Reklama

Piotr Witwicki: Lato jest już muzycznie stracone?

Artur Rojek: tak.

Reklama

Chciałem usłyszeć coś innego. Zabierasz całą nadzieję.

Wszystkie festiwale europejskie, ale również te amerykańskie czy kanadyjskie będą przeniesione na 2021 rok. Sytuacja zaskoczyła rynek eventowy i muzyczny tak samo, jak każdego z nas. Nasza branża została zamknięta najwcześniej, a przez swój charakter grozi nam, że zostaniemy otwarci najpóźniej. Liczę, że do jesieni otrzymamy odpowiednie wytyczne, które pozwolą nam planować. Musimy się przygotowywać na następny rok. Takie wytyczne dostały inne branże. Bez planu wychodzenia z kryzysu żyjemy w stanie zawieszenia.

Ile on może potrwać?

Jeszcze niedawno myśleliśmy, że to sytuacja przejściowa. Dziś, gdy widzimy pewne zagubienie w podejmowaniu decyzji, które nie dotyczy tylko Polski, to niepewność narasta. Pracujemy nad tym, by poprawić komunikację i wspierać powrót do rzeczywistości.

Zwłaszcza, że to branża muzyczna i eventowa w ostatnim czasie mocno się rozrastała. Przeciętny odbiorca nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, ile podmiotów jest z nią związanych.

To już nie jest taki przemysł, jaki był kilka lat temu, gdy kultura była wymieniana zawsze na szarym końcu. To jest sfera, która jednoczy miliony ludzi. Chodzi nie tylko o to, by słuchać muzyki, ale i funkcjonować w połączeniu z innymi dziedzinami gospodarki. To napędza też przemysł gastronomiczny, odzieżowy, transportowy, turystyczny i można by długo wymieniać.

ZOBACZ: OFF Festival odwołany

Jeśli nie festiwal to co? Co zrobić z energią publiczności i artystów, gdy nie można grać?

Cierpliwie czekać. Mam nadzieję, że skończy się to szybciej niż nam się wydaje. Może ta zmiana czegoś nas nauczy i sprawi, że coś bardziej docenimy...

Znam całą grupę muzyków: od wokalisty po dźwiękowców, którzy przed epidemią grali po świecie ciężki metal. Teraz pracują na budowie.

Wcale się temu nie dziwię. Praca w tej branży niczym się nie różni od innych. Dla wielu z nas granie koncertów stanowi bieżący zarobek. Brak takiej możliwości to brak środków do życia.

Na razie wszyscy aktywują się w sieci.

Przejście artystów w sferę wirtualną jest czymś przejściowym i nigdy nie zastąpi pracy w realu.  Oczywiście kultura online może pozostać z nami na dłużej. Wytworzą się formaty, które przeżyją epidemię i zostanie z tego sporo dobrego, ale to nie może skończyć się tylko na tym. Ludzie potrzebują bliskości w przeżywaniu. Wcześniej czy później musimy do niej wrócić. Każdy decydent powinien wziąć to pod uwagę.

Masz poczucie, że artyści są pomijani? Niektórzy mają żal o to, że dużo więcej miejsca poświęca się sportowi.

Sport jest medialnie i biznesowo silniejszą sferą. Myślę, że będzie pomagał kulturze. Jeśli wrócą duże eventy sportowe, to wrócą też duże eventy kulturalne. Abstrakcyjne wydaje się jednak umieszczanie w czwartym etapie otwarcia gospodarki teatrów czy muzeów, a pominięcie rozwiązań które dotyczą klubów. To się specjalnie nie różni. Jako branża muzyczna jesteśmy gotowi otwierać kluby zgodnie z nowymi zaleceniami - jeśli takie będą. Pomijanie nas pobudza niepokój. Nie można zbyt długo trzymać ludzi w takim napięciu.

Ile osób pracuje przy OFF  Festivalu w Katowicach?

Ponad 2,5 tysiąca osób. Mam na myśli wszystkich, którzy są zaangażowani w produkcję festiwalu: od partnerów przez instytucje po samych artystów. Są ludzie, z którymi działamy od pierwszej edycji. Współpracujemy ze sobą od 15 lat. Wszystkie ekipy techniczne są z nami od początku. Mamy też ludzi, którzy wiele lat temu byli naszymi wolontariuszami, a teraz są: księgowymi, lekarzami, prawnikami, ale wracają do Katowic i cały czas nam pomagają.

Czujesz się za nich odpowiedzialny?

Ponieważ jedną nogą jestem artystą, a drugą promotorem, to czuję się odpowiedzialny za całą branżę. To, co się teraz dzieje, jest dla mnie osobistą tragedią. Chodzi o wymiar całej naszej sfery. Nie chciałbym brzmieć nadmiernie pompatycznie, ale zależy mi na tym, by te osoby, które z nami pracują nie traciły nadziei. Strasznie długo znam tych ludzi i bardzo wiele mnie z nimi wiąże. Sytuacja, w której z dnia na dzień się znaleźliśmy jest dla wielu z nas druzgocąca, ale nic nie będzie trwało wiecznie. Wyjdziemy z tego silniejsi i mądrzejsi.

To czas na tę drugą nogę. Premiera płyty "Kundel" zbiegła się z początkiem epidemii...

Płyta miała premierę w piątek, 13 marca. W sumie zagrałem cztery koncerty, które ją promowały. Piąty występ miał być w Lublinie. Dzień wcześniej dowiedziałem się, że na niego nie jadę. Wszystkie zaplanowane akcje od tego momentu zostały wykasowane. Cały klasyczny system promocji został unieruchomiony. Zostały mi rzeczy, które mogą zrobić online. Strach i świadomość ludzi, którzy mają do czynienia z czymś, co nie jest przewidywalne i rozedrganie emocjonalne nie służy obcowaniu z kulturą. Działamy w trybie kryzysowym i wszystko się zmieniło. Cała trasa koncertowa przesuwa się na jesień. Tak jak inni muzycy jesteśmy w stanie zawieszenia. Czekam.

Udało się nagrać teledyski.

Zrobiliśmy to stosunkowo wcześnie. Nie było jeszcze wtedy przeczucia, że coś tu może zostać przerwane.

Zatańczyłeś w teledysku do "Bez końca" i zostałeś viralem.

Nie wiem, jaka to jest skala, ale wiem, że takie elementy się pojawiają. Cały czas ktoś do tego nawiązuje. Cieszę się z tego. Taniec wziął się z myślenia o tym, jak wprowadzić na koncerty inną sceniczną energię. W ogóle praca nad tą płytą umożliwiła mi rozwijanie się w wielu nowych sferach. Przy nagrywaniu "Kundla", bardziej niż zwykle byłem producentem wykonawczym, stąd więcej czasu na inne sprawy np. by odkleić się od mikrofonu i popracować nad ruchem scenicznym. Koncertowo zaczęło mi przeszkadzać to, jak bardzo jestem skupiony na statywie.

Postanowiłeś się odkleić od niego?

Zrobiłem trochę ruchów, by poprawić to, jak funkcjonuję na scenie. Przez kilka miesięcy spotykałem się z Michałem Zubkowem, który jest głównym choreografem Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk. Pracował ze mną, by wydobyć to, co jest warte pokazania: moje naturalne ruchy. Nie twierdzę, że choreografia jest zła, ale mi zależało na tym, by pokazać, że każdy z nas potrafi się poruszać. Bez znaczenia jest to czy to jest złe, powtarzalne i oryginalne. To jest taki taniec, który uprawiam w domu, gdy włączę sobie muzykę. Kiedyś nie robiłem tak na scenie, ale teraz nabrałem odwagi.

Coś podobnego zrobił kiedyś Thom Yorke z Radiohead w teledysku do "Lotus flower". Oczywiście tańczycie zupełnie inaczej, ale myślę że przyświecała temu podobna idea.

On jest bardziej, jak wąż. Jego taniec jest dopracowany. Z jednej strony naturalny, ale widać też, że mocno wymuskany. Mnie bardziej inspirowała sytuacja tańca naturszczyka . Wykonuje ruchy, wynikające z jego osobowości , niedoskonałe i czasem nieporadne  ale przez to wyjątkowe. Ktoś postawił przed nim kamerę i się zaczęło.

Macie z Radkiem Łukasiewiczem (współautor tekstów na płytę "Kundel") zdolności profetyczne?

Wiem o czym myślisz. Wydźwięk tej płyty i czas w którym się ukazała... to nie było zamierzone. Miałem pomysł na płytę  o wykluczeniu zwykłości i Radek się w niego dobrze wpasował.

Wykluczeniu?

Uważam, że żyjemy w czasach patologicznej normalności. To wymyślił Erich Fromm w książce "Zdrowe społeczeństwo" napisanej w 1955 roku. Konsumpcjonizm doprowadził nas do tego, że zapomnieliśmy, kim naprawdę jesteśmy i żyjemy z przeświadczeniem niezniszczalności.

W singlowym "Bez końca" śpiewasz: "Powiedz skąd u ciebie taki spokój? Gdy zapałkę znów ci gasi deszcz tak na raz".

Gdy zaczynałem pracować nad płytą, myślałem sporo o tym, że człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak jedna mała rzecz potrafi wywrócić twoje życie. Nie jesteś w stanie przewidzieć tego, co wydarzy się jutro. Wydaje się nam, że potrafimy przewidzieć nasze życie i zarządzamy nim, ale nie potrafimy zapanować nad tym, co wydarzy się za chwilę. Miałem w głowie zarówno historyczne tragedie czy zwykłe jednostkowe sytuacje, które doprowadziły ludzi do poczucia wiotkości funkcjonowania. Nigdy nie możesz czuć się do końca spokojny. Gdy zdajesz sobie z tego sprawę, to zaczynasz doceniać to, co wokół ciebie proste i to kim jesteś. Tę zwykłość, która cię otacza. Przeświadczenie niezniszczalności, powoduje ze zwykłość ci umyka i wchodzisz w świat pustego narcyzmu i konsumpcjonizmu. Czyli to, co zaczęło ostatnio męczyć wiele osób.

Ciebie też?

Stąd wzięła się koncepcja płyty. W pewnym sensie zacząłem czuć się ofiarą tego systemu. Czułem się zmęczony pewnymi wzorcami i wymaganiami, którymi jestem otoczony.

I stąd ten "kundel"?

O tej postaci, która stała się tytułem płyty myślałem jako o czymś bardzo pozytywnym. Dla mnie ten nierasowy, niewykreowany ktoś jest kimś o wiele bardziej pociągającym niż ten świat, w którym każdy przedstawia się, jako ktoś ultra wyjątkowy. Sformułowanie "patologicznej normalności" wymyślili filozofowie kilkadziesiąt lat temu. Wydaje się nam, że funkcjonujemy w życiu, które wydaje się nam normalne bo świat nam to wmawia, ale ono już dawno przestało takie być. Zwykłość jest tym, za czym tęsknię. Ona dawała więcej przeżyć niż ta niezwykłość, w której dziś żyjemy.

A czy ktoś, kto wychodzi na scenę nie robi tego, by przez moment poczuć się niezwykle?

Ludzie wychodzą na scenę z różnych powodów. Ja zrobiłem to z potrzeby bycia doceniony. To jest mój deficyt. Pewne braki, z którymi się wychowujesz, uwalniają się w tobie i kierują cię w jakąś stronę. Ja na scenie znalazłem się z potrzeby potwierdzania siebie. Drugim powodem było to, że muzyka jest jednym z tych sposób, które najefektywniej rozładowują napięcie. Ja mam je bardzo wysokie.

Wracając do zdolności profetycznych. Na ostatniej płycie śpiewasz: "Widzę to, czuję w kościach, tlenu jest mniej niż pół. A ci nic się nie boją, chodzą do sklepów, szkół", a potem jest jeszcze o końcu świata. Brzmi poważnie i niestety dość aktualnie.

Ta piosenka "Chwilę błyśniesz, a potem zgaśniesz" najbardziej na całej płycie wychodzi ze sfery intymnej. To jest piosenka o ekologii, ale czas w jaki trafiła sprawił, że nabrała nowego wymiaru i wydobyła z niej więcej katastrofy. Oczywiście jedno jest z drugim bardzo związane. Jednak to epidemia jest dziś najbardziej narzucającym się problem i przez jej pryzmat ludzie patrzą na tę piosenkę.

A sytuacja, w której należy ograniczyć kontakt z rzeczywistością i zamknąć się w domu jest jakoś dla ciebie inspirująca?

Może tak być w przypadku artystów, których potrzeby nie są paraliżujące. Zasadniczo, to możemy się jednak poczuć jakbyśmy byli na wojnie. Ta sytuacja bardzo pobudza do niestandardowych działań.

Widzę jedną pozytywną rzecz dla słuchaczy. Płyta "Miłość w czasach popkultury" Myslovitz pojawiła się właśnie w streamingu. Obecna sytuacja jakoś w tym pomogła?

Nie. To było planowane od miesięcy. Bardzo się z tego cieszę. Za moment do streamingu trafią też inne płyty Myslovitz i Lenny Valentino.

Państwo powinno w tej sytuacji wspierać artystów? Czujesz, że ktoś o tobie myśli i ci pomaga?

Nie pracujący artysta, jak każdy człowiek bez pracy - potrzebuje pomocy, żeby przeżyć. Pomoc w postaci dotacji dla działań online, jest sensowna. Dzisiaj to jedyna sfera, w której artyści mogą się realizować. Mnogość contentu digitalowego, jaki powstanie, spowoduje większy wysiłek w poszukiwaniu rozwiązań, które nie są standardowe i na tyle oryginalne, żeby w tym "tłoku" przyciągnąć odbiorcę przed ekran komputera.  

Czy pomoc jest wystarczająca?

Środowisko muzyków i organizatorów może czuć się pominięte w planach otwierania gospodarki. Są teatry, muzea i kościoły, a nie ma klubów i koncertów. Czym to się różni? Jesteśmy ważną częścią funkcjonowania świata i tak nie powinno być, bo daje to uczucie, że nikt o nas nie myśli, a tym ludziom także potrzebna jest nadzieja. Zacytuje na koniec jeszcze raz Fromma: "Postęp jest możliwy jedynie wtedy, gdy zmiany dokonują się jednocześnie w sferze ekonomicznej, społecznej i kulturalnej. Każdy postęp ograniczony do jednej sfery jest destrukcyjny dla postępu we wszystkich sferach".


Wywiad ukazał się 8 maja 2020 roku w Tygodniku polsatnews.pl