Z dwoma obserwatorami i fotografami ptaków spotykamy się w Suchym Lesie. To amatorzy, realizują swoją pasję, którą jest ptasiarstwo, jak mówią. Wielka miłość do ptaków. - Czuję się nagi, bo przyszedłem bez aparatu - mówi drugi z nich. Suchy Las leży na granicy Poznania. Mało kto się spodziewa, że i tu można zaobserwować tak wiele gatunków.
Radosław: Ranne z Was ptaszki?
Adam Dobrowolski-Wawrzyniak: Nie mam problemu z tym, żeby wstać o godzinie 3 nad ranem i pojechać na zdjęcia ze świadomością, że mogą to być dobre łowy. Jeżeli jednak mogę się wyspać, to wolę.
Bogdan Grabowski: Mnie się zdarza zrywać o 5 czy 6 rano. Gdy wtedy jadę fotografować ptaki, to przyznaję, że łowy są wówczas ciekawsze.
Nie pytam o to bez powodu. Fotografowanie ptaków kojarzy się z bardzo wczesnym wstawaniem.
ADW: Niekoniecznie. Są aktywności ptaków tak specyficzne, że czasem jedziemy na zdjęcia rano i cisza, nic. Tymczasem w południe trafia się lepszy moment. Nie ma sztywnej reguły, podobnie jak nie ma reguły co do konkretnego dnia. Słoneczny, piękny dzień wcale nie musi być lepszy na spotkanie z ptakami niż ten, w którym mży.
BG: Jest powiedzmy godzina 11 i nagle następuje nalot czapli. No chyba, że chodzi o...
ADW: O zasiadki. No jeżeli o nie chodzi to faktycznie, lepiej wcześnie rano.
Zasiadki?
ADW: Tak mówimy na takie czatowanie w ukryciu. Jedziesz na ptaki i wchodzisz do czatowni zanim one to zobaczą. Ptaki mają bowiem swój rozum, wiedzą, że ktoś tam wszedł i nadal tam jest, jeśli go przyuważyły. My mamy swoje sposoby na to, żeby je wyprowadzić w pole. Można np. wykorzystać fakt, że ptaki słabo liczą. Potrafią liczyć, co udowadniają krukowate, ale jednak matematyka niekoniecznie jest ich mocną stroną. Idą zatem do czatowni trzy osoby, po czym jedna z niej wychodzi i wraca do samochodu. Ptak wtedy myśli, że intruz zniknął.
Można go tak nabrać?
ADW: Można. Ptaki to spryciarze, ale do pewnych jednak granic. Najlepiej jednak przyjechać na zasiadkę po prostu po ciemku, gdy nie ma jeszcze wśród ptaków wielkiego ruchu. W środku czatowni czeka się na świt i wówczas można sfotografować nawet najbardziej płochliwe gatunki.
BG: W kwestii zdjęć są tzw. złote godziny. To głównie rano i wieczór.
ADW: Tak, ale tu bym polemizował.
BG: Poczekaj, ja ci powiem dlaczego tak uważam. Gdy jest ciepło, to około godz. 11 powietrze się nagrzewa i zaczyna drżeć. I to widać na zdjęciach.
ADW: A, jeżeli jest gorąco, to tak. Masz rację. Ale dodam, że w wypadku fotografowania krajobrazów ma znaczenie jak układa się światło. Przy ptakach natomiast, o ile nie mamy tego drżenia powietrza, o którym powiedział Bogdan, to czasami nawet lepiej, gdy ostre światło nie bije w ptaka.
BG: Trzeba sobie też odpowiedzieć na pytanie, po co robi się zdjęcie. Czy ma być artystyczne, czy nie. Ja często robię zdjęcia dokumentacyjne. Chcę po prostu uwiecznić konkretny, może nowy gatunek.
Czyli jesteście kolekcjonerami ptaków?
BG: Tak. Zwłaszcza, gdy dołączam do zbioru kolejny gatunek, którego dotąd na zdjęciu nie miałem i to mnie cieszy.
I ile ich już jest?
BG: U mnie 210. Moją ambicją jest co najmniej 300. To taka granica, do której chcę dobić na pewno. 210 to nie jest liczba zadowalająca.
ADW: Pewnie nigdy nie będzie zadowalająca, dopóki nie sfotografujemy ostatniego gatunku na Ziemi.
BG: Mamy swoje marzenia, bo kolejne brakujące gatunki są rzadsze i trudniejsze do sfotografowania. Ja marzę o krasce, o błotniaku łąkowym...
Mówicie jak filateliści, którzy gromadzą w klaserach swoje znaczki, a wśród nich - bezcenne okazy.
BG: To jest coś w tym stylu, ale u nas są pewne różnice. Dla mnie np. wielką frajdą jest to, że potrafię już rozpoznać ptaka także słuchem. To ważne, bo najpierw go słyszę, a potem dopiero widzę. Świetnym przykładem są chociażby trzciniaki, które trudno zobaczyć, o ile się nie odezwą.
Zimorodek też jest takim ptakiem, bo chociaż kolorowy, łatwo go przeoczyć. Z nim wiąże się anegdota, że powinien nazywać się ziemorodek, bo rodzi się w ziemnych norach. Zwą go zimorodkiem, bo najłatwiej zobaczyć go zimą, gdy nie ma już tych wszystkich trzcin. Dlatego ludzie myśleli, że zimorodki zimą przychodzą na świat. Nie wiedziałem tego wcześniej. To też nas cieszy, że wiemy o ptakach coraz więcej, znamy ich zwyczaje, a także anegdoty.
Miałem tak niedawno z dzięciołem czarnym. Słyszałem go w lesie wyraźnie, ale nie widziałem. Szedłem za głosem i udało się go namierzyć.
ADW: W takich sytuacjach niekiedy lepiej się nawet zatrzymać i poczekać aż sam przyleci. Ptak doskonale widzi, że ktoś za nim idzie.
BG: Ptaki można też zwabić głosem, ale pod żadnym pozorem nie należy tego robić w okresie lęgowym.
ADW: Absolutnie. To dla nich dodatkowy bodziec, a ptaki w okresie lęgowym często są terytorialne. Nie życzą sobie, żeby jakiś inny osobnik mu tu podśpiewywał na jego terenie. I ptasiarze wiedzą, że w okresie lęgowym wabienie i naśladowanie ich głosów to zło. Nie robimy tego.
Czyli jest pewna etyka ludzi obserwujących ptaki?
ADW: Powinna być. Podkreślam, że powinna, bo zakładam, iż może być łamana przez osoby, które chcą zdobyć lepsze trofeum fotograficzne. Ale tak, etyka jest ważna, gdy mamy do czynienia z żywymi organizmami. Ptasiarze powinni dawać przykład ludziom, którzy ptaków na co dzień nie obserwują, może ich nie znają. I nie wiedzą, jak się zachować. Chociażby taki: ktoś będzie chciał zobaczyć z bliska gniazdo, zajrzeć do niego. To się nie powinno zdarzać. My nigdy tak nie robimy, wykonujemy zdjęcia z bezpiecznych odległości i nie podchodzimy do gniazd. Może to okazać się mylące, gdyż na zdjęciu ptak wygląda jakby był bliziutko. Ale nie jest. Pilnujemy dystansu.
Zasada efektu obserwacji w empiryzmie. Jeżeli coś się obserwuje, to wpływa się na obiekt obserwacji.
BG: W wypadku ptaków są jednak dodatkowe powody. Zaglądanie do gniazd, poza drażnieniem rodziców, ściąga też na te zwierzęta zagrożenie. Mamy sporo drapieżników, chociażby sroki, które obserwują takie zachowania ludzi. Po ich odejściu sroka zajrzy w to miejsce, by zobaczyć, czego człowiek tam szukał. Potrafi wówczas łatwo namierzyć i splądrować gniazdo.
Zatem top secret, utrzymujecie swoje obserwacje w tajemnicy?
ADW: Przed innymi ptakami.
BG: Nawet między sobą rzadko wymieniamy się takimi informacjami np. gdzie jest gniazdo. Żeby się nie rozniosło. To nie jest kwestia zazdrości, tylko troska o to, by zbyt wielu obserwatorów nie zadeptało takiego miejsca.
Pamiętamy sytuacje z bardzo rzadkimi gatunkami, chociażby z lazurką czy pokrzewką aksamitną, które pojawiły się w Warszawie i od razu ściągnęły masę obserwatorów, albo ostatnio z junko, który przyleciał z Ameryki Północnej pod Białowieżę. To sensacje, przyjeżdżają wtedy fotografowie i gapie.
ADW: Sam byłem w Warszawie na tej pokrzewce. Mam jej zdjęcie. Ona się pojawiła w samym centrum miasta, przy wyjściu z metra. W Warszawie mówią na to miejsce Patelnia. Było rzeczywiście mnóstwo fotografów, zresztą nie tylko z Polski, także z Holandii czy Niemiec. Specjalnie przyjechali na aksamitkę ukrytą w krzakach.
To chyba pokazuje jak ogromne jest zainteresowanie ptakami i obserwacjami ptaków.
ADW: Przyczyniła się do tego dostępność sprzętu. Efekt jest taki, że dzisiaj na fotografowaniu ptaków się już nie zarabia. Jest bowiem tylu fotoamatorów, którzy dysponują świetnym sprzętem, wiedzą i wolnym czasem, robią tak znakomite zdjęcie, że taki rynek zarobkowy jest w pełni nasycony. Pozostaje czysta pasja.
BG: I ona jest najważniejsza. Mnie ludzie też pytają, kiedy wydasz książkę ze swoimi zdjęciami, kiedy album. No nie wydam, bo jest tego tyle na rynku, że nie ma sensu. Wolę jeździć po szkołach, rozmawiać z dzieciakami, pokazywać, one to chłoną.
ADW: Edukujemy także w kwestii tej etyki. Ludzie mogą nie być świadomi, że z telefonem komórkowym na fotografowanie przyrody się nie chodzi, bo z telefonem trzeba by podejść blisko, za blisko, szkodliwie blisko. Dobry sprzęt jest ważny także z tego punktu widzenia.
Mamy tak wiele spraw na styku człowieka z przyrodą, także w kontakcie z ptakami i tak wiele spraw kontrowersyjnych. Chociażby dokarmianie - czym, jak, kogo?
ADW: Trudno jest ludziom do końca wyjaśnić, że nadmiar dobroci i empatii w wypadku przyrody też nie jest dobry. To nie jest odpowiednia miara, bo tak też można zrobić krzywdę.
BG: Ja jestem teraz zwolennikiem niedokarmiania. Jeżeli ptaki nie odlatują, to znaczy że mają tutaj dobre warunki, prawda? I nie sądzę, aby dobrym pomysłem było stawianie karmników przy szkołach. Ja wiem, że to dla dzieci interesujące, gdy ptaki przylatują, ale po pierwsze: trafia tam wtedy sporo chleba, ciastek, a po drugie: przychodzą ferie, dzieci znikają ze szkoły i co wtedy? Ptaki są już przyzwyczajone do karmy. Słowem, dokarmianie to naprawdę nie jest łatwy temat.
Jestem w gronie osób, które stawiają i czyszczą budki lęgowe. Znajdujemy w nich sporo martwych piskląt, więcej niż kiedyś. Co to znaczy? Że ptaki nie zdołały ich dokarmić. Zabrakło im pokarmu, może zabrakło takiej karmy od ludzi.
To pokazuje, jak delikatną sprawą jest nasz kontakt z przyrodą. Nie można w nią wejść z butami.
ADW: Nawet na ptasich forach trafiają się opinie w stylu: "jaka szkoda, że krogulec rozszarpał tu ptaka". No rozszarpał, ale krogulec też ma swoje potrzeby, też musi wykarmić swoje pisklęta. Naprawdę, używanie takich kategorii w stylu "biedny ptaszek, ktoś go zjadł" jest nie na miejscu.
BG: W przyrodzie dzieją się sprawy, o których nie wszyscy wiedzą. Podczas akcji Ptaki Golęcina obserwowałem np. jak dzięcioły próbowały się dobrać do budek z lęgiem modraszek. Sikory je odganiały. Czajki, sieweczki i wiele innych ptaków stosują metodę symulowania złamanego skrzydła, by odciągnąć intruza od gniazda, także człowieka.
Zrozumienie przyrody to także zrozumienie jej brutalności?
ADW: To świat, w którym wszystko się nawzajem zjada i próbuje nie być samemu zjedzonym. Tak to działa, to jest przyroda. Wszystko jest materiałem pokarmowym.
BG: Sikory bywają drapieżne, atakują np. nietoperze, dzięcioły potrafią być. Kto o tym wie?
To znaczy, że niemądre jest mieć ulubionego ptaszka? Albo się je kocha w całości, albo w ogóle?
ADW: Tak myślę. Gdy fotografowałem kormorany, wiele osób pisało, że to paskudne ptaki, szkodniki, że wybić. Niby dlaczego, pytam? Przecież to nasz ludzki punkt widzenia. Założyliśmy stawy dla zysku i uważamy, że należy wyeliminować rybożercę z przyrody? To jest absurd. Może lepiej zabezpieczyć stawy rybne albo gołębniki przed sokołami wędrownymi.
BG: Jako młody chłopak też brałem udział w odstraszaniu szpaków od drzew czereśniowych. Przyznaję jednak, że już wtedy niekiedy wolałem je obserwować niż płoszyć.
Chcecie edukować, ale nikt was do tego nie zmusza, nikt za to płaci. To oddolna inicjatywa.
ADW: Słowo klucz: pasja. Nie można z niej żyć, ale jest ważna i potrzebna.
BG: Wręcz generuje koszty. Budki lęgowe, które zakładamy i budujemy z dziećmi przecież kosztują. No ale to jest frajda. Mamy kontakt z przyrodą, coraz lepiej ją rozumiemy i widzimy jak kolejne pokolenia też coraz lepiej rozumieją. Telewizja, książki, social media, tiktoki - tam wszędzie są ptaki. To działa. Gdy jeszcze kilka lat temu pokazywałem dzieciom plansze z ptakami, to byli w stanie rozpoznać tylko te najbardziej charakterystyczne, może sikorę, srokę. Gila chociażby już nie. W tej chwili nie ma z tym problemu. Zmienia się.
ADW: Robiłem wystawę "100 ptaków w Suchym Lesie" i pamiętam, że nawet dorośli ludzie byli w stanie rozpoznać wtedy może z 20 gatunków. Ale 100? Byłem po czterdziestce, gdy pierwszy raz zobaczyłem raniuszka. Osiem lat temu. Raniuszki były wokół nas zawsze, ale ja ich nie dostrzegałem. Dopiero teraz je widzę. Ludzie idą na spacer, z psem, z dziećmi, mają mnóstwo ptaków wokół siebie i nie dostrzegają ich. Gdyby dostrzegli, oszaleliby na punkcie tych klejnocików. Kiedyś byłem z kolegą w parku na Piątkowie w Poznaniu i miałem ważny telefon. Rozmawiam, a on mnie klepie w ramię i pokazuje w górę. Raniuszki! Powiedziałem więc tylko do telefonu krótko: "Nie mogę teraz rozmawiać, oddzwonię".
BG: Robię zdjęcia i nagle ktoś do mnie podchodzi z pytaniem: "co pan tam fotografuje?". Ja mówię, że tego puszczyka. "Jakiego puszczyka?". No tam siedzi przecież. Słyszę, że niemożliwe. Patrzą i dopiero po chwili przyznają, że faktycznie. Siedzi, tylko że nie wiedzieli.
ADW: Nam się oczy otworzyły, to otwieramy teraz innym.
BG: Swoimi zdjęciami obrazowałem kiedyś wiersz "Ptasie radio" Tuwima. Bo dzieci go czytają, jest tam wymienionych wiele ptaków, a nigdy ich nie widziały. Mimo tego, że w mieście jest ich tak wiele.
Chcecie powiedzieć, że Poznań jest miastem ptaków? Warszawa jest miastem ptaków? Kraków jest miastem ptaków?
BG: Nawet więcej. Częściej na ptaka można trafić w mieście niż poza nim.
ADW: Siedzi się czasem godzinami w czatowni i nic, po czym wracam do domu i we własnym ogródku mam tyle gatunków ptaków, że głowa boli.
BG: Kiedy człowiek jest zafiksowany, to nie zależy mu tylko na ujęciach rzadkich ptaków, ale także tych pospolitszych, ale w nietypowych scenach. Fotografowałem np. wróble kąpiące się w piasku. Raz, że dowiedziałem się, że tak pozbywają się pasożytów, a dwa że miałem nietypowe ujęcia.
Widzimy ptaki wszędzie i widzimy ich środowisko. Boli nas teraz, gdy się wycina drzewa, niszczy ich unikalne środowiska. Często apelujemy w takich sprawach. Weźmy stare wysypisko tu u nas, w Suchym Lesie, na którym białorzytki zakładały gniazda. I tylko tu je można było spotkać w okolicy. Interweniowaliśmy w tej sprawie. Nasz kolega Wojtek z kolei zauważył, że na jednej budowie gniazdo ma sieweczka rzeczna. Po interwencji kierownik budowy ogrodził ten teren. Nie potraktował tego jako problemu. Podobnie było na budowie, na której w skarpie norki lęgowe zrobiły brzegówki. Też budowlańcy poczekali. To pokazuje, że ludzie pozytywnie reagują, gdy wskażemy im siedlisko jakiegoś ptaka.
ADW: Ale ludzie też wolą mieć równo przystrzyżone trawniki w grodzie. My już tego nie rozumiemy, bo widzimy jak zamiera tam wówczas życie. Co mi po równej trawie, jeśli nie przyleci tam żaden motyl? Nic się tam nie będzie działo jak na łące.
BG: Posadź tam coś, to fajne ptaki przylecą. Fotograf to wie i sporo widzi. Kiedyś fotografowaliśmy rybitwy rzeczne i na zdjęciach dało się odczytać numery na ich obrączkach. Okazało się, że ptaki zaobrączkowano w Izraelu. Nie trzeba ich było łapać, by się dowiedzieć.
Jak się u was zaczęła ta ptasia pasja?
ADW: Mnie wkręcił kolega. Widziałem u niego zdjęcia kowalika i pytałem go, gdzie znalazł takiego ładnego ptaka. I on mi mówi, że kowaliki są wszędzie. Nie mogłem uwierzyć, że coś tak pięknego jest wszędzie. Umówiliśmy się na Dębinie, na parkingu nawet drzwi samochodu się dobrze nie zamknęły, a on mówi: "patrz, tam masz kowalika, dalej zięba i kolejne". Wtedy pomyślałem, że to niesamowite. Jak mogłem tego nie dostrzegać? Teraz widzę wszystko, kątem oka, w trawie.
BG: Ptasiarza poznaje się po tym, że podczas rozmowy nie patrzy w oczy. Zerka cały czas wokół. Moja żona mówi, że już jej się pierzem odbija od tych moich ptaków. Zaczęło się tak, że jeździłem wędkować. Siedziałem na tych rybach i coraz bardziej interesowało mnie nie to, co na haczyku, ale co ponad mną. Wkręcałem się, kupowałem sprzęt fotograficzny.
To drogie hobby?
AG: Drogie. Aby zrobić takie zdjęcia, jakie ja robię, to potrzeba na sprzęt minimum 10 tys. zł.
ADW: Można robić zdjęcia budżetowo, wszystko zależy od poprzeczki, jaką sobie postawimy. Ja np. fotografuję dzisiaj po to, żeby przeżyć tę chwilę spotkania ze zwierzęciem, ale także po to, by zrobić zdjęcie lepsze niż ileś lat temu. Żeby piórka były lepiej widoczne, każde w swojej ostrości, żeby ptak był w innym świetle, z inną rybką w dziobie itd. To walka o jakość. Dlatego mam obiektyw wart 13 tys. zł, a aparat to jakieś 20 tys. zł. No to są takie sumy.
BG: Te sumy pozwalają nie podchodzić za blisko, nie płoszyć. Spłoszenie ptaka to porażka fotografa.
A dlaczego akurat ptaki?
ADW: Jest ich najwięcej i są tak blisko, wokół nas. One otwierają oczy na przyrodę.
BG: Ale jeżeli nie ma ptaków, fotografuję też inne zwierzęta albo rośliny. Ptaki to jednak podstawa, to miłość. Dzisiaj przyszedłem na rozmowę bez aparatu i czuję się nagi. Wszędzie chodzę z aparatu, na każdy spacer.
Lubicie pokazywać swoje zdjęcia?
BG: Tak.
ADW: Bardzo. Gdy ludzie mówią, że im się podoba, satysfakcja jest ogromna.
BG: Oni wtedy widzą piękno ptaków, choćby na zdjęciach. Wielka frajda.
Macie zdjęcia wyjątkowo cennych gatunków albo zdjęcia dla Was bardzo cenne?
ADW: To sprawa względna, bowiem zauważyłem, że ludzie oglądający moje zdjęcia uznają za świetne niekoniecznie te, które ja za takie uznałem. I to mi daje wtedy do myślenia. Gdy ktoś docenia zdjęcie, które ja uznałem za nieszczególne, to ono wtedy robi się szczególne.
Lubię nietypowe ujęcia np. bielik, który w locie spojrzał mi w obiektyw. Zupełnie jakby mówił: "no dalej, rób mi fotę i ja lecę dalej". Albo czaplę. Niby nic taka czapla siwa, ale dostrzegła mnie, gdy siedziałem w czatowni na żołnach, i tak się nietypowo wygięła w locie, by zobaczyć, kim jestem. Mam też czaplę pływającą jak kaczka. Nie wiedziałem, że tak potrafi. Albo jak walczy ze śnieżycą w locie.
BG: Lubię zdjęcie, na którym dzięcioły wychylają się z dziupli. Albo bociana czarnego na zbiorniku retencyjnym w Suchym Lesie, zupełne zaskoczenie. Albo zniczka, bo najmniejszy i ruchliwy, ma kompletne ADHD. Sójki jak dobiera się do orzecha. Albo piękno pustułki w locie. Albo bocian biały pojący swe młode wodą, bardzo wzruszające.
Rozpoznajecie każdego polskiego ptaka? Odróżniacie, nie wiem, kląskawkę od pokląskwy?
ADW: Nie no, jasne. To abecadło.
BG: Ale już odróżnić w terenie sikorę uboga od sikory czarnogłowej nie jest tak łatwo.
ADW: Albo pełzacza leśnego od pełzacza ogrodowego. Wyglądają niemal tak samo, ale brzmią zupełnie inaczej. Przydaje się i oko, i ucho. Im dłużej fotografujemy, tym więcej wiemy i dostrzegamy.
BG: Jesteśmy obserwatorami przyrody, tyle że uważnymi. A zdjęcia wtedy same wychodzą.