Pierwsze razy u Disneya, czyli gra na emocjach

Reklama

Walt Disney Animation Studios, bo pod takim szyldem wydawane są głośne animacje pełnometrażowe, jest najstarszym studiem animacji na świecie. Czyli Disney był bez wątpienia pierwszy i jako pierwszy także zrealizował wizję "dorosłego" filmu animowanego, potocznie nazywanego bajką (z częstym dodatkiem dla dzieci).

Tylko czy Disney naprawdę jest dla dzieci? Albo czy tylko jest dla dzieci? Wszystko zależy od tego, czego w filmach szukamy. Emocji? Łez? Wzruszeń? Czy możemy poczuć związek z narysowaną bohaterką i przeżywać jej uniesienia tak jak dzieje się to w przypadku filmów z aktorami? Co ciekawsze, czy potrafimy spojrzeć i przeżywać po ludzku wielkie historie opowiedziane przez futerkowe stworzenia?

Na jednym się nie kończy

Reklama

Ile razy jesteśmy w stanie obejrzeć ten sam film? Nawet jeśli jest to nasza ulubiona produkcja, wracamy do niej co jakiś czas. Kto ma jednak dzieci, ten wie, że Kraina Lodu lub Vaiana mogłaby być odtwarzana w pętli. Pytanie, komu się szybciej znudzi, dorosłym, czy dzieciom? I kto częściej myśli: dobrze, jeszcze jedna piosenka i wyłączamy. A potem kolejna i kolejna.

Muzyka jest nierozłącznym składnikiem, disneyowskich "bajek". To nie tylko wspaniałe melodie, teksty, ale i spryt. Doskonale wyliczony algorytm, dzięki któremu piosenka pojawia się dokładnie w tym miejscu, kiedy uwaga dziecka mogłaby się rozproszyć, a tym samym oderwać malucha od oglądania. Ale utworom daleko do prostych melodyjek śpiewanych drażniącymi głosami.

- W muzyce jest niesamowita moc. Można uruchomić dowolne obrazy, a byłyby dłużące się i nudne. W chwili, gdy połączy się z nimi muzykę, ożywają w sposób, jakiego nie dałoby im nic innego  - podkreślał za życia Walt Disney.

Pierwsze takty wprowadzają cały klimat i budują emocje, jakie będą nami rządzić w filmie. "Krąg życia" od razu zapowiedział, że Król Lew będzie o czymś poważnym, a serce do ostatnich minut nie przestało bić w rytmie Nants Ingonyama Bagithi Baba (tak, tam nie ma "aaaa cywenia"). W Pocahontas natomiast przejście z europejskich, irlandzkich przyśpiewek do świata dźwięków rdzennych amerykanów było jednocześnie oddzielone i zlane w jedność tak jak opowiedziana tam historia.

Pierwsza oskarowa nominacja (Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków) była właśnie za muzykę, a pierwszy "animowany" Oskar trafił do WDAS za piosenkę z Pinokia. A potem w kolejnych latach, a aż do ostatniego magicznego Encanto przeplatały się nominację z nagrodami za najlepsze ścieżki dźwiękowe, utwory, wyśpiewane przez największe światowe gwiazdy. Elton John, Phil Collins, Sting, Aurora zabawili się z rysunkowymi postaciami, oddając im swoje głosy... ale tylko na czas piosenki.

Pierwsza zmiana "na planie" następuje właśnie podczas śpiewania. Dubinggiem zajmują się aktorzy, śpiewają zawodowcy - każda część oddana jest profesjonaliście. I tak "Kolorowy Wiatr" w polskiej wersji wyśpiewała Edyta Górniak, ale Pocahontas mówiła głosem Małgorzaty Foremniak, tak samo jak Elsą z Krainy Lodu jest Lidia Sadowa, ale partie wokalne należą do Katarzyny Łaski.

Z ciekawostek, na początku Kraina Lodu miała być historią zimnej Królowej Śniegu, ale Elsa otrzymała tak doskonały utwór, że twórcy uznali, iż nie może należeć do złej postaci. I dlatego dźwiękowo w filmach Disneya wszystko idealnie gra. 

Zabawa ze śmiercią

Disney uwielbia uśmiercać. Nie byłoby nadużyciem stwierdzenie, że twórcy idą na łatwiznę. W końcu zabijając rodziców, zmuszając małego jelonka Bambi do rozstania z mamą i radzenia sobie w strasznym świecie trudno nie wywołać emocji, a jak te się pojawią, związujemy się z tym, co oglądamy.

Niewiele jest u Disneya księżniczek, które mogą cieszyć się szczęśliwym dzieciństwem z rodzicami. Ci albo już nie żyją, albo dla "dobra" fabuły za chwilę umrą (ukochany tata Kopciuszka). Bella, Ariel, Pocahontas wychowują się bez mam. Jeśli jednak pomyślimy o pierwszej scenie śmierci w bajce dla dzieci, od razu widzimy Mufasę, którego bezskutecznie próbuje obudzić przerażony Simba.

Spróbuj nie płakać na Królu Lwie - to wzywanie niezwykle trudne nawet dla dorosłych. Disney pokazał nie tylko śmierć rodzica, ale i okrutne morderstwo. Wszystko to na oczach kilkulatków. W Wielkiej Brytanii film oznaczany jest klasyfikacją "U", czyli  nie jest zalecany dla dzieci poniżej 4 roku życia. W Polsce bez ograniczeń, z lekką sugestią kin czy rodziców, że może nie oglądać wcześniej niż po 6 urodzinach. Odważny pomysł, który opłacił się wytwórni. I chyba pokoleniu, które Króla Lwa widziało w kinach - dla wielu był to pierwszy ważny film w życiu. A historia? To nic innego, jak uproszczona adaptacją Szekspira. Simba jest pierwszym w historii biegającym po dżungli Hamletem z grzywą.

Jeśli coś kończyć, to tylko z fajerwerkami. I tak powstał ostatni klasycznie rysowany film - powtarzający schemat Króla Lwa, ale przenoszący opowieść do lasu, gdzie rządzą niedźwiedzie. Mój Brat Niedźwiedź z 2003 roku (który początkowo jak Mufasa miał być ojcem) osadzony jest w klimacie Alaski, wśród rdzennych jej mieszkańców. Chłopiec, który przekonany, że jego brat został zabity przez niedźwiedzia, mści się na zwierzęciu, mordując je (tak, to dalej film dla dzieci). Za karę duchy zamieniają go w misia, a widz obserwuje jego przemianę.

Śmierci nie brakuje w Krainie Lodu, w końcu cała historia sióstr oparta jest na tragedii, jaka je spotkała. Młode kobiety straciły rodziców, musiały stać się dorosłe, zacząć walczyć o siebie. Odkryć, co jest w życiu ważne. Zarówno pierwsza jak i druga część skupia się na stracie, ale pokazuje, że jest siła, która pozwala się podnieść. W jednej ze scen Anna traci (albo myśli, że traci) wszystko - siostrę, przyjaciela. Jednocześnie wie, że musi się podnieść. To wtedy wyśpiewana zostaje piosenka, która nie stała się hitem na miarę "Mam tę moc", a pierwszy raz pokazuje, jak wiele tej mocy człowiek w sobie ma.

I może to jest najlepsza odpowiedź na pytanie, po co dzieciom pokazywać tak bolesne straty. Bo prędzej czy później ich doświadczą i może przypomną sobie, że ich bohaterka znalazła siłę. I one też mogą ją znaleźć.

Kobieta na pierwszym...

...miejscu z bronią. Disney dba o dziewczyny. Choć można odnieść mylne wrażenie, że kobiety w filmach Disneya sprowadzone są do głupiutkich i liczących na mężczyzn mimoz. Wszystko przez stereotyp księżniczki i to, że te pierwsze urodziły się (jako ekranowe postacie) w czasach, kiedy na świat (ten kobiecy) patrzono inaczej. 

O tym, jak rozluźniały się ich gorsety można przeczytać tutaj: Link

Ale skoro o pierwszych razach, to warto poruszyć temat broni. Obecnie często spotyka się wizję rodzicielstwa, która nie tylko zabrania dzieciom sięgania po plastikowe pistolety, miecze i łuki, ale całkowicie stara się chronić najmłodszych przed jakimkolwiek obrazem przemocy. A ta przecież jest i będzie i człowiek musi nauczyć się ją rozpoznawać i oceniać.

Disney w swoich filmach konsekwentnie wyznacza granicę pomiędzy dobrem a złem i tego uczy młodych widzów. Także tego, że czasem trzeba o dobro walczyć. O dobro, przyjaźń, miłość. A jeśli są prawdziwe, nawet coś cennego poświęcić.

Co ciekawe, w porządną broń wyposaża Disney właśnie kobiety. Oczywiście mężczyźni mają swoje mieczyki - Piotruś Pan, młody Artur, John Smith - wszyscy wymachują swoim orężem, ale to panie dokładnie wiedzą jak i kiedy jej używać.

Mulan można nazwać pierwszą wojowniczką - dostała zbroję, miecz i bez większego wysiłku pokonywała kolejnych przeciwników. Siłą, ale przede wszystkim mądrością i sprytem, których - no cóż - tak często Disney pozbawia mężczyzn.

Przełomowa pod względem waleczności była jednak Merida właśnie Waleczna. Brakowało jednak jej godnego przeciwnika, a Disneyowi jeszcze kilku filmów, by pokazać naprawdę ostre starcie dwóch silnych postaci. I tak na arenę wkroczyła Raya (Raya i ostatni smok z 2021 roku). 

Coco jest inne, a miłość może krzywdzić

Było o śmierci, ale zabrakło tam miejsca na film Coco. Bo w Coco, choć przenosimy się do świata zmarłych, a rozsypujące się kościotrupy wypełniają cały ekran, nie jest to film, w którym śmierć ma znaczenie. Albo nie ona gra pierwsze nuty. Choć rozstanie owszem.

Historia Miguela, 12-latka z Meksyku jest opowieścią o walce o to, w co się wierzy i co się kocha. Ryzykując, czasem się bojąc i na pewno poświęcając to, co bezpieczne.

Disney nie boi się poruszać wątków trudnych, jednak o tym, że miłość rodziny - do dziecka, wnuka - może być toksyczna nigdy wcześniej nie powiedział tak wyraźnie. W Coco dużo jest uczucia, dużo czułości, ale jakaś wizja "starszyzny" zabija (albo skoro postać jest silna) to co w młodym człowieku cenne. Miquel musi udawać, ukrywać swoje ja, bo rodzina nie akceptuje jego wyborów. W Coco nie ma przeciwników, nie ma klasycznej walki dobra ze złem, jest walka z tym, czym jest miłość i dobro, a czym nam się może wydawać, że jest.

Wątek kontynuowany jest w Encanto. Pod płaszczykiem miłości do rodziny ukryte są prawdziwe problemy, wygórowane oczekiwania, ocenianie, brak szacunku i bolesne wykluczenie. W piosenkach, bo to ogromna siła tego filmu (jak wielu poprzednich), pokazana jest presja, depresja i konieczność zrezygnowania z siebie, dla wymagań rodziny. A potem się wszystko sypie. Czy Encanto kochają dzieci? Tak! Ale to dorośli po tym filmie widzą więcej. 

Pierwszy pocałunek, pierwszy raz z aktorką porno

O pocałunkach w filmach Disneya mógłby powstać osobny artykuł. Pierwszy, już w pierwszym filmie, najbardziej namiętny i jednocześnie dramatyczny - w Pocahontas, nosami - w Królu Lwie, czuły - w Zaplątanych... a potem. Długo, długo nic. Bohaterki przestały się całować, bo mają inne ważne zadania.

 

O co chodzi z aktorką znaną z filmów dla dorosłych? Disney dba o to, by ich filmy odnajdywały się w różnych kulturach. W Zootopii zmienił zwierzęta będące telewizyjnymi prezenterami, zmienia sporty oglądane zgodnie z preferencjami widowni czy nawet potrawy na talerzu. Ale pierwszy raz zmienił nazwę ze względu na pornobranżę. 

Często pada pytanie, dlaczego Vaiana nazywana jest czasem Moaną. Choć wytwórnia tłumaczy się prawami autorskimi, nieoficjalnie wiadomo, że wszystko przez włoską aktorkę. Otóż w latach 80. i 90. jedną z najpopularniejszych porno gwiazd była niejaka Moana Pozzi, a Disney wolał uniknąć niedogodności przy wyszukiwaniu w internecie informacji o swoim filmie. I tak bohaterka w Europie otrzymała inne, bezpieczniejsze imię. 

Pierwsza Afroamerykanka, pierwsza okularnica

Księżniczka i żaba była najgłośniejszym pierwszym razem Disneya. Media na całym świecie zauważyły, że w 2009 roku powstał film o czarnoskórej księżniczce. I wspaniale, tylko gdzieś po drodze zapomniano, że każdy film Disneya, gdzie bohaterami są ludzie, jest pierwszym filmem o danej kulturze. Mamy Vaianę (2016) - pierwszą  prawie Polinezyjkę, Lilo (2002) - pierwszą Hawajkę, Pocahontas (1995) - pierwszą rdzenną amerykankę, Mulan (1998) - pierwszą Azjatkę, Mirabel (2021) - pierwszą Kolumbijkę. Czy Afroamerykanka pojawiła się zbyt późno? Możliwe. Ale Disney nie dyskryminuje ras, po prostu szuka w ich kulturze odpowiednich historii, a gdy je znajdzie, powstają dzieła (pominę kontrowersje związane z czasami, w których zaczynała się przygoda studia).

To co z okularami? Oczy i włosy - coś, co jest bardziej nierealne u Disneya niż same magiczne kamienie i smoki (Raya i ostatni smok). Po latach memów wyśmiewających idealne fryzury, za wielkie oczy i zbyt gładką cerę narysowanych bohaterek, na scenę wkracza Mirabel. Okularnica, z krótkimi włosami, lekko puszysta (albo w ubraniach słabo podkreślających idealną sylwetkę). I zamiata kurz po swoich poprzedniczkach, a nie jest nawet księżniczką.

W Moim magicznym Encanto Disney wprowadził postać, która zaprzeczyła wszelkim dotychczasowym standardom. Pierwsza bohaterka w okularach sięgnęła wysoko po Oskara, ale nie to było jej największym sukcesem.

Jednak, czy film pokazał, że można inaczej, że można o czymś innym? Takie można odnieść wrażenie, bo wygląd Mirabel to sugeruje. Ale czy Encanto jest mądrzejsze niż poprzednie produkcje? Nie, jest inne, opowiada inną, tak samo piękną, wzruszającą i uczącą historię. Czy jest wyjątkowe? Tak, bo opanowało media społecznościowe, tak, bo do kina ściągnęli dorośli, sami, chętnie, bez dzieci. To coś, czego nieśmiało próbował dokonać Coco, ale potrzebna była dzielna okularnica.

Czy można polubić Disneya jeśli się go nie lubi, bo jest zbyt dziecinny, kolorowy, nieartystyczny? Pytanie, co my dorośli w nim zobaczmy. Czy tylko nasycone kolorami obrazy, tak odbiegające od trendu na poprawność i minimalizm? Czy spojrzymy na historie, które z każdym kolejnym filmem opowiadają więcej i bardziej?