Reklama

Od dawna nie jest już złotym chłopcem, którego Robert Redford obsadził w "Rzece życia", bo wypatrzył w nim swojego następcę. Posiwiał. Dojrzał. Okrzepł. Obok wielkich sukcesów zaliczył też upadek, walkę z nałogiem i bolesne rozstanie, po którym długo dochodził do siebie. Jakby nie było, (w co trudno uwierzyć), w tym roku skończy 60 lat, choć urodziny obchodził całkiem niedawno - 18 grudnia, więc przed nim jeszcze całe dwanaście miesięcy.

"Brad został gwiazdą, jeszcze nim stał się aktorem - ocenia twórca ‘Siedem’ i przyjaciel Pitta, David Fincher. - Jak aktorzy złotego Hollywood urodził się z tym czymś: gdy staje przed kamerą, nie możesz oderwać od niego wzroku. Ale zanim będziesz na planie kimś innym, musisz umieć być sobą. On to potrafi". Fincher mówi, że Brad jest ostatnim aktorem, który jak niegdyś Robert Redford i Paul Newaman, (uważani z kolei za następców Jamesa Stewarta czy Cary’ego Granta), ma wszystkie atuty gwiazd Złotej Ery Hollywood. Łączy urodę i jej świadomość z dystansem do siebie, poczuciem humoru i byciem na luzie.

Reklama

 Trudno więc się dziwić, że Damian Chazelle pomyślał właśnie o nim, gdy kompletował obsadę filmu "Babilon" z akcją osadzoną w Hollywood końca lat 20. minionego wieku. Dla X Muzy był to okres przejściowy - między erą kina niemego i dźwiękowego, które spowodowało upadek wielu gwiazd. Pitt wciela się w taką gwiazdę, w niejakiego Jacka Conrada. Partneruje mu Margot Robbie, która gra marzącą o karierze aktorkę - znajomość z gwiazdorem kina niemego ma jej w tym pomóc. Obie postacie są fikcyjne, choć wzorowane na ówczesnych gwiazdach kina - aktorkach takich jak Clara Bow czy Joan Crawford oraz aktorach w rodzaju Douglasa Fairbanksa i Clarka Gable'a.  

Orgia przesytu czy bezkompromisowe dzieło?

"Babilon" nazwany już "’Wielkim Gatsby’ na sterydach", którego amerykańska premiera odbyła się w Boże Narodzenie, pokazuje początki Hollywood jakiego nie znamy. (Na polskie ekrany film trafi 20 stycznia).

-  Zburzyć wszystkie wyobrażenia o tamtej epoce, to była myśl przewodnia mojego filmu - mówił Damien Chazelle podczas pracy. I faktycznie, w "Babilonie" stworzył rodzaj hollywoodzkiej kontrhistorii. Trwająca trzy godziny opowieść koncentruje się na domniemanych ekscesach epoki i obala mity o szlachetności branży filmowej u jej początku. Tego rodzaju rewizjonistyczne podejście nie jest w kinie rzeczą nową, ale jeśli wierzyć amerykańskim krytykom "’Babilon’ to przerost formy nad treścią". Reżyser bardziej stawia na szokowanie widzów niż na historię. W recenzjach powtarzają się słowa "bałagan i chaos", choć nie brak też opinii, że "stworzył produkcję szaloną i bezkompromisową". Według Sophii Ciminello, "‘Babilon’ i jego świat przedstawiony są niczym druga strona ‘La La Land’, gdzie marzenia umierają".  Krytyk Yahoo Entertainment nazywa z kolei film: "najdziwniejszym i najbardziej rozpustnym listem miłosnym do Hollywood w historii".

Na tym tle krytycy wyróżniają kreację Brada Pitta, który "przekazując poczucie utraconej sławy, nasyca swój występ melancholią, która daje filmowi głębię". Stąd kolejna nominacja do Złotego Globu dla aktora, który na koncie ma już dwa. Czy trzeci trafi w jego ręce, dowiemy się 10 stycznia.

Chłopak z Oklahomy

Nie jest "aktorem totalnym" jak Robert De Niro czy jego młodszy o dekadę przyjaciel i partner z filmu Tarantino, Leonardo DiCaprio. Aktorstwo nie było wcale jego marzeniem. Odkąd przeprowadził się do Los Angeles, jeszcze w latach 80., mieszka w tej samej, ulubionej części miasta - z dala od centrum, tuż przy łańcuchu górskim Santa Monica.

W 1994 roku, po sukcesie filmu Davida Finchera "Siedem", kupił tam posiadłość, w której kiedyś pomieszkiwał Jimi Hendrix. To także tu mieszkał z Angeliną Jolie i szóstką ich dzieci, w tym trojgiem adoptowanych. "Każdego ranka budził mnie odgłos pokrzykujących dzieciaków, który mnie uszczęśliwiał. Dziś to miejsce jest bardzo ciche i gdyby nie chrapanie buldoga Jacquesa, ta cisza by mnie wykończyła" - wspominał w rozmowie z "New Yorkerem" .

Wychował się w rodzinie baptystów, w domu, gdzie mężczyznę uczy się, że musi być samowystarczalny. "Nie każesz nikomu naprawiać samochodu, gdy ci się zepsuje, ale naprawiasz go sam"- mówił ojciec. I tak postępował. Bill Pitt prowadził firmę transportową. Ciężko pracował, by dać rodzinie, więcej niż on miał jako dziecko. Mama, cierpliwa i łagodna, była doradcą szkolnym. Dzieci, wśród których najstarszy był Brad, wychowywano w przekonaniu, że ojciec jest nieomylny.

Urodzony 18 grudnia 1963 roku w Shawnee w Oklahomie Wilhelm Bradley Pitt miał wyrosnąć na buntownika, w przeciwieństwie do reszty rodzeństwa. To był konserwatywny, bardzo religijny dom. Rodzina wkrótce przeniosła się do Springfield w stanie Missouri, gdzie przyszło na świat jego młodsze rodzeństwo. Po latach opisał Springfield jako "kraj Marka Twaina, kraj Jessego Jamesa", w którego miał się z czasem wcielić w filmie Andrew Dominica.

 Ojciec był surowy i apodyktyczny. Karał za byle przewinienie. Brad obiecał sobie, że on dla swoich dzieci taki nie będzie. Gdy w 2011 roku w nagrodzonym Złotą Palmą filmie Terrence'a Malicka "Drzewo życia" wcielał się w despotycznego rodzica, wzorował się właśnie na nim. Miał jednak problem z tresurą, jaką bohater stosował wobec dzieci. Jest całkowicie obca jemu samemu jako ojcu.

Jako nastolatek nie interesował się aktorstwem. Grał w golfa, trenował pływanie, a po ukończeniu szkoły średniej zapisał się na uniwersytet Missouri, na wydział dziennikarstwa. Dwa semestry przed ukończeniem studiów nieoczekiwanie spakował się i ruszył na zachód. Powiedział rodzicom, że zamierza zapisać się do szkoły artystycznej w Pasadenie. Zamiast tego pojechał do Los Angeles.

Przez kilka miesięcy pracował jako kierowca limuzyny, a także jako... maskotka w kostiumie dla restauracji El Pollo Loco. Namówiony przez kumpla dołączył do klasy aktorskiej Roya Londona. Pewnego dnia towarzyszył mu jako partner na scenie podczas przesłuchania z agentem. W efekcie agent wybrał jego.

Siedem miesięcy po przyjeździe do Los Angeles miał już stałą pracę jako aktor.

Narodziny gwiazdy

Pierwszą rolą Pitta była ta w kultowym serialu "Dallas". W 1989 roku zagrał uzależnionego od narkotyków alfonsa uciekinierki, w którą wcieliła się młoda Juliette Lewis w filmie "Too Young to Die?". Ona była genialna, on tak seksowny, że trudno go było nie dostrzec. Pitt i Lewis zaczęli się spotykać, a nawet zamieszkali razem. Pierwszy poważny związek przetrwał cztery lata.

Przełomem w jego karierze okazała się rola w kultowym filmie Ridleya Scotta "Thelma i Louise", gdzie pojawił się u boku dwóch dojrzałych gwiazd - Susan Sarandon i Geeny Davis. Nie musiał nawet wiele grać - miał głównie kusić seksownym wyglądem. Mimo to, charyzmatyczny i zniewalająco przystojny, nie odstawał od doświadczonych partnerek. Głośny film Scotta, będący pochwałą feminizmu i głosem sprzeciwu wobec uprzedmiotowienia kobiet, to fascynujące kino drogi, a przy tym wielki kasowy i artystyczny sukces. Młody aktor, (za rolę dostał ledwie 6 tys. dolarów!), został jednak zapamiętany. Wkrótce na casting zaprosił go Robert Redford i obsadził w roli buntownika, w adaptacji "Rzeki wspomnień" MacLeana. Pitt wyglądał jak kopia reżysera z młodości. "Kolejny złoty chłopiec Ameryki. Czy Redford obsadził syna?"- pisano po premierze. Dekadę później Redford i Pitt spotkali się ponownie w filmie "Zawód: Szpieg" Tony'ego Scotta, w świetnym, sensacyjnym kinie.

 W tym właśnie filmie zobaczył go Neil Jordan i obsadził w głównej roli w "Wywiadzie z wampirem" - w adaptacji powieści Anne Rice. Historia wdowca, który by przestać cierpieć, zostaje zamieniony w wampira, ale nie umie zabijać z zimną krwią, zelektryzowała fabrykę snów. Lestata - wampira, który morduje bez mrugnięcia okiem, zagrał Tom Cruise. Początkowo Rice uznała dwie chłopięce gwiazdy za "źle obsadzone dla oddania homoerotycznego wydźwięku opowieści". Zmieniła zdanie po zdjęciach. "Charyzmatyczny Brad Pitt sprawia, że Louis przekonuje jako żałobny, cierpiący ojciec i kochanek" - pisano. Kostium przywdział też jako Tristan w "Wichrach namiętności" u boku Anthony'ego Hopkinsa, zgarniając pierwszą nominację do Złotego Globu.

Wkrótce miał trafić na plan Davida Finchera.

Era Davida Finchera

Był już gwiazdą (choć nie pierwszej ligi), gdy David Fincher zaproponował mu rolę detektywa w filmie "Siedem", kultowej opowieści o seryjnym mordercy, która miała zmienić thriller, jako gatunek. W latach 90. jednak ten film szokował. Reżyserowania go odmówił nawet David Cronenberg, a rolę detektywa Millsa odrzucili Denzel Washington i Sylvester Stallone, uważając film za zbyt "zły i mroczny". Pitt zachwycił się scenariuszem i przyjął rolę.

"Siedem" to historia pościgu dwóch policjantów (Pitt i Freeman) za seryjnym zbrodniarzem (Kevin Spacey), wybierającym ofiary według szczególnego klucza - siedmiu grzechów głównych. Pitt - na początku ambitny młokos, w finale zmiażdżony, przez jakiego zło był świadkiem, a potem sam doświadczył, stworzył wstrząsającą kreację. Fincher wytyczył tym filmem kanon opowieści o seryjnych zabójcach na lata, a Pitta uczynił wielką gwiazdą niemal z dnia na dzień. Wkrótce potwierdził swoją klasę w psychologicznym thrillerze "Podziemny krąg". Tym razem obsadził Pitta w roli anarchisty, który imponuje młodemu yuppie, (Edward Northon), nieskrępowaniem i ignorowaniem przyjętych norm. Pod jego wpływem porzuca dotychczasowe życie.

"Krąg..." to przede wszystkim jednak pytania o granice naszej wolności i krytyczny komentarz na temat kryzysu męskości i maczyzmu, dającego złudzenie siły. Dla Brada wychowanego w patriarchacie był to ważny temat.

Na przykładzie filmów Finchera z udziałem Pitta (w 2008 r. powstanie trzeci) możemy prześledzić, jak bardzo dojrzał jako aktor na przestrzeni lat. Panowie są przyjaciółmi i chyba nikt tak trafnie nie opisał fenomenu Pitta, jak Fincher w cytowanym już fragmencie o aktorze, który "został gwiazdą, nim zaczął grać".

Na planie filmu "Siedem" Brad poznał Gwyneth Paltrow, która grała jego żonę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Byli jedną z najbardziej lubianych par Hollywood lat 90. Gdy po dwóch latach związku zaręczyli się, odliczano dni do ślubu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego zerwali zaręczyny. Dziś są przyjaciółmi.

Gdy Gwyneth grała w "Zakochanym Szekspirze", padła ofiarą "zalotów" Harveya Weinsteina. Nie wahając się, Brad wbiegł wtedy do biura producenta i zawołał: "Jeśli zbliżysz się do niej kiedyś jeszcze, przysięgam, że cię zabiję". Był to jedyny przypadek, gdy ktoś publicznie postawił się Weinsteinowi.

Po latach jednak Brad dał się namówić Tarantino na współpracę z Weinsteinem w "Bękartach wojny". Reżyser znał z detalami historie molestowania aktorek przez szefa Miramaxu, ale do końca nie zerwał z nim współpracy. Dziś wstydzi się tego.

Po latach firma Brad Pitta wyprodukowała obecny na ekranach przejmujący obraz "Jednym głosem" - filmowe świadectwo niezwykłej pracy dziennikarek "New York Timesa",  które opisały przypadki molestowania seksualnego przez najpotężniejszego producenta Hollywood - Weinsteina. Publikacja zapoczątkowała ruch #MeToo.

Gwiazdor, który nie jest dupkiem

Pierwszego Złotego Globa za rolę w filmie "12 małp" Terry'ego Gilliama, Brad Pitt odebrał w 1996 roku. Znamienne, że swoje najlepsze role zagrał nie w filmach bazujących na jego aparycji, ale w tych, gdzie wcielał się w ekscentryczne postacie. Takie jak u Gilliama. Opowieść, która oscyluje między science fiction a dramatem obyczajowym, rozgrywa się w przyszłości. W świecie zdewastowanym przez choroby skazaniec (Bruce Willis), zostaje wysłany w przeszłość, by zebrać informacje na temat wirusa, który niszczy ludzkość. W wyniku pomyłki trafia w inny wymiar czasowy, gdzie aresztuje go policja. Gdy próbuje to wyjaśnić, ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Tam poznaje Jeffreya (Brad Pitt), szalonego syna genialnego ojca, dr. Goinsa, który umożliwia mu ucieczkę. Ta jednak kończy się niepowodzeniem.

Film był gigantycznym sukcesem, a Bradowi oprócz Globa przyniósł pierwszą zasłużoną nominację do Oscara. Potem flirtował z kinem rozrywkowym - nakręcił "Ocean's Eleven", w którym u boku George'a Clooneya i Julii Roberts wcielił się w kolejnego narwańca Rusty'ego, biorącego udział w skoku na kasyna. Powstały potem dwie kolejne części serii Soderbergha, a widzowie bawili się wybornie. Podobnie jak w  "Przekręcie" Guya Ritchiego, brytyjskiego reżysera słynącego ze specyficznego dowcipu. Od tamtej pory panowie są przyjaciółmi.

Ritchie mówi o nim z autentycznym podziwem. "Lubię Brada, bo nie jest dupkiem- przyznaje. - Jest tak daleko od bycia dupkiem, jak tylko to możliwe. A łatwo byłoby nim zostać, mając jego pozycję. Jeśli jesteś sławny i dobrze wyglądasz, masz licencję na bycie dupkiem. I nie jestem pewien, czy ktoś ma większą niż Brad. A jednak jest dobrym, ciepłym facetem. Wiesz to od razu, gdy tylko go spotkasz".

W 1995 r. magazyn "People" wybrał go Najseksowniejszym Żyjącym Mężczyzną. To po raz pierwszy, bo 5 lat później po raz drugi przyznano mu ten tytuł. W 1998 roku Brad zaczął spotykać się z gwiazdą "Przyjaciół", Jennifer Aniston. Ameryka od razu straciła dla nich głowę. W 2000 roku stanęli przed ołtarzem. On uczył się dla niej greckiego (Jen z pochodzenia jest Greczynką), ona dla niego gry w golfa. Ich związek uchodził za idealny. Do 2005 roku, gdy gruchnęła wiadomość o rozwodzie. Brad kończył pracę nad filmem "Mr. and Mrs. Smith" u boku Angeliny Jolie.

Ciąg dalszy wszyscy znamy.

Brangelina znaczy miłość

Gdyby nie fakt, że na planie "Mr. and Mrs. Smith" zaczął się romans, który dał początek najgorętszemu związkowi Hollywood od czasu Liz Taylor i Richarda Burtona, nikt by o filmie nie pamiętał. A tak zapisał się w historii niczym "Kleopatra" z Taylor i Burtonem.

Ich związek przez 12 lat śledził cały świat, a tabloidy opisywały każdy detal. Byli nierozłączni. Duet Jolie-Pitt, zwany powszechnie Brangeliną, to była instytucja, a biorąc pod uwagę ich zaangażowanie w pomoc głodującym dzieciom, ofiarom klęsk, misje humanitarne Angeliny - nieporównywalna z inną. Ich kariery zawodowe biegły równoległymi torami. Ona mniej grała, a więcej reżyserowała, Brad zaangażował się na dobre prócz aktorstwa w produkcję filmową. W 2013 roku odebrał Oscara, właśnie jako producent filmu "Zniewolony". To także on ze swoją firmą Plan B wyprodukował takie dzieła jak "Infiltracja" Martina Scorsese, "Big Short" Adama McKaya czy "Drzewo życia" Terrence'a Malicka. W 2008 roku za rolę w trzecim już filmie Finchera z jego udziałem: "Ciekawy przypadek Benjamina Buttona" odebrał kolejną nominację  do Oscara. Zagrał mężczyznę, który urodził się jako 70-latek i z upływem czasu, młodniał. W finale jest niemowlakiem, podczas gdy ci, których kocha, dochodzą do kresu życia. Potem był sportowy "Moneyball" z oscarową nominacją za kreację aktorską i z drugą - dla producenta.

Udawało im się łączyć zawodowe sukcesy z życiem rodzinnym. W 2006 roku Jolie urodziła córkę Shiloh. Adoptowali też trzyletniego wietnamskiego chłopca o imieniu Pax, potem afrykańską dziewczynkę Zaharę. Brad został wspólnie z Angeliną prawnym ojcem dzieci. Oboje marzyli o dużej rodzinie. W 2008 Jolie urodziła bliźnięta. Wszędzie pojawiali się całą ósemką. Biwaki, zamek we Francji, spacery nad oceanem. Wyglądali na bardzo szczęśliwych.

W 2013 roku wspólnie podjęli niełatwą decyzję. Angelina trafiła na czołówki mediów, informując o prewencyjnej, podwójnej mastektomii. Pisała, iż jest nosicielką wadliwego genu BRCA1, wywołującego nowotwór, a prawdopodobieństwo zachorowania na raka, który zabił jej matkę i ciotkę, wynosi u niej 87 procent. Wywołała ogólnoświatową dyskusję. Lekarze chwalili jej decyzję. Dwa lata później poddała się zabiegowi usunięcia jajników i jajowodów. Brad zapewniał, że pozostaje dla niego równie seksowna, jak wcześniej. Patrzono na nich jak na bohaterów. Odkąd pojawiły się dzieci, on mówił o nich znacznie więcej, niż o filmach.

Bycie ojcem to rola ważniejsza niż wszystkie, jakie zdołał zagrać.

Rozwód stulecia

Jeśli wierzyć „anonimowym znajomym”, zaczęło zgrzytać między nimi parę miesięcy po ślubie. Sformalizowali związek w 2014 roku. To wtedy do mediów zaczęły trafiać plotki o głośnych kłótniach w hotelu, ktoś widział Brada samotnie pijącego w barze. Angelina coraz częściej wyjeżdżała z kolejną misją, rzadziej bywała w domu. Opiekunki donosiły o jej dziwactwach - o dzieciach, którym pozwala na wszystko, o tym, że nie wolno zwracać im uwagi, bo kolejne nianie tracą pracę. 

W 2015 roku na ekrany trafił wyreżyserowany przez Angelinę film "Nad morzem", opowiadający o parze przeżywającej kryzys. Zagrali w nim oboje. Film wydmuszka - nudny, pusty i pretensjonalny. Okazał się gwoździem do trumny ich związku, choć miał go ratować. Zebrał kiepskie recenzje, zaczęto mówić wprost, że dotyczy kryzysu w ich małżeństwie.

Bomba wybuchła we wrześniu 2016 roku, gdy Jolie poinformowała, że dla dobra rodziny wniosła sprawę o rozwód, oskarżając Pitta, że "pod wpływem alkoholu stosował przemoc słowną i fizyczną wobec jednego z dzieci". Świadkowie i policja nie potwierdzili jej słów, choć aktor przyznał, że ma z alkoholem problem. Po terapii od pięciu lat jest "czysty".

Sprawa rozwodowa ciągnęła się trzy lata. Aktorka bezskutecznie usiłowała odebrać Pittowi prawa do opieki nad dziećmi pary. Sześć lat po rozstaniu, co jakiś czas robi to nadal. Przeniosła też batalię na pole biznesowe - sprzedała swoje udziały w ich wspólnej winnicy, do czego podobno nie miała prawa. Brad wytoczył jej proces, ale przegrał. 

Po rozstaniu jesienią 2016 roku przez 18 miesięcy chodził na spotkania Anonimowych Alkoholików. "Rzuciłem mnóstwo złych przyzwyczajeń włącznie z paleniem, gdy założyłem rodzinę. Wszystko poza piciem. Byłem w tym profesjonalistą. Potrafiłem po kryjomu wypić tyle, że mógłbym stanąć do zawodów z wprawionym w piciu Rosjaninem" - wyznał po zerwaniu z nałogiem.

Od pięciu lat nie bierze alkoholu do ust. Zastąpił go wodą mineralną z sokiem z żurawiny. Początkowo nie potrafił mieszkać w miejscu, w którym przez lata żył z rodziną. "Zatrzymałem się u przyjaciela, Davida Finchera, w małym domku w Santa Monica. Zawsze ma dla mnie otwarte drzwi, więc spędziłem miesiąc u niego. Wtedy też zacząłem terapię" - wyznał. Prócz rozstania z nałogiem wyniósł z niej wiedzę, że nie ma miłości bez straty. "To oferta pakietowa. 'Jeśli kogoś kochasz, uwolnij go' - śpiewa Sting. Teraz wiem, co to znaczy" - wyjaśnił. 

Oscar w trudnych czasach

Miał to szczęście, że w najtrudniejszym okresie, mógł rzucić się w fascynującą pracę - Tarantino zaproponował mu rolę w filmie "Pewnego razu...w Hollywood".

Jesteśmy więc w Beverly Hills lat 60. W epoce kontestacji, hipisów, zmierzchu klasycznego Hollywood i złotej ery telewizji. Spotkamy tu Steve'a McQueena, Bruce'a Lee, a także piękną Sharon Tate i Romana Polańskiego, tuż po sukcesie "Dziecka Rosemary". Tarantino zafundował nam jednak opowieść w duchu rewizjonistycznym, jak w "Bękartach wojny", do tego autotematyczną, nawiązującą stylem do "Pulp Fiction".

Pitt zagrał kaskadera i dublera, który ze względu na brak propozycji zawodowych pracuje jako kierowca podupadającego aktora (DiCaprio). Mężczyźni tworzą zgrany duet. Zapomniana gwiazda westernu, przechodząca kryzys i facet z przeszłością - oskarżony o zabicie żony, choć nie ma w nim cienia agresji. Siłą postaci Pitta jest absolutny luz i niebywały dystans do siebie. Tarantino mówi, że gra samego siebie, bo taki jest. Przyjaciele twierdzą jednak, że odkąd stracił rodzinę, luz zastąpiła melancholia.

 Za rolę od początku zgarniał wszystkie możliwe nagrody, Oscar był ich dopełnieniem. Na galę przyszedł sam i trzy lata później nadal pozostaje singlem. Tabloidy wciąż próbują łączyć jego nazwisko z kolejnymi kobietami, ale informacje okazują się z czasem nieprawdziwe. Gdy w wywiadzie dla magazynu "GQ" rzucił nieopacznie, że po 30 latach grania jest "na ostatnich nogach", media rozszalały, pisząc: "Brad Pitt przechodzi na emeryturę". I znów musiał prostować doniesienia, tłumacząc, że choć gra mniej, i stał się bardziej wybredny, nie zamierza jeszcze rozstać się z zawodem. Coraz bardziej też wciąga go praca producenta.

 - Muszę uważać na każde słowo. Powiem tak: Jestem jednym z tych stworzeń, które spełniają się poprzez sztukę. Jeśli nie mogę się nią zajmować, w jakimś sensie umieram".

Przyznaje jednak szczerze, że nic nie uszczęśliwia go równie mocno, jak czas spędzany z dziećmi.