Do najbardziej znanych w Polsce płazińców należą tasiemce, które mogą osiągać nawet kilkanaście metrów długości. Do kolekcji dołączy wkrótce nowy, ale chyba groźniejszy. I choć na zachodzie Europy wszczęto alarm, to wciąż nikt nie wie, jak sobie z nim poradzić.
Liczba gatunków inwazyjnych, które docierają do Polski zwiększa się z każdym rokiem. Za każdym takim przypadkiem stoi człowiek. Bo nie sposób nie wskazać na niego, zarówno jako odpowiedzialnego za zmiany klimatu, jak i zawlekanie gatunków obcych przy okazji importu różnych towarów.
Teraz jesteśmy świadkami pojawienia się kolejnego wroga dla rodzimych zwierząt. Obama nungara to jeden z najpowszechniejszych i najbardziej agresywnych inwazyjnych płazińców w południowo-wschodniej części USA i na południu Europy. Pochodzący z Argentyny (początkowo mylnie wskazywano na Brazylię, gdyż był bliźniaczo podobny do występującego tam Obama marmorata). Pokryty śluzem robak płaski osiąga do 10 cm długości, wyglądem przypomina ślimaka bez muszli, tylko że walczyć z nim jest znacznie trudniej. Powszechnie występujące w polskich ogrodach, i powodujące z roku na rok coraz więcej szkód w sadach i ogrodach, ślimaki nagie: pomrów wielki (Limax maximus) i ślinik luzytański (Arion lusitanicus) to też zresztą gatunki obce, zawleczone do nas z zachodniej Europy.
Obama nungara różni się nie tylko tym, że nie jest ślimakiem. Zagraża rodzimym gatunkom wielu zwierząt, ba całemu ekosystemowi.
Mięsożerny płaziniec pożera przede wszystkim małe zwierzęta. Jego ofiarami padają ślimaki, robaki i różne owady. Szczególnie zagustował w dżdżownicach spulchniających glebę.
Problem z nim potęguje brak naturalnych wrogów na Starym Kontynencie. Nasze ptaki, jeże i inne zwierzęta chętnie sięgające po płazińce, po Obamę nungarę nawet się "nie schylają". Jest zbyt gorzka w smaku, żeby mogły się nią skusić.
Już w 1988 r. prof. Jean-Lou Justine z Narodowego Muzeum Historii Naturalnej, francuski parazytolog, ekspert zajmujący się głównie płazińcami, przeprowadził eksperyment. Obama nungara była wykładana "na talerzu" przegłodzonym kurom. Wystarczyło jedno dziabnięcie oślizgłego zwierza. - Kury wypluwały go i nigdy więcej nie próbowały jeść - mówił w prof. Justine w wywiadzie dla telewizji France3.
- Ekspansywność i agresja tego gatunku sprawiają, że Obama nungara staje się zagrożeniem dla rolnictwa w całej Europie - przekonywał.
Francuski parazytolog jest niekwestionowanym ekspertem od tego gatunku. Nic dziwnego, to właśnie Francuzi mają z nim najpoważniejszy problem. Najprawdopodobniej to w tym kraju argentyński płaziniec po raz pierwszy "postawił stopę" na Starym Kontynencie. Obecnie większa część kraju jest zarażona. Ale Obama nungara zdążył dotrzeć już w inne regiony.
O prawdziwej pladze mówią Brytyjczycy, przed trzema laty stwierdzono pierwszy przypadek wystąpienia tego robaka na Słowacji. W tym roku niemiecka Federalna Agencja Ochrony Przyrody (BfN) wydała oficjalne ostrzeżenie przed jego ich inwazją na Renem, wystarczyło parę lat od stwierdzenia pierwszego osobnika.
Według portalu iNaturalist, robaki zaobserwowano już m.in. w Badenii-Wirtembergii oraz przy granicy niemiecko-holenderskiej, w Dolnej Saksonii i Nadrenii Północnej-Westfalii. BfN dodało ostatnio do listy "podbitych terytoriów" Bawarię.
"Zainfekowane" są także Hiszpania, Włochy, Portugalia, Irlandia, Belgia i Szwajcaria.
Po siedmiu latach badań zespół kierowany przez prof. Jean-Lou Justine ustalił, że wrogie płazińce reprodukują się w tempie tysiąca robaków na hektar dziennie.
W 2020 r. francuska europosłanka Aurélia Beigneux wystosowała interpelację, chcąc dowiedzieć się, jaką Komisja Europejska ma strategię wsparcia naukowców w walce z tym gatunkiem zagrażającym rolnikom. Komisarz Unii Europejskiej ds. środowiska Virginijus Sinkevičius nie miał dla niej dobrej odpowiedzi. Przyznał wprawdzie, że "Komisja jest świadoma wpływu tych płazińców na różnorodność biologiczną", jednak "jak dotąd nie jest dostępna ocena ryzyka dla gatunku, o którym mowa w pytaniu (Obama nungara)". Dodał, że "każde państwo członkowskie może również przeprowadzić we własnym zakresie taką ocenę ryzyka".
A jakie jest ryzyko? Walka z Obamą nungarą jest przy obecnie znanych metodach w zasadzie niemożliwa. Wiadomo już, że rozmnaża się błyskawicznie i nie ma wrogów naturalnych. Natomiast - jak na razie - nie ma skutecznych środków chemicznych eliminujących tego robaka. Ich zbieranie i rozgniatanie niewiele pomaga, natychmiast wracają nowe. Niemniej ogrodnikom zaleca się wrzucanie okazów Obamy nungary do wody z mydłem, by je unicestwić. Zabijanie za pomocą szpadla nie jest skuteczne. Jeśli jedna z części płazińca ma co najmniej centymetr długości, może żyć dalej jako osobny organizm.
Najprawdopodobniej obcy płaziniec dotarł już też do Polski, tylko jeszcze nikt tego oficjalnie nie potwierdził. - Niestety nie ma u nas ekspertów, którzy nim się zajmują - stwierdza Rafał Maciaszek ze Szkoły Głownej Gospodarstwa Wiejskiego, który od lat zajmuje się gatunkami obcymi, prowadzi też profil na Facebooku - Łowca Obcych.
Tymczasem, podobnie jak w przypadku biedronki azjatyckiej (Harmonia axyridis), inwazja może być błyskawiczna i w ciągu paru lat przysporzyć gigantycznych kłopotów.
Rafał Maciaszek podkreśla, że nie można ustawać w walce z inwazyjnymi gatunkami obcymi. - Człowiek naśmiecił, człowiek musi posprzątać - stwierdza. Przyznaje jednocześnie, że w wielu przypadkach może to być bardzo trudne. Nadzieję pokłada w nauce. Mówi na przykład o opracowywanej metodzie sterylizacji kotów za pomocą tylko jednego zastrzyku. Być może w podobny sposób uda się powalczyć z "najazdem" np. szopów praczy roznoszących groźne dla człowieka pasożyty i trzebiące rodzime ptactwo.
Czytaj więcej: Glista szopia: Przez jelita, wątrobę, płuca do oczu i mózgu
Sam podaje przykład walki z rakiem marmurkowym (Procambarus fallax), który na lądzie potrafi przegonić lisy z ich nor. Populację tego inwazyjnego gatunku na Lubelszczyźnie udało mu się zlikwidować za pomocą sójek. Stało się to przez przypadek, podczas jednych z badań zwrócił uwagę na te ptaki i uświadomił sobie, że to krukowate, więc stworzenia bardzo inteligentne. Nauczył je po prostu polować na te skorupiaki. Wprawdzie tych żyjących w wodzie nie pokonał, to jednak i tak można mówić o sukcesie. Zwłaszcza uświadamiając sobie, jakie problemy stwarzały one na lądzie. Do dziś w Niemczech są miejsca, w których te stworzenia rozkopują np. całe cmentarze. Ale to już temat na zupełnie inną opowieść.
O konieczności walki z gatunkami obcymi mówi również dr Wojciech Solarz z Instytutu Ochrony Przyrody PAN w Krakowie, który inwazyjnymi stworzeniami zajmuje się od 24 lat. On również zdaje sobie sprawę, że z niektórymi gatunkami już nie wygramy. - Przy obecnej skali obrotu towarów, przepływu ludzi, to my tego nie powstrzymamy całkowicie.
- Nie da się ich pozbyć. Nie ma się co czarować. Możemy zapobiegać, odciąć dopływ nowych gatunków i osobników tych gatunków, które już u nas są - dodaje.
Dlatego jego zdaniem trzeba mądrze wydatkować pieniądze i humanitarnie ograniczać ich występowanie, zwłaszcza w takich miejscach, w których przyniosą jakiś efekt - w parkach narodowych i na obszarach Natury 2000.
Podkreśla, że nie da się problemu rozwiązać raz, a dobrze. - To praca ciągła. Ale długoterminowa kontrola liczebności ma sens.
Chwali nowe przepisy, zgodnie z którymi za sprowadzenie do Polski inwazyjnego zwierzęcia grozi nawet do miliona złotych kary.
Trzeba jednak podkreślić, że nie tylko Obama nungara zagraża plonom. Polscy rolnicy od kilkunastu lat zmagają się z wieloma plagami powodowanymi przez inwazyjne gatunki. Już teraz przygotowują się na jesienne starcie z biedronką azjatycką (Harmonia axyridis).
Po raz pierwszy pojawiła się w 2006 r. w Poznaniu. Rok później dotarła na Mazowsze i Dolny Śląsk, a już w 2008 roku występowała w niemal całym kraju. Dziś ostrzegają przed nią Lasy Państwowe.
Biedronka azjatycka nie tylko wypiera rodzime dwu- czy siedmiokropki. Wprawdzie skutecznie ogranicza populacje mszyc, ale żeruje na owocach. Istnieją obawy, że może stać się uciążliwym szkodnikiem sadów owocowych i winnic. Ona, podobnie, jak Obama nungara, praktycznie nie ma naturalnych wrogów, a zastosowanie w walce środków chemicznych oznaczałaby niestety zagładę populacji rodzimych gatunków biedronek.
Ponadto biedronka azjatycka częściej potrafi ugryź człowieka i wywoływać reakcje alergiczne i prowadzić do zapalenia spojówek, astmy, pokrzywki i obrzęku naczynioruchowego. Może być też wektorem groźnych patogenów.
Mimo wszystko dr Solarz jest pełen nadziei. - Kiedy zacząłem się przed laty tymi sprawami zajmować, to nikt tego nie traktował jako problemu w Polsce, nie było mowy o żadnych przepisach, zerowa świadomość. Przez ćwierć wieku sytuacja zmieniła się diametralnie. Mamy osobny akt prawny poświęcony gatunkom obcym.