Reklama

W otoczeniu zielonych wzgórz Beskidu Niskiego, między którymi wije się Wisłoka i jej mniejsza siostra - Myscówka - leży ponad 600-letnia podkarpacka wieś Myscowa. Przez wieki przechodziła z rąk jednych rodów do rąk innych klanów, a zamieszkiwali ją głównie grekokatoliccy Rusini. O jej historii świadczy, chociażby murowana cerkiew z końca 18. stulecia, przekształcona w kościół.

Myscowa, skryta w urokliwej dolinie 30 kilometrów od Jasła i nieco dalej od Krosna, jest rajem dla szukających zacisza, zaliczających kolejne szlaki piechurów, ale i miłośników fauny i flory. Od południa graniczy z Magurskim Parkiem Narodowym - unikatowym regionem Karpat, niemal w całości pokrytym lasami. W Parku można spotkać m.in. myszołowy, niedźwiedzie, wilki, orliki, salamandry czy nietoperze.

W krzaki wskoczył wilk, wyłonił się żebrak. O krok od linczu

Reklama

W najbliższych nam dekadach mieszkańców Myscowej nie było za wielu. Obecnie jest ich około dwustu, a przed II wojną światową doliczano się nieco ponad tysiąca osób. Mimo to co jakiś o osadzie było głośno, jak chociażby w 1901 roku, gdy urządzono w niej prawdopodobnie ostatnie w Polsce polowanie na wilkołaka.

Wówczas - jak opisuje Leszek Słupecki w książce "Wojownicy i wilkołaki" - na oczach pasterzy przerażający wilk porwał jedną z owiec. Mężczyźni ruszyli w pogoń za mięsożercą, ale zza krzaków, gdzie zniknął, wyłonił się miejscowy żebrak. U pasterzy przerażenie ustąpiło miejsca wściekłości, dlatego zaciągnęli biedaka do Myscowej, gdzie zamierzali go zlinczować. Powstrzymał ich dopiero żandarm.

Dziś Myscowa także "cieszy się" rozgłosem - w cudzysłowie, bo państwowe plany spędzają sen z powiek lokalnej społeczności. Jeszcze w tej dekadzie wieś ma zostać wyludniona, a w miejscach, gdzie pasą się konie, stoją sklep, dom ludowy i przystanek PKS-u, pojawi się woda. Dość wysoka woda.

Temat-rzeka. O zaporze słyszeli jeszcze w PRL

Koncepcja budowy zapory na Wisłoce, a tym samym utworzenia sztucznego jeziora, Kąty-Myscowa, liczy kilkadziesiąt lat. Jeszcze starszy, bo stuletni, jest ogólny pomysł, by w okolicach Jasła - przecinanego przez trzy rzeki - powstał zalew. Na początku typowano jednak miejsce na północ od miasta, czyli w przeciwnym kierunku niż Myscowa.

- Pamiętam od urodzenia, że mówiło się o tamie i zbiorniku. W latach 70. rodzice zastanawiali się, czy kupić dom koło Jasła, bo ruszyły zaawansowane prace badawcze. Później wszystko się rozpłynęło, a temat wrócił mniej więcej na przełomie wieków - sięga pamięcią pani Urszula, rodowita mieszkanka Myscowej.

Również sołtyska Małgorzata Mroczka mówi, że wartość okolicznych domów szacowano już wtedy, gdy urodził się jej mąż. - A to było 50 lat temu - uściśla.

Druk dokumentów, kolejne doniesienia w mediach, zmiany dat, powstające i upadające idee władz na różnych szczeblach, pochodzących z odmiennych frakcji - to wszystko sprawiło, że myscowianie od lat żyją w niepewności, czy nikt nie wyrzuci ich z domów.

- Brak ostatecznej decyzji: budujemy, nie budujemy, jest dla nas frustrujące. Gdy chciałam wyremontować łazienkę, miałam dylemat, czy na pewno to robić. W końcu zdecydowałam, że skoro na 100 proc. nie wiadomo, czy i kiedy dojdzie do wznoszenia zapory, to nie będę "męczyć się" z łazienką, która wymaga odświeżenia - uznaje pani Urszula.

Jak dodaje, ludzie, którzy mają rozmawiać o budowie zapory, "rzucają tylko ogólnikami". - Nie usłyszeliśmy niczego konkretnego. Podobno inwestycja ma ruszyć w przyszłym roku. Zbliża się połowa 2022 i nic się nie dzieje, a przecież takiego przedsięwzięcia nie da się przeprowadzić szybko - ocenia mieszkanka Myscowej.

Inwestycja za miliard złotych. Cerkiew i zabytki pod wodą

"Działo się" w czerwcu 2021 roku, gdy we wsi zjawili się przedstawiciele Państwowego Gospodarstwa Wodnego "Wody Polskie". W towarzystwie lokalnych samorządowców ogłosili: - zbiornik Kąty-Myscowa to nasze priorytetowe zadanie, a celem jego budowy jest zmniejszenie konsekwencji suszy oraz ograniczenie skutków powodzi.

- To duży i trudny projekt, którego nie sfinansujemy samodzielnie (...). To jest czas, gdy będą zapadały decyzje dotyczące przyznania środków i będę robił wszystko, by na tę ważną inwestycję się znalazły. Koszt budowy jest szacowany na miliard złotych - obwieszczał prezes Wód Polskich Przemysław Daca.

Zgodnie z zapowiedziami zalew o pojemności 65,5 mln m sześć. wody, razem z 20 mln m sześć. rezerwy, zajmie 427 hektarów we wsiach Myscowa, Kąty i Polany. Jego średnią głębokość oszacowano na 10,8 metra.

- Nie można wykluczyć, że niektóre parametry ulegną niewielkim modyfikacjom. Natomiast z oczywistych względów: inflacji, wzrostu cen materiałów budowlanych czy nieruchomości, koszt całej inwestycji również zostanie zaktualizowany - precyzuje Krzysztof Gwizdak, rzecznik rzeszowskich Wód Polskich.

Pod taflą wody, poza gospodarstwami, znalazłyby się też cerkiew i inne zabytki, jak i fragment Magurskiego PN. - Mamy również tereny "Natura 2000". One teoretycznie są nie do ruszenia, ale nikt nie zwraca na to uwagi - zauważa sołtyska Myscowej.

Za, a może przeciw? Dwugłos o opinii mieszkańców Myscowej

Krzysztof Gwizdak zapewnia, że w lecie 2021 roku przeprowadzono "spotkania i badania ankietowe" wśród mieszkańców. Mieli dowiedzieć się m.in. o zasadach wykupów ziem.

- Zaproszono 251 właścicieli nieruchomości, skorzystało 168 osób. Zebrane dane wskazują, że 161 zabierających głos nie sprzeciwia się inwestycji, w tym opinia 138 jest jednoznaczna.  23 osoby wolałyby nie zmieniać sytuacji życiowej, ale liczą się z przedsięwzięciem i oczekują odpowiedniego ekwiwalentu. Tylko siedem osób określiło się jako przeciwnicy - wylicza.

Jednak pani Urszula opisuje, że społeczność nie dowiedziała się, gdzie zostanie przesiedlona i jak wysokie będą odszkodowania. - Mam działkę, która znajduje się na wysokości planowanej tamy. Zapytałam, czy mogłabym wybudować tam dom, ale nikt nie potrafił odpowiedzieć. Obiecano nam, że uzyskamy informacje jesienią. Jest koniec maja, a dalej nic nie wiem - narzeka.

Sołtys Myscowej dopowiada: - Gdy wezwano mieszkańców, nie zadano im pytania, czy są "za" albo "przeciw" inwestycji. W raporcie konsultacyjnym wyszło, że popiera ją 70 proc. osób. Na jakiej podstawie tak stwierdzono? Konferencję w zeszłym roku, zorganizowali dla samych siebie. Mieszkańcy nie zostali powiadomieni, a gdyby wiedzieli o tym wydarzeniu, przebiegłoby w inny sposób.

Jak przyznaje Małgorzata Mroczka, w latach 80. i 90. Myscowa faktycznie uznawała pomysł zapory za dobry. - Domy były wtedy zaniedbane, ludzie bali się inwestować. Nie wiedzieli, czy nastawić się na prowadzenie gospodarstwa, a może wyjechać za granicę? Teraz, chociaż nie ma tu wiele młodzieży, wszystko jest urządzone, a mieszkańcy zajmują się wszystkim "na poważnie" - opisuje.

"Najpierw ludzie, później papierki"

Zdaniem rzecznika Wód Polskich przesiedlenia nie będą dotyczyły wszystkich z Myscowej, Kątów i Polan. - Obejmą tylko mieszkańców, których budynki znajdą się w strefie przyszłego zbiornika - informuje.

To nie uspokaja Myscowian, którzy planują wysłać list protestacyjny m.in. do Wód Polskich, Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, starostwa i gminy.

- Nie mamy pewności, czy ktoś nas wysłucha, ale niech wiedzą, że Myscowa ma inne zdanie o zaporze. Lekceważy się nasze istnienie. Najpierw powinni być ludzie, a później sprawy papierkowe. Gdy sejmowa komisja ochrony środowiska zajęła się sprawą zalewu, nie było mowy o mieszkańcach. Nikt nie wspominał, że czegoś potrzebujemy - mówi Małgorzata Mroczka.

Reprezentant Wód Polskich nie zaprzecza, że miejscowi narzekają na uciążliwość życia od wielu lat. Według niego źródłem niepokojów jest brak wiarygodnych danych.

- Zbieramy informacje o oczekiwaniach i potrzebach, aby przygotować plan przesiedleń. Część z mieszkańców działa już, by zakupić działki lub mieszkania. Inni szukają szczegółowych wytycznych o możliwości zabudowy działek położonych powyżej planowanego zbiornika - podkreśla.

Jak dodaje, dla lokalnej społeczności istotna jest wysokość odszkodowań. - Wyceny rozpoczną się po uchwaleniu Miejscowych Planów Zagospodarowania Przestrzennego - zapowiada Krzysztof Gwizdak.

Płyty w rzece zamiast wody. Wypadki to nie rzadkość

Protestujący nie raz deklarowali, że zamiast tamy potrzebują mostu. Aby dojechać do Myscowej od strony Jasła, trzeba pokonać pękające, betonowe płyty ułożone na dnie Wisłoki. Gdy poziom wody jest wysoki, zostaje nadrobić sporo drogi, albo ryzykować. Druga możliwość nie raz zakończyła się zsunięciem pojazdów do rzeki i interwencjami służb.

- Mamy 20 gospodarstw ekologicznych, z których mleko odbierają trzy firmy. Ono musi dotrzeć do odbiorców w dobrym stanie. I aby nie było mostu do nas? Przeprawa, nawet jednopasmowa, przydałaby się też robotnikom, którzy rozpoczęliby budowę zapory - stwierdza sołtyska.

Pani Urszula przypomina, iż starosta jasielski obiecał wytyczenie nowej drogi omijającej Wisłokę. Przeszkodą okazało się bardzo ruchome osuwisko. - To oznacza, że jeśli ruszyłoby zalewanie okolicy, wzgórze do zbiornika "zjedzie". Wyrzucanie pieniędzy w błoto i to dosłownie - ocenia.

Jak uważa, większość mieszkańców Myscowej, nie wierzy, że zbiornik ostatecznie powstanie. - Żyjemy dniem codziennym i planujemy wszystko, jakby nie mieli nas wysiedlać. To wszystko trwa za długo, cały czas ktoś coś obiecuje, a lata mijają - sumuje.

Natomiast pani sołtys nadmienia, że są mieszkańcy, którzy popierają inwestycję. - I przez to szkoda nerwów i ich, i naszych. Mieszkam tu 33 lata i słyszę jedynie "zbiornik, zbiornik". To jest nękanie, już mam tego dość - zaręcza.

Kąty-Myscowa z elektrownią, ale bez miejsc do rekreacji

Wody Polskie przewidują, że decyzja środowiskowa zostanie wydana na przełomie 2022 i 2023 roku. Niedługo później chcą uzyskać pozwolenie na realizację budowy, a termin zakończenia inwestycji wstępnie ustalono na 2028 rok.

Instytucja przekazała ponadto, że zamieszkali poniżej zapory - gdy budowla już stanie - będą mogli pić wodę dobrej jakości, a jej samej przestanie brakować. Plany mówią też o uruchomieniu energetyki wodnej, czyli dwóch turbin wodnych.

- Na obecnym etapie projekt nie zakłada, by zalew Kąty-Myscowa pełnił funkcje rekreacyjne w takim samym zakresie, jak Jezioro Solińskie - podsumowuje Krzysztof Gwizdak.

Wspomniane "bieszczadzkie morze", zwane po prostu Soliną, to również sztuczny akwen, oddalone od Myscowej o około 100 kilometrów. Tam, gdzie dziś jest jego dno, jeszcze w latach 50. życie tętniło w Horodku, Sokolim, Chrewcie czy Teleśnicy.

Jeśli idea nowego jeziora pod Jasłem stanie się faktem, do listy świętej pamięci miejscowości dołączy także Myscowa.