Reklama

Piotr Witwicki: To jest początek czy koniec rewolucji kadrowej w Kancelarii Prezydenta?

Prezydent RP Andrzej Duda: Nie chciałem rewolucji i dlatego ten proces był rozciągnięty w czasie. Nie tak dawno temu jeden z moich współpracowników przyszedł do mnie i powiedział, że chciałby zmienić pracę w ramach Kancelarii Prezydenta.

Reklama

Krzysztof Szczerski?

Akurat nie Krzysztof. Ten pracownik powiedział mi, że nigdy tak długo nie pracował w jednym miejscu, a ma 30 kilka lat i chciałby spróbować też czegoś innego. Sam więcej niż 5 lat pracowałem tylko na uczelni.

ZOBACZ: Zmiany w Pałacu Prezydenckim. Wiadomo, gdzie trafi Paweł Mucha

I jako prezydent.

Tak, ale tu mam tę szczególną sytuację, że ja się o ten urząd ubiegałem.

Słyszałem, że Pałac Prezydencki to miejsce, które sprawia, że ludzie szybko się wypalają. Może trzeba było ich po prostu zmienić.

To jest Kancelaria Prezydenta, która działała przez 5 lat i doprowadziła do reelekcji. Skoro ją uzyskałem, to znaczy, że pozytywną ocenę uzyskali również moi współpracownicy. Jestem zadowolony z Kancelarii, ale niektórym daję nowe szanse, a jeszcze inni sami chcą dla siebie szukać czegoś nowego. Stąd też po wielu rozmowach z Krzysztofem Szczerskim stwierdziłem, że trzeba tworzyć takie wzmocnione biuro spraw międzynarodowych. Pandemia daje nam możliwości przeorganizowania polityki międzynarodowej, bo teraz dzieje się w niej mniej. Dziś wiele wydarzeń jest odsuwanych w czasie. Jednak jak tylko pandemia przygaśnie, to nastąpi intensyfikacja polityki międzynarodowej.

Spór z Ministerstwem Spraw Zagranicznych wydaje się nieunikniony.

Między nami a MSZ nigdy nie było sporu kompetencyjnego. Były nawet sytuacje, gdy ja walczyłem, żeby rząd wziął na siebie więcej, np. w sprawie Trójmorza. Uważam zresztą, że to nie może być format tylko prezydencki i prawdziwe korzyści może przynieść tylko wtedy, gdy są w niego zaangażowane rządy.

Wcześniej z Pałacu Prezydenckiego odszedł Marcin Kędryna, dyrektor biura prasowego. To przypadek, że stało się to po wylewnym wywiadzie, którego udzielił Tygodnikowi polsatnews.pl? Na pytanie o to czy podobało mu się poruszanie kwestii LGBT w kampanii Kędryna odpowiedział: "nie podobało mi się, dobrze go znam (prezydenta - red.) i wiem, że mówi trochę, co innego niż wielu rozumie".

To dobrze Marcin powiedział. Wiele osób wycinało z kontekstu moje wypowiedzi i przeinaczano moje słowa. Nie twierdzę, że wszystkie moje wypowiedzi były bardzo zręczne, ale na pewno nie chciałem powiedzieć tego, co sugerowało bardzo wielu dziennikarzy.

ZOBACZ: Marcin Kędryna: dostałem na Nowogrodzkiej krzesło i kabel do Internetu

Podpisze pan ustawę o działach administracji rządowej?

Mam czas na podjęcie tej decyzji, ale nie ukrywam, że mam też wątpliwości, co do tej ustawy.

Ma pan prezydent pomysł, jak przełamać impas wokół wyboru Rzecznika Praw Obywatelskich?

To jest zasadniczo decyzja parlamentu.

Tylko słabo parlamentowi to idzie.

Prezydent nie ma kompetencji do wskazania takiego kandydata, ale mam taką swoją propozycję. Ktoś może uznać, że trochę nietypową czy zadziwiającą. Całkiem dobrym i wartym rozważenia kandydatem na Rzecznika Praw Obywatelskich mógłby być Jan Maria Rokita. Nie wiem, jakie jest jego zdanie na ten temat, ale to człowiek, który zna politykę i jej realia. Uczestniczył w tworzeniu polskiego prawa przez wiele lat i rozumie jego niedostatki, sam osobiście wiele doświadczył. Myślę, że jego wyczucie spraw ludzkich może mieć wymiar szczególny.

Jego kandydatura jest realna?

Nikt z tych, którzy decydują w tej sprawie nie podejmuje tego wątku. Uważam, że warto byłoby go jednak rozważyć.

Jak będzie ze szczepieniem pana prezydenta?

Jak będzie moja kolej, to się zaszczepię.

Nie brał pan pod uwagę, by wzorem innych głów państw zaszczepić się w pierwszej kolejności i dać w ten sposób przykład?

Miałem przez internet długie spotkanie z ekspertami w tej dziedzinie, którzy twierdzili, że ozdrowieńcy powinni być szczepieni w ostatniej kolejności. Rząd przygotował pewne reguły, które obowiązują wszystkich i ja też się do nich stosuję. Powinienem być zaszczepiony wraz z ludźmi w wieku 49 lat. Jak przyjdzie ten moment, to zostanę zaszczepiony. W ogóle nie wyobrażam sobie, żebym został zaszczepiony przed moimi rodzicami. To, że jestem prezydentem, nic tu nie zmienia.

Opozycja na pana naciska i przypomina pana wypowiedź o tym, że nie będzie się pan szczepić na grypę.

Nie jestem zwolennikiem przeprowadzania akcji, które polegają na tym, że politycy idą i szczepią się przed innymi. Zwłaszcza że obiektywnie są mniej narażeni, a ja mam jeszcze dodatkowo przeciwciała. Nie widzę powodu, bym miał być szczepiony poza kolejnością, ale oczywiście, zaszczepię się, gdy przyjdzie mój czas.

A co pan prezydent sobie pomyślał, jak usłyszał o tym, że niektórzy aktorzy i ludzie mediów zaszczepili się poza kolejnością?

Pomyślałem, że może niektórzy boją się bardziej. Widać, że w tej obawie pojawia się również cwaniactwo, że jak pojawia się możliwość, to się wpychamy. Nie znam szczegółowo sytuacji tych osób, ale generalnie jestem przeciwnikiem omijania kolejki. Wszyscy powinniśmy przestrzegać reguł.

ZOBACZ: Wolontariat za szczepienia poza kolejnością? Zborowski: trzeba to zrobić

Te szczepienia aktorów to dla PiS-u polityczny prezent od losu. Potwierdzają to, co mówicie o elitach.

To raczej prezent od tych elit, a nie od losu. Jeśli można ich w ogóle nazwać elitą.

A można?

Prawdziwa elita rozumie, że ma przede wszystkim zobowiązania, a nie tylko prawa i korzyści.

Pana projekt ustawy o planowaniu rodziny ogłoszony po wyroku Trybunału Konstytucyjnego utknął gdzieś w Sejmie.

Przygotowałem projekt ustawy. Teraz jego gospodarzem jest marszałek Sejmu. Ten projekt jest próbą pogodzenia dwóch zwaśnionych stron i wychodzi poza moje osobiste przekonania, ale w takiej sytuacji jak ta głowa państwa nie może się kierować tylko swoimi przekonaniami.

A jakie one dziś są?

Mam bardzo konserwatywny pogląd w tej kwestii. Jestem ostrym przeciwnikiem aborcji eugenicznej. W tym przypadku zrozumiałem jednak, że jako prezydent muszę też dostrzec tych, którzy się obawiają. Trzeba dostrzec ich obawy i zminimalizować je od strony prawnej. Polskie państwo o nich pamięta. W tej chwili gospodarzem projektu jest parlament i tam zapadnie decyzja. Politycy, którzy tam zasiadają, też ponoszą odpowiedzialność za te sprawy. Oni zdecydują, co dalej z tym projektem.

Wszystko wskazuje na to, że nie cieszy się on jakimś wielkim powodzeniem.

To jest kwestia ich odpowiedzialności.

Nie boi się pan tego, że ta radykalna kampania wyborcza zdefiniowała to, jak będzie wyglądać druga kadencja? Że będzie pan teraz niewolnikiem tej retoryki?

W jakim sensie?

Po kampanii roku 2015 mogłem sobie wyobrazić Andrzeja Dudę, z którym sympatyzuje elektorat środka. Po kampanii z 2020 roku trudno to sobie wyobrazić.

Bardzo dużo różnych rzeczy się na to złożyło i niekoniecznie była to ostatnia kampania. Są bardzo silne prądy lewicowo-liberalne, z którymi ja się nie zgadzam. Ich radykalizm często wymaga zdecydowanej odpowiedzi.

Jeśli te kwestie zdominowały kampanię, to czy nie zdominują prezydentury?

Mam nadzieję, że nie. Oczywiście chciałbym nadal prowadzić bardzo ambitną politykę rodzinną i dlatego ogłosiłem Kartę Rodziny. Chciałbym stwarzać warunki w którym polskie rodziny będą mieć jak najwięcej dzieci. To są ważne zadania prezydenta, który patrzy w przyszłość.

To popatrzmy w przyszłość: młodzi odwracają się od Kościoła, a kobiety protestują na ulicach. Co to wszystko oznacza dla konserwatywnego polityka?

Bardzo proste wskazówki. Przede wszystkim trzeba spokojnie pozostawać przy swoich przekonaniach, bo to jest dla mnie najważniejsza rzecz. Moje poglądy nigdy nie były radykalne, ale byłem konsekwentny, np. jeśli chodzi o programy szkolne i unikanie treści o charakterze genderowym, bo one godzą w rodzinę. Ktoś powie, że to jej tradycyjny model. Tak, ale taka rodzina została w 1997 roku wpisana do Konstytucji nie przez kogo innego tylko lewicę. To pokazuje, jak silne są dziś prądy, które nazywam już lewackimi, a nie lewicowymi.

Jadwiga Emilewicz w wywiadzie dla Interii powiedziała tak: "Po prawej stronie nie brakuje partii, ale brakuje świeżości programowej i nowego społecznego zaplecza". Była wicepremier ma rację?

Zarówno działania programowe, jak linię polityczną trzeba umieć dostosować do panujących warunków. Trzeba sobie tylko jasno powiedzieć, że Covid spowodował ogromne zaburzenia w realizacji wszelkich programów: edukacyjnych, reformatorskich, rozwoju gospodarczego, a nawet w pewnych aspektach rozwoju infrastrukturalnego, choć to jest realizowane.

Myśli pan, że szarża Solidarnej Polski w czasie negocjacji budżetowych była potrzebna?

Twarde stawianie stanowiska Polski jest zasadne, bo czasem inne są interesy państw Europy Zachodniej niż nasze. Nasza postawa nie zawsze jest rozumiana. Pamiętam, to jeszcze z czasów, gdy byłem europosłem. Często państwa zachodnie, mając swoje problemy, nie dostrzegają pewnych pozytywów, które wynikają z naszych wielkich starań rozwojowych.

Ale uważa pan prezydent, że powinno się z nimi negocjować tak, jak robi to premier Morawiecki czy tak, jak chciałaby to robić Solidarna Polska?

Dziś odpowiedzialny za prowadzenie negocjacji jest pan premier Mateusz Morawiecki. Zawsze, gdy mamy formułę koalicyjną, to są różnice. Inaczej byłoby to jedno ugrupowanie, a są trzy.

Wracając do tego, co mówiła Jadwiga Emilewicz, pojawia się pytanie, czy Zjednoczona Prawica nie straciła słuchu społecznego?

Nie chce oceniać innych. Patrzę po sobie i staram się mieć krytyczny stosunek, choć jest to bardzo trudne z Pałacu Prezydenckiego.  Od wyborów nie jestem w stanie organizować żadnych otwartych spotkań, które były ważną częścią mojej prezydentury. Staram się jednak rozmawiać z tymi, którzy są mi życzliwi, a mają odmienny pogląd w różnych kwestiach. Jak się pełni urząd pięć lat, to ma się lepsze i gorsze wyczucie. Tak samo, jak ma się lepsze i gorsze momenty.

To proszę wymienić jeden lepszy i jeden gorszy moment w czasie prezydentury.

Dobrym momentem dla mnie było zaangażowanie w prace, które toczyliśmy na temat pierwszych tarcz antykryzysowych. Teoretycznie nie jest to rola prezydenta. Ja patrzyłem na to jednak w ten sposób, że jestem przedstawicielem narodu i konieczne było uwzględnienie punktu widzenia różnych warstw społecznych. Bałem się wtedy tego, że grozi nam załamanie społeczne i możemy być zmieceni przez narastające bezrobocie. Tę pomoc udało się jednak przygotować i szybko wdrożyć. Odpowiedzialnie zachowało się też wielu przedsiębiorców.

A gorszy moment?

Z mojego punktu widzenia nie było jakiegoś jednego jednoznacznie gorszego. Miałem lepsze i gorsze wypowiedzi. Czasem to zależy od dnia, ale walka polityczna jest bardzo brutalna. Jeśli coś nie zostanie precyzyjnie sformułowane, to zostanie zmanipulowane i wykorzystane przez przeciwników.

Myślał pan o tym, co chciałby pan, żeby było symbolem pana drugiej kadencji?

Dynamiczny rozwój Polski. Liczę na to, że po zakończeniu pandemii uda nam się doprowadzić do takiego wystrzelenia gospodarczego. Wszystko gwałtownie ruszy, a Polska będzie na drodze jeszcze bardziej dynamicznego rozwoju. Tego nie zrobi się żadnym dekretem o tym, że ma być powszechny dobrobyt. To musi być wypracowane. Chciałbym, żeby to było wielkie dzieło, które mogłoby być symbolem czasu mojej prezydentury.

Czyli sprawy gospodarcze.

Moją główną odpowiedzialnością jest tu gospodarcza polityka międzynarodowa, czyli choćby budowanie współpracy w ramach Trójmorza. Mamy fundusz, który będzie wzmacniać nasze kraje i to się już dzieje, bo już przyciąga wielkich inwestorów, jak np. Stany Zjednoczone. Widzę tu wielką perspektywę. Budowanie takich relacji międzynarodowych jest kluczem do sukcesu.

Słyszałem, że w Pałacu Prezydenckim pojawią się nowi doradcy ekonomiczni.

Nie wykluczam tego.

Kto miałby to być?

Przeformułowuję Narodową Radę Rozwoju. Chciałbym żeby pracowała w innej formule poprzez tworzenie rad tematycznych. Jest już rada do spraw przedsiębiorczości oraz rada ds. rolnictwa i obszarów wiejskich. Będę powoływał kolejne rady tematyczne. Ci którzy się tam zgłaszają, to też są ludzie, których traktuję, jako swoich doradców.

A jest szansa, by Jadwiga Emilewicz pojawiła się w Pałacu Prezydenckim?

Pani premier pojawia się w Pałacu Prezydenckim. To świetny fachowiec. To również moja koleżanka. Chodziliśmy do tego samego liceum, choć Jadwiga jest młodsza ode mnie.

Użył pan dziś takiego zwrotu "to nie jest ostatnia kampania". Jak pan sobie wyobraża swoją rolę później?

Byli prezydenci nie startowali już po zakończeniu swoich prezydenckich misji w żadnych wyborach. Nie było do tej pory takiego zwyczaju.

Aleksander Kwaśniewski firmował projekt Lewicy i Demokratów z podobnym powodzeniem. Co nie zmienia faktu, że gdy skończy się druga kadencja, pan będzie za młody na emeryturę.

To nie jest tak, że w świecie jest tylko polityka wykonywana w sposób czynny poprzez udział wyborach. Są też różne inne formy działania.

Która jest panu najbliższa?

Mam taką mentalność, że póki sprawuję jakąś funkcję, to nie będę się zastanawiał nad tym, co będę robił, bo to mi może przeszkadzać w wykonywaniu tej funkcji. Na ten moment nie ma ważniejszego zadania niż przeprowadzenie Polski przez trudne czasy pandemii.


Wywiad ukazał się 6 stycznia na portalu Interia.