Reklama

Choć o Mikołajku ciężko zapomnieć, zwłaszcza jeśli przeczytało się go tyle razy, ile autorka tego tekstu, trudno pozbyć się wrażenia, że dawniej był bardziej intymny. Dziś widzimy go wszędzie (Francuzi mają to szczęście, że mogą napić się nawet mikołajkowego wina.) Nie można się temu dziwić, rynek dobrze wyczuwa to, do czego wracamy z sentymentem i co chcemy przekazać kolejnym pokoleniom.

NA POCZĄTEK KOMIKSY

Historia zaczęła toczyć się w latach 50. XX wieku, kiedy 21-letni Jean-Jacques Sempé spotkał 27-letniego  René Goscinnego. "To był mój pierwszy paryski przyjaciel, a właściwie pierwszy prawdziwy przyjaciel w życiu. Połączyło nas poczucie humoru. Doskonale się uzupełnialiśmy". 

Reklama

Duet wspólnie stworzył komiks opublikowany po raz pierwszy w belgijskim magazynie "Le Moustique" w 1955 roku. Potem przyszedł czas na teksty Gościnnego ilustrowane prostymi rysunkami Sempégo. Pierwsza historia w tej formie ukazała się 29 marca 1959 roku w piśmie "Sud Quest Dimanche". Rok później we Francji można już było zaczytywać się w wydanych zbiorach.

- Poczucie humoru, ironia i prostota. Zarówno na poziomie języka, jak i rysunku - to niezastąpiony duet Goscinny-Sempé - podkreśla Magdalena Kilian-Antoine, która zna Mikołajka od pierwszej zadrukowanej przez wydawnictwo "Znak" kartki.

Pierwsze polskie wydania należą jednak do "Naszej Księgarni". Na rodzimy rynek książka trafiła w 1964 roku w jednym tomie z "Rekreacjami Mikołajka". Rozdzielono je w 1966 roku. Dwa pierwsze zbiory w mistrzowski sposób przetłumaczyły Tola Markuszewicz i Elżbieta Staniszkis. Nie tylko nie zatraciły czaru oryginału, ale nadały polskiej wersji wyjątkowego charakteru. Np. wyrażenie "chouchou de la maitresse", co dokładnie znaczy pupilek nauczycieli, w polskim tłumaczeniu brzmi "pieszczoszek naszej pani", dzięki temu ma delikatnie ironiczny wydźwięk. Autorką wszystkich kolejnych, równie udanych przekładów, do dziś jest Barbara Grzegorzewska.

"BĘDĘ BOGATY"

"Mamie i tacie będzie bardzo przykro; wrócę kiedyś, kiedy oni będą już bardzo starzy, tacy jak babcia, i ja będę bogaty, będę miał olbrzymi samolot, olbrzymi samochód i własny dywan, na który będę mógł wylewać atrament..." Mikołajek spełnił obietnicę (a raczej groźbę). Wrócił i zarabia spore pieniądze.

Każdy, kto pokochał "Mikołajka" wydanego w Polsce po raz pierwszy w latach 60., z lekkim przerażeniem obserwuje, z jakim impetem chłopiec wpadł w komercyjny kołowrotek. Jest wszędzie: na koszulkach, kubkach, termosach, plecakach. I trudno nie nazwać tego sukcesem, bo jako produkt dla dzieci z powodzeniem konkuruje z Zigzakami McQueenami, Minecraftem czy Elsami. A jest przecież tylko (albo aż) bohaterem książki.

Kolejne tomy z zapomnianymi opowiadaniami znalezionymi na strychu trafiają na księgarniane półki. Dopytaliśmy Magdaleny Kilian-Antoine, czy ich pochodzenie nie jest mitem.  -  To prawda. W 2004 roku Anne Goscinny córka Renégo Goscinnego, wśród rzeczy po przedwcześnie zmarłym tacie odnalazła mnóstwo opowiadań o Mikołajku, które nigdy wcześniej nie zostały opublikowane na łamach prasy (na początku opowiadania o Mikołajku ukazywały się w prasie). Rysunki też były gotowe. A Sempé i tak jeszcze raz sięgnął po ołówek i niektórym ilustracjom nadał nawet kolor ("Nieznane przygody Mikołajka").

Dla kogo właściwie są przygody francuskiego ucznia  i co z Mikołajka da się wyciągnąć?

"NIE LUBIĘ DZIEWCZYN"

"Dziewczyny są głupie, umieją się bawić tylko lalkami i w sklep i ciągle beczą". Mikołajek, zwłaszcza w na początku był opowieścią o świecie chłopców i jeśli jakaś "mała baba" się w tym świecie pojawiła, traktowana była jak intruz. To jednak, że autorzy zamykali historie w męskim otoczeniu, nie oznacza, że książki te nie są dla dziewczynek.

Każda "baba", która pojawia się w historiach, zostawia ślad swojej siły i ogromnego znaczenia. To Ludeczka z pierwszego tomu zmienia dość mocno światopogląd Mikołajka i pokazuje mu, że dziewczyny też mogą być dobrymi kumplami.

Jest jeszcze sąsiadka Jadwinia, która na przekór pojawia się w tomie "Mikołajek i inne chłopaki" i poświęcone są jej aż dwa rozdziały. Jadwinia ma "żółte włosy, niebieskie oczy", "jest dziewczyną, ale jest bardzo fajna". Choć czytamy o dzieciach, doskonale ukazana jest siła kobiet i ich wpływ na zachowanie mężczyzn, nawet jeśli mówią coś odwrotnego.

Pamiętajmy, że postacie zostały stworzone w latach 50. XX wieku, a mimo to, silnie podkreślony jest fakt, że dziewczynka nie tylko może robić to co chłopiec, ale robi to całkiem dobrze (piłkę "strzeliła jak szatan").

CHŁOPAKI NIE PŁACZĄ

Ale nie w "Mikołajku". "W młodszym wieku szkolnym następują duże zmiany w formach przejawiania się emocji i uczuć. Choć z jednej strony znacznie bogaci się repertuar zachowań, za pomocą których dokonuje się ekspresja emocji (mimika, zmiany, postawy, sposób śmiania się czy płaczu), jednocześnie dziecko bardzo często może jeszcze reagować płaczem, pisze Magdalena Grochola w pracy "Rozwój psychofizyczny dzieci w wieku zuchowym".

Mikołajek i jego koledzy często reagują płaczem, nie wstydzą się go i uważają za coś zupełnie naturalnego. "Prawie wszyscy w klasie krzyczeli albo płakali", "I zacząłem płakać", "Kleofas się rozbeczał". 

Tak samo jak łzy, w życiu dzieci obecne są kłótnie, bitwy, przezwiska. Dzieci słuchając tych historii, widzą swój świat, a rodzice... no cóż, przypominają sobie, że maluchom czasem warto odpuścić.

PONADCZASOWOŚĆ? I TAK I NIE

Sam Mikołajek jest ponadczasowy, a tytuł tego akapitu nieco przewrotny. Wszystko za sprawą innego kilkuletniego chłopca, który co wieczór do snu prosił o czytanie kolejnych rozdziałów książki. Któregoś razu, będąc na wakacjach z rodzicami, ten chłopiec z uśmiechem oznajmił swojej mamie, że ma prawo wyjść na spacer, bo jest na urlopie, a na urlopie mamy nie muszą być cały czas w kuchni. Historia zakończyła się śmiechem, ale i zwróceniem uwagi na to, jak bardzo zmieniło się życie od lat 50.

Ów chłopiec umiejscowił kobiety w kuchni, bo taki świat "wyczytał" z Mikołajka, a jego rodzicom nie przyszło nawet do głowy, że właśnie to dostrzeże. Dlatego "Mikołajek" jest doskonałym punktem wyjścia do rozmów o zmieniających się czasach, roli kobiet, prawach dzieci.

To, co ponadczasowe w Mikołajku, to dziecięce zachowania. Nie mają znaczenia lata, okoliczności, kraj, w którym się mieszka. Dzieci są takie same i tak samo odbierają świat. Dlatego tyle razy, ile rodzic czyta książkę, tyle samo razy myśli - skąd ja to znam ( a ta najbardziej zmęczona część uśmiecha się i dodaje  - jedziemy na tym samym wózku).

- Rodzice, czytając te historie, z uśmiechem na twarzy wracają do czasów beztroskiego dzieciństwa. Wtedy najważniejsi byli kumple i kumpele, psoty i wygłupy. Dzieci śmieją się z Alcesta, który bez przerwy je, z Kleofasa, który ciągle wpada w tarapaty, czy wymądrzającego się Ananiasza. Dialogi w "Mikołajku" są niepowtarzalne i bardzo zabawne. Jako wydawca odczuwam w związku z tym ogromną wdzięczność za genialny przekład pani Barbary Grzegorzewskiej. Myślę też, że nie tylko ze względu na humor lubimy wracać do tych opowiadań. W świecie Mikołajka bardzo ważne są bowiem relacje: między dziećmi, między rodzicami a dzieckiem, między rodzicami. Najważniejsze są rodzina i przyjaźń. I dzięki temu zawsze chętnie będziemy wracać do tych historii. Żeby się pośmiać i zobaczyć, co tak naprawdę w życiu jest najważniejsze. A przy okazji dzieci mogą zobaczyć, że bez telewizora też można się świetnie bawić - mówi Magdalena Kilian-Antoine.

CIEKAWOSTKA Z PODWÓRKA

W czasach, w których nikt nie przewidywał istnienia podcastów i aplikacji typu Spotify, dzieciaki spotykały się w grupach i wspólnie męczyły ulubione kasety, zwykle przegrywane po domowemu na lepszych magnetofonach. Na jednej z takich krążących po podwórkach kaset było słuchowisko "6 dni z życia kolonisty" ze wspaniałą rolą Bohdana Smolenia.

Skecze z tekstami Krzysztofa Deszczyńskiego nazwane "Programem kabaretowym dla dzieci i młodzieży" opowiadały o przygodach chłopców. Nie każdy jednak wie, że przedstawienie oparte jest na fragmentach "Mikołajka". Ktoś jednak, kto czytał w latach 80/90 te książki szybko skojarzył doświadczenia młodych kolonistów z papierosami z rozdziałem "Palę cygaro" z pierwszego tomu serii.

- O nie wiem, czy to jest dobry pomysł palenie papierosa, mamie i tacie to by się nie spodobało.

- A mama i tata zabronili ci palić?

- Zabronili mi trzaskać drzwiami, używać wyrazów brzydkich, ale palić to mi nie zabraniali.

- No widzisz, w każdym razie musimy takiego miejsca, w którym będziemy mogli sobie spokojnie popykać.

Tak brzmi dialog z "6 dni z życia kolonisty". Tymczasem historia Mikołajka opowiadana jest w ten sposób:

"Nie byłem pewny, czy to dobry pomysł, palenie cygara, a poza tym miałem wrażenie, że to nie podobałoby się mamie i tacie, ale Alcest zapytał mnie, czy tata i mama zabronili mi palić. Zastanowiłem się, no i musiałem przyznać, że tata i mama zabronili mi tylko rysować na ścianach mego pokoju, mówić przy stole, kiedy są goście, a mnie nikt o nic nie pyta, nalewać wodę do wanny, żeby puszczać w niej okręty, jeść ciastka przed obiadem, trzaskać drzwiami, dłubać w nosie, mówić brzydkie słowa, ale palić cygara - nie, tego tata i mama nigdy mi nie zabraniali.

- No, widzisz - powiedział Alcest - w każdym razie, żeby nie było z tym jakichś historii, schowamy się gdzieś, gdzie będziemy mogli spokojnie popalić."

Jeśli dzieciak w latach 80/90 i dokonał takiego odkrycia, mógł  się nim podzielić najwyżej z rodzicami i przyjaciółmi. Dziś pewnie rozpętałaby się burza w internecie, czy to tylko inspiracja, czy już coś więcej.

"ŚWIETNIEŚMY SIĘ BAWILI"

"Mikołajek" mógłby przepaść wśród wielu innych tytułów, gdyby był jedynie historyjkami dla dzieci czytanymi czasem do snu. Ale niewątpliwe jest czymś więcej: konstrukcjami słownymi, które zostają wyryte w pamięci, przykładami szorstkiej, ale jednak przyjaźni, zaskakującymi zwrotami akcji, które nie nudzą się czytane nawet 100 raz. Czy jest go za dużo w mainstreamie? Możliwe. Ale jakie to ma znaczenie, jeśli po przeczytaniu każdego opowiadania możemy tylko stwierdzić, że "świetnieśmy się bawili".