Reklama

Messor cephalotes to największy znany gatunek mrówki żniwiarki na świecie. Czarnobrzuchy owad pochodzi z Afryki Wschodniej, występuje w Etiopii, Kenii i Tanzanii. Znany jest ze złożonej struktury społecznej i swoich imponujących rozmiarów, sięgających 25 mm.

Belgowie David Lornoy i Seppe Lodewijckx, obaj w wieku 18 lat, zostali zatrzymani w kwietniu w kenijskim hrabstwie Nakuru, około 160 kilometrów od stolicy Nairobi. Do pensjonatu, w którym mieszkali nad ranem wkroczyli funkcjonariusze Kenya Wildlife Service (KWS). 

Belgijska robota z królowymi. "To przypadek"

Reklama

Strażnicy przyrody przyzwyczajeni do rożnych sytuacji, na które natrafiają w trakcie operacji wymierzonych w przemytników, tym razem zastali coś, co wywołało zdziwienie nawet u najbardziej doświadczonych. Przy młodych Belgach, mieszkańcach niewielkiej miejscowości Mol pod Antwerpią, znaleźli 5000 mrówek. Królowe Messor cephalotes zapakowane były w 2244 próbówki.

Obaj przyznali się do ich posiadania, co było oczywistością, ale zaprzeczali, by planowali wywieźć je z kraju. - Nie przyjechaliśmy tu łamać żadnych praw. Zrobiliśmy to przez przypadek i głupotę - przekonywał David Lornoy, jeden z belgijskich nastolatków.

Przez przypadek też zapewne, bo nie przez głupotę przecież, ważne dla ekologii regionu owady znalazły się w pojemnikach wyposażonych w system, który pozwalał im przetrwać transport trwający nawet do dwóch miesięcy.  Dlatego KWS wniosła sprawę przeciwko młodym mężczyznom, twierdząc, że było to nie tylko "przestępstwo przeciwko dzikiej przyrodzie, ale także biopiractwo".

"Zamierzali przemycić mrówki na egzotyczne rynki zwierząt domowych o wysokiej wartości w Europie i Azji, gdzie rośnie popyt na rzadkie gatunki owadów"- napisano w oświadczeniu.

- To tylko małe dzieci... po prostu eksplorują i nie można ich za to winić - przekonywała reprezentująca oskarżonych prawniczka Halima Magairo.

Obrończyni nastolatków musiała być bardzo przekonywująca, gdyż sąd w Nairobi okazał się łaskawy. Sędzia Njeri Thuku, wydając wyrok, odniosła się do wprawdzie do handlu niewolnikami uzasadniając: "Wyobraź sobie, że zostajesz brutalnie usunięty z domu i zapakowany do kontenera z wieloma podobnymi do ciebie osobami. Następnie wyobraź sobie, że jesteś odizolowany i ściśnięty w małej przestrzeni, w której jedynym źródłem pożywienia w dającej się przewidzieć przyszłości jest woda glukozowa. Brzmi to prawie tak, jakby dotyczyło handlu niewolnikami. Nie jest to jednak handel niewolnikami, ale nielegalny handel dziką przyrodą".

Ale wyrok, jaki wydała 7 maja, nie był już tak bardzo surowy. Sąd ocenił, że Lornoy i Lodewijckx "nie wyglądają na typowych kłusowników" i nie znali prawa.

Na nastolatków nałożono grzywny po 6800 euro. Jeśli ich nie wpłacą, spędzą rok w więzieniu. Mogą mówić o wyjątkowym szczęściu, gdyż posiadanie jakiegokolwiek okazu dzikiej przyrody lub trofeum bez zezwolenia jest w Kenii przestępstwem, za które grozi grzywna w wysokości do nawet 140 000 euro i pięć lat więzienia.

Takie same wyroki usłyszeli na tej samej rozprawie Duh Hung Nguyen z Wietnamu i Kenijczyk Dennis Nganga, których aresztowano w oddzielnej sprawie, ale cała czwórka była sądzona razem. Przy Wietnamczyku i Kenijczyku, złapanych na lotnisku, również znaleziono mrówki Messor cephalotes, choć jedynie 300. Wietnamczyka sąd określił "mułem", który miał za zadanie przewiezienie owadów przez granicę.   

Kary nałożone przez sąd jedynie połowicznie usatysfakcjonowała przedstawicieli Kenya Wildlife Service. - Ta sprawa to znacznie więcej niż przemyt owadów - powiedział Erustus Kanga, dyrektor generalny KWS. - Widzimy, jak zorganizowane syndykaty przestępcze odchodzą od tradycyjnego kłusownictwa na kość słoniową, aby atakować całą naszą różnorodność biologiczną - od roślin leczniczych, owadów po mikroorganizmy.

Naiwne dzieci? Jeden zaczynał jako 14-latek. Stworzył sieć

Wątpliwości dotyczące charakteru przewinienia młodych ludzi mieli również dziennikarze, którzy przeprowadzili własne śledztwo. 7 czerwca, czyli miesiąc po zapadnięciu wyroku, holenderskojęzyczny belgijski dziennik "Het Laatste Nieuws" przedstawił ustalenia przeczące wersji skazanych. Okazało się, że jeden z Belgów nie działał po raz pierwszy, a kenijskie władze zwróciły na niego uwagę już w maju 2020 r., kiedy to na lotnisku w Nairobi przechwycono zaadresowaną do niego paczkę zawierającą mrówki. David Lornoy, który miał wówczas zaledwie 14 lat, stworzył już sieć dostaw, którą od tego czasu monitorowała policja. Przeszukanie i konfiskata w hotelu w Naivasha nie były zatem zbiegiem okoliczności, ale raczej zakończeniem długotrwałej operacji kenijskiego nadzoru.

Wiadomości pochodzące z 2022 roku i wysłane przez klientów nastolatka wskazywały również, że podróżował on do Hiszpanii i - według jednego z jego kontaktów biznesowych - wrócił "z walizką pełną mrówek". W międzyczasie zainteresował się nim belgijski fiskus, trwa analiza zysków wygenerowanych w ciągu kilku lat przez jego małą firmę.

Belgijska służba zdrowia rozważa obecnie wprowadzenie regulacji dotyczących importu mrówek i innych inwazyjnych owadów. Jednym z przykładów, do czego prowadzić może niekontrolowany import obcych gatunków stanowi sprowadzenie z Ameryki Południowej do USA mrówki Solenopsis invicta, zwanej także ognistą. Owad w naturze żywi się niemal wszystkim. Zabija żaby, jaszczurki, a nawet małe ssaki. Nie gardzi też ziarnem wszelakim.

Ocenia się, że szkody, jakie spowodowała tam do tej pory wyniosły 5 miliardów euro. Warto zauważyć, że gatunek ten pojawił się także w Australii w 2001 roku i na Sycylii w 2003 roku.

Sprzedawcy doskonale zdają sobie z zagrożenia, gdyż ostrzegają hodowców o niezwykłej żarłoczności i tempie rozmnażania się mrówek ognistych. Piszą o odpowiedzialności i apelują o ostrożność, by nie doszło do ich ucieczki z formikariów.

1000 zł za królową mrówek. Ogromny rynek

A gdyby mrówki rzadkiego gatunku Messor cephalotes udało się przemycić do Europy? Funkcjonariusze KWS oszacowali, że cena uliczna owadów znalezionych przy Belgach wynosiła niecała 7 000 euro. W raporcie sądowym podano, że za jedną mrówkę, można uzyskać co najmniej 80 euro. I jest to wycena bardzo ostrożna.

Oferty sprzedaży tego gatunku żniwiarki można z łatwością znaleźć choćby w Polsce, a każda sztuka wyceniana jest na od 600 do nawet 1000 zł. Na zachodzie Europy ceny wahają się od 120 do nawet 700 euro za samą królową.  Przyjmując dla uproszczenia cenę tysiąca złotych, łatwo policzyć, że Belgowie mogliby się wzbogacić o 5 milionów zł, czyli niemal 1,2 miliona euro.  Można powiedzieć, że "eksploracja" w wykonaniu "małych dzieci", jak ich działanie określiła prawniczka, mogła dać wyjątkowo obfite zbiory.

Kenijski przypadek zwrócił uwagę na niszowy świat hodowców mrówek. Hobby kwitnie w ostatnich latach. Na stronach poświęconych mrówkom, można niejednokrotnie natknąć się na bogatą ofertę sprzedażową, składającą się z kilkudziesięciu różnych egzotycznych gatunków.

Żniwiarki Messor cephalotes strona internetowa Antsrus opisuje je jako "wymarzony gatunek dla wielu ludzi". Podkreślając przy tym, że te mrówki są bardzo trudne do zdobycia. Niektórzy chwalą je za agresywność.

W naturze Messor cephalotes gniazdują głównie na otwartych równinach i zwykle budują masywne kopce, które mogą mieć metry długości.

Sprzedawcy zalecają karmienie mrówek trzymanych w formikariach koktajlem cukrowym lub wodą miodową co 2 tygodnie, aby zwiększyć prawdopodobieństwo założenia kolonii.  

Jeden z internetowych sprzedawców mrówek, w rozmowie z "The Guardian" poprosił o niepodawanie nazwiska, stwierdził, że rynek mrówek kwitnie i obserwuje znaczny wzrost liczby pokazów, na których entuzjaści spotykają się, aby porównać swoje kolekcje i wymieniać się doświadczeniami dotyczącymi poszczególnych gatunków. - Wielkość rynku rośnie niemal każdego roku. Jest coraz więcej sprzedawców - mówił.

A jak tłumaczył chęć posiadania mrówek? - W dzisiejszym świecie, w którym większość ludzi żyje w ciągłym pędzie, obserwowanie mrówek w formikarium może być zaskakująco terapeutyczne.

Zagrożenie inwazją i roznoszeniem bakterii

Takiego entuzjazmu nie ma jednak wśród naukowców, którzy obawiają się, że rosnący handel egzotycznymi mrówkami może stanowić poważne zagrożenie dla różnorodności biologicznej.

"Mrówki są przedmiotem handlu jako zwierzęta domowe na całym świecie, ale jeśli zostaną wprowadzone poza ich rodzimy zasięg, mogą stać się inwazyjne, co może mieć tragiczne konsekwencje środowiskowe i gospodarcze" - podsumowali eksperci śledzący handel mrówkami w Chinach. Jak dodano, "najbardziej poszukiwane mrówki mają wyższy potencjał inwazyjny".

Mrówki rzeczywiście potrafią być niezwykle dokuczliwe, a stwarzane przez nie zagrożenie epidemiologiczne oraz niezwykle trudne zwalczanie plasują je na samym szczycie gatunków inwazyjnych. Pokonują nawet karaczany. Tak przynajmniej mrówki oceniła amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA).

Ich występowanie w lasach i parkach jest głównie zagrożeniem dla mrówek rodzimych, ale stają się też groźne bezpośrednio dla człowieka, a to za sprawą coraz częstszego wdzierania się do mieszkań, placówek medycznych i restauracji.

Mowa głównie o mrówkach faraona (Monomorium pharaonis), które przywędrowały także do Polski z Afryki Zachodniej lub Indonezji. Udowodniono im przenoszenie bakterii z rodzajów Pseudomonas, Clostridium, Staphylococcus i Salmonella. Robotnice tego gatunku widywano już w trakcie żerowania na ciałach nieprzytomnych pacjentów na salach pooperacyjnych, czy w sterylnych przewodach aparatów do dializ, transfuzji. Pamiętać należy, że marsz do wnętrza lecznic rozpoczynają one zwykle od śmietników, także tych z oddziałów zakaźnych. Więcej o zagrożeniach związanych z obcymi gatunkami mrówek, ze szczególnym uwzględnieniem mrówki argentyńskiej Linepithema humile, można przeczytać w artykule: "Mrówka argentyńska: Najgroźniejszy drapieżca świata czy stymulator erotycznych uniesień".

Usuwanie mrówek z ich ekosystemów również może być szkodliwe. Dino Martins, entomolog i biolog ewolucyjny, twierdzi, że mrówki żniwiarki są jednymi z najważniejszych owadów na afrykańskiej sawannie, a handel nimi z pewnością będzie miał negatywne konsekwencje dla ekologii łąk.

Sprawa belgijskich nastolatków, choć wyjątkowa z uwagi na skalę, nie była jednak pierwsza. W czerwca 2023 roku za próbę przemytu do Chin i Francji mrówek Messor Cephalotes skazano na grzywny trzech Kenijczyków, żonę jednego z nich oraz pracownika firmy pocztowej. 

Gdyby sprawa miała miejsce w innym kraju los niedoszłych przemytników mógłby być nie do pozazdroszczenia. W 2024 roku Włocha i jego syna ukarano na Sri Lance grzywną w wysokości 188 000 euro za próbę eksportu różnych owadów, a jeszcze surowiej potraktował sąd w Ekwadorze japońskiego entuzjastę motyli i karaluchów, którego w 2019 roku wysłał do więzienia na dwa lata.

Czarny rynek o wartości 20 miliardów dolarów

Wysokie kary nie powstrzymują jednak przemytników i handlarzy. Wszystko przez to, że chęć posiadania wyjątkowych pająków, ptaków, ryb, ssaków i gadów przybywa.  Codziennie na lotniskach, w portach i firmach kurierskich na świecie pojawiają się żywe zwierzęta. Okazy są częścią legalnego handlu dziką fauną i florą, którego wartość szacuje się na ponad 220 miliardów dolarów rocznie.

Równolegle do legalnej części tego biznesu kwitnie nielegalny proceder wart - jak ocenia Interpol - 20 miliardów dolarów. To jeden z największych i najbardziej dochodowych sektorów przestępczości na świecie.

Zwierzęta z czarnego rynku trafiają nie tylko do indywidualnych "pasjonatów". Wykorzystywane są również do innych celów, takich jak moda, tradycyjna medycyna i - co może zaskakiwać - właściwości narkotyczne. Okazuje się bowiem, że jedna z jadowitych ropuch jest niezwykle poszukiwana ze względu na psychodeliczne działanie jej toksyny.

"Handel dziką fauną i florą wzrósł w ciągu dwudziestu lat" - stwierdzono w trzecim światowym raporcie o przestępstwach związanych z dziką przyrodą zaprezentowanym w ubiegłym roku przez Biuro Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości (UNODC). W 169-stronicowym dokumencie zauważono, że problem dotyczy około 4000 gatunków z czego 3250 jest zagrożonych wyginięciem i objęte są międzynarodową konwencją.

Nielegalny handel owadami jest uważany za mniejszą część tego procederu. Nie ma jednak sposobu, aby dowiedzieć się, jak duży jest rzeczywiście globalny handel owadami, ponieważ nie ma scentralizowanej bazy danych przechowującej tego rodzaju konfiskaty. Nie ma jednak wątpliwości, że kolekcjonerzy i entuzjaści są skłonni zapłacić ogromne kwoty za nielegalnie importowane owady, takie jak mrówki i pająki.