- Czasem okazuje się, że przodkowie przekazywali nie do końca zgodne z prawdą informacje. Miałam taką zagadkę, którą udało mi się rozwiązać. Poszukiwana pani była Żydówką, jednak przed wojną zmieniła w dokumentach swoje wyznanie na katolickie, by przeżyć - opowiada Marta Maćkowiak, znana w sieci pod aliasem Duchy Przodków.
Genealogią zainteresowała się, gdy była nastolatką. Później postanowiła, że w tę stronę pójdzie jej kariera zawodowa. Jako genealożka pracuje od około 10 lat.
W przypadku poszukiwań wspomnianej Żydówki potrzeba jej było nieco uporu, ale i łut szczęścia. - Skontaktowałam się z Urzędem Stanu Cywilnego, w którym wystawiony był akt chrztu. Nie było tam nikogo o takim nazwisku. Potem zaczęłam sprawdzać różne bazy danych pod kątem tego nazwiska i imion. Jakoś udało się namierzyć rodziców. Na szczęście nazwisko ojca było takie samo - mówi. - W międzyczasie klient znalazł dodatkowy dokument, dzięki któremu potwierdziłam jedno z imion. Trzeba zebrać te puzzle i po kawałku układać w całość. Takie poszukiwania są czasochłonne i czasem frustrujące, ale jak już uda się rozwiązać zagadkę, jest wielka satysfakcja.
Jako dziecko Marta Maćkowiak słuchała opowieści dziadków o ich przedwojennym życiu. Mówili też o miasteczkach, z których pochodzili - Pińsk na obecnej Białorusi, Buczacz na Ukrainie, Jarocin w Wielkopolsce i Lipno na Wołyniu. W przyszłej genealożce pojawiła się chęć poznania przodków, by tym samym lepiej zrozumieć własną tożsamość.
Jak przyznaje dziś Maćkowiak, odpowiedzi, których szukamy, nie zawsze są dla nas wygodne.
- Czasem wyniki poszukiwań mogą okazać się nie tym, czego klient się spodziewa. Zdarza się, że osoby będące przekonane o korzeniach szlacheckich czy żydowskich, tracą zainteresowanie historią swojej rodziny, jeśli okazuje się, że prawda jest inna - opowiada.
Miała przypadku, gdy w trakcie poszukiwań okazywało się, że przodek były nieślubnym dzieckiem. - Pamiętam też panią, dla której odszukałam teczkę personalną dziadka. W jej wyobrażeniu był przystojnym, dobrym i ciepłym mężczyzną - wspomina Marciniak. - Przystojny był rzeczywiście, jednak niestety według opisu przełożonych i kopii artykułów dołączonych do teczki malował się obraz osoby agresywnej, brutalnej i działającej po trupach do celu.
Marta Maćkowiak pracowała w Dziale Genealogii Żydowskiego Instytutu Historycznego. Obecnie prowadzi własną działalność, w ramach której szuka przodków i pomaga w zbudowaniu drzewa genealogicznego.
- Zauważam, że poszukiwanie przodków jest coraz bardziej popularne. Gdy zaczynałam pracować w tym zawodzie, poszukiwaniem przodków interesowały się głównie starsze osoby. Na przykład było to ich hobby na emeryturze. Albo po śmierci członka rodziny trzeba było zająć się sprawami spadkowymi i kogoś odnaleźć - przyznaj genealożka.
Jak widzi, obecnie poszukiwanie przodków interesuje coraz młodszych ludzi, nawet studentów czy licealistów. - To jest świetne, bo młodzi mają jeszcze szansę wypytywania najstarszych członków rodziny. Starsi często mówią, że żałują, że zajęli się tym dopiero teraz, bo już nie mają kogo zapytać - podkreśla.
We wzroście popularności genealogii niewątpliwie znaczenie ma dostępność dokumentów. - Sporo dokumentów jest zeskanowanych, możemy łatwiej namierzyć jakiś interesujący nas akt urodzenia czy ślubu i prowadzić poszukiwania bez wychodzenia z domu. Oczywiście czasem trzeba się skontaktować z archiwum, pojechać i przejrzeć jakiś dokument na miejscu - wyjaśnia genealożka. - W mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej kont poświęconych genealogii, ludzie dzielą się swoimi doświadczeniami, pomysłami na to, gdzie można szukać. To zaraża inne osoby. Myślą: może ja też spróbuję poszukać. A to wciąga.
Kolejnym aspektem jest psychologia i to, jaki wpływ mają na nas traumy pokoleniowe. - Ta wiedza jest coraz bardziej dostępna, ludzie mają świadomość, że niektóre problemy mają początek w poprzednich pokoleniach. To też pobudza do szukania swojej historii rodzinnej - dodaje Maćkowiak.
Dzięki wspomnianej dostępności cyfrowych dokumentów, poszukiwania przodków można zacząć samemu właściwie od ręki. Marta Maćkowiak radzi, by na początek spisać i uporządkować wszystkie informacje o danej osobie, które posiadamy. Warto zrobić też mały wywiad z rodziną, z najstarszymi żyjącymi krewnymi.
- Dobrze jest spojrzeć na poszukiwaną osobę jako na normalnego, żyjącego człowieka, a nie tylko nazwisko i datę. Dowiedzieć się, co dana osoba robiła, jaka była, może gdzieś studiowała, pracowała - mówi ekspertka.
Gdy zbierzemy podstawowe informacje, tj. imiona, nazwiska, daty i miejsca urodzenia, najlepiej jest skontaktować się z odpowiednim Urzędem Stanu Cywilnego. W przypadku aktów urodzenia młodszych niż 100 lat oraz aktów ślubów i zgonów młodszych niż 80 lat można zacząć od przeglądania popularnych wyszukiwarek indeksów metryk w internecie - radzi Maćkowiak. Podkreśla jednak, że to są jednak oczywiście tylko indeksy. Zawsze warto odnaleźć oryginalny dokument.
Z pomocą przychodzą też popularne strony dotyczące genealogii, takie jak ancestry.com czy myheritage.com. Na Facebooku roi się z kolei od grup zrzeszających osoby zajmujące się poszukiwaniem rodzin.
- Czasem dostaję od osób poszukujących przodków zdjęcia z odręcznymi notatkami, które ktoś zrobił po wojnie, żeby pamiętać o tych, którzy zaginęli, zostali przesiedleni, stracili cały dobytek - opowiada Marta Maćkowiak.
Wiele historii udaje się rozwiązać. Nawet jeśli losy rodziny są bardzo zagmatwane. - Czasem istnieje przekonanie, że dokumenty zostały spalone i nie ma nawet co szukać. Ale prawda jest taka, że w 90 proc. przypadków można odnaleźć część informacji albo nawet wszystkie - podkreśla genealożka.
Wspomina jednego ze swoich klientów z Wielkiej Brytanii, który nosił nazwisko Brown. Miała to być zangielszczona wersja niemieckiego Braun. - Po różnych kombinacjach okazało się, że znaczenie nazwiska było nieprzerwanie takie samo, ale przodkowie używali polskiej formy - Brązowy - mówi genealożka.
Poszukiwania różnią się od siebie i nie ma jednego uniwersalnego planu. - Czasem na pierwszy rzut oka wydaje się, że pójdą sprawnie i szybko, a w trakcie okazuje się, że księga urodzeń z roku, który nas interesuje została zniszczona, albo po człowieku zwyczajnie nie ma śladu - mówi Maćkowiak. - Wtedy poszukiwania zajmują więcej czasu, trzeba otworzyć się na inne możliwości, nawet gdy na początku wydają się być bezsensowne.