Reklama

Muzeum Auschwitz-Birkenau reaguje szybko. "Napis »Arbeit macht frei« to jedna z ikon ludzkiej nienawiści. Instrumentalizacja symbolu cierpienia ofiar Auschwitz  - największego cmentarzyska Polski i świata - to skandaliczny przejaw moralnego zepsucia. To szczególnie zawstydzające, kiedy dokonują tego polscy posłowie" - napisano w oświadczeniu.

"Większość rodziny mojego ojca zamordowano w Auschwitz wraz z ponad milionem innych ofiar" - komentuje z kolei chargé d'affairs Izraela w Polsce Tal Ben Ari.

Reklama

Takie odwołania do symboliki Holokaustu pojawiają się zresztą na innych protestach przeciwników szczepień przeciwko COVID-19 lub wprowadzaniu restrykcji związanych z pandemią. Na demonstracjach w Niemczech popularny jest symbol żółtej gwiazdy Dawida z napisem "niezaszczepiony". Z kolei w Poznaniu na jednym z protestów niesiono transparent z hasłem: "Auschwitz nie spadło z nieba".

Smutne i głupie

Nie pierwszy i zapewne niestety nie ostatni raz symbole wielkiego okrucieństwa wykorzystywane są w sposób instrumentalny w nieodpowiednich kontekstach. Pandemia koronawirusa przyniosła jednak niespodziewanie nowy rozdział tych praktyk. Dopisywanie tak mocnych i jasnych symboli Holokaustu, czyli ludobójstwa około 6 milionów europejskich Żydów dokonane w czasie II wojny światowej przez III Rzeszę Niemiecką do innych porządków jest nie tylko smutne, jak mówi Piotr Cywiński, dyrektor Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau.

 - Jest to smutne i głupie. Smutne, bo czyni realną krzywdę osobom, które nadal pamiętają o ofiarach ze swoich rodzin, które były tu mordowane. Zubażanie symboli jest czymś bardzo niebezpiecznym, bo jeśli symbol nie pozostaje bardzo czytelny, a bywa nadużywany na prawo i lewo, staje się coraz mniej przemawiający. To jest smutne, ale i naprawdę głupie, intelektualnie jest wyrazem kompletnej porażki - podkreśla Cywiński.

Olga Szymańska, edukatorka w Żydowskim Instytucie Historycznym ocenia jednoznacznie: instrumentalne wykorzystanie zarówno przedmiotów, jak i przedstawień wizualnych związanych z życiem i śmiercią więźniów obozów koncentracyjnych jest zdecydowanie naganne. 

- Tak samo jak porównywanie nakazu szczepień do polityki nazistowskiej, czy używanie słowa "Holokaust" w innych kontekstach niż dotyczący zagłady Żydów. Jest to na tyle znane, powszechnie rozpoznawane słowo-symbol, że wykorzystanie go w aktualnych problemach społecznych podbija ich dramatyzm. Właściwie każde wykorzystanie noszonej w gettach opaski czy obozowego pasiaka w charakterze atrybutu czy przebrania jest karygodne i powinno być piętnowane - mówi Szymańska.

- Te słowa umieszczone na bramie prowadzącej do niezwykle okrutnego świata to przecież jeden z najwyraźniejszych symboli zła, nienawiści i bezmiaru ludzkiego cierpienia - przypomina dr Marcin Zaborski z Centrum Badań na Ekonomiką Miejsc Pamięci Uniwersytetu SWPS. Ostatnie miesiące pokazują, że chyba jednak nadal nieustannie trzeba o tym przypominać.

Pamięć o śladach

27 stycznia podczas obchodów 77. rocznicy wyzwolenia Auschwitz ocalała z Holokaustu pisarka i tłumaczka Halina Birenbaum stwierdziła, że w obecnym świecie pełnym aktualnych palących problemów, ludzi coraz mniej absorbuje Holokaust.

- Ten ogrom straconych istnień, życia, cierpień daremnych, zadawanych mąk, śmierci niewinnych. Czas i niewiedza mogą zatrzeć ślady o nich - powiedziała Birenbaum.

Około 110 tys. butów, niemal 3,8 tys. waliz, w tym 2,1 tys. z napisami pozostawionymi przez właścicieli, prawie 470 protez i ortez, 397 sztuk odzieży obozowej, tzw. pasiaków, 246 sztuk tałesów. Blisko dwie tony włosów obciętych deportowanym kobietom.

Do tego prawie 250 metrów bieżących dokumentów w archiwum,  około 39 tys. negatywów fotografii nowo przywiezionych więźniów, 48 tomów obozowych ksiąg zgonów.


Ponad 150 budynków, w tym ruiny czterech komór gazowych i krematoriów w Birkenau i wiele wiele więcej - to tylko pewien wycinek namacalnych, materialnych śladów po zagładzie, które znajdują się na terenie muzeum Auschwitz. Śladów, o których mówiła Birenbaum. Pozostałe, niematerialne ślady także wymagają od nas troski.

Podczas, gdy dla wielu oczywiste jest, że instrumentalne potraktowanie symboli Holokaustu jest po prostu złe, dla innych zupełnie takie nie jest i zdaje się nie być łączone z obrażaniem pamięci ofiar.

- Sądzę, że wynika to z wciąż niewystarczającej edukacji o osobistym doświadczeniu czasów wojny, a w efekcie - braku empatii wobec ofiar. Holokaust stał się w powszechnym rozumieniu doświadczeniem zbiorowości a nie jednostek składających się na zamordowany naród - stwierdza Olga Szymańska.

- Tadeusz Konwicki przekonywał kiedyś, że Zagłada nie była zwykłą zbrodnią. Była czymś, co "przewróciło cały dotychczasowy moralny porządek świata" - przypomina z kolei dr Marcin Zaborski. I dodaje: - Wydarzenia, których symbolem stały się dymiące kominy w Auschwitz czy obozowa brama z napisem "Arbeit macht frei", radykalnie zmieniły rzeczywistość nie tylko tamtego wojennego czasu.

Jak zauważa, z tego wynika pewien paradoks.

- To właśnie ogrom tamtego dramatu sprawia, że niektórzy sięgają po symbole związane z zagładą. Inaczej mówiąc - pokusa wykorzystania tych symboli jest silna, ponieważ wyjątkowo silna jest ich moc. Przemawiają do kolejnych pokoleń. Są niezwykle wyraziste i sugestywne. Kryją się za nimi bardzo konkretne dramatyczne wspomnienia, opowieści, obrazy i - przede wszystkim - osoby. Wszystko to odwołuje się do naszej wyobraźni i tworzy ogromny ładunek emocjonalny. I ten ładunek staje się czasem pokusą dla tych, którzy szukają łatwych dróg dotarcia do innych ze swoimi hasłami, postulatami czy ideami. Sięgnięcie po znane symbole jest więc pewnego rodzaju pójściem na skróty i dokonaniem prymitywnego uproszczenia - podsumowuje Zaborski.

Pamięć wśród młodych

Ronald S. Lauder, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, podczas 77. rocznicy wyzwolenia Auschwitz wskazał, że to zwłaszcza młodzi powinni zobaczyć, co pozostawiło po sobie okrucieństwo wojny, jednak w obecnych czasach jest to coraz trudniejsze.

Tymczasem, jak wynika z badania "Gen Z i historia nazizmu: wysoka wrażliwość i niewiarygodna fascynacja", o którym napisał Deutsche Welle, młodzi ludzie są bardziej zainteresowani czasami nazistowskim niż pokolenie ich rodziców.

Z badania przeprowadzonego przez Instytut Rheingolda w Kolonii na zlecenie Archiwum Arolsen w Hesji płynie wniosek, że osoby w wieku 16-25 lat wykazują duże zainteresowanie czasami narodowego socjalizmu. Podczas gdy w pokoleniu ich rodziców zainteresowanie to podziela 66 proc. ankietowanych, w przypadku młodszych osób dotyczy ono 75 proc. pytanych - czytamy na stronie Deutsche Welle.

Jak zauważa Olga Szymańska, edukacja o Holokauście spełnia nową rolę - nie tylko wskazuje i oskarża odpowiedzialnych za zbrodnię ludobójstwa, ale uwrażliwia na to, że zamordowani byli konkretnymi ludźmi z własnymi historiami - dodaje. Dzięki temu staje się punktem wyjścia do edukacji prawach człowieka, a moralizatorstwo nabiera treści, która ma szansę trafić do ludzi niezainteresowanych tym kontekstem.

Z perspektywy Miejsca Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau także widać coraz większe zainteresowanie młodych ludzi.

- W 2019 roku mieliśmy 2,3 mln odwiedzających, 60 proc. to byli ludzie młodzi - mówi Piotr Cywiński. - Na ogół były to grupy organizowane przez szkoły, najczęściej grupy licealistów - dodaje.

Jak mówi, w jego przekonaniu jest to wynik wejścia nauczania o zagładzie do bardzo wielu programów szkolnych w Europie i poza nią.

- Obecnie dzięki zaangażowanym nauczycielom historii czy języka polskiego, młodzież ma szansę na spojrzenie na Zagładę Żydów z perspektywy ofiar dzięki cyfrowej dostępności takich dokumentów jak zbiór Podziemnego Archiwum Getta Warszawy - zauważa Olga Szymańska.

Jak mówi, obecnie zaczyna dominować narracja "Ludzie, nie liczby".

Czy to, że młodzi ludzie coraz bardziej interesują się historią Holokaustu pomoże w ochronie symboli w przyszłości? Być może, choć tu z kolei pojawia się inne zagrożenie - sentymentalizowanie doświadczenia Holokaustu. Jak zauważa edukatorka, przykładem są książki, w których Auschwitz jest instrumentalnie wykorzystywane jako tło rozrywki dla czytelnika.


- Wynika to z banalizowania doświadczenia Zagłady, źródła takiej postawy upatruję w rozmywaniu tragedii na grupę, która jej doświadczyła. Dopiero kiedy spojrzymy na Holokaust z perspektywy ofiar, dodatkowo czytając osobiste wspomnienia, zobaczymy sedno tej tragedii - rozłąkę rodzin, tęsknotę, śmierć najbliższych, samotność, strach i upokorzenie. Relacje te są często surowe, naturalistyczne, szczegółowe, ta trudność w odbiorze jest dla wielu barierą, która uniemożliwia lepsze poznanie sytuacji świadków i ofiar. Dlatego łatwiej jest sięgnąć po powieść, której okładka sugeruje, że opowiada prawdziwą historię z "anus mundi". A de facto jest banalną opowieścią, często z romansowym wątkiem, nie wnoszącą nic do zbliżenia się do doświadczenia ofiar - mówi Szymańska.

Ochronić symbole

Jak zatem dbać o to, by znaczenie symboli nie ulegało rozmyciu, a do sytuacji takich jak wspomniane na początku transparenty nie dochodziło?

- Jedna rzecz to edukacja, druga to oprotestowywanie, wykazywanie, że tak naprawdę nadużywając tego typu symboli, jak nawiązanie do "Arbeit macht frei", po prostu ujawniają daleką głupotę, bo pokazują, że nie ci ludzie mają żadnych argumentów - mówi Piotr Cywiński.

Dr Marcin Zaborski zauważa, że nie od dziś zdarza się, że w debacie publicznej pojawiają się osoby czy grupy, które w sposób nieadekwatny porównują cierpienie ofiar Holokaustu do dzisiejszych zjawisk.

 - W ten sposób zniekształcają historię, która rozegrała się za obozowymi drutami. Jedni robią to w sposób nieprzemyślany, bezrefleksyjnie, bezwiednie. Inni przeciwnie - robią to z pełnym rozmysłem. Nie można więc powiedzieć, że dzieje się to jedynie z powodu braku wiedzy czy za sprawą historycznej ignorancji. Problem jest, niestety, dużo głębszy i dotyka pokładów cynizmu, wyrachowania i braku wrażliwości pewnych grup społecznych czy politycznych - mówi.

I dodaje: - Nie sądzę więc, że jesteśmy w stanie zupełnie wyeliminować takie przypadki instrumentalnego podejścia do historii i cynicznego wykorzystania symboli, które odwołują się do tragicznych ludzkich losów. Na pewno jednak możemy ograniczać te działania, których źródłem jest po prostu brak wiedzy lub wiedza niewystarczająca. Dlatego tak ważna jest edukacja prowadzona zarówno w szkołach, jak i w miejscach pamięci. I ważne, żeby nie dotyczyła tylko pokazywania przeszłości, ale żeby budowała mosty między wczoraj a dziś. Rzetelna wiedza o Holokauście jest bardzo ważna. Ale istotna jest też wrażliwość, którą można budować dzięki pogłębianiu tej wiedzy.

Przenosiny do sieci

W 2021 r.  Miejsce Pamięci i Muzeum Auschwitz-Birkenau odwiedziło 563 725 osób. Dla porównania - w 2019 roku muzeum odwiedziły 2 miliony 320 tysięcy osób z całego świata. Z powodu pandemii COVID-19 muzeum było całkowicie zamknięte przez ponad jedną czwartą roku. Ograniczenia w podróżowaniu i przekraczaniu granic spowodowały, że ponad 60 proc. odwiedzających stanowiły osoby z Polski.

W obecnych czasach dbanie o  pamięć o Holokauście zdaje się jeszcze trudniejsze, w obliczu częstej niemożności odwiedzenia miejsca pamięci w Oświęcimiu. By zrekompensować ten brak bezpośredniego kontaktu, władze muzeum w zasadzie od początku pandemii tworzą nowe rozwiązania online'owe. Zintensyfikowali także obecność muzeum w mediach społecznościowych, a w 2021 roku ruszył podcast "O Auschwitz".

- W tym roku zostanie uruchomiona możliwość zwiedzania online z przewodnikiem w ramach nowej platformy. Będą też możliwe pewne pakiety typu VR, które będą odzwierciedlały jego stan z ostatniego okresu istnienia obozu - wymienia dyrektor Piotr Cywiński.

Zapytany o to, czy spadek liczby odwiedzających w wyniku wciąż przeciągającej się pandemii może wpłynąć na to, że symbole Holokaustu zaczną się zacierać, mówi:

- Wierzę, że nie, dlatego jesteśmy bardzo aktywni w internecie, staramy się wyjść naprzeciw trudnościom, które czekają chętnych do odwiedzenia miejsca pamięci.