej kościelnej wspólnoty. Zaczyna też regularnie odwiedzać grób dziewczyny.

Oskarżenie

Po zatrzymaniu w 2017 r. Robert J. nie przyznał się do winy. Na początku zaprzeczył również, że znał Katarzynę Z.

Z komunikatu Prokuratury Krajowej: "w toku śledztwa ustalono, że do zabójstwa studentki z Krakowa doszło pomiędzy 12 listopada 1998 r. a 6 stycznia 1999 r. Jej niektóre szczątki w postaci skóry, tułowia, nogi i innych części ciała znaleziono w Wiśle w dniach 7 i 14 stycznia 1999 r. Według śledczych, 12 listopada 1998 r., stosując przemoc fizyczną, podejrzany pozbawił pokrzywdzoną wolności, zatrzymując ją i przetrzymując wbrew jej woli w zamkniętym pomieszczeniu, utrzymując ją w tym czasie w stanie bezbronności poprzez podawanie jej określonych związków chemicznych".

Według prokuratora, w czasie uwięzienia Robert J., zanim dokonał zabójstwa pokrzywdzonej, torturował ją, maltretował i męczył fizycznie i psychicznie. Zadał jej szereg ciosów w postaci kopnięć, bił narzędziem twardym, tępym i tępokrawędzistym oraz ostrokrawędzistym, jakim jest np. nóż, a także oskórował swoją ofiarę. Te niezwykle brutalne działania sprawcy doprowadziły do śmierci pokrzywdzonej 23-letniej studentki.

Wyrok

Robert J. został skazany na dożywocie za zamordowanie i oskórowanie krakowskiej studentki Katarzyny Z. Tak zdecydował Sąd Okręgowy w Krakowie. Uzasadnienie ustne wyroku będzie niejawne. Sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności, a wyrok nie jest prawomocny.

Wcześniej na początku lutego 2022 r. Robert J. został skazany przez rzeszowski sąd za składanie fałszywych zeznań. Proces rozpoczął się we wrześniu 2020 r. Robert J. zarzucał strażnikom więziennym z Zakładu Karnego w Rzeszowie, że od października 2017 r. do stycznia 2018 r. znieważali go i znęcali się nad nim psychicznie.

Mężczyzna twierdził, że był nazywany "homoseksualistą", "pedałem" czy "skurwy.....". J. przekonywał, że strażnicy kazali mu wykonywać szereg czynności, które były nieuzasadnione. Chodzi m.in. o rzekome nakazywanie wstawania z łóżka czy grożenie użyciem siły fizycznej.

Zdaniem mężczyzny wszystko to miało na celu spowodowanie, aby przyznał się do oskórowania krakowskiej studentki Katarzyny Z. Sąd Rejonowy w Rzeszowie nie dał wiary Robertowi J. Uznał on, że mężczyzna nie mówi prawdy, a zarzuty, jakie stawiał strażnikom więziennym, są bezpodstawne.

Robert J. został skazany za składanie fałszywych oskarżeń na rok pozbawienia wolności.