Spośród ok. 9700 gatunków ptaków znanych na świecie, w Polsce w stanie dzikim żyje ponad 470, z czego niespełna połowa lęgowych, pozostałe, to gatunki u nas zimujące, sporadycznie zalatujące lub migrujące przez teren naszego kraju.
Kiedy Michał Baran, samorządowiec, biolog z wykształcenia, a z zamiłowania obserwator ptaków, wybrał się tuż po sylwestrze 2016 roku na "polowanie", nie spodziewał się, że dokona sensacyjnego odkrycia.
Na polach uprawnych między Cichawą a Grodkowicami w Małopolsce uwiecznił na zdjęciu niezwykłego ptaka. Było to drop zwyczajny (Otis tarda). Na tym terenie nie był widziany od 100 lat.
- To był zupełny przypadek - mówił wówczas lokalnym mediom Michał Baran. - Ptak mógł przywędrować od naszych południowych sąsiadów, z Węgier lub Słowacji.
Piękny okaz, największy ptak w Europie i jeden z najcięższych zdolny do aktywnego lotu na świecie. Wysoki na metr i więcej, rozpościera skrzydła na blisko 2,5 m, niektóre samce ważą ponad 20 kg - czyli więcej od łabędzi niemych, przy czym podkreślić trzeba, że samice są o wiele mniejsze i lżejsze, ważą zaledwie 4-6 kg.
Do XIX wieku dropie gnieździły się na znacznych obszarach naszego kraju, ale pod koniec stulecia ten gatunek zaczął znikać z rejonów wschodnich. Populacja zaczęła kurczyć się bardzo szybko już w pierwszej połowie ubiegłego wieku.
Na ptaki te chętnie polowali prominenci, a kłusownicy, rosnąca liczba naturalnych wrogów - lisów i rozwój rolnictwa przyspieszyły spadek ich liczebności.
Dropie są bowiem gatunkiem mało plastycznym ekologicznie i trudno przystosowują się do nowych warunków środowiska.
W Europie większe populacje dropia znajdują się w Niemczech (Brandenburgia), na pograniczu Austrii, Czech i Słowacji, w Hiszpanii, na Węgrzech i w Rosji. Próby reintrodukcji dropia podejmowane są w Wielkiej Brytanii i Szwecji.
W Polsce jeszcze w latach 30. ubiegłego wiek żyło w Polsce około 600-700 osobników. W 1958 r. naliczono 432 sztuki. W latach 1962-1979 gatunek występował już tylko w okolicach Pyrzyc i Słubic, gdzie w 1962 r. żyło 305 sztuk, w 1975 r. w naturze zaobserwowano 123 dropie, cztery lata później w Polsce gniazdowało zaledwie 25 osobników.
W latach 80. XX w. podjęto próby ratowania gatunku. 14 ptaków zamknięto w wolierze w Siemianicach. Miały dać początek programowi reintrodukcyjnemu. Jednak nocą 13 grudnia 1980 roku, ktoś wszedł do woliery i zabił 9 z trzymanych tam ptaków. Zginęły zatłuczone pałką. Śledztwo umorzono z powodu "znikomej szkodliwości społecznej czynu". Ocalałe ptaki przeniesiono do stacji w Stobnicy. Naukowcy sądzili, że ostatni drop żyjący w Polsce padł w 1989 roku.
Już w naszym wieku odnotowywano pojedyncze przypadki pojawienia się dropia w Zachodniopomorskiem.
Podobnie jednak jak jedna jaskółka wiosny nie czyni, tak i jeden drop nie oznacza, że gatunek się odradza. Wciąż grozi mu całkowite wymarcie. W Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych ma status VU - (ang. vulnerable).
W ten sposób rozpoczęła się dla Krzysztofa Podgórzaka trwająca ponad 50 lat przygoda z ptakami. Jeszcze wówczas nie wiedział, że pierwszym zaobserwowanym gatunkiem był rycyk (Limosa limosa) - miał wówczas zaledwie pięć lat. To nie był świat internetu, nawet do książek nie było łatwego dostępu. - A ja w głowie miałem tylko rozwiązanie zagadki.
Tajemnicę odkrył dopiero rok później, kiedy zaczął chodzić do szkoły podstawowej. Jednym z jego pierwszym kroków było pójście do biblioteki. - Dopadłem w niej atlas ptaków - na szczęście szybko nauczyłem się czytać, bo już w przedszkolu to potrafiłem - i przeglądając kartkę po kartce, w końcu widzę. Jest! Jest gość, który kiedyś wyciągnął mnie z podwórka. Był to rycyk. Do tej pory jeżdżę za nim każdej wiosny. Szukam i fotografuję. Najczęściej nad Biebrzą, bo to jest jego główna ostoja.
Najpierw dostrzegł nad podwórkiem dziwny cień. Później usłyszał trzepot skrzydeł, który szybko zaczął się oddalać poza płot. Bez zastanowienia pobiegł za intrygującym stworem. Na łąki, za rzekę Świder. W końcu dobrnął do małej wysepki. I tam go ujrzał. Siedział na trawie. Miał niezwykły dziób, tak samo długi jak nogi.
Dziś można powiedzieć, że mały Krzyś miał dużo szczęścia. Bowiem liczebność rycyków - średniej wielkości ptaków z rodziny bekasowatych - szacuje się w Polsce na ok. 1000 par lęgowych. I od lat systematycznie spada. Gatunek preferuje tereny podmokłe, grząskie, płycizny. Dlatego najwięcej lęgnie się ich na Bagnach Biebrzańskich oraz w dolinach Narwi, Bugu i Liwca.
Gatunek jest bliski zagrożenia wymarciem. Ma status NT (ang. near threatened) w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych. W Polsce znajduje się pod ścisłą ochroną.
Innym gatunkiem, który również "padł" łupem pana Krzysztofa, ale już w dorosłym życiu, był pomurnik (Tichodroma muraria) - gatunek niewielkiego ptaka górskiego. Występuje w górach południowej i środkowej Europy oraz zachodniej i środkowej Azji. W Polsce jest to skrajnie nieliczny ptak lęgowy. Niektóre źródła podają, że są jedynie dwie pary lęgowe, inne, że kilkanaście. Tatry to najbardziej na północ wysunięte stanowisko lęgowe tego gatunku w Europie.
- Dwa lub trzy lata temu odnalazłem pomurnika w Dolinie Kościeliskiej. Druga para lęgowa tych ptaków jest na przełomie Dunajca.
By "zdobyć" tego najrzadziej występującego ptaka w Polsce, Krzysztof Podgórzak pojechał na tydzień w Tatry. Wiedział, że ten mniejszy od szpaka ptak uwił gniazdo na jednej z turni.
- Ma przepiękne truskawkowo-malinowe skrzydła. W locie jest trochę nieporadny. Kiedy go zobaczyłem za pierwszym razem, od razu wiedziałem, że to on, bo ma inny lot niż wszystkie ptaki, troszeczkę jak motyl. Przez chwilę pomyślałem, że zaraz spadnie.
Pomurnik to samotnik, w pary łączy się jedynie w okresie lęgowym. Wije wówczas gniazdo na wysokiej, pionowej skale nad potokiem. Zimą przemieszcza się w niższe partie gór. Czasem można go też wówczas zobaczyć na ścianach budynków.
Gatunku w Europie i Azji nie jest wielką rzadkością. Dlatego w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych ma status LC (least concern - ang), czyli najmniejszej troski. W naszym kraju jest jednak pod ścisłą ochroną, a na Czerwonej liście ptaków Polski sklasyfikowany został jako gatunek krytycznie zagrożony CR (ang. critically endangered).
Zobaczenie ścierwnika (Neophron percnopterus), dużego padlinożercy z podrodziny orłosępów (Gypaetinae) w rodzinie jastrzębiowatych (Accipitridae), to prawdziwa gratka dla ornitologów. Występuje w Afryce oraz od południowej Europy po środkową i południową Azję. Choć coraz trudniej używać w jego przypadku słowa występuje. W Polsce ostatni raz widziany był najprawdopodobniej pod koniec kwietnia 2015 r. nad Puszczą Knyszyńską, a we wszystkich potwierdzonych obserwacjach ustalono, że do Polski dotarło dotychczas 11 osobników. Ale i w innych krajach staje się coraz rzadszym gościem.
W niespełna 20 lat "przeskoczył" na listach Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) o trzy pozycje - z gatunku najmniejszej troski LC (ang. least concern) w 1988 r. do zagrożonego wymarciem EN (ang. endangered) w 2007 r. Liczebność światowej populacji ścierwnika szacowano przed dwoma laty na 12 000 - 36 000 dorosłych osobników, podkreślając, że trend jest silnie spadkowy.
Z przyrody ubywa więc kolejny czyściciel. Dlaczego? Żywi się głównie padliną, ale także odchodami zwierząt. Ciekawostką jest inna jego umiejętność, potrafi rozbić twarde strusie jaja, rzucając w nie kamieniami. Oczywiście nie w Polsce, bo strusie wciąż nie są jeszcze - pomimo postępującego ocieplenia klimatu - gatunkiem ptaka polskiego.
W Afryce, gdzie przede wszystkim odbywa lęg, budował swoje gniazda w występach skalnych, nad urwiskami i szczelinach skał. Jako jeden z niewielu gatunków zakłada też gniazda na egipskich piramidach. Dawniej nielicznie zamieszkiwał także Afrykę Południową, ale wymarł.
Przed dwoma laty ścierwnik wywołał sensację w Wielkiej Brytanii - przelatywał nad wyspą St Mary's u wybrzeży Kornwalii. Była to jego pierwsza potwierdzona obserwacją wizyta w Albionie od 153 lat. - Powiedzieć, że byłem zaskoczony widząc ścierwnika, który wyłonił się z chmur nad moją głową, to nic nie powiedzieć - stwierdził w rozmowie z "The Independent" obserwator ptaków Will Wagstaff, który zdążył zrobić mu zdjęcie.
Niegdyś na polskich wodach Bałtyku zimowało do 15 proc. globalnej populacji lodówek (Clangula hyemalis) i 55 proc. światowej populacji uhli (Melanitta fusca). Ale to już przeszłość, obecnie oba te gatunki są coraz rzadziej widywane i uznano ich występowanie za zagrożone.
Lodówka, jako wyśmienity nurek - szukając pokarmu, potrafi zejść pod wodę na głębokość 60 metrów - jest szczególnie narażona na zanieczyszczenia wód. A Bałtyk do najczystszych akwenów nie należy. Szkodzi mu już sam fakt bycia morzem zamkniętym, przez co ma bardzo słabą wymianę wody z Morzem Północnym i Atlantykiem - co zabiera do 25 do 35 lat. A tym czasem każdego roku spływają do niego ścieki z dziewięciu państw, którymi jest otoczony. Do tego dodać trzeba wciąż trwający proceder wylewania wprost do morza milionów litrów ścieków ze statków pasażerskich. Trafiać one powinny do portowych oczyszczalni, ale prawo sobie, a chęć ograniczenia kosztów przez armatorów sobie.
Do tego dodać, trzeba wycieki paliwa z wraków, nie mówiąc o rosnącym zagrożeniu uwolnieniem do wód zatopionych w trakcie i po II wojnie światowej pozostałości broni chemicznej. Krótko mówiąc ekosystem bałtycki jest na skraju załamania, co wykazały liczne badania.
Takie też, między innymi, są przyczyny śmierci tysięcy lodówek, uhli i innych ptaków morskich u naszych wybrzeży. Wyniszcza je zwłaszcza choroba olejowa, powodowana kontaktem z produktami ropopochodnymi. Kiedy pióra ptaka zaczynają oblepiać oleje i inne brudy, zostaje bez naturalnej ochrony przed zimnem. Nie mówiąc o zwyczajnym zatruciu.
Oba gatunki mają status VU w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych. Są też w Polsce objęte ochroną ścisłą.
W tym smutnym zestawieniu ptaków zagrożonych, które z roku na rok się powiększa, jest także orlik grubodzioby (Clanga clanga).
Jego niska liczebność sprawia, że jest najmniej poznanym europejskim ptakiem drapieżnym.
W drugiej dekadzie XXI w. w Rosji występowało około 600 - 800 par rozmieszczonych w rozproszeniu. Na Białorusi występowało 120 - 160 par, na Ukrainie ok. 40, w Polsce do 15 par, a w Estonii do 10 (w tym kraju nastąpił trzykrotny spadek wobec stanu z końca XX w.). Nieliczne pary występowały też w Niemczech, Finlandii i na Litwie. Między różnymi populacjami zauważalne są różnice genetyczne, choć nie są one głębokie.
W Polsce skrajnie nieliczny ptak lęgowy, głównie na wschodzie. Występuje tu zachodnia granica jego zasięgu. Regularnie lęgnie się tylko w niedostępnych lasach bagiennych na Bagnach Biebrzańskich na Podlasiu, żerując na tamtejszych otwartych torfowiskach, w pozostałych regionach pojedyncze lęgi są mniej powtarzalne.
W 2019 roku stwierdzono w Polsce 13 par, z czego 10 w dolinie Biebrzy, dwie w Puszczy Białowieskiej, a jedną na Lubelszczyźnie. Najczęściej spotyka się go w czasie przelotów - wiosną w kwietniu i jesienią od września do listopada. Tylko wyjątkowo w Polsce można natknąć się na niego zimą. Kiedyś był liczniejszym gatunkiem, a w 1959 roku widziano go nawet w Bieszczadach.
Orlikom z Doliny Biebrzy ornitolodzy doczepili nadajniki satelitarne, co pozwoliło określić miejsce ich zimowania - w parku narodowym w Zambii. Populacja występująca w Polsce prawdopodobnie stosunkowo niedawno doświadczyła wąskiego gardła ewolucyjnego, czym się odróżnia od pozostałych populacji.
Gatunek ten jest narażony na wymarcie. Ma status VU w Czerwonej Księdze Gatunków Zagrożonych. Podlega w Polsce ochronie ścisłej. Ochronie podlegają także miejsca rozrodu - 200 m od gniazda przez cały rok i 500 m w okresie od 1 marca do 31 sierpnia.
Na liście Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN) ptaków zagrożonych, wśród trzech kategorii CR, EN i VU, znajduje się w sumie ponad 20 gatunków żyjących lub zimujących w Polsce. Są to odpowiednio:
CR: czajka towarzyska (Vanellus gregarius), kulik cienkodzioby (Numenius tenuirostris), trznadel złotawy (Schoeniclus aureolus)
EN: bernikla rdzawoszyja (Branta ruficollis), raróg zwyczajny (Falco cherrug), sterniczka zwyczajna (Oxyura leucocephala), ścierwnik (Neophron percnopterus), biegus wielki (Calidris tenuirostris)
VU: pelikan kędzierzawy (Pelecanus crispus), drop zwyczajny (Otis tarda), lodówka (Clangula hyemalis), orlik grubodzioby (Clanga clanga), orzeł cesarski (Aquila heliaca), trznadel czubaty (Schoeniclus rusticus), wodniczka (Acrocephalus paludicola), uhla (Melanitta fusca), głowienka (Aythya ferina), nawałnik duży (Hydrobates leucorhous), gęś mała (Anser erythropus), birginiak (Polysticta stelleri), hubara arabska (Chlamydotis macqueenii).
Bez względu na to, czy jakiś gatunek figuruje czy nie w krajowym lub międzynarodowym zestawieniu zagrożonych, to globalna liczba ptaków maleje w ostatnich latach gwałtownie i niedługo szczególną opieką otaczać będziemy musieli nawet pospolitego wróbla (Passer domesticus).
Według opublikowanych pod koniec 2021 r. badań brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (RSPB), Czeskiego Towarzystwa Ornitologicznego oraz BirdLife International liczba wróbli w Europie zmalała od 1980 r. o blisko 240 milionów. Masowe wymieranie dotknęło także pliszki żółte (ubyło niemal 100 milionów), szpaki (75 milionów), skowronki (68 milionów) i mazurki (30 milionów).
Najnowszy - sprzed kilku miesięcy - raport BirdLife International o stanie ptaków na świecie szacuje, że Ameryka Północna od 1970 r. straciła 2,9 miliarda ptaków, a Unia Europejska około 600 milionów ptaków od 1980 r. (na obszarze pięć razy mniejszym); ogólnie 49 proc. gatunków ptaków na świecie ma malejącą populację, podczas gdy tylko 6 proc. rośnie; oraz że 1 na 8 gatunków ptaków jest zagrożony wyginięciem.
Przyczyny masowego wymierania gatunków do tej pory pospolitych są oczywiste - człowiek. Badacze wskazują na zmianę praktyk rolniczych, wykorzystywanie środków chemicznych do upraw, zanieczyszczenie powietrza i wiele innych.
Mniej jednoznaczne są powody zagłady wróbli, choć i w tym przypadku rola homo sapiens jest kluczowa: zanieczyszczenia powietrza i dbałość o... ekologię. Tak, ocieplanie budynków mające zaoszczędzić energię doprowadziło do pewnych patologii. Wróble wiły bowiem swoje gniazda w każdym dostępnym zakamarku, a program termomodernizacji sprawił, że wszystko pozatykano. Wielokrotnie dochodziło też do sytuacji karygodnych. Budowniczowie zamurowywali otwory uniemożliwiając ptakom ucieczkę i skazując je na powolną śmierć w męczarniach.
Zwróciła na to uwagę nawet Najwyższa Izba Kontroli, która w raporcie o termomodernizacji z lipca 2019 r. stwierdziła wprost: "Większość spółdzielni nie przestrzegała przepisów ochrony środowiska w zakresie zapewnienia dobrostanu ptaków objętych ochroną gatunkową, gniazdujących na elewacjach termomodernizowanych budynków. Przed rozpoczęciem robót nie przeprowadzono inwentaryzacji przyrodniczej pod kątem występowania gatunków chronionych, nie występowano o zezwolenia regionalnych dyrektorów ochrony środowiska na odstępstwa od zakazów w stosunku do tych gatunków ptaków oraz nie wykonywano działań kompensacyjnych w związku z likwidacją miejsc ich gniazdowania. W konsekwencji braku stosownych działań likwidowane są miejsca gniazdowania dziko żyjących ptaków, takich jak jerzyki, czy wróble, których populacja w przestrzeni miejskiej ulega stałemu zmniejszeniu".
Na skraju wymarcia jest nawet popularny niegdyś gawron. Nie wytrzymuje niszczenia kolonii i nieustannego przeganiania z parków, skwerów i cmentarzy. - Z gawronami w miastach walczą wszyscy, od zarządców budynków, spółdzielni, czy cmentarzy, aż po władze miast - mówił przed dwoma laty w rozmowie z Interią Łukasz Wardecki z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. W ciągu 18 lat populacja gawrona spadła o 60 proc. Dziś szacowana jest na zaledwie 200 tys. par i cały czas maleje.
- Badania pokazują, że przyroda błaga o pomoc. Ochrona rzadkich i zagrożonych wymarciem ptaków zaowocowała wprawdzie kilkoma sukcesami, ale to nie wystarczy, żeby uratować liczne populacje - powiedziała cytowana przez "The Guardian" Anna Staneva z BirdLife Europe.